„Mój mąż żył na 2 domy. W Polsce miał mnie, a w Czechach drugą żonę, dzieci i wnuki. Twierdził, że kocha nas obie"

Mój mąż żył na dwa domy fot. Adobe Stock, Вадим Пастух
„Zbyszek był pewien, że o jego małżeństwie ze mną nikt się nie dowie. Pytałam go w kółko, jak sobie wyobrażał dalsze życie. Oszukał i zranił nas obie, a sprawiał wrażenie, jakby to jego spotkała niezasłużona krzywda”.
/ 16.01.2023 10:00
Mój mąż żył na dwa domy fot. Adobe Stock, Вадим Пастух

Kiedy ktoś pytał, jak się poznaliśmy, opowiadałam zmyśloną historyjkę. Na szczęście nikt nie pamiętał, że wpadliśmy na siebie ze Zbyszkiem na stypie po moim pierwszym mężu...

To prawda, nie byłam zrozpaczoną wdową, ale też Bogdan był alkoholikiem i życie z nim – niech spoczywa w spokoju – było czasami prawdziwym koszmarem. Zbyszek był kucharzem w restauracji, w której odbywała się stypa. To dlatego żałobnicy go nie widzieli i mogliśmy potem wmawiać wszystkim, że poznaliśmy później na targach zdrowej żywności.

Ze Zbyszkiem wszystko było inne niż z Bogdanem

Po pierwsze: on miał pracę. Trudno mi było się przyzwyczaić, że nie zawsze ma dla mnie czas. Bogdan w zasadzie nie miał nic oprócz czasu. A mój nowy mężczyzna albo pracował w restauracji albo jeździł na targi, albo spędzał weekendy na kolejnych kursach i szkoleniach.

– Muszę iść na kurs kuchni gruzińskiej dla profesjonalistów – mówił, planując kolejny miesiąc, w którym wszystkie weekendy miał mieć zajęte. – Kucharz jest jak lekarz, ciągle musi się szkolić!

Pogodziłam się więc z tym, że nie zawsze może spędzać ze mną czas. Zresztą, miałam pięćdziesiąt jeden lat, potrafiłam sobie zorganizować zajęcia. Kiedy Zbysio zaczął mówić o ślubie, byłam zdziwiona. W naszym wieku? Po co niby mielibyśmy się pobierać?

– Bo cię kocham – odpowiedział. – I chcę się z tobą zestarzeć.

– Mam wrażenie, że już zaczęliśmy się razem starzeć – zażartowałam.

Musiałam jednak przyznać, że kwitłam przy nim

Byliśmy jak zakochane gołąbki, on przynosił mi kwiaty i gotował dla mnie, ja robiłam mu drobne niespodzianki i wymyślałam różne pikantne sposoby na to, byśmy dobrze bawili się w sypialni. Przy nim odkryłam nową siebie, spontaniczną, zmysłową, wesołą. Ślub wzięliśmy w obecności przyjaciół.

Ani jego, ani moi rodzice już nie żyli, więc byli tylko moja siostra i jego brat oraz kilkoro znajomych. Zbyszek nie miał dzieci, a mnie z córką od lat się nie układało.

– Szkoda, że nie masz dzieci – powiedziałam do niego któregoś razu. – Wiesz, bardzo bym chciała być babcią.

Rzucił uwagę, że przecież mogę nią zostać w każdej chwili, bo Ola pewnie niedługo urodzi dziecko albo i kilkoro.

– To nie takie proste – odparłam. – Moja córka nie znosi dzieci i nie planuje ich mieć. Nie będziemy mieć raczej wnuków.

Zrobił dziwną minę. Pół roku po naszym ślubie Zbyszek dostał propozycję pracy w Anglii. Ale nie zamierzał wyjeżdżać z Polski.

– To restauracja w Soho. Szukają kucharza od czwartku do niedzieli. Chcą, żebym tam latał co tydzień. Płacą za bilety do Londynu, dają lokum i dość dobre wynagrodzenie. Ale nie chodzi o pieniądze. Wiesz, taka praktyka jest mi potrzebna do otworzenia własnej restauracji.

To było jego marzenie: własny lokal

– Malutka knajpka. Kuchnia europejska – snuł fantazje. – Trochę śródziemnomorskiej z przewagą włoskiej, ale też bałkańska i odrobina naszej.

Nie oponowałam. Przyzwyczaiłam się do jego częstych wyjazdów. Tu targi, tam szkolenie, jakaś praktyka przy wielkim mistrzu. Zbyszek miał ambicje i marzenia, a ja byłam z niego dumna. Uznałam, że przecież będziemy razem przez połowę tygodnia, po prostu będziemy starać się przeżywać wtedy wszystko intensywniej.

Ta jego współpraca z angielską restauracją nie trwała długo, jakieś pięć miesięcy, kiedy zdecydowałam się zrobić mu niespodziankę. Kupiłam bilety lotnicze, spakowałam bagaż i w sobotę rano poleciałam do Londynu. Horrendalnie droga taksówka zawiozła mnie do eleganckiego lokalu tuż przed godzinami otwarcia.

Spodziewałam się, że Zbyszek zaraz się pojawi w pracy i szykowałam się na jego minę, kiedy zobaczy mnie na kamiennej ławeczce przed jego restauracją! Niestety, zaczęli schodzić się inni pracownicy, potem pierwsi goście, a mojego męża nie było.

Nie rozumiałam, co się dzieje

W końcu zainteresował się mną jeden z kelnerów, który widział, że od prawie trzech godzin siedzę w tym samym miejscu. Słabo znam angielski, ale udało mi się powiedzieć „Zbigniew”, „mąż” i „ja, żona”. Chłopak w końcu zrozumiał, bo rozpromienił się i na migi pokazał mi, że mam wejść do lokalu.

– To żona Zbigiego! – powiedział do kolegów, przeprowadzając mnie przez kuchnię. – Zbigi po północy, teraz Armin – pokazał na ciemnoskórego kucharza. – Rozumiesz? Zbigi potem.

Zrozumiałam i odetchnęłam. Wszystko było w porządku, po prostu w Londynie knajpy są otwarte do późnej nocy i kucharze pracują na zmiany. Dostałam stolik przy drzwiach do kuchni i porcję lokalnego przysmaku. W sumie miało to być trochę inaczej, ale nie narzekałam. Cieszyłam się, że zaskoczę męża.

Zamiast tego, zaskoczyła mnie wysoka blondynka z plakietką „Manager”. Towarzyszyła jej druga kobieta w stroju kelnerki. Menedżerka spojrzała na mnie ostro i szczeknęła coś w stronę kelnerki.

– Dobry wieczór – powiedziała po polsku. – Mam tu tłumaczyć. Co pani tu robi?

– Czekam na męża – wyjaśniłam, ciesząc się, że ktoś tu mówi po polsku. – To Zbigniew, kucharz. Przyleciałam dzisiaj z Polski, on się mnie nie spodziewa, ale…

Kelnerka dała mi znak ręką, żebym przerwała i przetłumaczyła moje słowa. Jej szefowa wytrzeszczyła oczy, zabulgotała coś niezrozumiale, a kelnerka bezradnie rozłożyła ręce.

– Powiedziała pani, że jest żoną Zbigiego? – dopytywała się.

– Tak. Jeden z kelnerów mnie tu zaprosił, o tamten – wskazałam chłopaka, który mnie usadził przy stoliku.

Znowu ożywiona dyskusja i informacja, że ten kelner jest tu od trzech dni na zastępstwo. Potem kolejne pytanie, dlaczego powiedziałam, że jestem żoną Zbigiego.

Byłam zbita z tropu

– My znamy żonę Zbigiego – przetłumaczyła kelnerka, przyglądając mi się nieco nachalnie. – To Czeszka. Pracowała u nas. Kim pani jest? I co pani tu robi?

Roześmiałam się. Czeszka? Żona? To musiało mieć jakieś wyjaśnienie. Może to była inna restauracja i pracował tu jakiś inny kucharz Zbigniew? Ale zaraz przyszła straszliwa refleksja. Moment, a może on przedstawił tu jakąś kobietę jako swoją żonę? Może miał kochankę, ale wszystkim mówił, że to żona?

– Mój Boże… – poczułam, że zaraz zemdleję… – To jakieś nieporozumienie. Jak Zbigniew przyjdzie, to potwierdzi, że naprawdę jestem jego żoną – powiedziałam słabo.

I wtedy dowiedziałam się, dlaczego menedżerka ani kelnerka mi nie wierzą.

– Byłam u nich w domu – powiedziała szefowa Zbyszka. – Jego żona poleciła nam go do tej pracy.

Zamknęłam oczy. To nie mogło się dziać naprawdę. To musiała być jakaś pomyłka! Menedżerka nie zamierzała czekać na zjawienie się Zbyszka. Natychmiast zaczęła do niego wydzwaniać i trajkotać coś szybko po angielsku. Jej wyraz twarzy i ton głosu mówiły mi, że żąda natychmiastowych wyjaśnień.

Zbyszek zjawił się w ciągu kwadransa. Na mój widok na chwilę ukrył twarz w dłoniach, a potem spojrzał w sufit, jakby oczekiwał pomocy z niebios.

– Dlaczego tu przyjechałaś?! – zapytał oskarżycielskim tonem. – Co tu robisz? To Londyn! My mieszkamy w Polsce!

– Zbyszek! – przerwałam mu. – Dlaczego te kobiety mówią, że masz jakąś inną żonę? Co to wszystko znaczy?

– Bo mam – powiedział. – Jestem żonaty w Anglii. To długa historia…

Nie wierzyłam własnym uszom. Ten mój ukochany Zbyszek, którego sądziłam, że znam jak samą siebie, był żonaty od dwudziestu jeden lat, miał dwoje dorosłych dzieci i wnuczkę. Jego żona urodziła się jako obywatelka Czechosłowacji, potem została obywatelką Republiki Czech. Pobrali się w Ołomuńcu, a potem mieszkali w kilku różnych krajach.

Ona też była kucharką i często pracowali razem

– Dwadzieścia jeden lat?

Nie mieściło mi się to w głowie.

– Ale… dlaczego? Przecież skoro miałeś żonę, po co zacząłeś się ze mną spotykać?!

Nie umiał tego wyjaśnić. Mówił, że się we mnie zakochał. I że chciał być w moim życiu na stałe. Dlatego wymyślił, że się ze mną ożeni. Sprawdził, że nie ma czegoś takiego, jak centralny rejestr związków małżeńskich.

Bigamia jest zakazana w Europie i grozi za nią kara więzienia, ale najpierw trzeba kogoś na niej przyłapać. A Zbyszek był pewien, że o jego drugim małżeństwie ze mną nikt się nie dowie. Pytałam go w kółko, jak sobie wyobrażał dalsze życie. Unikał mojego spojrzenia, był wyraźnie skołowany.

– Ja po prostu kocham was obie. Ona jest od zawsze moją żoną – ledwie udawało mi się tego wszystkiego wysłuchać. – Mamy syna i córkę, urodziła nam się wnuczka. Ale od kiedy dzieci poszły z domu, żyliśmy osobno. Pojechałem do Polski, żeby przemyśleć to wszystko i spotkałem ciebie. I samo tak jakoś to wszystko się to potoczyło.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że Zbigniew nawet nie umiał wyjaśnić, dlaczego to zrobił. Oszukał i zranił nas obie, a sprawiał wrażenie, jakby to jego spotkała niezasłużona krzywda. Miał pięćdziesiąt pięć lat, a miałam wrażenie, że siedzi przede mną kilkuletni chłopczyk, który skusił się i ukradł batonika ze sklepu, a teraz żałuje.

Tylko nie tego, że ukradł, a że dał się przyłapać…

Zbigniew chciał wracać ze mną do Polski, ale zaczęłam krzyczeć, żeby nawet o tym nie wspominał. W świetle prawa nasze małżeństwo nie zostało zawarte i nie miało skutków prawnych.

– Wiesz, że za to, co zrobiłeś, grozi więzienie? – zapytałam go jeszcze na koniec. – Możesz pójść za kratki!

Patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, dlaczego jestem dla niego taka okrutna.

– Przecież ja to zrobiłem z miłości – szepnął. – Kocham cię...

– A Sylvę? – zapytałam o pierwszą żonę.

Powoli docierało do mnie, że ja do niego nic już nie czuję.

– Ją też kochasz?

– Tak. Ją też.

Spuścił głowę, a ja po prostu bez słowa odeszłam. Nie biegł za mną. Włożyłam całą siłę woli w to, żeby się nie obejrzeć. Zbigniew próbował do mnie dzwonić, więc zmieniłam numer. Po powrocie do kraju poszłam do prawnika.

– W Polsce w ostatnich latach było kilka udowodnionych przypadków bigamii – powiedział mecenas. – Zawsze kończyło się na grzywnie i zasądzeniu kosztów sądowych. Nie musi pani nic robić, bigamię ściga się z urzędu.

I Zbigniew zapłacił grzywnę. Tysiąc złotych i sto osiemdziesiąt złotych kosztów sądowych. Ja dostałam orzeczenie sądu, że moje małżeństwo zostało unieważnione. Prawnik poinformował mnie, że mogę domagać się od Zbigniewa alimentów przez kolejnych pięć lat.

Darowałam to sobie. Znajomym i rodzinie mówiłam, że to był zwykły rozwód. Nie zniosłabym upokorzenia, gdyby wyszło na jaw, że mój mąż był bigamistą. Prawdę o tym, co zrobił Zbigniew, powiedziałam tylko siostrze. Chociaż to wszystko wydarzyło się dwa lata temu, nadal myślę, że byłam idiotką z tą swoją niespodzianką w Londynie.

Po co ja w ogóle to wymyśliłam?

Przecież gdybym tam nie pojechała, nadal miałabym kochającego męża, żyłabym sobie jak w puchu przez moje trzy do czterech dni w tygodniu i cieszyła się myślą o tym, że mam z kim spędzić starość. Okrutna prawda jest taka, że ja naprawdę kochałam Zbyszka.

Odkryłam przy nim nową siebie i bardzo ją polubiłam. Czułam się dobrze jako jego żona, kochanka i przyjaciółka.

– Niestety, to wszystko była iluzja – powiedziałam do mojej siostry. – To tak jakby nigdy się nie zdarzyło.

Elka przechyliła głowę.

– Ale go kochałaś, prawda? Zatem nie możesz tak do końca żałować tego, co się stało. A poza tym pamiętaj, że do trzech razy sztuka – mrugnęła do mnie i nie mogłam się nie uśmiechnąć. – Jeszcze znajdziesz kogoś odpowiedniego na jesień życia – pocieszała mnie.

Może i tak, przecież tak na naprawdę jeszcze nawet nie zaczęłam się starzeć. Jest szansa, że dopiero spotkam tego właściwego mężczyznę.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA