Nie do wiary, że za niego wyszłam. Byłam ślepa, czy nie przeszkadzało mi to, jaki jest? A może nie sądziłam, że będzie miał aż taki wpływ na moje życie. Że będzie dobierał mi przyjaciół, decydował o wszystkim.
Michał mnie rozczarował
Jest taki interesowny! Coraz wyraźniej widzę, że nie liczą się dla niego charakter człowieka ani szczera przyjaźń, ale pieniądze, pozycja i stanowisko. Dziwię się, że wcześniej tego nie zauważyłam. Może byłam wtedy jeszcze bardzo zakochana i nie dostrzegałam jego wad? A może to on się zmienił?
Wydaje mi się, że kiedyś nie przykładał aż tak wielkiej wagi do tego, z kim się spotykamy. Teraz, niestety, jest inaczej. Zawsze byłam osobą towarzyską. Mam wielu znajomych, staram się utrzymywać kontakty z koleżankami i kolegami ze szkoły, ze studiów. Nie obchodzi mnie, gdzie pracują, co mają.
Ważne jest tylko to, że są weseli, mili. I że można na nich liczyć w każdej sytuacji, o wszystkim pogadać, wspólnie się pośmiać. Przyjaźń z niektórymi z nich trwa już kilkanaście lat.
Mąż też nie jest samotnikiem
Lubi towarzystwo. Nawet bardzo. Gdy tylko ma wolny czas, zaraz wydzwania i organizuje jakieś spotkanie. Ale on w przeciwieństwie do mnie starannie wybiera osoby, z którymi utrzymuje kontakt. A raczej te, z którymi warto się przyjaźnić.
Ostatnio na przykład błyskawicznie odnowił znajomość z kolegą z liceum, bo się dowiedział, że został on wiceprezesem firmy. Był taki podekscytowany, gdy opowiadał, jak tamten miło go przyjął, jak sobie powspominali dawne czasy, i jak umówili się na kolację w eleganckiej restauracji.
Jednocześnie od wielu tygodni Michał „zapomina” zadzwonić do wieloletniego przyjaciela, który właśnie stracił pracę. I nieważne, że jeszcze pół roku temu, gdy tamten był na szczycie, grali razem w tenisa. Teraz spadł na dno, więc i z grona znajomych mojego męża wyleciał. długo nie przeszkadzało mi, że
Michał dokonuje takiej selekcji znajomych
Nie bardzo mi się to podobało, ale się nie wtrącałam. Uważałam, że to jego sprawa, z kim spędza czas, i jak traktuje swoich przyjaciół. Nie znałam ich za dobrze, więc gdy nagle znikali, nawet nie pytałam, co się z nimi stało. Miałam swoją grupę przyjaciół, której byłam wierna, i z którymi świetnie się bawiłam.
Ale to się zmieniło… I to przez Michała. Jakiś czas temu zauważyłam, że coraz częściej próbuje decydować także o tym, z kim ja się widuję. Na początku wyglądało to bardzo niewinnie. Po prostu prosił mnie o przełożenie jakiegoś mojego spotkania na inny termin, bo on akurat się z kimś ważnym umówił i chciał, żebym mu towarzyszyła.
Godziłam się, bo żona powinna wspierać męża. Ostatnio jednak Michał wręcz narzuca mi plan wizyt. Tak wszystko układa, że nie mam kiedy spotkać się ze swoimi znajomymi! W tygodniu pracuję od świtu do nocy i najczęściej trudno mi znaleźć chwilkę na pogaduchy.
Przecież kiedyś trzeba ogarnąć dom, no i odpocząć. Ale weekendy mam zazwyczaj wolne, mogłabym więc wreszcie gdzieś z nimi wyjść, rozerwać się. To dla mnie ważne. Wracam z takich spotkań odprężona, naładowana pozytywną energią.
Ale Michała nic to teraz nie obchodzi
Zawsze ma inne plany. A to obiad z właścicielem drukarni, a to kolacja z prezesem spółdzielni… Ostatnią sobotę i niedzielę spędziliśmy na przykład na działce u jego kolegi z pracy, którego żona jest dyrektorem w zachodnim koncernie. Nie chciałam jechać, bo w tym samym czasie umówiłam się na ploteczki z koleżanką ze szkoły.
Nie widziałyśmy się już od kilku tygodni i bardzo się za nią stęskniłam. Ale mąż się uparł.
– Zostałem zaproszony z żoną, nie wypada odmówić – stwierdził.
No tak, kolega i jego szanowna małżonka mogliby się obrazić. A jemu tak zależy na tej znajomości. Dla świętego spokoju zgodziłam się i bardzo tego żałowałam. Atmosfera była sztywna. Przez cały czas pilnowałam się, żeby nie palnąć czegoś głupiego, nie roześmiać się w nieodpowiednim momencie albo żeby mi jedzenie z talerza na ubranie nie spadło i nie zrobiła się plama.
Bo wyszłabym na prostaczkę, i dopiero wtedy byłby wstyd. Wróciłam z tej działki wymęczona psychicznie, znudzona i wściekła jak osa. W przeciwieństwie do mojego męża, który wprost promieniał szczęściem.
Jakby milion w totka wygrał
Patrząc na jego zadowoloną minę, nie wytrzymałam i wygarnęłam mu, co myślę o takich wizytach. I zażądałam, żeby w najbliższym czasie już nic takiego bez mojej zgody i wiedzy nie planował. Bo wolę pośmiać się z przyjaciółką czy pójść ze znajomymi z liceum do kina, niż siedzieć na przyjęciach, na których wszyscy wyglądają, jakby kij połknęli.
I gadają tylko o pieniądzach, interesach, chwalą się drogimi samochodami, gadżetami i domami z basenami. Myślicie, że Michał wziął to sobie do serca? Wręcz przeciwnie! Wyśmiał mnie! Stwierdził, że jestem naiwna i głupia, bo nie potrafię dostrzec korzyści płynących z takich spotkań.
I dokładnie mi je wyliczył. Że przyjaźń z panią dyrektor może się kiedyś bardzo przydać. Bo to jest szycha, wiele od niej zależy, sytuacja na rynku pracy zaś jest trudna i kto wie, czy któreś z nas nie będzie musiało szukać nowego zajęcia.
A wiadomo, że wtedy liczą się tylko dobre znajomości
Gdy ich nie masz, możesz wysyłać swoje CV, chodzić na spotkania, a i tak niczego nie zwojujesz. Gdy się ma jednak odpowiednie koneksje, wystarczy jeden telefon… Na koniec zaatakował prawie wszystkich moich znajomych.
Nie owijał w bawełnę. Wytknął ich niskie stanowiska, zarobki. Ania, z którą miałam się spotkać w czasie, gdy pojechaliśmy na działkę, pracuje w okienku, na poczcie. Mąż z przekąsem stwierdził, że może to i miła dziewczyna, ale jedyne, co może załatwić, to odbiór listu poleconego bez kolejki. A że właściwie ich nie dostajemy i z usług poczty nie korzystamy, więc szkoda dla niej czasu.
Szkoda go też dla Marka – taksówkarza, Eli – sprzedawczyni w sklepie spożywczym, i Edyty – kelnerki. Bo to nie komuna, mięso nie jest już na kartki, taksówki stoją na każdym rogu, a w knajpach nie brakuje wolnych stolików…
Nie pomogły tłumaczenia, że to właśnie Ani wypłakiwałam się, gdy poroniłam, i to Marek wiózł mnie do szpitala, gdy dostałam krwotoku. A Ela i Edyta nieraz wspierały mnie, gdy przeżywałam trudne chwile.
Michał stwierdził, że to już przeszłość
A myśleć trzeba o przyszłości. jestem załamana. Boję się, że za chwilę starzy znajomi się ode mnie odsuną. Wyczuwają niechęć Michała, no i pewnie mają już serdecznie dosyć moich wykrętów, że teraz nie mam czasu na spotkanie, że może za tydzień…
Z tego, co słyszałam, to umówili się na wspólny wyjazd na Mazury, pod namiot. I mają zamiar zaprosić mnie i mojego męża. Chętnie bym się z nimi wybrała, ale Misiek nie chce o tym słyszeć. Twierdzi, że nie będzie walczył z komarami i marzł na jakimś podrzędnym kempingu, skoro możemy spędzić urlop w eleganckim hotelu w Sopocie.
Co mam zrobić? Czuję, że jeśli po raz kolejny odmówię, stracę przyjaciół. Tych prawdziwych, bo ci nowi…
Na pozór to mili ludzie. Uśmiechają się, są uprzejmi. Ale w głębi duszy czuję, że to tylko pozory. Bo jeśli kierują się w życiu takimi zasadami jak mój mąż, to na pewno się od nas odwrócą, gdy nam się noga powinie. Niestety, obawiam się, że Michał tego nigdy nie zrozumie.
Dopóki na własnej skórze nie przekona się, że mam rację. Oczywiście mu tego nie życzę, nie chcę, żebyśmy mieli kłopoty. Ale z drugiej strony… Może przydałby mu się taki zimny prysznic?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”