„Mój mąż to zapalony działkowicz. Po latach odkryłam, że na tej działce nie uprawiał pomidorów, tylko miłość francuską”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, mheim3011
„W trwającym prawie trzydzieści lat małżeństwie poświęciłam się na wielu frontach, a teraz dowiedziałam się, że mój mąż to kłamca. Przez długi czas żyłam nieświadoma tego, że za jego wyjazdami na działkę kryje się coś więcej, niż pasja ogrodnicza”.
/ 26.09.2023 07:35
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, mheim3011

Zawsze byłam typem domatorki. Nie przepadałam za dużymi spotkaniami towarzyskimi czy głośnymi imprezami. Dbania o ciepło rodzinnego ogniska nie uważałam za ujmę na honorze.

Zależało mi na tym, aby moi bliscy byli zadowoleni i uśmiechnięci. Ogromną przyjemność sprawiały mi wieczory z książką – odczuwałam prawdziwą ulgę, kiedy po całym dniu mogłam zasiąść w ulubionym fotelu i zanurzyć się w dobrej lekturze. Zbyszek z kolei był z zamiłowania ogrodnikiem. Mieliśmy działkę, o którą pieczołowicie się troszczył. Dzięki temu prezentowała się wspaniale i była miejscem, gdzie chętnie spędzaliśmy czas.

Byliśmy zgodnym małżeństwem. Czasami zdarzały się jakieś drobne nieporozumienia, które szybko wyjaśnialiśmy. Znajomi często się dziwili, jak to w ogóle możliwe, że nawet po tylu latach w naszym związku nie ma cichych dni. Jako żona czułam się całkowicie spełniona i byłam święcie przekonana, że Zbyszkowi również jest dobrze w roli mojego męża.

W dniu, kiedy się dowiedziałam, iż jest inaczej, niebo runęło na moją głowę. W najśmielszych myślach nigdy nie podejrzewałam męża o zdradę. Któregoś dnia postanowiłam zrobić mu niespodziankę i zawieźć na działkę obiad, na który przygotowałam jego ulubione danie. Niestety, nie zastałam go na pieleniu grządek czy przycinaniu żywopłotu, ale na intymnych igraszkach z sąsiadką.

Miała działkę obok naszej. Była uprzejma i przyjaźnie nastawiona, więc nie miałam powodu, żeby mieć o niej negatywne zdanie. Raptem okazało się, że szczególną słabość miała do mojego męża.

Oboje byli zaskoczeni moją wizytą – raczej nie spodziewali się odwiedzin.

– Kochanie, ja ci wszystko wyjaśnię… – wydukał zmieszany Zbyszek, w pośpiechu zapinając koszulę.

– Tu nie ma czego wyjaśniać. Przecież widzę, co jest grane – wycedziłam przez zęby.

Odwróciłam się na pięcie i opuściłam domek. Zrobiło mi się gorąco, musiałam złapać trochę świeżego powietrza. Mąż natychmiast za mną wybiegł.

– Proszę, wróćmy razem do domu i porozmawiajmy – nalegał.

– Nie fatyguj się, pojadę taksówką.

Jak powiedziałam, tak uczyniłam. W ponurym nastroju czekałam na kanapie na Zbyszka. Pojawił się niecałe dwie godziny po mnie. Oznajmiłam, że dla mnie to koniec naszego małżeństwa i że ma się jak najszybciej wyprowadzić. Tak się składało, że mieszkanie należało do mnie – dostałam je w spadku po rodzicach, więc nie wliczało się we wspólny majątek.

– Bożenko, błagam cię, wybacz mi – błagał prawie ze łzami w oczach, ale ja zacisnęłam zęby i postanowiłam zostać nieugięta.

– Jak długo to trwa? – zapytałam, starając się utrzymać emocje na wodzy.

Nic nie powiedział, tylko się we mnie wpatrywał. Powtórzyłam zatem pytanie. Westchnął głęboko i odparł, że trzy lata. Trzy lata robienia mnie w konia i oszukiwania. Poczułam się jak nic niewarty śmieć. Nie przypuszczałam, że będę jedną z tych kobiet, które zostaną w ten sposób potraktowane przez swoich małżonków.

Chciałam się zemścić

Rozwód był ciężkim przeżyciem. Przypłaciłam go załamaniem nerwowym i wizytami u psychiatry.

– Wszystko się poukłada, zobaczysz – pocieszała mnie przyjaciółka.

– Bogusiu, w naszym wieku? – wszystko widziałam w czarnych barwach.

Nie przesadzaj, nie jesteśmy takie stare – w sumie miała rację, nie przekroczyłyśmy jeszcze sześćdziesiątki.

Mniej więcej dwa lata zajęło mi poskładanie się do kupy. Dopiero po ich upływie pogodziłam się z tym, co się stało. Poszłam za radą Bogusi i skupiłam się na sobie. Wyszłam do ludzi, zapisałam się na kurs malarski, kontynuowałam leczenie. Z dnia na dzień nabierałam sił, a moje samopoczucie ulegało poprawie. Nie ukrywam, że przyjaciółka bardzo mi pomagała. Okazało się też, że jest więcej osób, na które mogłam liczyć.

Oczywiście wracałam myślami do wydarzeń z niezbyt odległej przeszłości. Ze Zbyszkiem przeżyłam szmat czasu – tego nie dało wymazać się z pamięci. Nadal go kochałam i nie wiedziałam, czy to się kiedykolwiek zmieni. Z tego, co mi było wiadomo, zamieszkał z tą kobietą. Rana się jednak zabliźniła. Pewnie nigdy się nie zagoi, ale grunt, że przestała krwawić.

Mogę śmiało powiedzieć, że w trzy lata, które minęły od rozwodu, stałam się innym człowiekiem. Nabrałam śmiałości i pewności siebie, zmieniłam styl ubierania się na odważniejszy, zapuściłam włosy – przestałam słuchać bzdur, co wypada kobietom w moim wieku, a co nie. Któregoś dnia spotkałam Zbyszka. Wpadliśmy na siebie zupełnie przypadkowo w galerii handlowej. Przytył, przybyło mu siwych włosów i zmarszczek.

– Świetnie wyglądasz – dostrzegłam w jego oczach znajomy błysk, serce zabiło mi nieco szybciej.

– Dziękuję, ty też – skłamałam.

– Dasz się zaprosić na kawę? – zaproponował.

W pierwszej sekundzie chciałam wziąć nogi za pas i zwiać, gdzie pieprz rośnie, lecz nie dałam rady ruszyć się z miejsca. Dokładnie w tym momencie zaświtał mi w głowie szatański pomysł. Opatrzność zapewne wiedziała, co robi, ponownie krzyżując nasze drogi. Pomyślałam, że właśnie nadarzyła się sposobność do tego, żeby się odegrać. Gdzieś tam głęboko siedziała we mnie zadra i pragnęłam, aby Zbyszek zapłacił za wyrządzone krzywdy. Zgodziłam się zatem na kawę.

– Co u ciebie? – zagadnął, gdy usiedliśmy przy stoliku.

– Wszystko w porządku. Miło, że pytasz – odparłam z uśmiechem.

– Właśnie widzę – ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku – bo prezentujesz się fantastycznie.

Jego komplementy, których nie szczędził, sprawiały mi ogromną przyjemność. Szkoda, że w trakcie trwania małżeństwa był raczej oszczędny, jeśli chodzi o miłe słowa skierowane pod moim adresem. W kawiarni spędziliśmy dwie godziny. Rozmowa toczyła się niezwykle swobodnie – być może dlatego, że moje nastawienie do Zbyszka było zupełnie inne, niż kiedyś. Zachowywałam się tak, jakbym spotkała długo niewidzianego kolegę i tak właśnie potraktowałam byłego małżonka.

Stanęło na tym, że wymieniliśmy się numerami telefonów – ja zmieniłam swój po rozwodzie – i umówili na kolejne spotkanie.

Narobiłam mu nadziei, po czym zostawiłam

Ja i Zbyszek zaczęliśmy się regularnie spotykać. Finał tych schadzek miał miejsce w łóżku. Zdarzyło się to kilka razy – od tej strony nie znałam eksmęża. Zaczęłam się zastanawiać, czy tak się czuł, kiedy spotykał się z kobietą, z którą aktualnie żył. Nie miałam jednak żadnych wyrzutów sumienia, ponieważ nie wiązałam z tym romansem przyszłości.

– Znowu się w tobie zakochałem – wyznał Zbyszek. – Mój Boże, jaki ja byłem głupi, że pozwoliłem odejść komuś takiemu, jak ty.

– To przeszłość, nie mówmy o tym – udałam, że jego słowa są mi obojętne.

– Bożenko, czy są jakieś szanse, abyśmy wrócili do siebie?

– Jakieś są – uśmiechnęłam się tajemniczo – ale ty przecież jesteś z kimś innym.

– No tak, masz rację, tak nie może być – sapnął.

Dwa dni później zakomunikował, że rozstał się z Marią i jest gotowy na rozpoczęcie nowego rozdziału w swoim życiu. Roztaczał przede mną wizje wspólnej przyszłości. Ja jednak nie potrafiłam mu zaufać. Skoro zdradził raz, nie mogłam mieć pewności, że nie uczyni tego znowu. Wodziłam go za nos jeszcze przez jakiś czas, aż miałam już serdecznie dość. Wygarnęłam mu wszystko i pozbawiałam nadziei na powrót.

– Nie chcę być z kimś, kto mnie tak perfidnie okłamał – oznajmiłam. – Chyba się nie łudziłeś, że to się naprawdę uda.

Nie krył rozczarowania. Nie czułam się niczemu winna. Uważam, że dostał to, na co zasłużył. Mam nadzieję, że ta nauczka dała mu do myślenia.

Czytaj także:
„Sąsiadka mściła się, bo ostrzyła zęby na naszą działkę. Miesiącami podrzucała nam śmieci, a nawet zdewastowała ogród”
„Sąsiad to niezłe ciacho, ale nie ma podejścia do kobiet. Zamiast zaprosić mnie na randkę, robi podchody jak przedszkolak”
„Sąsiadka wychowała egoistki, które robią z niej niewolnicę. Bogaczki pławią się w luksusach, a matka klepie biedę"

Redakcja poleca

REKLAMA