„Mój mąż to pies ogrodnika. Sam nie może pić, a mi zabraniał. Dopiero gdy sięgnęłam dna, zrozumiałam, że mam problem...”.

Kobieta, która ma problem z alkoholem fot. Adobe Stock, Friends Stock
„Nagle ogarnęło mnie przerażenie. Jakby cały świat wypadł mi z rąk. Wszystko inne zbladło. Był tylko lęk. Urwał mi się film, bo jak to inaczej nazwać. Nie pamiętałam, że otworzyłam drugie wino. Tętno przyspieszyło do galopady, w głowie mi huczało".
/ 03.08.2021 10:58
Kobieta, która ma problem z alkoholem fot. Adobe Stock, Friends Stock

Niebo zrobiło się ciemnogranatowe. Niemal czarne. Spojrzałam przez okno, ale niewiele udało mi się zobaczyć. Uliczna latarnia była zepsuta, i to od dłuższego czasu. W domu panowała niezmącona niczym cisza. Robert już dawno spał, Zosia też od kilku godzin nie wychodziła ze swojego pokoju.

Snułam się po pokoju i bezkarnie kończyłam butelkę. Spojrzałam na resztkę bursztynowego płynu, który mienił się na dnie. Nie było sensu zostawiać tej resztki do następnej okazji… do jutra.

Właściwie uważałam, że nic złego nie robię, ale instynktownie zachowywałam się bardzo cicho. Nie chciałam obudzić Roberta, bo wiedziałam, że będzie się czepiał. Usłyszę, że znowu piję.

Znowu? Przesadzał!

Wcale nie piłam dużo, ot, czasem wieczorem, dla odprężenia i wyciszenia. Nawet nie upijałam się jakoś specjalnie – niestosownie, nieprzyzwoicie. Faceci zawsze przesadzają…

Wlałam resztki szkockiej do szklanki. Powoli podniosłam ją do ust i zdecydowanym ruchem przechyliłam. Znajome ciepło natychmiast zaczęło wykonywać swoje zadanie. Gorący przełyk, ciepło w żołądku i ten znajomy szum w głowie. Wszystko się oddaliło – żadnej niepokojącej myśli, wszelkie stresy zniknęły.

Opadłam ciężko na sofę. Nie byłam pewna do końca, ale obstawiałabym, że na moich ustach pojawił się uśmiech. Błogi uśmiech.

I czy to mogło być coś złego? Odrobina alkoholu, który późnym wieczorem relaksował umysł. Robert naprawdę zupełnie tego nie rozumiał, nie chciał zrozumieć, marudził. Przecież nie ja jedyna piję sobie od czasu do czasu drinka przed zaśnięciem. Nigdy, ale to nigdy nie tracę nad tym kontroli! Jestem dorosła, odpowiedzialna i doskonale wiem, co robię…

Sen przyszedł nagle, zupełnie niespodziewanie. Gdzieś między „wiem, co robię…” a następną przyjemną myślą. Zasnęłam mocno i na dobre. W ubraniu. Nie zdążyłam zrobić wieczornej toalety, bo nie planowałam spędzić nocy w salonie…

Mąż maruda znowu się mnie czepia!

– Magda! Magda! – krzyknął ktoś głośniej i chwycił mnie za ramię. – Obudź się! Całą noc tu spędziłaś?

Rzeczywistość dobijała się do mnie jak zza wielkich, ołowianych drzwi. Albo jak zza grobu. Nawet trochę tak się czułam, jakbym umarła, a teraz mój upierdliwy mąż wywoływał mnie z zaświatów.

– Magda, dalej, wstawaj, nie chcę, żeby Zośka zobaczyła cię w tym stanie.

– Jakim stanie? – ta uwaga od razu przywróciła mnie do życia.

Nie znosiłam, jak przesadzał i demonizował! Od kiedy to drzemka w dziennym pokoju jest jakimś strasznym stanem?! Robert nie odpowiedział. Nie musiał. Wystarczyła irytująca, obraźliwa sugestia. Doskonale wiedział, czym poderwie mnie z kanapy. A teraz przyglądał mi się badawczo, jakby oceniał, czy nadaję się do pokazania ludziom, córce… Miałam nadzieję, że nie wyglądałam tak źle, jak się czułam.

– Co się tak na mnie gapisz?– zapytałam rozdrażniona.

– Po prostu martwię się. Znowu piłaś…

– A ty znowu marudzisz! Dużo nie wypiłam.

– Nie chodzi o ilość, ale o częstotliwość. Tobie zdarza się to naprawdę za często, już kilka razy w tygodniu!

– Niby co mi się zdarza?! Spać na kanapie? Może wolę kanapę od ciebie, co? – byłam coraz bardziej zdenerwowana, więc atakowałam, w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak.

– Dobrze wiesz, o czym mówię…

– Nie, nie wiem, co masz na myśli. Oświeć mnie!

Byłam wściekła. Zwykle Robert się wycofywał, gdy szarżowałam, nie lubił kłótni, zwłaszcza pyskówek. Ale tym razem nie ustąpił.

– Pijesz – powiedział cicho, ze smutkiem. – Po prostu pijesz. Albo masz kaca, którego leczysz klinem. Więc pijesz non stop. Teraz jesteś w ciągu od soboty.

Po jego słowach zapadła ogłuszająca cisza

Zaniemówiłam, za to serce waliło mi jak młotem. Nie pierwszy raz czepiał się tego, że lubię kończyć dzień drinkiem, ale dzisiaj zabrzmiało to jakoś inaczej. W ciągu? Sugerował, że jestem w ciągu niczym jakaś patologia? Jak śmiał?! Przecież nie byłam żadną alkoholiczką!

– Non stop?! Czy ty już do reszty zwariowałeś? – wycedziłam wreszcie.

– Chodzę do pracy, organizuję dom, robię wszystko, co do mnie należy. I nie mam prawa czasami wypić drinka?! To nie ja mam problem, tylko ty.

Robert spojrzał na mnie zrezygnowany.

– A ja mam dość, Magda. Nie mogę patrzeć, jak się staczasz po równi pochyłej. Jeżeli czegoś z tym nie zrobisz…

– To co? Zmusisz mnie? Coś sobie ubzdurałeś, a ja mam robić, co mi każesz? Niedoczekanie. Więc mnie nie strasz.

Wzruszył ramionami.

– Nie straszę cię, po prostu muszę chronić siebie i naszą córkę. Wiem, że do niczego nie mogę cię zmusić, bo to nic nie da. Kocham cię, Magda. Jeżeli zdecydujesz się na walkę, będę cię wspierał. Ale jeżeli nic nie zrobisz, odejdę.

– To jest szantaż! Nie masz prawa! Jesteś podły! – krzyczałam, zamykając się w swoim świętym oburzeniu.

Wolałam się wściekać, niż choć przez chwilę wziąć pod uwagę, że może mieć rację, że coś jest ze mną nie tak. Zbyt się bałam, aby zmierzyć się z tym demonem.

– Daj spokój – westchnął. – Pogadamy wieczorem, muszę iść do pracy.

– Ja też – rzuciłam zadziornie.

Dzień minął niepostrzeżenie

W pracy kolejna załatwiona sprawa; miałam powody do świętowania. Właściwie czemu nie… Roberta jeszcze nie było, a Zośka spała dziś u koleżanki.

Otworzyłam lodówkę i postanowiłam zrobić coś do jedzenia. Sałata, pomidor, mozzarella. Jeszcze oliwki. Rzuciłam okiem na drzwi lodówki – w połowie opróżniona butelka wina stała obok mleka.

Wyciągnęłam kieliszek i bez zastanowienia nalałam sobie prawie do pełna. Nie widziałam w tym nic złego. „Włosi, Hiszpanie, Francuzi piją bez przerwy i nikt nie oskarża ich o alkoholizm. Boże, jaki alkoholizm?!

Wszystko przez tę nieprzyjemną poranną rozmowę. Co się z tym Robertem porobiło. Kiedyś był bardziej wyluzowany, a teraz histeryzuje z byle powodu. Za studenckich czasów za kołnierz nie wylewał, a teraz liczy mi drinki. Skąpiradło...

Nie moja wina, że ma nadkwasotę i lekarz kazał mu spasować z alkoholem. Nie musi zachować się jak pies ogrodnika. On nie może, więc jak też mam sobie odmawiać?”.

Uśmiechnęłam się pod nosem i dolałam sobie wina. Nucąc pod nosem, kroiłam pomidory. Potem ser, oliwa z oliwek. Wszystko pięknie pachniało. Kolejny kieliszek… „Istne dolce vita”, pomyślałam. A lekkie białe wino we Włoszech to nawet dzieci pijają!

Straciłam kontrolę nad sytuacją!

Nie usłyszałam, kiedy Robert wszedł do domu. Odwróciłam się i podskoczyłam lekko przestraszona.

– Uff, to ty… Co się tak skradasz jak lis na polowaniu? Zawału dostanę.

Robert nie przytulił mnie, nie pocałował, nawet się nie uśmiechnął. Stał i patrzył. Rozejrzałam się wokół. No cóż, może i zrobił się mały bałagan… O to chodzi? Chyba nie, gapił się w jeden punkt, na stole.

Podążyłam za jego wzrokiem. Obok jednej butelki wina, niemal opróżnionej, stała druga, całkowicie pusta. „Skąd ona się tam wzięła?!” – myślałam gorączkowo. „Przecież w lodówce była jedna butelka. O kurde, czyżbym już otworzyła drugą? Kiedy?! Czemu nie pamiętam?”.

Nagle ogarnęło mnie przerażenie. Jakby cały świat wypadł mi z rąk. Wszystko inne zbladło. Był tylko lęk. Urwał mi się film, bo jak to inaczej nazwać. Nie pamiętałam, że otworzyłam drugie wino, nie pamiętałam, abym tyle wypiła. Tętno przyspieszyło do galopady, w głowie mi huczało.

– Robert… Ja naprawdę nie rozumiem… – wydukałam spanikowana.

– Wiem – usłyszałam. – Wiem, że nie rozumiesz. Ale pierwszy krok za tobą. Otworzyłaś oczy – odpowiedział spokojnie. – I już wiesz, że masz problem.

Patrzyłam na niego w napięciu.

– Co teraz będzie? – spytałam szeptem.

– To zależy od ciebie. Wszystko zależy od ciebie.

Czytaj także:
„Było o krok od tragedii. Mało brakowało i mój ojciec zabiłby 5-letnie dziecko. Najwyższa pora zabrać mu prawo jazdy”
„Nienawidziłam bałaganu. Wolałam sprzątać niż spędzać czas z mężem i z synem. Przez moją obsesję prawie straciłam rodzinę"
„Anka zostawiała 4-latka samego na całe noce. Serce mi się krajało, gdy słyszałem za ścianą jego płacz”

Redakcja poleca

REKLAMA