Wystarczyło parę okruchów na dywanie, a ja już nie byłam w stanie na niczym się skupić. Nawet lekki bałagan w mieszkaniu drażnił mnie i męczył. Dlatego zamiast spędzać czas z synkiem i mężem, wolałam sprzątać.
W moim rodzinnym domu sprzątanie było stałym punktem w harmonogramie dnia mamy. Jak sięgam pamięcią, widzę ją albo przy desce do prasowania, albo czyszczącą łazienkę. To właśnie ona przekazała mi to zamiłowanie do porządku i przekonanie, że jeśli rzeczy wokół mnie są uporządkowane i na swoim miejscu, to wszystko mam pod kontrolą…
Czy tak trudno wyczyścić buty przed drzwiami?
Moja mama nigdy nie pracowała zawodowo, miała więc czas, aby dopieszczać każdy szczegół w domu. Ja za to często pracowałam po godzinach. Nic dziwnego więc, że gdy wracałam z pracy, byłam sfrustrowana, patrząc na zabrudzone podłogi, piętrzące się w zlewie naczynia. Natychmiast brałam się do roboty!
Wymagałam od siebie dużo. Nie tylko przeznaczałam dużo czasu na sprzątanie, ale starałam się tak zorganizować życie domowe, aby sprzątania było jak najmniej. Lecz jak nauczyć porządku kogoś, kto w ogóle się porządkiem nie przejmuje? Na przykład mój mąż był opornym uczniem…
– Maciek, proszę nie wchodź w butach do mieszkania – prosiłam tysiące razy.
– Zdejmij je na klatce, wyczyść i dopiero wnieś – tłumaczyłam logicznie.
– Krysiu, ja nie cierpię galerii butów przed drzwiami wejściowymi – jęczał.
– Przecież nie każę ci ich zostawiać na klatce – złościłam się.
– Czy ty nie możesz się po prostu ucieszyć, że mąż wrócił z pracy, tylko od razu gderasz? – komentował złośliwie Maciek i już mieliśmy zepsuty wieczór.
Dla niego to było po prostu gderanie, dla mnie dbałość o porządek.
Codziennie powtarzało się to samo i codziennie żadne z nas nie chciało ustąpić. Oczywiście przykładów na jego „nieporządkowe” zachowania mogłabym mnożyć, na szczęście… zaszłam w ciążę.
Na szczęście, dlatego że Maciek bardzo pragnął zostać ojcem i starał się jak mógł, aby nie przysparzać mi stresów. Ja z kolei, będąc na zwolnieniu lekarskim, mogłam pozwalać sobie co jakiś czas na generalne porządki, nie mówiąc o utrzymywaniu porządku na co dzień.
Czułam się wtedy bardzo szczęśliwa. Wszystko było na swoim miejscu!
Potem urodził się Kubuś, domowa sielanka trwała. Czar prysł, gdy przyszedł czas powrotu do pracy. Mój uporządkowany świat się zawalił.
Rano – szybka pobudka, ubieranie Kubusia do żłobka, szykowanie śniadania, praca. Po powrocie zakupy, obiad, chwila zabawy z synkiem, i już robił się wieczór, a ja padałam na twarz ze zmęczenia. Bałagan w domu rósł na potęgę. Oczywiście nie mogłam na to pozwolić, więc czasami nawet po nocy odkurzałam, myłam, czyściłam. Kiedy przychodziłam do sypialni, mój mąż już chrapał w najlepsze. A ja z wściekłości i zmęczenia nie mogłam zasnąć.
Z kolei rano on wstawał wściekły.
– Czekałem na ciebie – wypominał mi.
– Byłam zmęczona – odpowiadałam zgodnie z prawdą.
– Nie musiałaś robić generalnego sprzątania w nocy! – zauważał z przekąsem.
– Gdybyś mi pomógł, skończyłabym wcześniej – nie byłam mu dłużna.
Któregoś dnia Maciek nie wytrzymał.
– Krysia, możemy się umówić tak: ja zacznę więcej sprzątać w domu, ty więcej czasu poświęcisz dla nas, dla mnie i dla Kubusia. Co ty na to? – zaproponował.
Nie miałam wyjścia, musiałam się zgodzić. Choć tak naprawdę w głębi serca wiedziałam, że tylko ja jestem w stanie posprzątać mieszkanie, tak żeby być z tego w pełni zadowoloną.
Gdy następnego dnia wróciłam do domu, mąż właśnie odkurzał.
Rura od odkurzacza wędrowała sobie po dywanie na środku pokoju, a Maciek patrzył w telewizor…
Pod stołem leżało mnóstwo okruchów po chrupkach Kuby, koty kurzu zalegały pod telewizorem, ale tego oczywiście mój mąż już nie widział.
– Jeśli tak zamierzasz sprzątać, to nasza umowa jest nic niewarta – parsknęłam.
– A co według ciebie źle zrobiłem? – odezwał się Maciek spokojnie.
Widziałam, że jest zaskoczony, że nagle ni stąd ni zowąd znalazłam się w domu, i sprawdzam jego pracę.
– Odkurzasz niedokładnie – wzruszyłam ramionami, pokazując mu palcem, gdzie i czego nie sprzątnął.
Przez całe popołudnie byłam nerwowa. Nie mogłam wytrzymać tego, że dokoła mnie był bałagan, a ja przyrzekłam przecież Maćkowi, że nie będę się wtrącać.
Nie wychodziło mi to jednak na zdrowie, bo byle drobiazg wyprowadzał mnie z równowagi. Nie tak ustawione szklanki w szafce, toaleta polana tylko detergentem bez czyszczenia szczotką, niestarte parapety.
Wieczorem byłam tak poirytowana całą tą sytuacją, że i tak nie mogło być mowy o przyjemnym wieczorze.
– Wybacz, ale jakoś nie mogę… – odsuwałam się od męża.
– No, chyba dziś nie jesteś zmęczona, skarbie – drażnił się ze mną.
– Fizycznie może nie, ale psychicznie… – wydusiłam z siebie. – Wszystko zrobiłeś nie tak! Ja zrobiłabym to lepiej. I już teraz myślę o tym, ile roboty będę miała jutro, żeby poprawić to wszystko, czego dziś nie zrobiłeś – wypaliłam.
Szybko pożałowałam swoich słów, niestety, było już za późno
– A ty myślisz, że kiedy ja wracam do domu, nic nie robię? – powiedział spokojnie Maciek, wpatrując się we mnie.
– Chyba nie za wiele – odburknęłam. – Zasadniczo wszystko jest na mojej głowie. A wystarczyłoby sprzątać według mojej instrukcji – wymądrzałam się.
– Dobrze, skoro uważasz, że moje sprzątanie i tak niewiele ci daje, to jutro nic nie zrobię. Odbiorę Kubusia z przedszkola i będziemy się świetnie bawić. Jeśli i tak musisz po mnie poprawiać… – powiedział, odwracając się do mnie plecami.
Byłam szczęśliwa! Znowu miałam monopol na sprzątanie w moim domu. I do tego Maciek zobowiązał się zajmować popołudniami małym, więc nikt nie będzie mi przeszkadzał w sprzątaniu.
Zasypiając, planowałam, od czego zacznę, co warto kupić w drodze do domu (może ściereczki jednorazowe?).
Niestety, akurat tego dnia, jak na złość, musiałam dłużej zostać w pracy.
Nie zdążyłam zrobić żadnych zakupów, a gdy weszłam do mieszkania, nastrój jeszcze bardziej się pogorszył.
Co za syf! Nie wiedziałam, w co mam ręce włożyć!
Podłoga w przedpokoju była zapiaszczona, w kuchni piętrzyły się naczynia do zmywania, wszędzie były porozrzucane zabawki Kubusia. Do tej pory tak strasznie nigdy nie było!
Zrozumiałam, że nawet byle jakie sprzątanie Maćka sprawiało, że ten dom wyglądał inaczej niż dziś, kiedy nie zrobił nic… Za to na pewno moi chłopcy mieli dobrą zabawę. Z łazienki dochodziły dzikie wrzaski i piski.
Wykorzystałam moment, że nikt mi nie przeszkadza, i od razu złapałam odkurzacz. Ten piasek z przedpokoju trzeba było jak najszybciej sprzątnąć…
Zdążyłam złożyć odkurzacz do szafy, gdy z łazienki wypadł rozchichotany synek. Biegł boso, zostawiając mokre ślady na czyściutkiej podłodze.
Ogarnęła mnie fala złości. Złapałam go za rękę, powstrzymałam w biegu.
– Kuba, co ty wyprawiasz?! Nie widzisz, że przed chwilą zdążyłam posprzątać? Nie szanujesz mojej pracy! – mówiłam podniesionym głosem.
– Kryśka, co ty wyprawiasz? Puść go! – odezwał się na to Maciek.
– Chcesz go wychować na takiego brudasa, jakim ty jesteś? – wrzasnęłam.
– Chcę go chronić przed taką wariatką jak ty! – rzucił mąż.
Nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i uderzyłam go w twarz.
Maciej przez chwilę patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. A potem wziął Kubę na ręce, poszedł do jego pokoju i dokładnie zamknął drzwi.
„No i dobrze, może ochłonie i zrozumie, że nie można wychowywać dziecka w takim brudzie!” – pomyślałam, podwijając rękawy i sięgając po mopa.
Chwilę później kończyłam czyścić zlew w kuchni, gdy zajrzał tam Maciek. Był ubrany. Przez szparę drzwi zajrzał również Kuba. Miał na sobie kurtkę i czapkę.
– Idziecie na spacer? O tej porze? – zdziwiłam się, nie przerywając szorowania.
Dopiero teraz zauważyłam, że w przedpokoju stoi spakowana walizka.
– Jedziemy do moich rodziców. Pobędziemy tam tak długo, ile będzie trzeba. To znaczy tyle czasu, ile potrzebujesz, by zrozumieć, co w życiu jest naprawdę ważne – powiedział ponurym tonem.
Kubuś widząc, że dzieje się coś poważnego, zaczął płakać. Maciek ujął go za rękę, w drugą wziął walizkę i – wyszli.
To nie jest normalne. Muszę poszukać pomocy
Zostałam sama w posprzątanym mieszkaniu. Odłożyłam gąbkę, spojrzałam na zamknięte drzwi. Byłam w szoku. Straciłam dwie najbliższe mi osoby. Mój mąż i synek odeszli, bo ja wolałam sprzątać, niż spędzać z nimi czas.
Rozejrzałam się wokół. Ciągle było coś do zrobienia. Ciągle można coś doczyszczać, polerować, pucować. Tylko po co?
Przez kilka dni nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Gdy dzwoniłam do męża, informował mnie tylko, co u Kubusia, i odkładał słuchawkę. W końcu zaczęłam poważnie zastanawiać się nad swoim postępowaniem.
Przyjaciółka poradziła mi wizytę u dobrego psychologa. Posłuchałam jej. Mam za sobą kilka rozmów. Wiedziałam, że muszę to zrobić dla dobra mojej rodziny. Nie mogę żyć bez męża i synka. Na szczęście oni też tęsknią i niedługo będziemy razem.
Teraz uczę się, że dom to nie muzeum, i podłoga nie musi lśnić przez cały czas.
Czytaj także:
„Mam 45 lat. Nie zdążyłam zostać żoną i matką, bo całe życie poświęciłam Mistrzowi. Tak nazywam ojca”
„Zbyszek ciągle traktował mnie jak nagrodę pocieszenia. Tęsknił za zmarłą żoną, a ja w duchu cierpiałam”
„Z siostrą pokłóciłyśmy się o spadek. I nigdy nie zdążyłyśmy pogodzić. Zginęła w wypadku, a ja nie przestanę żałować”