Antek za wszelką cenę usiłuje udowodnić, że wciąż jest potrzebny, a w firmie to wręcz niezastąpiony. Odbiło mu na starość? Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. W dodatku jeszcze się tym szczyci, że w ogóle nie potrafi bawić się i wypoczywać, tylko ciągle pracuje.
Mój mąż, Antek, stracił całą radość życia
– Inni to nieroby! – powtarza każdego dnia, a ja czuję się jak nierób właśnie.
Bo ja, kiedy wracam po pracy do domu, to lubię wypocząć, spotkać się z przyjaciółmi. Człowiek nie żyje przecież samym biurem i pracami zleconymi. Ale mojego męża chyba właśnie to napędza. Nie potrafi wyluzować. Oczywiście, z tego powodu urlop mu niepotrzebny! Ile ja się go naprosiłam w tym roku, abyśmy gdzieś wyjechali!
Ten jednak zwlekał z decyzją, ciągle miał coś do wykonania, aż w końcu minął lipiec, minął sierpień, nadeszła jesień… Cóż, jesienią urlop także może być całkiem fajny, niekoniecznie nawet w tropikach. Ale Antek był innego zdania i nadal utrzymywał, że nie ma czasu. W końcu mnie tym wkurzył! Rozumiem, że za dawnych czasów musiałam się podporządkowywać. A to dzieciom i ich wakacyjnym terminom, a to koleżankom z pracy, które także były matkami, więc wspólnie układałyśmy grafik, w jakiej kolejności i jak wykorzystujemy przerwę szkolną naszych dzieci.
Teraz jednak dzieciaki mam odchowane, w pracy na jesieni już mało kto chce wolne, bo wszystkie dni urlopowe koleżanki wykorzystały latem, więc w czym problem? W mężu!
„Jak chce, pracuś jeden, to niech sobie zostanie w domu. Ja jadę!” – jak postanowiłam, tak zrobiłam.
Znajomi namówili mnie na wypad do pensjonatu, w góry
– Pogoda szykuje się świetna, ceny po lecie spadły na łeb, na szyję, więc stać nas na pobyt z wyżywieniem i jeszcze na dobre wino na wieczór będzie – zapowiedzieli.
Brzmiało fajnie, lecz nie dla Antka. Od razu się nabzdyczył, że nigdzie nie jedzie, bo jest po prostu zawalony robotą.
– A Tomka to skąd stać na taki wyjazd? Przecież on od pół roku nie ma pracy! – wytknął naszemu przyjacielowi.
– Nie mam pojęcia. Może zarabia na czarno, może mu żona funduje. Co mnie to obchodzi? Jak chcesz, to ja ci także zafunduję ten pobyt, tylko z nami pojedź! – zażartowałam.
– Ja, w przeciwieństwie do niektórych, muszę pracować! Nie zamierzam żerować na pensji żony! – nadął się natychmiast.
„A to pracuj sobie!” – odparłam w myślach nieco urażona tym, że prezent, jaki mu chciałam zrobić, nazywa żerowaniem, i odeszłam, obracając się na pięcie.
Jeśli Antek myślał, że przez jego fanaberie zrezygnuję z wakacji, to się ciężko pomylił. Spakowałam torbę i pojechałam. Na całe 2 tygodnie! Pożegnał mnie chłodno. Jeszcze na koniec usiłowałam go namówić na to, aby wpadł do nas chociażby na weekend.
– Niby to tylko dwa dni, ale zobaczysz, jak wtedy wypoczniesz. Zmiana otoczenia, świeże powietrze… No i te widoki! – zachęcałam go z uśmiechem.
Antek jednak usta miał ściągnięte w wąską kreskę i czułam, że produkuję się na darmo. Równie dobrze mogłam próbować sprzedać piasek Beduinowi. No i oczywiście nie przyjechał! Znajomi byli zdumieni jego zachowaniem, nie wiedzieli, o co chodzi. Tym bardziej że tym razem nie miałam zamiaru kryć męża i wmawiać wszystkim, jaki to jest zarobiony.
Zwyczajnie nie chciał przyjechać, i tyle!
Jego sprawa.
– Chyba się nie rozwodzicie? – zapytała mnie wieczorem z niepokojem przyjaciółka, kiedy siedząc na tarasie, otulone w ciepłe pledy, sączyłyśmy winko.
– Nie, no coś ty! – obruszyłam się. – Jesteśmy od tego daleko!
„I coraz dalej od siebie…” – dodałam ponuro w myślach.
– To dobrze, bo już się przestraszyłam, że was także dopadło znudzenie swoim własnym towarzystwem. Od tego się zaczyna rozpad każdego związku – dodała.
Nie miałam zamiaru myśleć o moim małżeństwie w takich kategoriach. Ja nie byłam Antkiem znudzona, ja tylko przegrywałam z jego obsesją na punkcie roboty i pokazywania na każdym kroku, jaki jest pracowity i niezastąpiony! Kiedy jednak wróciłam po urlopie do domu, wcale nie byłam już taka pewna, czy długo z nim jeszcze wytrzymam…
Antek bowiem pomalował mieszkanie! Oba pokoje i kuchnię! Taki remont planowaliśmy co najmniej od 3 lat, ale jakoś tak wciąż się go odkładało. A tu tymczasem taka niespodzianka! Normalnie to ucieszyłabym się jak głupia, lecz nie tym razem. Doskonale bowiem wiedziałam, o co chodzi mojemu mężowi. Nie tyle o odnowienie ścian i sprawienie mi przyjemności, co o pokazanie, jak ciężko harował, podczas gdy inni się bawili. Na czele ze mną.
– Nie miałem czasu przyjechać – to były jego pierwsze słowa, które usłyszałam, gdy stanęłam z walizką w drzwiach. – Miałem tutaj urwanie głowy, sama zobacz.
Aby podkreślić, że skoro on pracuje, to on decyduje, wszystko pomalował na biało. A dobrze wiedział, że ja marzę o jasnoniebieskiej sypialni! Zastanawiam się, co mu się stało na stare lata. Przecież kiedyś potrafił się bawić jak nikt! Sam się dopraszał, aby pójść na brydżyka do znajomych, wyciągał mnie z dzieciakami na wycieczki rowerowe.
– Kilkudaniowy obiad? Zjemy parówki w sosie pomidorowym. Robi się je błyskawicznie, a co pozwiedzamy, to nasze! Nie samą pracą człowiek żyje, trzeba także umieć wypoczywać! – mawiał stale.
Albo on padnie na zawał, albo ja odejdę
Teraz najwyraźniej zmienił zdanie. Czy to ma coś wspólnego z 60-tką, która zbliża się wielkimi krokami? Może Antek czuje, że się starzeje, wypada na margines życia, i za wszelką cenę stara się udowodnić, że jest potrzebny? Niezbędny? Że bez jego pracy świat się zawali i nic nie będzie dobrze funkcjonowało? Ma takie „starcze ADHD”, taki termin kiedyś usłyszałam od bratanka, który twierdzi, że w Polsce starsi ludzie, w szczególności emeryci, są najbardziej zapracowaną i zabieganą grupą społeczną. Skoro tak, to czekają mnie ciężkie czasy, bo mąż przecież już młodszy nie będzie. A jeśli będzie się tak spinał każdego dnia, to albo ja tego nie zdzierżę i powiem mu, żeby przestał się wygłupiać, albo on wcześniej dostanie zawału z przepracowania.
Oba rozwiązania fatalne, lecz nie widzę innego. Nie wiem, jak mu wytłumaczyć, że w naszym wieku organizm potrzebuje już znacznie więcej wypoczynku niż kiedyś. Na razie Antek jakoś ciągnie – bladym świtem biega do pracy w biurze, potem nocami jeszcze przy komputerze wysiaduje. Mówi, że im więcej ma na głowie, tym lepiej mu się zorganizować. Niby racja, ale jak długo jeszcze?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”