„Mój mąż postanowił bawić się w obrońcę czci naszej jedynaczki. Zdecydował, że sam sobie wybierze zięcia”

Kłótnia w małżeństwie fot. Adobe Stock, JackF
„Tadeusz chyba nie zorientował się, że żyjemy w XXI wieku. Stwierdził, że bez jego pomocy, Roksanka na pewno wybierze jakiegoś łobuza na narzeczonego. Rzeczywistość okazała się gorsza. Córa przyprowadziła do domu chłopaka z motorem, irokezem i tatuażami.”
/ 24.09.2022 18:30
Kłótnia w małżeństwie fot. Adobe Stock, JackF

Ostatnio przez nasz dom przeszło coś w rodzaju trzęsienia ziemi. Tadeusz postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i przeprowadzić casting na zięcia. Wystraszył kilku znajomych Roksany, w tym jednego informatyka, który zgodził się przejrzeć nasz kapryśny domowy komputer.

Miły młody człowiek już w progu natknął się na nieustępliwego tatusia Roksany. Tadeusz zagrodził mu drogę i zamiast zaprosić chłopaka na pokoje, zastosował autorską serię pytań, mającą ustalić jego pochodzenie, wykształcenie i sposób prowadzenia się. Na szczęście usłyszałam, co się dzieje, i zdołałam zażegnać wiszący w powietrzu konflikt.

– Nie możesz przesłuchiwać każdego, kto przyjdzie do Roksany – syczałam, odciągając męża od Bogu ducha winnego chłopaka. – To informatyk, pracuje z naszą córką. Zgodził się zerknąć na komputer, wyświadcza nam przysługę, a ty go potraktowałeś, jakby przyszedł ukraść ci dziecko.

– Wcale nie – zaprzeczył Tadeusz, nie przestając zerkać w głąb mieszkania. – Roksana zamknęła drzwi do pokoju, nie podoba mi się to – oznajmił i byłby ruszył naprawić błąd córki, gdybym go nie powstrzymała.

– Co się z tobą dzieje? – spytałam poważnie. – Zachowujesz się dziwnie, nigdy nie trzymaliśmy Roksany pod kloszem, nie ingerowaliśmy przesadnie w jej życie, więc skąd nagła troska o właściwy dobór towarzystwa? Roksana ma dwadzieścia lat, jest dorosła, przeoczyłeś to?

– W tym sęk – mruknął mąż. – Jak była młodsza, nie było problemu.

– Nie rozumiem, wyjaśnij mi to.

– Niedawno uświadomiłem sobie, że ktoś będzie musiał nas zastąpić. Nie jesteśmy wieczni, Tereniu – Tadeusz uśmiechnął się melancholijnie.

Odruchowo spojrzałam w lustro. Może powinnam odświeżyć kolor włosów? Nie, co za bzdury. Nie jestem staruszką, Tadeusz też wygląda całkiem, całkiem, ale gada od rzeczy i w tym problem.

– Tadziu, co ty wykombinowałeś? – spytałam surowo.

– Nic wielkiego, doszedłem do wniosku, że powinienem zabezpieczyć przyszłość Roksany. Ona jest młoda i niedoświadczona. Ja potrafię obiektywnie ocenić zalety i wady chłopaka. Chyba nie chciałabyś, żeby córka wybrała jakiegoś łajdaka?

– Oczywiście, że nie – odparłam . – Zaraz, dlaczego od razu łajdaka? – oprzytomniałam po chwili.

– Tacy mają największe wzięcie u dziewcząt z dobrych domów. Sporo czytałem na ten temat, to teza uzasadniona psychologicznie, jest się czego bać. Nasza Roksana pasuje jak ulał do tego schematu, nie powinniśmy się spodziewać, że zakocha się w statecznym i przyzwoitym chłopaku.

– Nie zgadzam się. Ja czytałam, że dziewczyny wybierają partnerów o tych samych cechach, które ma ojciec. Jeśli tak, to bądź spokojny, Roksana przyprowadzi do domu naprawdę fajnego gościa.

Mamy XXI wiek, hola!

Tadeusz, dumny, lekko pokraśniał.

– Może masz rację – mruknął. – A pamiętasz tego Krzyśka? Pił, palił i wagarował, a Roksanka świata poza nim nie widziała. Czy to nie podważa twojej teorii?

Nasza córka miała wtedy piętnaście lat – przypomniałam, ale poczułam znajomy dreszcz.

Przeżyliśmy wtedy koszmar. Na szczęście Roksi w końcu zrozumiała, że nie ma u idola szans i zaczęła leczyć złamane serce za pomocą poezji niejakiego Szymona, z klasy równoległej.

– Mieliśmy wtedy szczęście, że ten łobuz nie chciał naszej Roksany, – przyznałam. – boję się myśleć, co by było, gdyby zapałał do niej namiętnym uczuciem.

– O właśnie – ożywił się Tadeusz. – Bogatszy o doświadczenie, przemyślałem strategię na przyszłość i wyszło mi, że lepiej zapobiegać, niż zwalczać. Jak Roksana się zakocha w niewłaściwym człowieku, będzie za późno na interwencję.

– Teraz to wymyśliłeś?

– Spojrzałem któregoś dnia na Roksankę i wydała mi się dziwnie dorosła – Tadeusz skurczył się w sobie. – Zrozumiałem, że nie mam już wpływu na to, czy będzie szczęśliwa, czy też wpakuje się w kłopoty. Nie mogę dłużej opiekować się własnym dzieckiem.

– Wciąż jeszcze masz coś do powiedzenia – pocieszyłam go niepewnie.

Mogę zrobić jedno, pokierować wyborem narzeczonego.

– Mamy XXI wiek, dziewczyny są dość samodzielne, nie potrzebują męskiej opieki – chciałam wytłumaczyć Tadeuszowi, że nie powinien się wtrącać do wyborów Roksany, ale jakbym rzucała grochem o ścianę.

– Roksana mnie posłucha, a jak nie, to zawsze mogę obrzydzić życie łobuzowi, który wyciągnie rękę po moją córkę.
– Skąd będziesz wiedział, że to łobuz? – spytałam ciekawie.

Nieprzejednana postawa Tadeusza, obrońcy czci jedynaczki, zaczynała mnie bawić.

– Już ja się dowiem, żaden mnie nie oszuka, choćby nie wiem jak się starał.

Drzwi do pokoju Roksany otworzyły się, usłyszeliśmy rozmowę. Mówiła tylko ona, informatyka nie było słychać.

– Mam przeczucie, że ten chłopak jej się podoba – szepnął Tadeusz.

– Coś w tym może być – przytaknęłam półgłosem, bo i mnie udzielił się podejrzliwy nastrój męża.

– A my go wcale nie znamy. Zaproś człowieka na herbatę – zażądał Tadeusz.

Nie ruszyłam się z miejsca, ktoś w tym domu musiał zachować zdrowy rozsądek. Wolałam poczekać, aż Roksana przedstawi nam speca od komputerów.

– Komputer już działa, Wojtek go naprawił – córka zajrzała do pokoju, w którym siedzieliśmy. – A teraz wychodzimy.

– Dokąd? – spytał Tadeusz, idąc w ślad za Roksaną.

– Umówiliśmy się ze znajomymi – odparła zdziwiona córka, która niedawno wywalczyła sobie prawo do większej prywatności.

– Żona zaprasza na herbatę i ciasto – niezrażony Tadeusz zwrócił się wprost do chłopaka. – Chcieliśmy choć w ten sposób podziękować panu za przysługę.

– Tato, to miłe, ale my naprawdę nie mamy czasu. Może innym razem? – Roksana zasłoniła sobą chłopaka. – Chodź, Wojtek, lecimy – pociągnęła go za sobą.

– Do widzenia państwu – ukłonił się informatyk.

– Widziałaś? Nawet herbaty nie chciał – Tadeusz patrzył za młodymi zawiedziony.

– No nie chciał. Nie rób dramatu – wzruszyłam ramionami. – Jak będziesz tak biegał za każdym chłopakiem, którego córka przyprowadzi do domu, to zniszczysz jej życie uczuciowe. Ten Wojtek wyraźnie się ciebie bał.

– Widocznie miał nieczyste intencje. Widziałaś, jak patrzył?

– Jak zagoniony do kąta lis, którego opadła sfora psów. Tadeusz, opamiętaj się, bo pomyślę, że brak ci jednej klepki.

– Ja tylko chcę uchronić Roksanę przed nieszczęściem.

– Przed jakim znowu nieszczęściem?

– Potencjalnym – odparł nieuważnie Tadeusz, zajęty swoimi myślami.

Zostawiłam go i poszłam do kuchni.

– Powiedziała, o której wróci? – dogonił mnie głos męża.

Też się boję, ale staram się nie obarczać jej swoimi obawami

Rozzłościłam się, bo zaraził mnie swoim niepokojem. Wiele mnie kosztowało, żeby zaakceptować fakt, że dziecko dorosło i powinnam obdarzyć je zaufaniem. W moich oczach córka wciąż była małą dziewczynką, dlatego nigdy nie mogłam spokojnie zasnąć, zanim nie wróciła do domu. Miała zaledwie dwadzieścia lat, jeszcze niedawno siedziała w szkolnej ławce, teraz poszła do pracy, a za chwilę wyfrunie z domu. Tadeusz miał rację, nie możemy jej dłużej chronić, a przecież czyha na nią tyle niebezpieczeństw!

– Płaczesz? – mąż przyłapał mnie na chwili wzruszenia.

– Coś mi wpadło do oka – otarłam łzę kuchenną ścierką. – Zdenerwowałeś mnie, ja też się boję o Roksanę, ale staram się nie obarczać jej swoimi obawami.

– A co zrobisz, jak na horyzoncie pojawi się drugi Krzysiek? Łobuzów nie brakuje.

– Ale nie każdy czyha na Roksanę.

– Miejmy nadzieję – Tadeusz bezwiednie przesuwał po stole koszyk z owocami. – Zadzwoń do niej albo wyślij wiadomość, niech powie, kiedy zamierza wrócić do domu.

– Nie będę jej robiła wstydu przed znajomymi – powiedziałam stanowczo, chociaż miałam wielką ochotę usłyszeć od córki zapewnienie, że nie muszę się o nią martwić. – Chyba się wcześniej położę, poczytam.

– Ja zostanę, poczekam na Roksanę. I tak nie mógłbym zasnąć.

Otworzyłam książkę, ale po kilku stronach zorientowałam się, że nie rozumiem ani słowa. Wstałam i poszłam do męża.

– Może napijemy się herbaty? – zaproponowałam.

– Wolałbym kieliszek koniaku, na uspokojenie.

Wyjęłam z barku butelkę, ja też potrzebowałam leczniczego płynu. Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Czas płynął, a Roksany wciąż nie było.

– Już późno, oby tylko nic jej się nie stało – powtarzał Tadeusz raz za razem, aż w końcu nie wytrzymałam.

– Przestań, bo jeszcze coś wykraczesz! – krzyknęłam, ale mąż podniósł ostrzegawczo rękę.

Wyglądał jak pies myśliwski, który usłyszał w krzakach podejrzany szelest.

– Słyszałaś? Samochód podjechał pod nasz dom – poderwał się i zgasił światło. – Nie będzie nas widać z zewnątrz – szepnął i ostrożnie wyjrzał przez otwarte okno. – Nie znam tego auta – zameldował. – Nikt z niego nie wysiada, a już myślałem, że pan informatyk wreszcie raczył odwieźć do domu naszą córkę – dodał zawiedziony.

– I dobrze myślałeś, tylko że przy kierownicy nie siedzi Wojtek – przez okulary widziałam znacznie lepiej niż Tadeusz.

– Nie? A kto?

– Jakiś blondyn, nie widzę z tej odległości, nie wymagaj za wiele.

– Dlaczego Roksana nie wysiada?

– Nigdy nie byłeś młody? – pokiwałam z politowaniem głową.

– Nigdy! – Tadeusz nagle się zezłościł. – Daj mi śmieci, pójdę wyrzucić, a przy okazji sprawdzę, co tam się dzieje.

Jeszcze córka nas posądzi o to, że ją śledzimy

Zanim zdążyłam odwieść go od tego zamiaru, drzwi samochodu otworzyły się i Roksana wysiadła. Mężczyzna, który również opuścił auto, wyglądał na co najmniej trzydzieści pięć lat, albo i więcej.

– Kto to? – szepnął Tadeusz.

– Odejdźmy od okna, bo nas zobaczy.

– Ten facet? A co mnie to obchodzi, jestem w swoim domu i mam prawo…

– Roksana, głupku. Będzie miała pretensję, że ją śledzimy.

– Przecież to nieprawda – oburzył się Tadeusz, ale opuścił punkt obserwacyjny.

– Tak to wygląda, kiedy rodzice wystawiają głowy z okna, żeby zobaczyć, jak córka żegna się z chłopakiem.

– Całkiem dorosły ten chłopak, no z piętnaście lat starszy od Roksany – mruknął Tadeusz. – Skąd ona go wytrzasnęła?

– Może poznali się w firmie? – podsunęłam i zamarłam.

Roksana pracowała w sekretariacie, szef i asystentka, skojarzenie samo się narzucało.

– Dlaczego siedzicie tak, po ciemku? – Roksana zapaliła światło i patrzyła na nas podejrzliwie.

– Wojtek cię odwiózł? To ładnie z jego strony – powiedziałam przebiegle.

– Tak, to miły chłopak. Dobranoc – Roksanie nawet powieka nie drgnęła z powodu kłamstwa, musiała mieć je przygotowane.

Wolała ukryć tożsamość mężczyzny, z którym była na randce, a to znaczyło, że intuicja mnie nie myliła. Działo się coś złego. Nie chciałam dzielić się z Tadeuszem podejrzeniami, mógłby narobić rabanu, wolałam sama upewnić się, czy mam rację. Postanowiłam mieć oczy szeroko otwarte.

Dlatego kiedy Wojtek znów odwiedził nasz kapryśny komputer, zaszyłam się w łazience, która przylegała do pokoju córki. Z początku niewiele słyszałam, informatyk chyba rzeczywiście pracował w pocie czoła nad wiekowym sprzętem, bo rzucał jakieś uwagi o konieczności wymiany dysku. Roksana odpowiadała półsłówkami, ale ożywiła się, kiedy zadzwonił jej telefon.

– Tęskniłam, kochanie – świergotała w słuchawkę. – Tak, ja też. Nie mogę się doczekać. Pa.

Zamarłam. No proszę, mamy na tapecie drugą edycję Krzyśka wagarowicza. Ciekawe, kim jest.

– Blondyn z samochodu, to na pewno on – olśniło mnie nagle.

Za ścianą usłyszałam szmer rozmowy, więc przytuliłam ucho do kafelków.

– Roksana, już dawno chciałem ci powiedzieć... – zaczął Wojtek. – Nie powinienem wtrącać się w twoje sprawy, ale szkoda mi cię, dziewczyno. Możesz dać mi po gębie, z tym, że najpierw powiem, co myślę.

Wojtek coś wiedział o fascynacji Roksany! Wytężyłam słuch, modląc się, by Tadeusz zaintrygowany długim pobytem w łazience, nie zdradził mojej kryjówki.

– Twoja poprzedniczka odeszła, bo wdała się w romans z Mateuszem – mówił Wojtek. – Żona ich nakryła, narobiła szumu w firmie i dyrektor zwolnił biedną dziewczynę, Mateusz był dla niego cenniejszy niż sekretarka. A potem przyszłaś ty i gwiazdor Mati znów zapuścił sieci.

Nie usłyszałam, co odpowiedziała Roksana, ale byłam pewna, że nie przyjęła dobrze krytyki.

– Nie mogę patrzeć, jak ten palant Mateusz z tobą pogrywa, dlatego cię ostrzegłem. Ale masz rację, to nie moja sprawa.

Turkot odsuwanego krzesła oznajmił, że Wojtek wstał od biurka, chyba zamierzał wyjść. Powinnam jeszcze chwilę posiedzieć w łazience, żeby się z nim nie spotkać.

– Tereniu? Wszystko w porządku? – jak na złość Tadeusz stanął pod drzwiami.

Najpierw zapukał, potem nacisnął klamkę.

– Boję się, że mama zasłabła, siedzi tam już bardzo długo i nie odzywa się – zwrócił się do córki.

– Tereniu! Mamo! – teraz już oboje dobijali się do drzwi.

– Za chwilę będą próbowali je wyważyć – pomyślałam ze zniecierpliwieniem. – Nic mi nie jest – otworzyłam drzwi łazienki – Człowiek nigdzie nie może znaleźć chwili samotności – dodałam, żeby zawstydzić Tadeusza. – Dobrze chociaż, że narobiłeś alarmu, jak już wszystko załatwiłam – powiedziałam dwuznacznie.

– Bardzo cię przepraszam, Tereniu – tłumaczył się zażenowany.

Z tyłu chichotała Roksana

– Mam nowe informacje, podsłuchałam ich rozmowę – szepnęłam, idąc do kuchni.

Tadeusz natychmiast podążył za mną. Opowiedziałam mu, w jaką kabałę próbuje wpakować się nasza córka.

– Ten blond lowelas ma na imię Mateusz? – spytał powoli Tadek.

– Tylko tyle o nim wiem.

– Myślę, że to wystarczy, znajdę go.

– Co chcesz zrobić? – przestraszyłam się.

– Nie mam zamiaru używać przemocy – uśmiechnął się Tadeusz. – Porozmawiam sobie z nim, a jeśli to nie wystarczy, pogadam z dyrektorem.

– To zły pomysł, narobisz kłopotów Roksanie – ostrzegłam.

– Prawdziwym problemem mojej córeczki jest Mateusz, i ja go usunę z jej drogi. To priorytet. A potem przekonam ją, żeby zmieniła pracę. Nie podobają mi się zasady, jakimi rządzi się ta firma.

Z tym mogłam się zgodzić, więc dałam Tadeuszowi wolną rękę. Niech działa w imię sprawiedliwości. Roksana złożyła wypowiedzenie i przez tydzień chodziła przygnębiona. Potem dojrzała do zwierzeń i solidnie wypłakała się na moim ramieniu, co nam obu bardzo dobrze zrobiło. O Mateuszu słuch zaginął, za to Wojtek zaczął bywać u nas trochę częściej. Mąż był wniebowzięty, bo nagle zapałał do chłopaka ogromną sympatią.

– Pomyliłem się co do niego, to bardzo wartościowy chłopak – powtarzał przy każdej okazji. – Dzięki niemu Roksana nie wpadła w kłopoty.

Przytakiwałam, nie wypominając, że to ja sprytnie podsłuchałam rozmowę młodych.

– Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby ten młody człowiek i Roksana widywali się częściej – snuł marzenia Tadeusz. – Może powinniśmy go zaprosić na kolację?

Ja też polubiłam Wojtka, ale miałam oczy i widziałam, że Roksana traktowała go jak kolegę, nie czuła do niego nic, poza przyjaźnią. Pocieszałam się, że z czasem zauważy, jaki skarb ma u boku. Chłopak był rozsądny i opiekuńczy, ze świecą drugiego takiego szukać, ale oczywiście Roksana miała inne zdanie. Kacper miał motor i niedużego irokeza na głowie, jak Tadeusz go zobaczył, o mało nie dostał apopleksji.

Nie umiałam go pocieszyć

– Powiedz mi, że mam omamy – złapał mnie za rękę, kiedy Kacper mruknąwszy ogólne „dzień dobry”, przemknął korytarzem do pokoju Roksany. – Dlaczego życie mnie tak doświadcza?

Nie umiałam go pocieszyć, mnie też wybór córki nie sprawił radości. Kacper wyglądał jak typowy przedstawiciel młodzieżowej subkultury i członek gangu motocyklowego. Miał nawet tatuaże na rękach! Zaskoczony Tadeusz na moment stracił czujność, ale szybko pozbierał się i ruszył do ataku. Przydybał Kacpra i zaserwował mu serię pytań, których większość pozostała bez odpowiedzi.

– Wił się jak piskorz, miglanc jeden. Śliski typ, potrafi robić uniki – ocenił go Tadeusz.

Mąż się jednak nie poddał, ciągle próbuje w zawoalowany sposób obrzydzić Kacprowi życie. Dziwię się, że Roksana jeszcze nie zauważyła jego manewrów i nie stanęła w obronie ukochanego. Postanowiłam się nie wtrącać. W głębi serca, podobnie jak Tadeusz, wolałabym widzieć u boku córki statecznego Wojtka, chłopaka, na którego można liczyć. Kacper wygląda na zbyt postrzelonego, ale przecież nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Cała nadzieja w Tadeuszu. On bardzo poważnie potraktował wybór przyszłego zięcia.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA