„Mąż mnie zdradzał, a ja trwałam przy nim ze względu na dzieci. Dopiero na 20. rocznicę wręczyłam mu pozew rozwodowy”

Kobieta, która odeszła od męża fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Zakochałam się w nim jeszcze w podstawówce. Czułam się szczęśliwa i kochana. Aż trzy lata temu dowiedziałam się, że mój mąż ma kochankę. Nie rozwiodłam się z nim od razu, bo musiała myśleć o dzieciach. Ale teraz już nic mi nie stoi na przeszkodzie”.
/ 22.11.2021 07:57
Kobieta, która odeszła od męża fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

No i żebyście jak najdłużej dawali nam przykład, jak należy żyć z miłością i szacunkiem… – mój szwagier tokował w tym stylu już kilka minut. Nic dziwnego, że robił karierę jako polityk… Tomasz, nasz przyjaciel, wszedł mu w słowo.

– Stanley, nie jesteś w sejmie, daj już spokój, wypijmy wreszcie. Żebyśmy zdrowi byli! – złapał za kieliszek i przechylił go.

Ja też. Za to mogłam wypić.

– Zagrzeję bigos – wstałam. – Niedobrze pić tylko pod zimne zakąski.

– Kaśka, nie trzeba, wystarczy to, co jest na stole – odezwała się z fałszywą troską moja siostra. – Lepiej powiedzcie, jakie macie plany na dalsze lata – strzeliła złośliwie.

– To może Grzegorz opowie, jest lepszy w planowaniu – zasłoniłam się tarczą i wyszłam z pokoju.

Ten dzień miał być całkiem zwyczajną sobotą

Co prawda dwadzieścia lat wcześniej tego dnia braliśmy ślub, ale ta rocznica miała być naszą ostatnią. Nie planowałam żadnej imprezy, ale moja siostra nie mogła odpuścić mi kolejnego upokorzenia, dlatego zmobilizowała swojego męża Stanisława – zwanego przez nas Stanleyem, bo rok był w Stanach i po powrocie przez jakiś czas tak się przedstawiał – oraz przyjaciół do nalotu na nas właśnie w rocznicę. Nie wszyscy byli świadomi, co się dzieje w naszym małżeństwie, na szczęście Tomek doskonale wiedział, więc mnie uprzedził. Może Grzegorza też, nie wiem, nie rozmawiałam z moim mężem.

Zakochałam się w nim jeszcze w podstawówce, miłość trwała przez liceum i studia, potem się pobraliśmy. Na świat przyszła Marysia, rok później Janek, i tak żyliśmy, raz lepiej, raz gorzej, ale razem. Zbudowaliśmy dom, wychowaliśmy dzieci i zgromadziliśmy masę cudownych wspomnień. Czułam się szczęśliwa, doceniana, kochana. Aż trzy lata temu dowiedziałam się, że mój mąż ma kochankę. Kobieta młodsza od nas o dziesięć lat. Wiadomość o zdradzie mnie załamała. Wpadłam w depresję i marzyłam jedynie o tym, żeby zniknął, żeby go nie widywać. A skoro nie znikał, tym chętniej faszerowałam się lekami i spałam całymi dniami.

Nie potrafiłam powiedzieć dzieciom

Dzieci widziały, że coś się ze mną dzieje, ale nie mówiłam, co jest powodem. Grzegorz stwierdził, że na razie nie weźmiemy rozwodu, niech zostanie, jak jest. Rozstaniemy się, gdy oboje pójdą na studia. Będą już na tyle dorośli, żeby zrozumieć. Wyraziłam zgodę, choć potem wiele razy tego żałowałam. Na szczęście w międzyczasie znalazłam terapeutkę i powoli zaczęłam budować swoje życie od nowa. Bez Grzegorza. Zaczęłam chodzić na kurs tańca i samoobrony dla kobiet. Kupiłam aparat i poszłam na kurs fotografowania. Sama. Gdy dzieci pytały, dlaczego już nic nie robimy wspólnie, odpowiadałam, że dorośliśmy do tego, żeby rozwijać własne pasje. Jakoś nie potrafiłam im wyznać, jaką pasję rozwija ich ojciec. Ze wstydu, z jakiejś rodzicielskiej lojalności, żeby uniknąć jeszcze większego rozłamu w rodzinie? Nie wiem.

Zresztą większość znajomych i rodziny wiedziała, co jest grane, moja siostra także i często mi docinała, że nie potrafiłam utrzymać męża przy sobie.

– Stanley nawet w Stanach był i co? I wrócił jeszcze bardziej zakochany. A ty co? A ty głupia jesteś! Za dużo wolności mu dawałaś, to teraz masz. Na starość sama zostaniesz, a on będzie sobie brał coraz młodsze – takimi mądrościami mnie raczyła.

Acz rzadko, bo unikałam kontaktów z nią jak zarazy. Rok temu Marysia wyjechała na studia, w tym roku Janek, i to był moment, na który czekałam. W szufladzie biurka miałam przygotowany pozew o rozwód, ale nie przewidziałam jednego – że w moje życie od tyłu wkradnie się kolejny wróg.

Diagnoza była jednoznaczna: rak piersi

Mastektomia i chemia, a później zobaczymy. Lekarka nie dała mi za wiele czasu na przemyślenia. Tydzień temu poszłam z wynikami badania piersi, a za parę dni już operacja. Za późno się zorientowałam, że coś nie gra, stąd ten pośpiech. Oprócz Tomasza, naszego przyjaciela z młodości i ślubnego świadka, nikt nie wiedział, a i jemu kazałam przysiąc, że nie powie nikomu, szczególnie Grzegorzowi. Nie chciałam jego litości. W ogóle go już nie chciałam, ot co.
W kuchni pojawił się Tomasz.

– Dobrze się czujesz? – spytał.

Uśmiechnęłam się.

– To pytanie będziesz mi zadawał, jak zacznę brać chemię, na razie jest OK.

– Przepraszam, to musi być dla ciebie trudne – pogłaskał mnie po ramieniu.

– Ty akurat nie masz za co przepraszać. Dzięki, że mnie uprzedziłeś o tym nalocie. Jeszcze tylko wymyśl, jak się ich pozbyć.

– O to się nie martw. Ola, Krzysiek i Paweł już się zbierają. Chyba połapali się, że coś nie gra – uśmiechnął się smutno. – Gorzej z twoją siostrą. Nie wygląda na to, żeby miała dość teatru.

– Może jakiś telefon z Kancelarii Sejmu? Albo z telewizji? – podpowiedziałam.

– Daj mi chwilę pomyśleć…

Dwadzieścia minut później zostaliśmy z Grzegorzem sami. Zjawił się w kuchni, gdy wkładałam naczynia do zmywarki.

– Kasiu, możemy porozmawiać?

– Nie dziś. Wystarczy mi emocji jak na jeden dzień. Przełóżmy to na jutro.

– Ale jutro wyjeżdżam w delegację, nie będzie mnie ponad tydzień.

– Kiedyś przecież wrócisz – wyminęłam go i poszłam do pokoju Marysi, który po jej wyjeździe stał się moim azylem. Zamknęłam drzwi na klucz. Wiedziałam, że się rozstaniemy, ale na moich warunkach. To ja odejdę, nie on.

Gdy się przebudziłam po operacji, wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo. Nie byłam jakoś specjalnie przywiązana do moich piersi, ale je miałam. Teraz czułam się jak wybrakowany model.
Przy moim łóżku siedział Tomasz.

– Nakłamałem, że jestem twoim kuzynem. Inaczej by mnie nie wpuścili.

– A uwierzyli? – wychrypiałam.

– Przygotowałem się. Wydrukowałem drzewo genealogiczne – próbował żartować. – Jak się czujesz?

– Okropnie… – łzy pociekły mi po twarzy. – Ale jak mnie stąd wypuszczą, od razu pójdę do mojej terapeutki. Da mi kopniaka w tyłek i będzie dobrze.

– Kasiu… – zaczął, ale weszła pielęgniarka.

– Pan jeszcze tutaj? Mówiłam, że można tylko na chwilę.

– Ale…

– No już, niech już pan idzie! – machnęła ręką. – Zaraz pani doktor przyjdzie i ja oberwę. Jutro po południu będzie znów można.

Pokonany, kiwnął tylko głową i wyszedł. Nawet lepiej, bo czułam coraz mocniejszy ból, a nie chciałam się z nim zdradzać. Nawet przed przyjacielem.

Nie powiedziałam o operacji. Nie chciałam jego litości

Nie miałam żadnych powikłań, więc po kilku dniach wróciłam do domu. Przywiózł mnie Tomasz, on też załatwił mi pielęgniarkę, która przychodziła do mnie, żeby sprawdzić, jak się czuję, zmienić opatrunki i przypilnować, jak robię ćwiczenia. Była profesjonalna i miła, ale nie miałam ochoty z nią przebywać, dlatego udawałam strasznie zmęczoną i kładłam się przy niej spać. Ale nie spałam. Myślałam. A właściwie to cały czas czekałam. Na wynik. Na wyrok.

Kilka dni później wrócił Grzegorz. Trafił akurat na moment, gdy wykonywałam pod opieką pielęgniarki ćwiczenia rehabilitacyjne. Najpierw zrobił mi awanturę, że nic mu nie powiedziałam, a później się mną zajął. Woził do lekarzy i na chemię, podstawiał miskę, gdy rzygałam, robił soczki, nawet wytłumaczył dzieciom, dlaczego nic im nie powiedziałam, no i chronił mnie przed rodziną. Z Tomaszem się pokłócili, ale w końcu się dogadali, żeby nie robić mi przykrości. Przez cały ten czas mój mąż zachowywał się tak, jakby kochanka nie istniała, nigdy się nie zdarzyła. Był tylko ze mną i dla mnie.

Kiedy pani doktor powiedziała, że wszystko w porządku i na tym etapie jestem zdrowa – wiadomo, ryzyko nawrotu zawsze trzeba brać pod uwagę – przeprowadziliśmy z Grzegorzem poważną rozmowę. Dowiedziałam się, że już w dniu naszej rocznicy był sam i myślał o powrocie do mnie.

– Chcę tego bardzo – wyznał – ale to ty podejmij decyzję. Uszanuję ją.

Nazajutrz zawiózł mnie do sądu, gdzie złożyłam pozew rozwodowy. Nadal mieszkamy razem. Na razie próbujemy znów się zaprzyjaźnić. Chcę ponownie mu zaufać, ale to nie jest łatwe. Gdy nie wraca długo z pracy, wyobrażam sobie, że spotyka się z kolejną długonogą laską, która ma piersi w komplecie. Ale nie tracę nadziei, że z nim czy bez niego znów będę szczęśliwa.

Czytaj także:
„Teść bił żonę, a Olek patrzył na krzywdę własnej matki. Zrozumiałam, że jeśli z nim nie zerwę, podzielę jej los”
„Kupiła używany dodatni test ciążowy, by naciągnąć faceta na dziecko. Prawda wyszła na jaw, puścił ją kantem”
„Moja matka to anioł. Ojciec zdradził ją 12 lat temu, ma nieślubną córkę, a ona mu wybaczyła. Ja nie wiem, czy potrafię”

Redakcja poleca

REKLAMA