Dopiero, gdy się uśmiechnął, zobaczyłam w nim podobieństwo do naszej córki. Poza tym to prawie dorosły facet! Nie takim go zapamiętaliśmy…
Staliśmy z Edkiem w terminalu i wypatrywaliśmy oczy, usiłując wśród nadchodzących ludzi z bagażami rozpoznać wnuka.
– Nie ma go – wysapał wreszcie w nerwach mąż. – Nie przyjechał.
– Ela dzwoniła, że wyleciał – zaprotestowałam.
– Nie wysiadł po drodze!
Wysłała do nas dzieciaka samego!
Też byłam poirytowana, bo pomysł córki, żeby dzieciaka samego wysyłać samolotem przez pół świata, wydawał mi się ryzykowny, a jej głęboka wiara, że pokonamy kilkaset kilometrów, aby go odebrać w porę z lotniska, też mnie zadziwiała… Przez ostatnie lata jeździmy tylko na zakupy do pobliskiego miasteczka! W końcu jednak, nie bez przygód, dotarliśmy na Okęcie. Ludzie wychodzili, Edek robił się czerwony i widziałam, że tylko chwila dzieli go od eksplozji. Ja stałam ze zdjęciem wnuka i próbowałam przymierzyć do kogoś papierowy obrazek.
– Szlag by to trafił!– wybuchł wreszcie mąż. – Od początku mówiłem, że to głupi pomysł! Kto widział dzieciaka samego puszczać samolotem! Taki szmat drogi! Na pewno się gdzieś zagubił!
– Spokojnie – dotknęłam jego ramienia. – Może my nie stoimy tam, gdzie trzeba? – spłoszyłam się.
Pierwszy raz byłam na lotnisku i choć próbowałam powściągnąć nerwy, otoczenie mnie przerażało. Wszystko było ogromne! Z pewnością nie na miarę kogoś, kto spędził życie w domu pod lasem.
– Baba? Dżadek? – usłyszałam nagle i z osłupieniem spojrzałam na młodzieńca, który pojawił się z całkiem nieoczekiwanej strony; potem przeniosłam wzrok na fotografię trzymaną w dłoni.
Podobny? Niepodobny?
– Oluś, to ty?
– Yes… – uśmiechnął się i rozpoznałam w jego twarzy rysy córki.
Ależ ten chłopak wyrósł, czy to możliwe, że ma dopiero 16 lat? Przecież to już młody mężczyzna. Edek się przywitał, jednak wciąż był nabzdyczony, po cichu się modliłam, żeby nie wyskoczył z jakąś głupotą. Na parkingu orzekł, że to ja mam zająć miejsce z przodu, bo, po pierwsze, ktoś musi go pilotować do domu, a po drugie – nie będzie siedział obok perfumerii.
Miałam nadzieję, że wnuk nie zrozumiał aluzji
Moim zdaniem pachniał ładnie. Tylko Edek uważa, iż po podróży facet powinien śmierdzieć jak cap! Trochę rozmawialiśmy, lecz niewiele: mąż był skupiony na drodze, Olek chyba zmęczony, próbował się tłumaczyć, i zrozumiałam, że chodzi o zmianę czasu. Wcale tak źle nie mówił, raczej miało się wrażenie, że zna słowa, tylko musi długo szukać ich w pamięci.
Wyrazy angielskie, które wtrącał co chwilę, też nie pomagały. W końcu tylko ja gadałam jak najęta, opowiadałam o czereśniach, które akurat obrodziły tego roku, o bocianach, które miały trzy młode w gnieździe na słupie przy domu, pokoju, jaki wyszykowałam wnukowi na facjatce… Miałam wrażenie, że jak skończę, zapadnie cisza, której nie uda nam się już nigdy przełamać. Kiedy wreszcie dojechaliśmy, Edek pomógł Olkowi wynieść rzeczy i zaprowadził go na górę, ja przygotowałam herbatę i coś do zjedzenia. Posiedzieliśmy chwilę, a potem wnuk poszedł do siebie odespać podróż.
– Janka – Edek wreszcie oderwał się od ciasta. – Dałabyś łyczka tej swojej nalewki, kobieto. Skołowany jestem po tym wszystkim niemożliwie.
Pewnie, ten zawsze sobie znajdzie okazję, żeby wydębić kieliszeczek… Ale niech ma, tyle się najeździł.
– Wiesz, że on ma całą walizeczkę kosmetyków? Zostawił w łazience.
– To chyba dobrze, co? – zbagatelizowałam. – Wolałbyś mieć wnuka brudasa?
– I do tego ta czapka – przewrócił oczami mąż. – I te spodnie, jakieś takie babskie… Oj, wezmą nas ludzie na języki.
Ten to ma problemy!
– Nie bzdurz – ukróciłam te spekulacje. – Widocznie tam jest taka moda.
Edek aż prychnął – moda! Czy chłopaka takie głupoty powinny w ogóle obchodzić? Co on właściwie ma robić z takim lalusiem przez cały miesiąc?
– Wszystko, co zaplanowaliśmy: przypomnimy mu polski język, obwieziemy po rodzinie. Ty go będziesz zabierał na ryby, ja do lasu…
– On wygląda na takiego, co zemdleje, jak komara zobaczy – powątpiewał mąż. – Stary już chyba jestem, czuję że mnie to wszystko przerasta.
Sama byłam wystraszona, a ten mnie jeszcze osłabia!
Dobrze, że nie skomentował tej deski na kółkach, co to ją Olek na naszą wioskę przywiózł… Ostatni raz widzieliśmy wnuka, jak miał dziesięć lat, wtedy Elżbieta jeszcze mieszkała w Norwegii i przyjeżdżała raz do roku na urlop. Dobrze się wszystko układało, dopiero później, gdy zięć dostał pracę w Teksasie i wynieśli się za ocean, cały układ szlag trafił…
– Pokazał mi na górze komputer, który dla nas przywiózł od Eli – przypomniał sobie Edek. – Jak wypocznie, to go zamontuje. Ma kamerę, przez którą będziemy mogli się widzieć przy rozmowie.
– Widzisz, nie taki laluś, skoro na komputerach się zna – powiedziałam dzielnie. – Po prostu inny niż młodzież na wsi.
– Inny – podchwycił skwapliwie Edek. – Właśnie o tym ci cały czas gadam, babo. Nie takiego wnuka sobie wymarzyłem, nie na takiego czekałem. Ten jest jakiś taki… obcy.
– No co ty – przerwałam, żeby jeszcze czegoś gorszego nie chlapnął niewyparzonym ozorem. – Przecież to nasza krew. Syn twojej ukochanej córki.
– Wiem o tym – zakończył dyskusję mąż smutno. – Wiem, mimo wszystko…
Nagle przyszło mi coś do głowy.
– Ciekawe właściwie, dlaczego chłopak chciał przyjechać na taką wieś – rzuciłam w zadumie. – Może nie tylko o sentymenty tu chodziło, może kłopoty sprawiał, narkotyki albo co? Ela chciała go oderwać od złego towarzystwa?
– Głupoty gadasz, Janka! – fuknął mąż, pierwszy raz stając w obronie wnuka. – Trzeba ci było widzieć, jak się gapił na gniazda jaskółcze pod okapem, tam takich nie ma. Ale inny to jest… No normalnie inny całkiem. Bo ja wiem, jak panienka – dodał bezradnie.
Czy się z Olkiem dogadamy?
Czy on znajdzie wspólny język z młodzieżą we wsi i rodzinie? Czy przyjazd na wakacje do Polski nie stanie się jednym z jego najczarniejszych wspomnień? Tyle czasu przed nami. Tak bym chciała, żeby wnuk czuł się w Polsce szczęśliwy! Ale może nie ma się czego bać?
Olek jest tym samym chłopcem, którego kiedyś kochaliśmy, tylko starszym Dla wnuka sytuacja też musi być trudna, a jednak zdecydował się przyjechać i nie widać, żeby tego żałował. Musimy dać sobie trochę czasu na przywyknięcie do siebie nawzajem i zaakceptowanie zmian, które nastąpiły od waszego ostatniego spotkania przed laty.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”