Po powrocie z imprezy z moim mężem, jak zawsze czułam się nieswojo. Nie przepadałam za takimi wydarzeniami. Musiałam przez kilka godzin udawać zainteresowaną giełdą żonę przedsiębiorcy, choć nie miałam pojęcia o wzrostach i spadkach...
Stał się dla mnie obcym człowiekiem
To wszystko było dla mnie nudne, ale robiłam to dla dobra sprawy, tak jak nakazywał Mateusz. W aucie panował półmrok. Spoglądałam na twarz męża. Wydawał się być zadowolony. Rozmawiał z prezesem Z., wymieniał uprzejmości z dyrektorem T. Po mimice Mateusza można było zauważyć, że szykuje się do kolejnego kroku w swojej błyskawicznej karierze.
Odwróciłam twarz w stronę okna. Miałam ochotę się rozpłakać. Osoba, którą tak bardzo kochałam, była ode mnie tak daleko. A wszystko wskazywało na to, że nie ma szans na poprawę sytuacji. Zaledwie dwanaście lat wcześniej, kiedy przyszła na świat nasza córeczka, czuliśmy się jak w siódmym niebie i kochaliśmy do szaleństwa. Nie mogliśmy iść spać, jeżeli obok brakowało tej drugiej osoby. Całą noc spędzaliśmy w bliskości, mocno w siebie wtuleni, nieraz ściskając się za ręce.
Zaraz po tym jak otworzyliśmy oczy, szeptaliśmy do siebie miłe słowa. Zachowywaliśmy się bardzo cicho, aby nie obudzić Zuzi, która spała tuż obok nas na swoim łóżeczku. W naszym jedynym pokoju było tak ciasno... Rodzice Mateusza zastanawiali się nawet, czy się z nami nie zamienić. W zamian za nasze mieszkanie mielibyśmy dwa pokoje w starszym budynku, a oni jakoś by się odnaleźli w naszej kawalerce. Jednak to my zdecydowaliśmy, że to nie jest dobry pomysł.
– Aga, to jest słaba opcja – powiedział Mateusz. – Jak oni sobie poradzą w tak małym mieszkaniu? Tata nawet nie będzie miał rozstawić szachownicy w tej ciasnocie.
– Masz rację – przyznałam, zgadzając się z mężem. – Mama uwielbia gotować, robić przetwory. Jak miałaby to robić w tak małej kuchni, która jest wielkości pudełka na buty?
Ceniłam moich teściów i nie chciałam im nic odbierać. Jednakże los był dla nas łaskawy, ponieważ Mateusz niespodziewanie dostał dobrą ofertę pracy i niebawem mogliśmy zdecydować się na kredyt mieszkaniowy. Byliśmy przeszczęśliwi!
Szybko piłą się po szczeblach kariery
Muszę przyznać, że mój mąż był naprawdę szczęściarzem. W swoim nowym miejscu pracy szybko piął się po szczeblach kariery. Po upływie sześciu miesięcy dostał kolejny awans... Spędzał coraz mniej czasu w domu, a o swojej pracy opowiadał z wielkim entuzjazmem.
Nie minęły dwa lata, kiedy Mateusz otrzymał ofertę objęcia stanowiska dyrektora. Jedynym awansem, jaki mógł zrobić z tej pozycji, był fotel szefa firmy. W tamtym czasie byłam jeszcze naprawdę szczęśliwa, dopingowałam go i była z niego niesamowicie dumna.
Każdy następny rok różnił się od poprzedniego. W jednym urządzaliśmy nasze nowe mieszkanie na kredyt, a w następnym już kupowaliśmy dom za gotówkę. Nagle uświadomiłam sobie, że wszystko to zdarzyło się bardzo szybko. Wtedy też uświadomiłam sobie, że pojawiła się moja rywalka...
Nie, to nie inna kobieta. Mój mąż nie miał czasu na takie bzdety jak romanse, miłość. Moją konkurentką stała się kariera Mateusza. Zaczęłam się obawiać, że już nie jesteśmy tacy, jak byliśmy na początku naszej wspólnej drogi, ale mój mąż zawsze bagatelizował moje obawy.
– Skarbie, a co nam przeszkadza w tym, abyśmy stali się naprawdę bogaci? Pomyśl o przyszłości naszej Zuzi.
Jednak teraz nie była już ważna nasza wspólna przyszłość, a jedynie kolejny sukces zawodowy mojego męża. On przestał dostrzegać we mnie i Zuzi prawdziwe, mające uczucia istoty. Spoglądał na nas wzrokiem posiadacza: jedna ma złotą bransoletkę, druga tablet. Starsza weekend w spa, młodsza – zajęcia tenisa, jazdy konnej i obowiązkowe kursy narciarskie w Szwajcarii.
Nie mógł zaspokoić swojego apetytu
Postawiłam się, kiedy moja córka dostała gorączki na dzień przed feriami. Nie miała ochoty na wyjazd. Po prostu narty nie były jej ulubionym zajęciem. Zdecydowałyśmy, że zostaniemy w domu. Zuzia była zmartwiona, że jej tata się pogniewa, ale on nie zauważył nawet, że są ferie. Wtedy zdecydowałam się na poważną rozmowę z Mateuszem:
– Zwolnij! Nie potrzebuję jeszcze większego domu ani lepszego auta, Zuzia nie cierpi nart i tenisa – przekonywałam, ale on nawet nie zwracał na mnie uwagi, mimo że kiwał głową.
Pomimo wszystko, ciągle próbowałam być jak najbliżej mojego męża; nie chciałam stracić tego, co najcenniejsze w naszej relacji. Jednak dla Mateusza moja obecność i ciepło przestały być potrzebne. Znalazł komfort w promieniach sławy swoich nowych spółek, kolekcjonował wartościowe rzeczy, a towarzystwo prezesów i znanych osób go fascynowało.
Zauważyłam, że zaczynam tracić sympatię do męża. Denerwowały mnie jego wyćwiczone miny i ruchy, dziwaczne upodobania, jak palenie cygar czy picie najdroższych win sprowadzanych specjalnie z renomowanych francuskich winnic na jego życzenie. Zastanawiałam się, po co mu te ekstrawagancje. Na to odpowiadał, że tak właśnie powinien prowadzić się ktoś na jego stanowisku... „Czy naprawdę tak uważa? Nie mogę uwierzyć, że mój Mateusz jest takim płytkim snobem” – mówiłam do siebie, wciąż mając nadzieję, że nie wszystko jest jeszcze na przegranej pozycji.
Byliśmy w drodze do domu. Nie mogłam się już doczekać, kiedy w końcu pójdę spać i zapomnę o tych wszystkich złych myślach. Gdy Mateusz wyjął telefon z kieszeni, spojrzał na mnie. Jego wzrok był całkowicie pusty – to był ten sam grzecznościowy uśmiech, którym obdarowywał obcych ludzi na imprezie jeszcze chwilę wcześniej.
„Cholera, jaki on jest sztuczny” – pomyślałam przestraszona. Wrócimy do domu, ja założę szlafrok i kapcie... On jedynie poluzuje krawat, zrzuci marynarkę, da mi buziaka w czoło i powie: „Śpij spokojnie, kochanie. Ja muszę jeszcze trochę popracować”. Potem weźmie ze sobą kieliszek whisky do swojego pokoju, który nazywa swoim gabinetem, i będzie tam siedział do nocy, ciesząc się swoim powodzeniem.
– O rety, zapomniałem włączyć telefon. Może ktoś ważny próbował się do mnie dobić – powiedział Mateusz, przerywając moje zamyślenie.
Śmierć ojca nim wstrząsnęła
Spoglądałam na świecący ekran telefonu mojego męża. Wprowadził PIN. Na wyświetlaczu pojawiła się godzina: 2.30.
– Mam sześć nieodebranych połączeń od mamy... – zaczął nerwowo wykręcać numer. – Halo, mamo? Coś się stało? – trzymał telefon przy uchu, ale mimo to i tak doskonale słyszałam płacz teściowej. – Co z tatą? Przestań płakać i mów jak człowiek! – Mateusz krzyknął do słuchawki.
– Zabrali go do kostnicy... – ostatnie słowa padły tak głośno i wyraźnie, że nawet szofer męża je usłyszał.
Zwolnił i zatrzymał się przed bramą. Przez pół godziny siedzieliśmy w samochodzie, nie mówiąc nic. Trzymałam dłoń mojego męża. W końcu przerwałam ciszę:
– Mama nie powinna być sama. Ty wróć do domu, zmień ubranie, a ja pojadę do niej. Spakuję jej rzeczy na parę dni i weźmiemy ją do nas.
Gdy dotarłam do mojej teściowej, znalazłam ją leżącą na sofie. Była w stanie zamroczenia, spoglądała w dal i milczała. Wyjaśniłam jej, że zabieram ją do naszego domu. Nie sprzeciwiła się. Ta noc była bardzo długa. Następnie przyszedł długi, męczący tydzień. W naszym domu panowała atmosfera nie do wytrzymania. Moja teściowa zamknęła się w gościnnym pokoju i rzadko z niego wychodziła.
Mój mąż zajął się organizacją pogrzebu, ale tak naprawdę wszystkie decyzje podejmowałam ja. On po prostu nie był w stanie. Zuzia przez kilka dni nie chodziła do szkoły. Głęboko odczuła stratę dziadka.
– Wiesz, mamusiu, nigdy nie przyszło mi do głowy, że on może odejść – mówiła, ocierając łzy chusteczką.
Dopiero po pogrzebie dowiedzieliśmy się od teściowej, że tata męża w ogóle nie cierpiał. Tamtej nocy zaczął jeść kolację. Gdy wziął do ust pierwszy kawałek kanapki, którą przygotowała mu żona, zdążył jeszcze powiedzieć: „Zosiu, ale mnie boli głowa” – i umarł, osuwając się na ziemię.
Parę dni po ceremonii pogrzebowej teścia, mąż wrócił z pracy do domu bardzo wcześnie. Ja w tym czasie byłam w biurze i zajmowałam się papierami. Wtedy zadzwonił na mój telefon. Zapytał, dlaczego nikt mu nie otwiera. Wydawało się, jakby zapomniał, że ja jestem w pracy, Zuzia jest na lekcjach, a w domu nie ma nikogo. Kiedy wróciłam wieczorem, zobaczyłam go siedzącego w aucie w garażu.
– Tata nie żyje... O Boże, co ja teraz pocznę?! – wykrzyknął, jak mocno zranione zwierzę, złapał mnie za ramiona i oparł swoją głowę na moich piersiach.
Poczułam, że łzy płyną mu po policzkach. Nie jestem pewna, jak długo to trwało. Stopniowo zaczynał się uspokajać. Jego ciało poruszało się w rytmie ciężkiego oddechu. W końcu Mateusz podniósł głowę, spojrzał na mnie oczami pełnymi łez i zaczął mówić:
– Wiesz, ojciec dzwonił do mnie przed ostatnim spotkaniem. Chciał, żebym przyszedł w niedzielę na rundkę w szachy... Odpowiedziałem, że nie będę mógł, bo praca... Wiesz, co mam na myśli... A on był zaskoczony, że jestem zapracowany w taki dzień, i zapytał, czy przynajmniej moglibyśmy zagrać w scrabble we trójkę z Zuzią. A ja mu odpowiedziałem: „Nie mam czasu, tato, na takie bzdury”. Rozumiesz, Aga? Powiedziałem mu „na takie bzdury”! To powiedziałem do własnego ojca! – jego twarz wykrzywiła się i znowu zaczął płakać jak małe dziecko.
Od paru tygodni Mateusz jest z nami w domu Zdecydował się na dłuższy odpoczynek i na nowo uczy się, jak żyć.
Czytaj także:
„Dostawałam premię od szefa za okłamywanie jego żony i kochanek. Gdy rodził mu się syn, obłapiał stażystkę na biurku”
„Noszę w sobie owoc miłości do księdza. Słowa o miłości do bliźniego wcielaliśmy w czyn na plebanii”
„Sąsiadka ze swojego mieszkania zrobiła schronisko dla bezdomnych kotów. Tego smrodu nie da się wytrzymać”