„Mój mąż jest tyranem. Znęcał się nade mną, bił i zarzucał zdrady. Bałam się, że skrzywdzi córkę. Musiałyśmy uciekać"

Kobieta, która jest bita fot. Adobe Stock, pololia
„Dotarło do mnie, że charakter męża się nie zmieni. A ja żyję pod jednym dachem z małostkowym i podejrzliwym cholerykiem. Zanim się spostrzegłam, chodziłam poobijana. A to miałam wykręconą rękę, a to stłuczony i spuchnięty policzek..."
/ 30.07.2021 10:14
Kobieta, która jest bita fot. Adobe Stock, pololia

Z miłości do mężczyzny kobiety są zdolne do wielu poświęceń. Kiedy jednak w grę wchodzi dobro dziecka, nie wolno się wahać! Wreszcie to zrozumiałam.

Starszy ode mnie o pięć lat Robert imponował mi swoim wykształceniem i pozycją zawodową. Był znanym w środowisku inżynierem i wynalazcą, miał na swoim koncie kilka patentów. Poznaliśmy się na imieninach u wspólnej znajomej. Już po trzech miesiącach wyprawiliśmy huczne zaręczyny i zaczęliśmy przygotowania do ślubu.

Rodzice uważali, że wygrałam na loterii

– Chłopak przystojny, solidny i dobrze zarabia. Ptasiego mleka ci nie zabraknie, córeczko – cieszyła się mama.

O tym, że Robert jest po rozwodzie, na razie rodzicom nie mówiłam.

A rzeczywiście nie musiałam się o nic martwić. Robert od dawna miał kupiony i urządzony ze smakiem apartament w nowej dzielnicy miasta. Wciąż byłam obsypywana kwiatami i prezentami, na które składała się przeważnie elegancka i droga biżuteria. Czego chcieć więcej?

– Tego, abyś od czasu do czasu spotkała się z dawną przyjaciółką – rzekła nadąsana Basia, którą od czasu poznania Roberta istotnie zaniedbałam. – Twój narzeczony jest strasznie zaborczy.

– Oj tam, przejdzie mu z czasem…

Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że Robert pragnie spędzać ze mną każdą wolną chwilę i niechętnie przyjmuje do wiadomości moje plany. To mi ogromnie pochlebiało, choć bynajmniej nie miałam zamiaru wyrzec się znajomych. „Na wszystko przyjdzie czas” – powtarzałam w myślach.

– Kogo widzę? Przecież to Ewa, była żona Roberta – krzyknęła Basia i pomachała w głąb kawiarni.

– Nie wiedziałam, że ją znasz.

– Właściwie nie. Jest koleżanką mojej siostry. Dowiedziała się o tobie i chce ci coś ważnego powiedzieć – tłumaczyła Basia, a tymczasem wysoka, zgrabna kobieta podeszła do naszego stolika.

– Przepraszam, nie chcę się wtrącać, ale muszę cię ostrzec. Agato, twój wybranek to mężczyzna chorobliwie zazdrosny i stosujący przemoc – usłyszałam i momentalnie się rozzłościłam.

Co tu robi jego była żona? Czego chce ode mnie?

– A jednak się wtrącasz! Nie możesz przeboleć, że Robert rozwiódł się z tobą i żeni się ze mną. Nie nabiorę się na te oszczerstwa! – krzyczałam wzburzona.

Basia złapała mnie za rękę, a Ewa odwróciła się na pięcie i wyszła.

– Jej małżeństwo się rozpadło, dlatego mi zazdrości – skarżyłam się jeszcze.

– Czy ja wiem… Moja siostra ceni Ewę za solidność – bąkała niepewnie Basia.

Nie chciałam więcej rozmawiać na ten temat. Ale wieczorem opowiedziałam o wszystkim Robertowi.

– Najłatwiej zwalić na kogoś winę za niepowodzenia. Nie myśl więcej o niej, kotku. Powiedz, gdzie byłaś tyle czasu?

– Gadałam z Kasią, wpadłam do rodziców. Nie denerwuj się, proszę.

– Dobrze, Agatko – uśmiechnął się.

Cóż, wesele udało się wspaniale, podróż poślubna na Dominikanę przypominała bajkę. Chociaż mąż coraz częściej okazywał swoją zazdrość.

– Daj spokój. Twoje podejrzenia są bezpodstawne – rzekłam znużona po wysłuchaniu pretensji, że hotelowy recepcjonista nie odrywał ode mnie wzroku.

– No jak to? Nie gapiłby się, gdybyś go nie sprowokowała – złościł się Robert.

– Nikogo nie prowokuję. Powinieneś się cieszyć, że masz piękną żonę – odpowiedziałam ze śmiechem.

Spojrzał ponuro, ścisnął mnie boleśnie za łokieć, ale szybko puścił.

– Przepraszam, masz rację – powiedział i otworzył butelkę wina na zgodę.

Po powrocie do kraju zaczęłam szukać pracy, chociaż Robert kręcił nosem.

– Zarabiam dosyć na utrzymanie rodziny. Nie ma sensu, żebyś za marne grosze wstawała o świcie. I faceci będą ci zawracać głowę.

– Jacy znowu faceci?

– W każdej firmie kręcą się typy podrywające ładne kobiety – zrzędził mąż.

Problem chwilowo się rozwiązał, gdyż okazało się, że jestem w ciąży

– Strasznie się cieszę. Najpierw odchowasz dziecko, potem reszta.

Zgodziłam się z nim, a w przewidzianym terminie urodziła się Helenka.

Opieka nad nią pochłonęła mnie bez reszty. Zdziwiłam się, gdy któregoś dnia mąż wszedł do pokoju z telefonem komórkowym w ręce.

Przejrzałem wykaz twoich połączeń i pytam, co to wszystko znaczy? Zdradzasz mnie? – powiedział podniesionym tonem. – Wytłumacz mi, co to za numer? A ten?

– Dzwonił ktoś z propozycją zmiany operatora telefonicznego.

– O czym gadałaś z nim kwadrans?

– Robert, daj spokój. Nie znasz telemarketerów? Facet nalegał, nie mogłam go od razu spławić – tłumaczyłam.

– Nie mogłaś czy nie chciałaś? – krzyczał, wykręcając mi boleśnie rękę.

Rozpłakałam się i Robert oprzytomniał.

– Przepraszam, najmilsza. Straciłem panowanie nad sobą. Ale bardzo cię kocham i jak pomyślę, że ktoś…

– Idiotyzm. Nie masz nic ważniejszego do roboty? – mówiłam przez łzy.

– Wybacz, Agatko… – Robert wyszedł. Wrócił po godzinie z bukietem róż i piękną bransoletką na przeprosiny.

– Następnym razem policz do dziesięciu – fuknęłam udobruchana.

– Następnego razu nie będzie.

Obiecywał poprawę, potem znów robił to samo

Zdawało się, że mąż poszedł po rozum do głowy, lecz po kilku tygodniach zadzwoniła jego mama. Odebrałam telefon, wymieniłyśmy kilka uwag i przekazałam słuchawkę Robertowi.

Karmiłam Helenkę, gdy stanął obok. Jego oczy miotały błyskawice.

– Proszę cię, abyś szanowała moją matkę. Mogłaś podziękować, że się nami interesuje, mogłaś spytać, jak się czuje. Wiesz, że przeszła ciężką grypę.

– Ależ ja… – bąknęłam w osłupieniu.

Tym razem rozpłakała się Helenka. Głośno i bardzo żałośnie. Kot zerwał się z posłania i uciekł pod szafę.

Mąż ochłonął, pogłaskał małą po głowie, a mnie chciał pocałować w policzek. Uchyliłam się. Po tym zajściu parę dni ze sobą nie rozmawialiśmy.

– Kochanie, przemyślałem wszystko – oświadczył wreszcie. – Mam impulsywny charakter i stresującą pracę, więc byle co wyprowadza mnie z równowagi. To się nie powtórzy… Kupiłem ci samochód w prezencie. Chodź zobaczyć.

– Terenówka? – zdziwiłam się, wychodząc przed dom. – Jest piękna, ale wystarczyłoby jakieś małe autko.

– Stać mnie na to, poza tym chcę ci udowodnić, jak bardzo cię kocham.

– Skarbie, wystarczy, że zaczniemy żyć w zgodzie i przyjaźni – odparłam cicho.

Nie ma sensu dłużej czekać na cud i cierpieć

Od czasu zdania egzaminu na prawo jazdy rzadko prowadziłam samochód. Ze strachem usiadłam za kierownicą dużej toyoty. Szło mi coraz lepiej i zdecydowaliśmy, że w niedzielę pojedziemy na wycieczkę za miasto. Helenka spała w swoim foteliku, Robert spoglądał na mnie z uwielbieniem i nagle…

Wariatka! Co ty wyprawiasz? Za późno zmieniłaś pas! – ukochany mąż wrzeszczał ile sił w płucach.
Poczerwieniał, żyły na czole mu nabrzmiały. Wyrwane ze snu dziecko krzyczało. Miałam dość. Zjechałam na pobocze i usiadłam przy Helence.

Przez resztę dnia nie odzywałam się, za to Robert drwił, jaką jestem idiotką, i że bez niego byłabym nikim.

Czułam się nie tylko niesprawiedliwie potraktowana, lecz również doszczętnie upokorzona. To tak miał wyglądać nasz związek?

Dotarło do mnie, że charakter męża się nie zmieni. A ja żyję pod jednym dachem z małostkowym i podejrzliwym cholerykiem. Gdzie miałam pójść z malutkim dzieckiem, nie mając mieszkania ani pracy? Do rodziców?

Wstydziłam się mojej porażki

Postanowiłam schodzić Robertowi z drogi i nie dać się wciągać w kłótnie. Dlatego milczałam, gdy pewnego wieczora mąż zarzucił mnie nieistotnymi pretensjami. Sądziłam, że wygada się i ochłonie. Nagle poczułam ból w tyle głowy, bo rozeźlony Robert rzucił we mnie zabawką Helenki.

To, co nastąpiło w ciągu kolejnych tygodni, przypominało lawinę. Zanim się spostrzegłam, chodziłam poobijana.

A to miałam wykręconą rękę, a to stłuczony i spuchnięty policzek.

Któregoś dnia wyszłam na spacer z córką. Nagle usłyszałam wołanie. Basia?

– Chciałam się wreszcie z tobą spotkać – mówiła serdecznie przyjaciółka, a ja czułam wstyd, bo od czasu zamążpójścia prawie jej nie widywałam.

Basia zajrzała mi w twarz, dotknęła zaczerwienionego policzka.

– On to zrobił? – spytała.

– Robert? – przestraszyłam się. – No co ty. Uderzyłam się o szafkę – skłamałam.

Chciałam wyminąć Basię, ale zastąpiła mi drogę i patrzyła z uwagą.

– Agata, kiedy Ewa skarżyła się na byłego męża, to jej nie uwierzyłam. Podobnie jak ty. Jakiś czas później zgadałyśmy się znowu. Była maltretowana przez Roberta. Długo to znosiła, wreszcie coś w niej pękło. Zawiadomiła policję, stwierdzono przemoc domową, założono niebieską kartę… potem nastąpił rozwód i odetchnęła. Wtedy w kawiarni Ewa naprawdę chciała cię ostrzec.

– Łatwo mówić o rozwodzie, jak się ma gdzie pójść. Robert jest pewien, że zabierze wszystko i przejmie opiekę nad dzieckiem! – wyrzuciłam z siebie.

– Przecież on kiedyś zabije cię w szale! A dziecko? Zabierz małą, spakuj niezbędne rzeczy i przenieś się do mnie. Wystąpisz o rozwód i alimenty. Pracę też znajdziesz. Wszystko się ułoży.

– To nie jest proste. Robert jest mściwy i… – wydukałam.

– Agata, chętnie ci pomogę, pod warunkiem że mi na to pozwolisz. Ale to ty musisz podjąć decyzję – rzekła stanowczo przyjaciółka.

Helenka obudziła się i przetarła oczy. Spojrzała na mnie smutno i lękliwie. Serce mi się ścisnęło.

– Masz rację, Basiu. Chodźmy!

Czytaj także:
„Pierwsza żona była wyniosła jak Królowa Śniegu. Na drugi ślub zdecydował się po 2 miesiącach znajomości”
„Roman załatwił mamie miejsce w domu opieki. Byłam tak wdzięczna, że zaczęłam z nim być. On się zakochał, ale ja nie”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”

Redakcja poleca

REKLAMA