„Mój mąż czuł się władcą w domu, gdy wydzielał mi każdą złotówkę. W końcu odważyłam się zarobić na własne szczęście”

dumna kobieta fot. Getty Images, Trevor Lush
„Sprawdzał, czy dobrze wykonuję swoje obowiązki domowe. Jeśli zauważył jakiekolwiek niedociągnięcia, odmawiał mi pieniędzy. Musiałam dosłownie prosić go o każdy grosz, a on czerpał radość z mojego upokorzenia”.
/ 03.04.2024 14:30
dumna kobieta fot. Getty Images, Trevor Lush

Mój mąż to znany adwokat. Poznaliśmy się podczas studiów. Niestety, nie udało mi się ich ukończyć – na trzecim roku studiów zaszłam z nim w ciążę, co oznaczało dla mnie koniec kariery. To były inne czasy –koniec lat 80. To rzeczywistość, kiedy ciąża równała się małżeństwo. Moi rodzice przekonali mnie do przerwania edukacji. Byli wtedy jeszcze aktywni zawodowo, więc nie byliby w stanie mi pomóc z opieką nad dzieckiem.

Seweryn bez problemu zgodził się na tradycyjny podział ról w naszym małżeństwie, co oznaczało, że on będzie robił karierę zawodową, a ja zostanę w domu z dzieckiem. Niemniej jednak nie ciąża, ślub czy nawet przerwanie studiów były najtrudniejszymi elementami tego układu. Seweryn ukończył studia i dzięki wsparciu swojego ojca, szanowanego prawnika, rozpoczął swoją własną karierę.

Pomiatał mną

Odkąd tylko nasz synek skończył 3 latka, był mimowolnym świadkiem jak jego ojciec pomiatał matką. Na szczęście, Seweryn uwielbiał naszego małego i ten nigdy nie stał się obiektem jego toksycznych zachowań. Ja natomiast byłam uzależniona finansowo od męża, co stało się moim przekleństwem. Wykorzystywał moją sytuację, aby na każdym kroku udowadniać mi swoją wyższość i poniżać mnie. Sprawdzał, czy dobrze wykonuję swoje obowiązki domowe. Jeśli zauważył jakiekolwiek niedociągnięcia, odmawiał mi pieniędzy. Musiałam dosłownie prosić go o każdy grosz, a on czerpał radość z mojego upokorzenia.

Wśród swoich znajomych, gdzie większość stanowili prawnicy, opowiadał, że nie mam o niczym pojęcia, bo nie skończyłam szkoły. Nie mówił tylko, że musiałam przerwać edukację, ze względu na ciąże. Już po kilku pierwszych latach naszej wspólnej drogi czułam, że tracę energię. Nikt nie rozumiał mojej sytuacji – zarówno moi rodzice, jak i teściowie, byli zdania, że wygrałam los na loterii, bo przecież mam piękny dom, zdrowe dziecko, dobrego męża, pieniądze i jedyne co muszę robić, to wyglądać i pachnieć.

Zaczęłam nienawidzić męża

Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jakim despotą jest Seweryn. Nawet nie miałam co myśleć o rozwodzie – mąż miał wpływy i nigdy nie pozwoliłby mi zabrać naszego dziecka. Pomimo cierpienia i upokorzenia, trwałam w naszym związku przez lata. Wszystko, aby nie stracić Bastusia. Z każdym rokiem czułam się coraz bardziej wyczerpana.

Zaczęłam nienawidzić mojego męża, a jednocześnie ciągle musiałam znosić jego obecność i wykonywać jego polecenia. Wydzielał mi pieniądze, ale nie pozwalał pracować. Rozliczał mnie z każdego obowiązku i oceniał każdy mój ruch. Wiedziałam, że muszę znaleźć jakiś sposób na odreagowanie, bo inaczej oszaleję z tym człowiekiem.

Musiałam znaleźć odskocznię

Ponieważ Seweryn nie dawał mi praktycznie żadnych pieniędzy na moje potrzeby, zaczęłam szyć dla siebie. Początkowe prace były niezbyt udane i nadawały się wyłącznie do śmieci. Niemniej jednak, po kilku miesiącach nauki, metodą prób i błędów, korzystając z gotowych szablonów znalezionych w czasopismach, zdołałam osiągnąć satysfakcjonujący rezultat i uszyć coś, co mogłam założyć i wyjść w tym na zewnątrz.

Zdałam sobie sprawę, że projektowanie i szycie pozwala mi oderwać się od problemów dnia codziennego i przytłaczającej mnie rzeczywistości. Szyłam w ukryciu przed Sewerynem, gdy był w pracy.

Dla niego nie miało znaczenia, w co się ubierałam. Tylko na wspólne wyjścia kupował dla mnie coś specjalnego, aby – jak to ujął – nie wstydzić się w towarzystwie naszych znajomych. Bastek uczęszczał do szkoły, co pozwalało mi mieć więcej wolnego na moje szycie. Zawsze myślałam, że to nic więcej niż sposób na zabicie czasu.

Zastanowiła mnie jednak reakcja mojej teściowej. Za każdym razem, kiedy nas odwiedzała, nie mogła przestać zachwycać się moim strojami, chwaląc swego syna za to, jak wspaniale się mną opiekuje i jak luksusowe rzeczy dla mnie kupuje.

Trzymałam to w tajemnicy

Nie potrafiłam jej wyznać, że to ja szyłam te ubrania, ponieważ nie chciałam, aby Seweryn się o tym dowiedział i zaczął się ze mnie naśmiewać lub – co gorsza – mnie kontrolować również w tym aspekcie. Zdałam sobie wtedy sprawę, że to jest moja jedyna szansa, aby uwolnić się z tego szkodliwego związku. Moim największym pragnieniem było opuścić męża. Dopóki Bastuś był niepełnoletni, nie mogłam tego zrobić. Zdecydowałam więc, że ten czas wykorzystam na osiągnięcie samodzielności finansowej.

Musiałam działać potajemnie. Ćwierć wieku temu, dostęp do Internetu był rzadkością, a portale społecznościowe były jeszcze nieznane. Tym samym musiałam znaleźć swój sposób na pozyskanie funduszy na materiały, a później na promocję i dystrybucję kolekcji. To frustrujące małżeństwo, w którym żyłam, sprawiło, że była we mnie ogromna determinacja i gotowość do podjęcia każdego ryzyka.

Dotychczas materiał do szycia ubrań pozyskiwałam z odzieży używanej. Były to niewielkie sumy, więc udało mi się te koszty zataić przed Sewerynem. Niemniej jednak zrobienie jednolitej kolekcji z tak zróżnicowanych od siebie materiałów okazało się praktycznie niewykonalne.

Musiałam zaryzykować

Wiedziałam, że muszę poszukać alternatywy. Żona jednego z przyjaciół męża miała w centrum miasta elegancki sklep z ubraniami. Nie byłyśmy blisko związane, ale kiedy Seweryn żartował sobie ze mnie podczas spotkań towarzyskich, często dostrzegałam w jej spojrzeniu zrozumienie i empatię. Wtedy była dla mnie jedyną szansą. Dlatego, mimo obaw, że mój plan wyjdzie na jaw, zdecydowałam się zaproponować jej nieformalne partnerstwo. Koniec lat 90. to okres, kiedy polski przemysł odzieżowy nadal borykał się z różnymi problemami.

Trudno było zdobyć unikalne modele z Zachodu, ponieważ te kosztowały naprawdę majątek. Renomowane, globalne marki odzieżowe dopiero wchodziły na polski rynek. Te ograniczenia, a co za tym idzie, mała konkurencja, były moim atutem. Zdecydowałam się odwiedzić butik Krystyny, aby omówić z nią koncepcję współpracy. Zasugerowałam jej, że z odzieży, która nie znalazła nabywców, mogę stworzyć zupełnie nowe kreacje. Przedstawiłam jej moje projekty i przekonałam, że nie ma w tym żadnego ryzyka, a jedynie potencjalne korzyści.

W ten sposób zredukuje straty, obniży wydatki na zakup nowej odzieży, a swoim klientkom zaproponuje wyjątkową kolekcję, której nie znajdą nigdzie indziej. Paradoksalnie mogłyśmy z tym dotrzeć do miłośniczek luksusowych, oryginalnych ubrań. Na starcie Krystyna zaproponowała mi niesprzedane jedwabne kostiumy, wyróżniające się nietypowymi rozmiarami i kolorami.

Stworzyć coś fajnego z tak jaskrawych materiałów było naprawdę wielkim wyzwaniem, ale byłam świadoma, że muszę sobie poradzić. Była to moja jedyna okazja, aby uwolnić się od mojego męża. Potajemnie, nie informując męża, zaplanowałam i uszyłam swoją pierwszą kolekcję przeznaczoną na sprzedaż. Kryśka umieściła ją w swoim sklepie i wspólnie czekałyśmy na reakcję klientów.

Ukrywałam to latami

Nowa projektantka, nieznajoma dla wszystkich, awangardowa paleta kolorów i unikalne kroje. Kolekcja była skromna, ale to właśnie przyciągnęło wielbicielki mody. Każda z nich pragnęła mieć coś oryginalnego w swojej garderobie. Następne lata przyniosły nam ogromny rozwój jako spółce. Kolejne serie naszych ubrań sprzedawały się na pniu, co umożliwiło nam inwestycję w prawdziwą szwalnię. Formalnie, cała firma była zarejestrowana na Krysię, ponieważ mój mąż nie mógł dowiedzieć się, że zaczęłam własny biznes.

Mimo wszystko Krystyna była wobec mnie uczciwa. Zawsze skrupulatnie się ze mną rozliczała. Po wielu latach moje obowiązki ograniczyły się tylko do tworzenia projektów, podczas gdy moja wspólniczka zarządzała pracą w szwalni i dystrybucją. Tworzyłam pod pseudonimem, co pozwoliło mi przez lata utrzymywać wszystko w sekrecie.

W końcu nadszedł ten wyjątkowy dzień – Bastuś osiągnął pełnoletność, co oznaczało, że mógł samodzielnie zdecydować, z kim chce mieszkać. Nie musiałam już obawiać się, że mój mąż odbierze mi go, korzystając ze swoich wpływów w palestrze. Przez te wszystkie lata udało mi się zgromadzić pokaźną sumę pieniędzy, co pozwoliło mi poczuć się wolną i niezależną.

Pamiętam ten wyraz twarzy Seweryna, gdy dowiedział się o moim planie wyprowadzki. Początkowo żartował ze mnie, że sobie nie poradzę. Przestał się śmiać, dopiero gdy zobaczył, że spakowałam swoje rzeczy i wyszłam razem z synem. Rozpoczęłam zupełnie nowy rozdział w życiu – nareszcie wolny od upokorzeń, despotyzmu i nonsensownych ograniczeń. Teraz, po kilku latach, wciąż twierdzę, że to była najlepsza decyzja w życiu.

Czytaj także: „Siostrze stuknie zaraz 40-stka, a wciąż mieszka z rodzicami. Powinna się wstydzić, że tak na nich żeruje” 
„Myślałam, że mój mąż to anioł. Po ślubie odbiła mu palma i okazało się, że to despota, który każe mi siedzieć w domu”
„Mój mąż zmusił mnie do intercyzy, a potem zdradzał na każdym kroku. Za bardzo kochałam jego kasę, żeby się rozwieść”

 

Redakcja poleca

REKLAMA