„Mój mąż całkowicie poświęcił się swojemu bratu, ignorując własną rodzinę. W końcu stał się cieniem samego siebie”

kobieta pociesza swojego męża fot. Adobe Stock, Graphicroyalty
„Przestałam zaglądać do Artura, choć wcześniej pomagałam mężowi w opiece nad młodszym bratem. Uznałam, że skoro Tomek chce, to niech się poświęca, ale ja mam dziecko i inne priorytety. Czasami było mi bardzo żal męża. Trwał przy chorym bracie mimo niechęci wszystkich dookoła. Wściekałam się na teściów i na ich wyraźną niechęć do chorego dziecka”.
/ 10.06.2023 09:15
kobieta pociesza swojego męża fot. Adobe Stock, Graphicroyalty

Natarczywy dzwonek komórki wyrwał mnie ze snu. W zasadzie powinnam ją zignorować i poczekać aż Tomek sięgnie po swój telefon, bo tylko do niego dzwoniono o takiej nieludzkiej porze, ale mąż spał jak zabity.

– Mamusiu, czy to babcia? – gdy usłyszałam pytanie zaspanej córeczki, z trudem powstrzymałam wściekłość.

Przecież ma męża i oboje nie są wcale tacy starzy, żeby wysługiwać się Tomkiem? Artur to ich syn i ich problem! Przez te wszystkie lata chyba zdążyli się nauczyć, jak postępować z chorym dzieckiem, zamiast ze zdrowego syna robić darmowego pielęgniarza!

Zła szturchnęłam łokciem męża pod żebra

W odpowiedzi stęknął, że słyszał i już wstaje, po czym jeszcze mocniej wtulił się we mnie. Zrobiło mi się go żal. Pracował po dziesięć godzin dziennie, tracił dwie na dojazdy w obie strony, więc do domu wracał późnym wieczorem. Ledwie zdążył przełknąć kolację, a już dzwoniła teściowa z pretensjami, że spóźnia się z przewijaniem brata.

– Ty też masz dziecko! Nie chcesz spędzać wieczorów z córką? – pytałam męża.

– Wiesz, że muszę – odpowiadał.

Nawet gdy zgadzałam się, byśmy zamieszkali w domu po drugiej stronie ulicy, nie sądziłam, że staniemy się darmową, całodobową opieką medyczną bez prawa do własnego życia, świąt i urlopu. Tuż po narodzinach córki próbowałam wywalczyć dla Tomka odrobinę niezależności, ale teściowa zamknęła mi usta, twierdząc, że nie tak się z nim umawiali.

– To oddajcie Artka do domu opieki albo do szpitala, jeśli nie chcecie się zajmować kaleką – rzuciłam bliska płaczu z maleńkim dzieckiem na ręku.

Matka Tomka spojrzała na mnie z wyrzutem

Chciałam dopiec jej jeszcze bardziej, ale Tomek mnie powstrzymał. Delikatnie wyjął córeczkę z moich ramion i zaproponował mi rozmowę w cztery oczy. Kiedy zostaliśmy sami, powiedział, że to on zmusił rodziców, by nie oddawali brata.

– Na początku choroby Artka obiecałem im, że będę robił przy bracie, co trzeba, tak by nie musieli go nawet dotykać – wyznał. – Artek już by pewnie nie żył, bo osoby cierpiące na ten typ stwardnienia umierają w ciągu kilku lat od postawienia diagnozy, a w domu opieki nikt by się z nim nie patyczkował. Popatrz na niego nie jak na bezwolnego kalekę, ale jak na człowieka – zaproponował.

Zaskoczona wyznaniem męża nie śmiałam protestować. Oboje wiedzieliśmy, że Artek tylko bełkoce i jedynie Tomek potrafił się z nim porozumieć, nie poruszał się na wózku, a jedynie na nim siedział, wciąż przełykał samodzielnie, więc mógł być karmiony przez brata.

Jednak nie mieliśmy złudzeń, że wkrótce czeka go śmierć głodowa albo odżywianie pozajelitowe, jeśli Tomek znajdzie szpital, który podejmie się dostarczenia specjalnych odżywek do naszej mieściny. To bratu Artek zawdzięczał brak odleżyn i odpowiednie preparaty natłuszczające przykurczone boleśnie ciało.

– Powiedz mi, po co to wszystko? – rozpłakałam się, przerażona, słysząc entuzjazm w głosie męża. – Po co? Przecież on tak cierpi… – zawahałam się.

Nie chciałam ranić męża i wypowiadać głośno tego słowa

Choć wiadomo było, że Tomek ze wszystkich sił stara się odwlec to, co nieuchronne, czyli śmierć brata.

– Bo go kocham! Jest moim ukochanym młodszym braciszkiem i wspaniałym człowiekiem, tyle że zamkniętym w chorym ciele! Czy tak trudno wam to zrozumieć? – rzucił i wyszedł utulić do snu córkę, rozbudzoną naszą kłótnią.

Przestałam zaglądać do Artura, choć wcześniej pomagałam mężowi w opiece nad młodszym bratem.
Uznałam, że skoro Tomek chce, to niech się poświęca, ale ja mam dziecko i inne priorytety. Czasami było mi bardzo żal męża. Trwał przy chorym bracie mimo niechęci wszystkich dookoła. Wściekałam się na teściów i na ich wyraźną niechęć do chorego dziecka.

Mijały miesiące, potem lata

Tomek stracił zapał, ale na jakąkolwiek wzmiankę o sytuacji reagował gniewem. Wolałam milczeć.
Natalka miała już pięć lat i co najmniej od dwóch domagała się braciszka lub siostrzyczki, ale zbywałam ją wymuszonymi żartami, bo obiecałam sobie, że dopóki Artur żyje, nie zajdę w kolejną ciążę.

Co z tego, że pragnęliśmy mieć z Tomkiem dużą rodzinę, skoro to na mnie spoczywałby trud wychowania dziecka?

Od teściowej słyszałam, że jej młodszy syn czuje się coraz gorzej, lecz powoli traciłam nadzieję, że Tomek pozwoli mu odejść. Ile to już przeżyliśmy zapaści i stanów przedagonalnych, z których ratowała go wczesna interwencja mojego męża?

Któregoś razu, gdy mąż wybierał się do brata, ułożyłam Natalkę w naszym małżeńskim łóżku i zanim wyszedł z domu, wręczyłam mu termos z kawą.

– Przyda ci się tam po drugiej stronie ulicy – powiedziałam.

Odpowiedział mi uśmiechem.

Wszyscy mamy tego dość, tylko nie wszyscy mamy odwagę przyznać się do swoich uczuć – pomyślałam, układając się ostrożnie obok córeczki.

Obudziło mnie delikatne szarpnięcie

– Co się stało? – poderwałam się, widząc przerażone oczy Tomka.

– Artur nie żyje – odparł zduszonym głosem, ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się.

Wreszcie – pomyślałam i zrobiło mi się przykro, bo jedyne, co czułam w tamtej chwili, to ulga, że pozbyliśmy się problemu. Nigdy nie pytałam męża, w jaki sposób odszedł jego brat, a i on nigdy o tym nie wspominał. Być może tym razem nie zdążył zainterweniować i karetka nie dojechała na czas.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, widząc go zamyślonego.

– Tak – skinął głową i nie patrząc mi w oczy, zaczął jeść jajecznicę.

Nareszcie możemy spełnić nasze marzenia! Szczęśliwie stwardnienie zanikowe boczne nie jest dziedziczne – cieszyłam się na myśl o odzyskanym życiu.

Chciałam jak najszybciej pochować Artura, zabrać męża na pierwsze od lat wakacje, a po nich zacząć pracę nad kolejnym dzieckiem albo nawet dwójką, jeśli wszystko dobrze się ułoży. Miałam wrażenie, że Tomek z ulgą poddał się moim planom.

Skupiłam się na naszej wspólnej przyszłości, zwłaszcza że niedługo później zaszłam w upragnioną ciążę. I to bliźniaczą.

Wychowanie dzieci pochłonęło mnie bez reszty

Dostałam wiatru w żagle. Nie przeszkadzały mi kolki, nieprzespane noce, płacz z niewiadomego powodu i bałagan, rozprzestrzeniający się po naszym domu z prędkością światła. Byłam w swoim żywiole i dlatego nie zauważyłam, że w przeciwieństwie do mnie, Tomek staje się cieniem samego siebie.

W końcu zabrałam go do psychologa, który następnie wysłał go na terapię. Trwała łącznie prawie 3 lata, ale w trakcie kolejnych sesji mój mąż powoli zaczynał radzić sobie ze śmiercią brata, ze stratą oraz z tym, że przez lata zajmował się nim, zamiast skupić się na sobie i swojej rodzinie.

W końcu zaczął znowu się uśmiechać, bawić z dziećmi, a na wakacjach planujemy wspólny wyjazd do Egiptu. Teściowie mają z nami słaby kontakt i szczerze mówiąc, nawet nie wiem, co się u nich dzieje, mimo że mieszkamy tak blisko siebie.

Czytaj także:
„Rodzice powiedzieli, że kochaliby mnie bardziej, gdybym była mądrzejsza. Całe życie uważałam, że jestem niegodna miłości”
„Niby wiem, że córka ma prawo do własnego życia, ale czy kariera jest ważniejsza od matki? Jak mogła zostawić mnie samą?”
„Siostra nie słuchała, gdy odradzałam jej romans z żonatym. Teraz błaga o pomoc, bo zaszła w ciążę, a facet wrócił do żony”

Redakcja poleca

REKLAMA