„Rodzice powiedzieli, że kochaliby mnie bardziej, gdybym była mądrzejsza. Całe życie uważałam, że jestem niegodna miłości”

Moja siostra odwołała ślub na 3 dni przed fot. Adobe Stock, Siam
„Rozczarowywałam moich rodziców z każdym nieporadnie formułowanym zdaniem, z każdą pod przymusem czytaną książką. Mogłabym im nawet współczuć takiego potomka, gdyby nie fakt, że byli moimi rodzicami i powinni mnie kochać. A oni zrobili badania DNA, by się upewnić, że jestem ich rodzonym dzieckiem, że nie podmieniono mnie w szpitalu czy coś”.
/ 06.06.2023 19:15
Moja siostra odwołała ślub na 3 dni przed fot. Adobe Stock, Siam

Miałam pecha i urodziłam się rodzicom ładna zamiast mądra. Skupieni na pracy i karierze, na zdobywaniu kolejnych tytułów naukowych, na swoich grantach i badaniach, na wyjazdach, pisaniu książek, późno się zdecydowali na rodzicielstwo. Właściwie to sama nie wiem po co…

Może chcieli mieć kogoś do opieki na starość, a może uznali, że takie cenne geny nie powinny się zmarnować. No to się przeliczyli. Zamówili drugą Skłodowską-Curie, dostali Królewnę Śnieżkę z czarnymi lokami i mlecznobiałą cerą oraz intelektem na poziomie średniej. Nie byłam genialnym dzieckiem lub choćby nastolatką bystrzejszą od przeciętnej. Rozczarowywałam moich rodziców na każdym niepewnie stawianym kroku, z każdym nieporadnie formułowanym zdaniem, z każdą pod przymusem czytaną książką. Mogłabym im nawet współczuć takiego potomka, gdyby nie fakt, że byli moimi rodzicami i powinni mnie kochać.

Od tego są rodzice

A oni zrobili badania DNA, by się upewnić, że jestem ich rodzonym dzieckiem, że nie podmieniono mnie w szpitalu czy coś. Znalazłam kiedyś to badanie w dokumentach. Zapytałam, co to jest, a matka spokojnie mi wyjaśniła. Niechby się złościli za dwóje i tróje, za brak ambicji, błyskotliwości, jakiegoś talentu, niechby najmowali korepetytorów – wtedy czułabym, że im zależy, może nawet bardziej bym się starała. Ale oni po prostu mnie skreślili. Banał, że „uroda to nie wszystko”, mało mnie motywował, za to dziwił w ustach takich niby inteligentnych ludzi. Nie dość, że dzieliła nas przepaść dwóch pokoleń, to oni jeszcze sami ją pogłębiali, traktując mnie jak kukułcze jajo. Kiedyś nawet powiedzieli, że kochaliby mnie bardziej, gdybym była odrobinę mądrzejsza. Gdy dojrzałam niczym brzoskwinia, do jednego frazesu dołączyli drugi – że „cnotę traci się tylko raz”. I dopięli swego. Dziewictwo straciłam z przypadkowym chłopakiem. Dałam się ponieść atmosferze imprezy. Tak chciałam, żeby choć raz komuś na mnie zależało… Wyszłam na kretynkę. 

Od tamtej pory zaczęłam się wstydzić swojego wyglądu. Rodzice wygrali. Przekonałam się na własnej skórze, jak chłopcy traktują ładne dziewczyny. Przestałam im ufać. Przystrzygłam loki, a figurę schowałam pod bezkształtnymi ciuchami. Od imprez wykręcałam się nauką z takim uporem, że w końcu zostawiono mnie w spokoju, a maturę zdałam całkiem nieźle. Jak na ironię, zmiana w moim wyglądzie i nad podziw dobry wynik matury zaniepokoiły matkę.

– Jesteś w ciąży? – zapytała znienacka przy kolacji.

– Nie.

– Ale mogłabyś być – domyślił się ojciec.

Mam dziewiętnaście lat, pewnie, że bym mogła.

– Pyskuje – stwierdziła ze zdziwieniem matka.

– Pora wydać ją za mąż.

– Pewnie już macie kandydata – powiedziałam spokojnie.

– Dyplomant ojca. Patryk. Sześć lat od ciebie starszy. Zaopiekuje się tobą zamiast nas. Bardzo zdolny i ambitny. W ciągu dwóch lat zrobi doktorat, z habilitacją uwinie się w góra trzy, a profesurę dostanie przed czterdziestką, o ile będzie miał poparcie i koneksje. Możemy mu je zapewnić, ale coś za coś…

– Rozumiem – mruknęłam. – Stanie się synem, o jakim marzyliście, a w zamian wesprzecie go radą, pomocą i posagiem.

– Nie bądź bezczelna – obruszył się ojciec. – Myślimy o twojej przyszłości. Ty też byś mogła. Choć raz zrób coś jak należy.

– Jest przystojny – dodała matka, jakby to wystarczyło, żeby mnie przekonać.

Pomyślałam: a co mi tam?

Pierwsze doświadczenie damsko-męskie wyleczyło mnie z romantyczności. Coś za coś, powiedzieli. W porządku. Niech i ja zyskam na tym „interesie”. Od jakiegoś czasu zbierałam się na odwagę, by wyznać, czym chciałabym się zajmować.

– Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem – powiedziałam.

Nie kryję, sprawiły mi przyjemność ich zaskoczone miny.

– Zamierzam zostać pielęgniarką środowiskową. Zrobię studium pomaturalne. Chciałabym… – urwałam, bo niby jak miałam im wyjaśnić swoje marzenie?

Nie pojęliby. Myśleli szeroko, wybiegali daleko w przyszłość, płynęli jak rzeka, swoimi badaniami nad rakiem chcieli ratować ludzkość. Ja wolałam być jak mały strumyk. Nie umiałabym tego wytłumaczyć, zresztą wcale nie musiałam. Po trzech miesiącach zostałam mężatką. Mojego męża mogłabym określić w trzech słowach: inteligentny, ambitny i cyniczny. Kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy, oszacował wzrokiem i mruknął:

– Myślałem, że będzie gorzej. Bylebyś na ślub włożyła coś bardziej gustownego niż to… – skrzywił się – …coś.

– Boisz się, że ktoś domyśli się naszego układu? – zapytałam.

– Bynajmniej. Niejeden z moich kolegów poświęciłby wolność za takich teściów. Ale nie chciałbym, by ktoś sądził, że po pijaku zrobiłem głupstwo i muszę się żenić.

– Bez obaw – sama się dziwiłam własnej obojętności. – Ten etap mam już za sobą. I jak słusznie zgadłeś, oboje byliśmy mocno wstawieni.

– Co ty powiesz… – mruknął i nagle zmienił ton. – Swoje motywy znam. Ale co ciebie skłoniło do tego, hm, mariażu?

– Wyrwę się stąd – wyznałam szczerze. – Rodzice kupią nam mieszkanie. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, zyskam wolność. Ale bez obaw – powtórzyłam – obojgu nam się nie pali do wypełniania obowiązków małżeńskich. Nie zamierzam cię zdradzać, ale ty się nie krępuj.

I to ponoć ja jestem ten bardziej cyniczny – burknął i jednym haustem wychylił kieliszek wina.

W gustownym kapelusiku z woalką i w sukni zapiętej po samą szyję wyglądałabym jak uosobienie niewinności, gdyby nie fakt, że biała koronka oblekała mnie jak druga skóra, a dyskretny makijaż podkreślił to, co zwykłam ukrywać – urodę.

Mój narzeczony powinien być zadowolony

Jednak wkładając mi obrączkę na palec, zrobił to szybko i nerwowo, jakby nagle naszły go wątpliwości. Czyżby wyrzuty sumienia? Jednak nie. Po miesiącu wspólnego życia było mniej więcej tak, jak się spodziewałam. Mijaliśmy się w życiu i mieszkaniu. Paradoksalnie to mnie ośmieliło. Dumniej nosiłam głowę. Status mężatki mnie chronił, a Patryk się nie narzucał. Potrafił być zgryźliwy, ale nie powtarzał rodzicielskich banałów o urodzie. Choćby za to byłam mu wdzięczna. Ze względu na innych chyba nawet wolał, żebym przestała na siłę się oszpecać. Jego złośliwości też niezbyt mi przeszkadzały; pozwalały zachować bezpieczny dystans. Poza tym, gdy chciał, umiał być zabawny czy na swój sposób miły. Rzadko chorowałam, ale gdy mi się zdarzyło, zajmował się mną, jakby się martwił. Może dbał o swoją inwestycję, może nie był taki zły, jakiego udawał, a może nie chciał, bym się bardziej rozchorowała, co byłoby dla niego kłopotliwe. Nie wiem. Zachowywał się sprzecznie. Unikał kontaktu fizycznego, jakbym była chora, ale czasami patrzył tak, że się rumieniłam. Nie potrafiłam go rozgryźć. Więcej siedział w pracy niż w domu, a kiedy już przychodził, zamykał się w gabinecie, ignorując mnie. Ale czasem jedliśmy razem, oglądaliśmy razem jakiś film albo wspólnie czytaliśmy. To były niemal intymne chwile. I zawsze wyczuwał, kiedy miałam zły nastrój. Wtedy robił wszystko, żeby mnie rozśmieszyć albo rozzłościć. Dziwna metoda, ale skuteczna: chandra znikała. I jeszcze jedno.

Od kiedy się poznaliśmy, nie szczędził mi docinków, jednak innym nie pozwalał mnie obrażać, jakby to on miał wyłączność na wytykanie mi wad. No naprawdę… Nie potrafiłam się połapać w humorach Patryka. Byłam prostolinijną dziewczyną i jak dla mnie mój mąż był zbyt skomplikowany. Gdyby dał nam szansę, niewykluczone, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić albo chociaż polubić, ale aż tak blisko mnie nie dopuszczał. Kiedyś spytałam, czy bratanie się ze mną jest poniżej jego godności. Nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Podsumowując, mogłam trafić lepiej, pewnie, ale mogło też być dużo gorzej. Lata mijały. Patryk zrobił doktorat, zaczął habilitację, ja zdobyłam uprawnienia i wymarzoną pracę. Powinno być wspaniale, ale coś się zaczęło psuć. Patryk zgubił gdzieś swoje specyficzne poczucie humoru, stał się nieprzyjemny i dziwnie nerwowy. Zwłaszcza w obecności swoich rodziców – miłych, prostych ludzi – którzy coraz częściej napomykali o wnukach.

Łagodziłam, jak mogłam, jego gburowate odzywki

– Oczarowałaś ich jak zwykle – rzekł z wyraźną niechęcią po ostatniej wizycie.

– Lubię twoich rodziców – odparłam szczerze. – A ty zachowujesz się, jakbyś się ich wstydził. Ciężko pracowali, żebyś mógł się uczyć.

– Jasne. Niewdzięcznik ze mnie. Do tego snob, bo zamiast piwa i szarych klusek wolę kawior i whisky – powiedział, sącząc jakieś brandy.

W ogóle ostatnio pił trochę za dużo.

– Chyba nie masz powodu narzekać na moją kuchnię – odparłam. – Zwykle gotuję to, co lubisz. A gotuję teraz niemal codziennie – dodałam z bezwiednym wyrzutem.

Patryk coraz częściej przebywał w domu. Kiedyś całymi dniami, a nierzadko nocami przesiadywał na uczelni, teraz pracę zabierał ze sobą. Za to przestał zapraszać przyjaciół i znajomych. Na początku organizował spotkania przynajmniej raz w miesiącu, jakby się chwalił swoim nowy statusem. On brylował, ja biegałam między kuchnią a salonem, odgrywając idealną żonę. Starałam się nie ziewać, gdy schodzili na tematy naukowe, i uśmiechem zbywałam zbyt wścibskie pytania.

– Dlaczego nie zapraszasz już znajomych? – zapytałam, widząc, że i on nie może skupić się na fabule filmu, który oglądaliśmy.

– Przestało mnie bawić ich bezczelne wgapianie się w twój biust – mruknął, nie odrywając wzroku od telewizora i pociągając ze szklanki. – Jesteś moją żoną. Nic nie poradzę, że kochasz odgrywać świętą Teresę. Ale nie pozwolę… – wreszcie na mnie spojrzał – żebyś uwodziła kogoś innego.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć

Zaskoczył mnie. Zachowywał się, jakby był zazdrosny. O mnie? Pogubiłam się.

– Dla każdego masz czas i cierpliwość. A ja?

– Co ty? – nie zrozumiałam. – Co z moimi prawami męża?

– Masz zamiar się ich domagać? – głos mi lekko zadrżał, bezwiednie ścisnęłam kolana.

– Czemu nie? Ile lat jesteśmy po ślubie? Cztery. Układ układem, ale nie pisałem się na celibat.

– Przecież nie zabraniałam ci… – urwałam, bo nagle dotarło do mnie, że nigdy nie dał mi najmniejszego powodu do podejrzeń.

Dlaczego? I dlaczego poczułam takie miłe ciepło w środku na myśl, że jest mi wierny? Aż przymknęłam oczy, żeby nie wyczytał z nich zbyt wiele. Wstrząsnęło mną odkrycie, że zależy mi na własnym mężu. Obiektywnie zawsze mi się podobał, to jego chłód trzymał mnie na dystans. Nie zauważyłam, że przesiadł się na kanapę obok mnie. Był za blisko, nie mogłam się skupić na tym, co mówi. Cofnęłam się odruchowo.

– Nie odsuwaj się – przytrzymał mnie za łokieć. – Nie musisz. Choć nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Dzień w dzień z kobietą, za którą ogląda się każdy facet na ulicy, do której tulą się obce dzieciaki, łaszą psy i koty. A mnie nie zauważasz. Niczym nie jestem cię w stanie poruszyć. Gdybyś się porządnie wściekła, śmiertelnie obraziła, byłby powód do przeprosin, a te z reguły kończą się w łóżku. Byłbym lepszy od tego twojego pierwszego – rzucił chełpliwie. – I może wtedy przeszłaby mi ta upokarzająca obsesja na twoim punkcie!

Zesztywniałam. Ciepło, które czułam, zamieniło się w bryłę lodu. A już wyobrażałam sobie, że moglibyśmy stać się dla siebie kimś więcej niż partnerami w małżeńskim biznesie. Nie myślałam, że można mnie jeszcze tak głęboko zranić. A jednak…

– Jak sobie życzysz – odrzekłam. – Ale poczekajmy na płodne dni. Niech i twoi rodzice coś na tym zyskają. Mam nadzieję, że uda się za pierwszym razem

Nie wiem, co dostrzegł w moich oczach, ale aż drgnął, a potem nieoczekiwanie ukrył twarz w dłoniach. Wstrząsnął nim dreszcz, jakby płakał. Lekko dotknęłam jego ramienia. Uniósł głowę i… wybuchnął śmiechem. Nigdy nie słyszałam bardziej gorzkiego śmiechu.

Cofnęłam dłoń

– Brawo, Sylwia! Nauczyłem cię być podłym. Nie myślałem, że to możliwe. A tu… proszę! Wreszcie zaczęłaś mnie nienawidzić.

– Nieprawda – zaprzeczyłam. – Ja nikogo nie nienawidzę.

– Pewnie, ty kochasz cały świat i tulisz do piersi każdą nieszczęsną istotę. Tylko nie mnie… – w jego głosie pojawiła się ledwie uchwytna nutka żalu.

Westchnęłam ciężko. Do reszty się pogubiłam. Te jego inteligenckie gierki tylko mnie męczyły. Czemu nie mógł jasno się określić?

– Nie rozumiem, czego ty właściwie ode mnie chcesz. Rozwodu? Seksu? Zgody na romanse?

Pokręcił głową w niedowierzaniu.

Aleś ty głupia…

Miałam dosyć.

– Widziały gały, co brały – burknęłam poirytowana.

Czego on naprawdę ode mnie chce? Przyglądał mi się w zastanowieniu, a potem znowu kompletnie mnie zaskoczył.

– Kocham cię – powiedział.

Zalałam się rumieńcem, serce załomotało mi w piersi.

– Co…? – bąknęłam. – To nie jest śmieszne. Nie kpij sobie…

– Nie kpię. Jestem śmiertelnie poważny. I chorobliwie zazdrosny, nawet o twoje uśmiechy nie dla mnie. Racja, zgodziłem się na nasz ślub z wyrachowania. To, że jesteś ładna, potraktowałem jak bonus. Bo żadne bezkształtne ciuchy ani źle obcięte włosy nie były w stanie tego ukryć. A potem zobaczyłem cię w kościele i się przeraziłem. Jak wytrzymam w jednym domu z taką kobietą? Nie dotykając jej, nie całując, nie kochając się z nią do utraty tchu? Dlatego uciekałem w pracę. Dlatego spałem na kanapie. Nie pomogło. Zakochałem się w tobie i zacząłem być zazdrosny. Drwiłem, żeby to ukryć. Ale już dłużej nie dam rady. Dlatego powiedz… czy jest już za późno, żebyśmy stali się prawdziwym małżeństwem? Takim z dziećmi i normalnym domem?

Bałam się, że kłamie, że chce mnie omotać, żeby uwolnić się od upokarzającej obsesji, jak ją nazwał.

– Naprawdę mnie kochasz? Nie próbujesz…

– Czego? Uwieść cię? Gdybym się nie bał, że uciekniesz, uwiódłbym cię już w noc poślubną – wyznał zmęczonym głosem. – Szaleję za tobą. Jeżeli chcesz, przysięgnę, że cię nie dotknę. Białe małżeństwo? Niech będzie. Tylko mnie teraz nie zostawiaj i nie mów, że jest za późno nawet na to.

Bryła lodu stopniała

– Ale ja chcę, żebyś mnie dotykał…

Niepewnie wyciągnął ręce i przytulił mnie delikatnie, jakbym była z porcelany. Nie byłam: przywarłam do niego mocniej. Dłonie Patryka ożyły. Delikatnie przesuwały się wzdłuż moich pleców. Dotykały szyi, ramion, talii, pośladków. Jego usta niby piórkiem muskały moje rzęsy, skronie, wargi… Tu pogłębił pocałunek. Wciągał mnie, pochłaniał, miałam wrażenie, że unoszę się nad ziemią… To on wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Pochylił się. Widziałam, jak drży, ale panował nad sobą. Chciał zatrzeć złe wrażenie mojego pierwszego razu, kiedy było szybko i anonimowo. Gdy zdejmował ze mnie ubranie, pocałunkiem witał każdy skrawek odsłoniętego ciała. Czułam się bezpiecznie. Czułam się kochana. To nie może być tylko pożądanie, pomyślałam, on naprawdę mnie kocha. A potem przestałam myśleć…

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA