Zawsze wiedziałam, że Piotrek jest oszczędny. Na początku naszego związku, w latach 80., gdy życie było trudne, doskonale to rozumiałam. Wiele pracy wkładał w to, żeby zaoszczędzić choćby niewielką sumę. A kiedy w Polsce nastąpiły zmiany polityczne, mój mąż doskonale odnalazł się w tej nowej rzeczywistości. Otworzył własną firmę i zaczął naprawdę dobrze zarabiać.
Byłam z niego niesamowicie dumna. Myślałam, że w końcu będziemy mogli cieszyć się życiem, podróżować po świecie, otaczać się pięknymi przedmiotami, korzystać z tego, że odnieśliśmy sukces.
Musiałam go błagać o każdy grosz
Niestety, moje nadzieje szybko zweryfikowało życie. Piotr kupił atrakcyjne mieszkanie w renomowanej dzielnicy, dla siebie dobry samochód, i tu zakończyły się jego „szaleństwa”. Oszczędzał, niestety przede wszystkim moim kosztem.
Dobrze, że miałam pracę i dysponowałam własnymi środkami finansowymi, bo w przeciwnym razie wyglądałabym jak ostatnia żebraczka. Kiedy po narodzinach Adriana zdecydowałam się na urlop macierzyński i utrzymywał mnie Piotrek, musiałam go wręcz błagać o każdy grosz.
Choć oglądałam każdą złotówkę i wydawałam niewiele, to i tak miał do mnie pretensje. Zarzucał mi, że jestem nadmiernie rozrzutna, a w obecnych, niepewnych czasach jest to nierozsądne. Nawet wydatki na naszego syna były przez niego kwestionowane.
Pamiętam, jak kupiłam synowi skórzane buty. Były drogie, ale komfortowe i co najważniejsze zapobiegały rozwijaniu się płaskostopia. Piotr zrobił taką awanturę, jakbym co najmniej go okradła. Krzyczał, że to niepotrzebny wydatek, ponieważ dziecka stopa szybko się rozwija.
Nie znosiłam, kiedy tak się zachowywał. Starałam się przekonać go do mojego punktu widzenia. Tłumaczyłam mu, że jego postępowanie jest dla mnie krzywdzące i obraźliwe oraz że jednym z celów zarabiania pieniędzy, jest ich wydawanie. Kompletnie nie zwracał uwagi, na to co mówię. Zarzucał mi rozrzutność i bezmyślność, a jednocześnie deklarował, że mnie kocha.
Nie oszczędzał na edukacji
Kiedy mój syn poszedł do przedszkola, wróciłam do pracy. Znów miałam własne pieniądze. Mogłam się udać do fryzjera, kupić dla siebie lub dziecka jakiś ciuch... Przestałam zwracać uwagę na obsesje i skąpstwo mojego męża. Wiedziałam, że i tak nic na to nie poradzę.
Dla zachowania spokoju rezygnowałam z wielu rzeczy, przyjemności. On zaś nieustannie powiększał nasz majątek. Cieszyłam się, że przestał oszczędzać kosztem naszego syna. Nie obdarowywał go rzecz jasna kosztownymi upominkami, ale przynajmniej nie oszczędzał na jego edukacji.
Ponieważ Adrian wykazywał chęć do nauki i miał świetne oceny, zapisał go do najbardziej prestiżowego liceum społecznego w mieście. A jego ojciec regularnie płacił wysokie czesne bez typowego dla niego narzekania.
Po ukończeniu liceum i zdaniu matury, Adrian został wysłany na renomowaną uczelnię na studia. Wydawało się, że przynajmniej w odniesieniu do swojego dziecka, mój mąż zrezygnował z oszczędzania i postanowił mu ułatwić start w dorosłe życie. To jednak nie była prawda!
Błagałam, prosiłam. Nic nie pomagało
Szybko zdałam sobie sprawę, że hojność Piotra wynikała z czystej kalkulacji. Obmyślił plan, że jeśli jego syn zdobędzie solidne wykształcenie, to szybko zacznie zarabiać na siebie. Adrian spełnił oczekiwania swojego ojca. Ukończył studia na medal i bez problemu znalazł atrakcyjną pracę. Wtedy zdecydował się na małżeństwo. Byłam niezmiernie szczęśliwa, ponieważ spotkał fantastyczną kobietę. Przyjazną, troskliwą, serdeczną...
Poznałam ją dobrze, ponieważ byli w związku przez ponad trzy lata, a Kasia często odwiedzała nasz dom. Wspólnie marzyli o wspaniałym, okazałym weselu. Mojemu mężowi ten pomysł od początku nie przypadł do gustu.
Marszczył brwi i narzekał, że takie wydatki to niczym nieuzasadnione marnotrawstwo pieniędzy. Stwierdził, że jest w stanie przeznaczyć jedynie niewielką sumę na weselny obiad. Prosiłam, błagałam, ale bez większego efektu. Ostatecznie okazało się, że na pokrycie kosztów wesela zdecydowali się rodzice Kasi. Dla nich najważniejsze było szczęście córki, dlatego zdecydowali się na wydanie wszystkich swoich oszczędności na wesele.
Pozostałą część Adrian pokrył z kredytu. Samodzielnie! Smuciło mnie, że nie jestem w stanie wesprzeć syna, lecz nie mój mąż nie pozwalał mi korzystać z naszych pieniędzy. Pilnował dostępu do konta tak pilnie, że nawet nie wiedziałam, w którym banku posiada konto.
Adrian i Kasia zdecydowali, że po zawarciu małżeństwa chcą żyć na własny rachunek. Zdecydowali się na wynajęcie niewielkiej kawalerki. Gdy zobaczyłam ten mały pokoik, w którym mieli zamieszkać, to aż nie mogłam uwierzyć. W środku tylko składana sofa i niewielki stolik. Próba przekonania Piotra, żeby wynajął młodym prawdziwe mieszkanie, zakończyła się niepowodzeniem. Był przekonany, że to nieodpowiednie i że najpierw powinni sami coś osiągnąć. Nawet narodziny wnuczki, nie były w stanie wpłynąć na zmianę jego stanowiska.
Czy potrafisz to sobie wyobrazić?
Każdy rodzic cieszyłby się, że może spełnić wszystkie marzenia swoich dzieci i pomóc w wychowaniu wnuczki. Lecz nie Piotr. Był nieugięty, a ja byłam zrozpaczona. Gorączkowo zastanawiałam się, jak skłonić go do zmiany decyzji. Jednak żadne sensowne pomysły nie pojawiały się w mojej głowie. I pewnie wciąż bym nad tym tylko myślała, gdyby nie spotkanie z Agnieszką, przyjaciółką z czasów studiów.
Spotkałyśmy się przypadkiem na ulicy. Od dawna się nie widzieliśmy, więc zdecydowałyśmy się razem wypić kawę. Nigdy nie opowiadałam swoim znajomym o skąpstwie mojego męża. Po prostu wstydziłam się za niego. Wówczas jednak nie byłam w stanie powstrzymać emocji. Byłam tak zdenerwowana i zła, że musiałam to komuś opowiedzieć. Gdy skończyłam, Aga była wstrząśnięta i oburzona.
– Co za drań! Odwraca się od dzieci i wnuczki, mimo że ma pieniędzy w bród? Musisz mu otworzyć oczy! – wykrzyknęła.
– Rozumiem, ale w jaki sposób? Przecież ci tłumaczę, że żadne prośby nie docierają do Piotra. Próbowałam wiele razy i za każdym razem czułam się, jakbym mówiła do ściany – odetchnęłam ciężko.
Agnieszka na chwilę się zamyśliła. – Czy Piotr naprawdę cię kocha? – zapytała po pewnym czasie.
– Chyba tak... – odpowiedziałam.
– Czy przed zawarciem małżeństwa podpisałaś intercyzę?
– Nie...
– Zatem istnieje pewne rozwiązanie. Trochę drastyczne, ale może okazać się skuteczne.
– Serio? Jakie?
– Musisz zawnioskować o rozwód. I to jak najszybciej. Gdy twój mąż dostanie wezwanie do sądu i zda sobie sprawę, że będzie musiał podzielić majątek, zgodzi się na wszystko, bylebyś tylko wycofałaś pozew.
– A co jeśli powie, że jak chce, to mogę sobie odejść?
– Wtedy zabierzesz to, co ci przysługuje, kupisz mieszkanie dla dzieci i w końcu będziesz żyć, jak na to zasługujesz. Tak czy inaczej, twoja sytuacja zmieni się na lepsze – uśmiechnęła się przyjaciółka.
Wreszcie postawiłam na swoim
Nie mogłam uwierzyć, że to robię, jednak zdecydowałam się pójść za radą przyjaciółki. Nazajutrz udałam się do prawnika i poprosiłam go o sporządzenie konkretnego dokumentu. Nie zdradziłam swoich planów Piotrowi. Chciałam, aby to była dla niego niespodzianka.
Oficjalne zawiadomienie z sądu, wraz z kopią pozwu, dotarło do naszego domu po upływie czterech miesięcy. Siedzieliśmy wspólnie przy stole, kiedy listonosz przyniósł przesyłkę. Mój mąż był tak zdumiony, że na moment stracił mowę. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami szeroko, jakby nie mógł pojąć, co właśnie się wydarzyło.
Już wiedziałam, że pierwszą rundę wygrałam. Mój mąż dosłownie zaniemówił.
– Chcesz zakończyć nasze małżeństwo, ale z jakiego powodu? – zdołał wydusić. – Przecież cię kocham, Tereso.
– Ponieważ jesteś sknerą, mam już dość błagania cię o każdą złotówkę, nie mogę zaakceptować faktu, że nie chcesz wspierać dzieci, że oszczędzasz na najbliższych... – zaczęłam wyliczać powody.
– To moje pieniądze i mogę z nimi robić, co zechcę – przerwał mi.
– Nie twoje, lecz nasze. Pragnę ci przypomnieć, że mamy wspólnotę majątkową. Przysługuje mi połowa tego, co udało nam się zarobić podczas małżeństwa. A zważywszy, że zaczynaliśmy od niczego, to po rozwodzie będziesz musiał oddać mi połowę swojego majątku. Czy jesteś w stanie to sobie wyobrazić?
– Czy naprawdę to dla ciebie kwestia pieniędzy?! – zapytał zdumiony
– Dokładnie tak! Mój mąż jest zamożny, a ja czuję się jakbym żyła w nędzy! Mam dość! No, chyba że... – przerwałam na chwilę.
– Że co?
– Że zafundujesz dzieciom prawdziwe mieszkanie. I w końcu pozwolisz mi korzystać z funduszy, które posiadasz na swoim koncie. W takim przypadku wycofam pozew. Jeśli nie, to spotkamy się w sądzie – odpowiedziałam.
Zanim zdążył odpowiedzieć, zebrałam naczynia i udałam się do kuchni. Wychodząc, zauważyłam, że był blady jak kreda. W kolejnych dniach Piotr praktycznie nie bywał w domu. Prawdopodobnie odwiedzał kolejnych adwokatów, próbując ustalić, czy w sytuacji rozwodu ma szansę na zatrzymanie całego mienia.
Najwyraźniej nie uzyskał satysfakcjonujących informacji, ponieważ wczoraj skontaktował się z Adrianem, pytając, kiedy mogliby spotkać się na prezentację mieszkań. Wygrałam pierwszą bitwę. Wygrałam też kolejną. Agnieszka zdradziła, że planuje tygodniowy urlop na Wyspach Kanaryjskich na wiosnę. Mam zamiar do niej dołączyć.
Czytaj także:
„Miałam 100 zł w portfelu, adres ciotki i ważny paszport. Wolałam żebrać na ulicy niż żyć z damskim bokserem”
„Kocham żonę, ale w kuchni ma dwie lewe ręce. Po kryjomu jeżdżę dokarmiać się u mamy”
„W stolicy miałam znaleźć bogatego męża. Pech chciał, że zakochałam się w zwykłym parobku bez szkoły i zaszłam w ciążę”