„Mój mąż był bigamistą, a żona Jacka nimfomanką. Mogliśmy zostawić przeszłość za sobą i być razem szczęśliwi. Nie wyszło…”

zakochana para fot. Adobe Stock,.shock
„Błagałam, tłumaczyłam, przekonywałam. Że Magda na niego nie zasłużyła. Że go nie kocha. Że go oszukiwała i nic nie jest jej winien. Ale wiedziałam, że nic nie wskóram. Bo właśnie takim człowiekiem jest Jacek. I za to go pokochałam”.
/ 13.11.2022 11:15
zakochana para fot. Adobe Stock,.shock

Nasz związek, który skończył się, zanim się na dobre zaczął, to spotkanie ludzi jak z tej piosenki – kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach. Albo na odwrót, nieważne… Poznaliśmy się na weselu. Pan młody był kuzynem mojego męża, panna młoda bratanicą żony Jacka.

Marek upił się już po godzinie i zasnął na ławce w holu. Siedziałam przy stole w kącie i obracałam w palcach prawie pusty kieliszek wina. Na serio rozważałam wezwanie taksówki i pojechanie do domu bez męża.

– Widzę, że się pani bawi równie świetnie, jak ja – zagadał mnie samotny facet siedzący przy stole obok. – Moja żona to ta królowa parkietu – wskazał mi głową blondynkę, która tańczyła kankana z czterema podchmielonymi weselnikami. – Nie wróci do stolika przed świtem, chyba że po to, by się napić. Wie, że będę cierpliwie czekał – westchnął.

– Mój mąż chrapie w holu. Zalany w trupa. Pewnie go pan widział w drodze do toalety. Uwielbiam wesela, zawsze ubaw po pachy – uśmiechnęłam się z driwną.

– To może trochę wina?

Nie czekając na moją odpowiedź, facet sięgnął po butelkę, przysiadł się bliżej i napełnił nasze kieliszki.

Przez całe lata prowadził podwójne życie

Kilkanaście minut później rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od wieków. Kiedy kilka godzin później Jacek pomógł mi wepchnąć Marka do taksówki, wiedziałam, że dałabym wiele, żeby to on był moim mężem. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Ale przez kolejnych kilka miesięcy nawet ze sobą nie rozmawialiśmy, nie mówiąc już o spotkaniach. Za to dużo pisaliśmy.

Ja o tym, że Marka ciągle nie ma w domu, że już mnie nie zauważa, że często czuję się jak jego gosposia, nie żona. On, że wie o licznych romansach Magdy, o tym, że zdradza go na każdym służbowym wyjeździe. 

„Ale może tylko ci się wydaje? – próbowałam go pocieszać.

„Ona nawet się z tym nie kryje, zostawia na biurku włączony komputer z mailem od kochasia albo komórkę z fotkami z imprezy. Jakby ją bawiło, że jestem takim mięczakiem i się z tym godzę” – odpowiadał.

Ale pisaliśmy też o innych sprawach… O filmach, książkach, muzyce, polityce, ekologii. Jacka, w odróżnieniu od Marka, interesowało mnóstwo rzeczy. Miał taką wspaniałą umiejętność podsumowywania zdarzeń jednym zdaniem. Każdej nocy wyobrażałam sobie, jak mogłoby wyglądać moje życie z Jackiem.

Był taki moment, że to marzenie stało się realne. Rok temu Marek zginął w wypadku samochodowym. Na drodze z Poznania do Gorzowa. Mnie powiedział, że jedzie w delegację do Warszawy. Szybko się wydało, co robił na tej drodze. Spotkałyśmy się w kostnicy. Ja i druga żona Marka, Ewa. To, że tak szybko się połapałam, o co chodzi, to chyba dowód na to, że tak naprawdę dawno miałam podejrzenia. Tylko za nic ich nie chciałam do siebie dopuścić. Te ciągłe wyjazdy, nawet w święta. Drugi telefon, który znalazłam w jego płaszczu, a którego istnienia się wypierał. Pudełko klocków Lego, które Marek próbował schować w szafie, gdy wróciłam wcześniej do domu.

– To dla syna kolegi, odebrałem ze sklepu – tłumaczył się nerwowo.

Najprościej mówiąc – przez ostatnie dziesięć lat naszego małżeństwa Marek prowadził podwójne życie. W Gorzowie miał drugą żonę i ośmioletniego syna. Ewa nie miała pojęcia o moim istnieniu.

Gdy powiedział, że odchodzi, wybuchła śmiechem

Tamtego dnia poczułam się oszukana, upokorzona, ale przede wszystkim wściekła. Wybiegłam z kostnicy i od razu zadzwoniłam do Jacka. Powiedziałam mu, co się stało.

– Spotkajmy się, jak najszybciej. Zmarnowaliśmy już tyle czasu. Ja z bigamistą, a ty z nimfomanką. Jacek, my dwoje jeszcze możemy być szczęśliwi…

To był krzyk rozpaczy. Nie miałam żadnego prawa przypuszczać, że Jacek zostawi dla mnie żonę. Tak z dnia na dzień. Albo chociaż ją ze mną zdradzi.

– Będę u ciebie za dwie godziny. Podaj mi adres – odpowiedział.

Otworzyłam drzwi i od razu wpadłam w jego ramiona. Nie powiedzieliśmy do siebie ani słowa. Po prostu zaczęliśmy się całować i zdzierać z siebie ubrania. Godzinę później leżałam wtulona w niego w moim małżeńskim łóżku.

– Jacek, wiesz, że Marek jest jeszcze w kostnicy… Czy ja jestem bardzo złym człowiekiem? – zapytałam.

– A jakie to ma znaczenie? Wreszcie robisz coś dla siebie. I to się liczy – wyszeptał i zaczął mnie znowu całować.

Postanowiłam nie kłócić się z Ewą o pochówek Marka. A niech sobie leży w Gorzowie, ma tam syna, może będzie chodził na jego grób. Moja rodzina była oburzona.

– Ale Anka, przecież to ty jesteś jego prawdziwą żoną, jak możesz się na to zgodzić? – grzmiała moja siostra.

– Skoro nie rozumiesz, to nie będę tłumaczyć. Trudno – ucięłam rozmowę.

Nie pojechałam nawet na pogrzeb. Dwie wdowy nad jednym grobem? Nie, dziękuję.

Miesiąc później Jacek zabrał mnie na tydzień do Grecji. Nie będzie przesadą, jak powiem, że tak szczęśliwa jak na tych krótkich wakacjach, nie byłam nigdy w życiu. Świetnie się bawiliśmy. I Jacek obiecał, że po powrocie zrobi porządek ze swoim życiem.

Kiedy powiedział Magdzie, że odchodzi, wybuchła śmiechem.

– No wreszcie. Od dawna się zastanawiam, kiedy w końcu przestaniesz się godzić z rolą rogacza i zachowasz się jak facet. Wiesz, dawno straciłam do ciebie szacunek.

Jacek powiedział mi, że to był pierwszy raz w jego życiu, gdy chciał żonę uderzyć.

– Nie zrobiłem tego. Ale zasłużyła.

Wiem, że będę na niego czekać

Przez następnych kilka dni Jacek mieszkał u mnie. W sobotę pojechał po resztę rzeczy.

Długo nie wracał.

– Anka, przepraszam, ale muszę zostać z Magdą. Nie mam innego wyjścia. Ona jest ciężko chora. Powiedziała mi o tym, gdy skończyłem się pakować. Nowotwór kości. Nie mogę jej teraz zostawić. Wybacz mi.

Błagałam, tłumaczyłam, przekonywałam. Że Magda na niego nie zasłużyła. Że go nie kocha. Że go oszukiwała i nic nie jest jej winien. Ale wiedziałam, że nic nie wskóram. Bo właśnie takim człowiekiem jest Jacek. I za to go pokochałam.

Widujemy się czasem. W kawiarni, w parku. Rozmawiamy. Przelotne dotknięcie, całus w policzek. To nam musi wystarczyć.

Jednego dnia jestem wściekła na nią, że znalazła sposób, żeby przywiązać Jacka do siebie. Mnie i jemu na złość. Choć wiem, że to głupie, i nie wolno tak myśleć. Bo choroby nikt sobie nie wybiera… A już następnego – na Jacka. Że po raz kolejny dał się jej omotać. I odebrał mi tę pewnie ostatnią w życiu szansę na szczęście. Ale jedno wiem – że się nie poddam. I będę czekać.

Czytaj także:
„Facet przyjaciółki to skończony buc. Traktował ją jak popychadło i służbę. Potem wracał z kwiatami i znowu robił to samo”
„Myślałam, że to miłość i wpadłam w sidła oszusta. Byłam spragniona romansu, a on jedynie czaił się na moje pieniądze"
„Przyjaciółka wywróciła swoje życie do góry nogami dla faceta. Gdy zaszła w ciążę, porzucił ją jak zepsutą zabawkę”

Redakcja poleca

REKLAMA