„Moje kryształowo czyste wspomnienie męża, zburzyło się po jego śmierci. Rysą na szkle okazał się jego... nieślubny syn”

Kobieta, która odkryła tajemnicę męża fot. Adobe Stock, fizkes
„Kim mógł być ten mężczyzna, który często się kręcił koło grobu? Miałam wręcz wrażenie, że specjalnie bywa tam wtedy, kiedy wie, że mnie nie zastanie. Prawda jest taka, że stał się rysą na szkle. Wspomnienia o Mietku były teraz naznaczone tym piętnem niepewności”.
/ 19.04.2022 07:52
Kobieta, która odkryła tajemnicę męża fot. Adobe Stock, fizkes

Marianna wpadła do mnie z popołudniową wizytą. Miałam wrażenie, że gdyby nie ona, to w tej kamienicy dawno już nikt by ze mną nie rozmawiał. Sąsiedzkie życie ograniczało się tylko do kurtuazyjnego „dzień dobry”, gdy mijaliśmy się na klatce schodowej. Nikogo nie interesował los wdowy. Marianna nie poddawała się łatwo i bardzo się starała, żebym po śmierci Mietka jakoś się trzymała.

– Renia! Nie uwierzysz, kogo widziałam! Ten facet znów był na grobie Miecia – powiedziała, a ja spojrzałam na nią zdumiona.

Kim mógł być ten mężczyzna, który często się kręcił koło grobu? Zapalał znicz albo zostawiał kwiaty, ale nigdy się nie pojawiał, kiedy ja tam byłam. Miałam wręcz wrażenie, że specjalnie bywa tam wtedy, kiedy wie, że mnie nie zastanie.

Mój mąż umarł rok wcześniej, a ja nadal nie mogłam się z tym pogodzić. Byliśmy bardzo zgodnym i kochającym się małżeństwem. Gdy Mietek dostał wylewu, w środku nocy w panice wybierałam numer ratunkowy.

Jechałam z nim karetką, trzymałam za rękę i modliłam się, żeby Bóg jeszcze mi go nie zabierał. Był moim jedynym  człowiekiem na ziemi. Nie mieliśmy dzieci, bo w młodości przeszłam operację usunięcia macicy. Byłam wtedy załamana i nie wierzyłam, że ktokolwiek będzie chciał się ze mną ożenić. „Który mężczyzna by chciał taką kobietę, która nie może dać mu dziecka!”– wypłakiwałam się w rękaw mamie, a ona wcale mnie nie pocieszała.

Uważała dokładnie tak samo: że spotkało mnie największe nieszczęście i niesprawiedliwość, jaka może przydarzyć się kobiecie.

Przestałam zwracać uwagę na chłopaków. Jeśli nawet jakiemuś wpadłam w oko, robiłam wszystko, by go do siebie zniechęcić. Nie starałam się nawet ładnie czesać ani ubierać. Uwierzyłam w to, że przez mój „uszczerbek” nie zasługuję na miłość, bo tylko unieszczęśliwię kogoś, kto mógłby mieć normalną rodzinę.

Mietek był jednak uparty. Nie mogłam uwierzyć, że wciąż przychodził po mnie, gdy wracałam z pracy, przynosił kwiaty, zapraszał do kawiarni. Po kilku miesiącach jego uporczywych zalotów postanowiłam powiedzieć mu prawdę. Nie lubiłam o tym mówić, ale nie chciałam, żeby się tak męczył bez sensu.

Poza tym sama zaczęłam powoli ulegać temu zauroczeniu, a to było zbyt ryzykowne. Nie mogłam do tego dopuścić. Kiedy pewnego dnia przyszedł zaprosić mnie na spacer, postanowiłam sprawę jasno.
Musiałam mu powiedzieć prawdę. Tylko bym go unieszczęśliwiła

– Mieciu, bardzo cię lubię, ale z tego niestety nic nie będzie. Bo wiesz… ja nie mogę mieć dzieci.

– To dla mnie żaden problem. Nie chcę dzieci! Chcę ciebie! – powiedział, a ja poczułam ogromną ulgę.

Jednak ciągle bałam się, że mówi tak tylko teraz, a później zmieni zdanie, ale nie potrafiłam dłużej opierać się temu uczuciu. Moja mama nie mogła uwierzyć, gdy po kilku miesiącach oświadczyliśmy jej, że zamierzamy się pobrać.

Do ostatniej chwili patrzyła na niego, jakby oszalał

Były mi przykro, ale nigdy jej tego nie powiedziałam. Nie potrafiłabym. Mietek natomiast okazał się wspaniałym mężem. Zawsze czuły, troskliwy, zawsze zainteresowany tym, co sądzę, lub co działo się u mnie w pracy. Koleżanki zazdrościły mi takiego kochającego męża. Bywały jednak chwile w naszym życiu, kiedy miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Zdarzało się, że wracał z pracy później niż normalnie, a kiedy pytałam go, czemu się spóźnił, plątał się w zeznaniach.

– Masz kochankę? – zaśmiałam się któregoś razu.

Tylko żartowałam, bo nigdy w życiu nie podejrzewałabym go o romans, ale on tak żarliwie zaczął mnie zapewniać, że nie, że aż zdurniałam. Początkowo nawet zaczęłam się przyglądać jego zachowaniu, ale szybko zapomniałam o wszystkim. Wiedziałam, że Mietek by mnie nie oszukał.

Ostatnie chwile, które spędziłam z nim w szpitalu, były dla mnie bardzo trudne. Czułam, że odchodzi. Przestał mówić, nie mógł ruszać połową ciała, patrzył na mnie w panice, a ja starałam się go uspokajać, jak tylko mogłam.

Sprawną ręką napisał na kartce nierównymi literami: „Wybacz”, a ja spojrzałam zdumiona. Co niby miałabym wybaczyć? Gdy odszedł, płakałam całymi tygodniami. Marianna przychodziła pogadać, obejrzeć razem serial, przynosiła zupy, umyła mi okna przed świętami. Gdyby nie ona, nie dałabym rady.

Gdy zbliżało się Święto Zmarłych, poszłyśmy razem umyć grób i wtedy zobaczyłyśmy tego mężczyznę po raz pierwszy. Miał dokładnie taką samą sylwetkę jak Mietek. Z daleka właściwie bardzo go przypominał.

– Kto to? – zapytała Marianna.

– Nie mam pojęcia – odszepnęłam i nagle przypomniały mi się te momenty, kiedy Mietek gdzieś znikał…

Czy to możliwe, że faktycznie miał romans, a to jest jego syn? Aż trudno mi było w to uwierzyć, ale to słowo „wybacz” napisane przez niego w szpitalu musiało czegoś dotyczyć. Nie miałam przecież do niego żadnych pretensji, nie było między nami zadr.

Co zatem miałam mu wybaczać?

Wtedy w szpitalu dopowiedziałam sobie, że pewnie chce przeprosić za to, że przedwcześnie mnie opuszcza… Ale tamtego dnia na cmentarzu nabrałam wątpliwości. W pewnym momencie mężczyzna się odwrócił i spojrzał na mnie przez krótką chwilę. Dostrzegłam panikę w jego oczach i po chwili już go nie było. Marianna nic nie powiedziała, ale to, co myślała, było oczywiste.

Dostrzegła podobieństwo podobnie jak ja. Od tamtej pory często trafiałam na ślady jego obecności, ale nigdy już go nie zobaczyłam. Kiedy więc Marianna przyszła do mnie, obwieszczając, że znów tam był, postanowiłam, że muszę z nim porozmawiać. Prawda jest taka, że stał się rysą na szkle.

Wspomnienia o Mietku były teraz naznaczone tym piętnem niepewności. Musiałam się dowiedzieć, czy faktycznie był ojcem tego człowieka, czy o nim wiedział, czy miał z nim kontakt. Postanowiłam więc napisać list z prośbą do tego mężczyzny, żeby się do mnie odezwał.

Napisałam, kim jestem, i dodałam numer telefonu. Zostawiłam go w foliowej koszulce i przycisnęłam kamieniem. Od tamtej pory bardzo liczyłam na to, że się odezwie. Gdy poszłam na cmentarz, zastałam list w kopercie. Nie mogłam uwierzyć!

Napisał, że chciałby się ze mną spotkać, ale ma poczucie, że byłoby to wbrew woli Mietka. Mimo to podał swój numer i jednoczenie zostawił mi wybór. Świadomość tego, że wkraczam na obszar, który Mietek przede mną ukrywał, była okropna.

Nie chciałam robić nic, czego on by nie chciał, ale wiedziałam, że jeśli się nie dowiem, do końca życia moja wyobraźnia będzie podsuwać mi rozwiązania, które pewnie będą dużo gorsze od prawdy. Nie chciałam niszczyć swoich wspomnień o Mietku. Zadzwoniłam na podany numer.

Głos mężczyzny był inny niż głos Mietka, ale przebrzmiewała w nim znajoma nuta. Umówiliśmy się w kawiarni. Mężczyzna przyszedł elegancko ubrany, zamówił nam dwie kawy i ciężko westchnął. Obawiałam się tego, co usłyszę, ale nie mogłam dłużej czekać

– Wiem, że pani się boi prawdy. Tata nie chciał, żeby pani wiedziała, że ma syna.

– A jednak – westchnęłam ciężko. – Zdradzał mnie.

– Nie! – zapewnił gorliwie. – Nigdy w życiu pani nie zdradził. Znam tę historię od dawna. Tata i moja mama mieli kiedyś, dawno temu, przelotną znajomość. To nie było nic długoterminowego. Ot, miłostka wakacyjna. Nigdy nie ukrywali, że nie łączyło ich żadne gorące uczucie. Gdy mama dowiedziała się, że jest w ciąży, postanowiła wyjechać. Nic nie powiedziała Mietkowi. Nie chciała się z nim kontaktować. Uważała, że sama wychowa mnie najlepiej, bo była przekonana, że wszystko robi najlepiej. Poprosiłem ją kiedyś, żeby opowiedziała mi o moim ojcu. Miałem wtedy dwanaście lat. Postanowiłem go odnaleźć – powiedział.

Patrzyłam na niego ciekawa, co będzie dalej, co zaraz usłyszę. Paweł, bo tak miał na imię, powiedział, że Mietek już wtedy był ze mną i bardzo mnie kochał. Nie chciał powiedzieć mi o tym, że ma dziecko, bo wiedział, że byłoby mi przykro.

Miał świadomość tego, jak bym to odebrała: ja, którą tak kochał, nie dałam mu dziecka, a przypadkowa dziewczyna była matką jego syna. Wzięłam głęboki wdech. Nie chciałam, żeby Paweł miał wyrzuty sumienia. To nie była jego wina, że nasze losy splotły się w tak dziwnych okolicznościach. 

– Chciał płacić mi alimenty, ale się nie zgodziłem. Nie przyszedłem po forsę, tylko z ciekawości, by poznać człowieka, z którym dzielę geny. Poza tym mama go zostawiła bez słowa. Nie wiedział, że ma dziecko. Często tak czy inaczej podrzucał mi pieniądze na urodziny i święta. Umawialiśmy się czasem na kawę. Może się nie kochaliśmy tak jak ojciec z synem, ale dobrze się rozumieliśmy, lubiliśmy i szanowaliśmy. Tęsknię za nim. To dlatego czasem przychodzę zapalić świeczkę. Nie chciałem, żeby się pani dowiedziała, choć z drugiej strony… jesteśmy po prostu dwiema osobami, którym na nim zależało. Może będziemy się trzymać razem? – zapytał.

Poczułam, jak łza spływa mi po policzku

Może i Mietek nie wychowywał tego chłopaka, ale jego geny dało się wyczuć. Sam pewnie bardzo chciał, żebym poznała Pawła, tylko ukrywał go ze względu na dobro naszego małżeństwa. Bał się zaryzykować.

Od tamtej pory raz w tygodniu Paweł wpada do mnie na kawę. Zawsze przy tym rozejrzy się po domu, jakby szukał w nim obecności Mietka. Często oglądamy zdjęcia, ale też zawsze mogę liczyć na jego pomoc.

To naprawi cieknący kran, to zawiesi firanki. Jest złotym chłopakiem. Całkiem jak Miecio. I myślę czasem, że los był dla mnie łaskawy. Choć nie miałam dzieci, to dzięki synowi Miecia jakaś jego część została przy mnie.

Czytaj także:
„Kinga wiedziała, że utonąłem w jej oczach i zrobiła mnie na szaro. Owinęła mnie wokół palca tylko po to, by dostać awans”
„W internecie Iza była ognistą tygrysicą, w prawdziwym życiu - zimną kłodą. A ja chciałem stworzyć z nią rodzinę”
„Sprzedali nam mieszkanie, po czym przestali się odzywać. Zataili przed nami, że dom był świadkiem strasznych zdarzeń”

Redakcja poleca

REKLAMA