„Marek nie znał umiaru w płodzeniu dzieci. Mój mąż ma 7 dzieci z 3 żonami, a teraz to ja próbuję dbać o ten patchwork”

Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, bymuratdeniz
„Najtrudniejsze relacje mam z Agnieszką i Krzyśkiem. Dwójka nastolatków wkraczających w wiek buntu potrafi dać popalić. Czuję się jak służąca".
/ 28.10.2023 09:15
Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, bymuratdeniz

Niektórzy uparcie powtarzają, że więcej dzieci oznacza więcej radości. Ja z kolei uważam, że te osoby albo mają ironiczne poczucie humoru, albo nie popierają tej opinii własnym doświadczeniem. W mojej patchworkowej rodzince czasami czuję się jak na gwarnym targowisku, gdzie każdy przekrzykuje każdego.

Marek nie znał umiaru w płodzeniu dzieci, a teraz obowiązek zaopiekowania się tym towarzystwem spadł na moje barki.

Przy nim znowu poczułam się kobietą

Marka poznałam w internecie. Byłam wtedy świeżo upieczoną rozwódką, która źle znosiła samotność. Po odejściu męża, cały wolny czas dzieliłam między wychowywaniem Adasia, mojego wówczas 5-letniego synka, a pracą.

Jednak gdy nastawał wieczór, a mały szedł spać, czułam się piekielnie samotna. Brakowało mi mężczyzny, z którym mogłam porozmawiać, który przytuliłby mnie i szepnął do ucha miły komplement. Pewnego dnia powiedziałam „dosyć tego” i utworzyłam profil na portalu randkowym.

Szukając sympatii w sieci, większość osób w pierwszej kolejności zwraca uwagę na wygląd. Nie ukrywam, że też zaliczam się do tego grona. Marek od razu wpadł mi w oko. W swoim profilu zamieścił pokaźną galerię zdjęć, które wyraźnie sugerowały, że nie brakuje mu pewności siebie.

Większość mężczyzn pokazuje tylko swoją twarz, w dodatku nieudolnie „upiększoną” w programie graficznym. Nie dotyczyło to Marka. On pokazał całego siebie, a jego fotografie opowiadały jakąś historię. Pokazywały go na górskich szlakach, na plaży i ze zwierzętami.

Pozwoliły mi ułożyć sobie w głowie obraz przystojnego, męskiego faceta, który wie, jak miło spędzić wolny czas, a skoro kocha zwierzaki, musi mieć wrażliwą naturę. W opisie przeczytałam, że jest rozwiedziony i ma dzieci. Pomyślałam wtedy: „świetnie, już na starcie coś nas łączy”. To wszystko sprawiło, że jego profil zatrzymał mnie na dłużej. Niewiele myśląc, wykonałam pierwszy krok.

Nasza pierwsza randka była raczej sztampowa. Marek zabrał mnie do eleganckiej restauracji, później spacerowaliśmy rozświetlonymi blaskiem latarni ulicami. Nic specjalnego, prawda? To jednak wystarczyło, żeby samotna rozwódka znów poczuła się jak nastolatka. Ten mężczyzna zawrócił mi w głowie i gdy zaproponował kolejne spotkanie, nie namyślałam się ani chwili.

– Może następnym razem spotkamy się u mnie? – zapytałam, próbując opanować ekscytację.

– Już nie mogę się doczekać – usłyszałam w odpowiedzi.

Oboje wiedzieliśmy, co to oznacza. Nie widziałam w tym niczego złego, w końcu od długiego czasu byłam sama, więc niby czemu miałabym nie pozwolić sobie na przyjemność bliskości z przystojnym mężczyzną?

Zawrócił mi w głowie i całkowicie uśpił moją czujność

Jeszcze przed przyjściem Marka odwiozłam Adasia do mojej mamy. Gdy wróciłam, od razu zabrałam się za przygotowanie kolacji. Wybór padł na spaghetti z wołowym ragu, w myśl zasady „przez żołądek do serca”. Wyszło wyśmienicie, ale „deser”, który zafundowaliśmy sobie po posiłku, był jeszcze lepszy.

Nawet nie przypuszczałam, że tak bardzo mi tego brakowało. Marek był po prostu niesamowity i nie mówię tego wyłącznie dlatego, że był moim pierwszym facetem od czasu rozwodu. Chyba właśnie wtedy zadurzyłam się w nim jak smarkula.

Spotykaliśmy się regularnie, zawsze na mieście lub u mnie. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale gdy pojawiał się temat jego rodziny, zawsze przekierowywał rozmowę na inne tory. Nie chciałam na niego naciskać. Pomyślałam, że gdy będzie gotowy, opowie mi swoją historię. Wtedy jeszcze nie dziwiło mnie, że ani razu nie zaprosił mnie do siebie, mimo że znaliśmy się od trzech miesięcy.

Wkrótce przekonałam się, że miał dobry powód, by odwlekać tę chwilę. W tamtym momencie moja czujność była jednak uśpiona. Pewnie dlatego, że nie obawiałam się, że Adaś go nie zaakceptuje. Gdy byłam pewna, że to, co nas łączy nie jest wyłącznie przelotną znajomością, przedstawiłam mu mojego synka. Od razu złapał z nim doskonały kontakt. Gołym okiem widziałam, że jest świetnym ojcem dla swoich dzieci.

Nie, nie planowałam ślubu z Markiem. Doświadczenie nauczyło mnie, że „papierek” niczego nie gwarantuje, a wiele może skomplikować. Dlaczego więc zostałam jego żoną? Zanim opowiem o tym, najpierw muszę wrócić do tego, co wydarzyło się tydzień wcześniej.

Było już za późno, żeby się wycofać

To był wtorek. O poranku mój kalendarz w telefonie przypomniał mi o wizycie u ginekologa. „No tak, to już dzisiaj” – pomyślałam. Cieszę się dobrym zdrowiem, a w mojej rodzinie nie było przypadków poważnych chorób kobiecych, więc wizytę u lekarza traktowałam jako zwykłą formalność.

Ta jednak była inna od pozostałych. „Moje gratulacje, jest pani w czwartym tygodniu ciąży” – usłyszałam. Nie miałam tego w planach, ale stało się. W tamtym momencie chciałam tylko spotkać się z Markiem i powiedzieć mu, że ponownie zostanie tatą. Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam jego numer.

„Przyjedź do mnie, poznasz moją wesołą gromadkę” – zaproponował, gdy powiedziałam, że musimy o czymś porozmawiać. Byłam jeszcze w małym szoku, więc zupełnie nie zwróciłam uwagi na słowo „gromadka”.

Zaparkowałam samochód przed pokaźnych rozmiarów domem i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył Marek, a za nim wybiegła czwórka dzieci.

– Poznajcie się, to są moje skarby: Agnieszka, Dominika, Krzyś i Sebastian – przedstawił mi swoje pociechy.

„Czwórka? Najwyraźniej nie próżnował” – powiedziałam sama do siebie w myślach.

Mimo że jego dzieciaki za wszelką cenę starały się skupić na sobie moją uwagę, przez cały czas byłam jakby nieobecna. Nie uszło to uwadze Marka. Gdy zapytał mnie o to, powiedziałam, że musimy poważnie porozmawiać, ale kiedy będziemy sami. „Poproszę opiekunkę, żeby jutro została trochę dłużej i odbiorę cię z pracy. Pojedziemy gdzieś i wtedy porozmawiamy” – powiedział.

Następnego dnia zabrał mnie na spacer do parku. Z dala od krzyków dzieci, mogliśmy swobodnie porozmawiać. Wieść o ciąży nie zaskoczyła go, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Zamiast spanikować, jak zrobiłaby to większość facetów, on przyklęknął i oświadczył mi się. Byłam szczęśliwa, że nie umywa rąk od odpowiedzialności. Zgodziłam się, a wkrótce miałam dowiedzieć się, że powinnam była lepiej to przemyśleć.

– Więc teraz stworzymy 8-osobową rodzinkę – stwierdziłam z uśmiechem, wciąż jeszcze szczęśliwa, że zostanę jego żoną.

– Raczej 11-osobową – usłyszałam w odpowiedzi.

Przez chwilę wydawało mi się, że źle go zrozumiałam.

– Ale jak to 11-osobową?

– Mam jeszcze trójkę dzieci, które mieszkają ze swoimi matkami. Powinienem był powiedzieć ci o tym wcześniej, ale bałem się, że cię spłoszę, a naprawdę mi na tobie zależy. Jeżeli chcesz się wycofać, zrozumiem.

Przez chwilę miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec, ale tego nie zrobiłam. Przerażała mnie perspektywa samotnego wychowywania kolejnego dziecka. Strach był na tyle silny, że nie zastanawiałam się, dlaczego Marek rozwodził się aż 3 razy. Po prostu liczyłam, że jakoś się ułoży. Wiem, naiwne z mojej strony, zwłaszcza że za dwa lata miałam wyprawiać czterdzieste urodziny. W tym wieku powinnam być już rozsądniejsza.

Nie wiedziałam, na co się piszę

Wkrótce po oświadczynach zamieszkaliśmy razem. Zrezygnowałam z pracy. Niebawem nasza i tak już pokaźna rodzinka miała powiększyć się o kolejnego członka. Początkowo dobrze radziłam sobie z ogarnianiem tego patchworku, ale z czasem jego dzieci zaczęły mi dosłownie wchodzić na głowę.

Najtrudniejsze relacje mam z Agnieszką i Krzyśkiem. Dwójka nastolatków wkraczających w wiek buntu potrafi dać popalić. Czuję się jak służąca, a gdy przychodzi koniec dnia, nie mam już siły na nic.

Najgorzej jest w weekendy, gdy dołącza do nas pozostała trójka. Choć może nie powinnam tak myśleć, mam głęboką nadzieję, że Marek nigdy nie będzie chciał starać się o pełną opiekę nad nimi. To byłoby dla mnie za dużo. Już teraz ledwo daję radę i tak sobie myślę, że gdybym mogła wrócić do dnia, kiedy postanowiłam napisać do tego przystojnego bruneta, nie zrobiłabym tego.

Czytaj także:
„Na rozprawę rozwodową odstawiłam się tak, że mąż mnie nie poznał. Aż mu oko zbielało. Pewnie żałuje, że odszedł do kochanki”
„Mąż po ślubie stał się przewidywalny, cnotliwy i leniwy. On siedział w kapciach przed telewizorem, ja doprawiałam mu rogi”
„Mój 30-letni syn w swoim domu zarastał brudem. W kuchni ma taki syf, że zaraz będzie zbierał tam grzyby”

Redakcja poleca

REKLAMA