Mateusza poznałam na ostatnim rok studiów. Nie był jednym z moich uczelnianych kolegów – zbliżał się wtedy do trzydziestki i pracował w lecznicy weterynaryjnej, którą prowadził ze swoim bratem. Szybko się w nim zakochałam, on też sprawiał wrażenie mocno mną zauroczonego. Zaczęliśmy się spotykać na serio, kiedy pisałam magisterkę z ekonomii. Po mojej obronie Mateusz zachęcał mnie, żebym z nim zamieszkała.
Pamiętam, że byłam zaskoczona – znaliśmy się w końcu dość krótko, poza tym niedawno odziedziczyłam przytulne mieszkanie w samym centrum miasta.
– Chciałabym najpierw urządzić się u siebie. Zależy mi, to moje pierwsze własne mieszkanie – tłumaczyłam mu podekscytowana.
– Myślałem, że ci zależy na mnie! – dąsał się jak dzieciak. – Poza tym pamiętaj, że u mnie jest przecież więcej miejsca…
Budził mnie pocałunkiem, gotował mi obiady
Mateusz był świetnym chłopakiem – inteligentnym, przystojnym, dowcipnym i opiekuńczym, miał jednak jedną wadę: zawsze chciał postawić na swoim. Poddałam się, nie chciałam z nim walczyć. Odziedziczone mieszkanie wynajęłam dwóm studentkom i zamieszkałam z moim facetem. Mateusz był zachwycony: co rano budził mnie pocałunkiem, gotował mi, często odwoził i odbierał mnie z pracy, którą znalazłam w pewnej firmie handlowej. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Ale wkrótce zaczął zarządzać całym moim życiem.
Wszystko musiało być tak, jak on chciał. Czułam się coraz bardziej osaczona. Umawiałam się na przykład z przyjaciółkami na lodowisko, a on akurat wtedy musiał zaprosić do nas znajomych. Chciałam jechać z moją starą paczką do Mielna, Mateusz wybierał góry i koniec końców lądowałam z nim w Szczyrku.
Doszło nawet do tego, że mój chłopak zaczął mi narzucać własne upodobania kulinarne. Przygotowywał obiad, nawet wcześniej nie pytając, co zjem.
– Mówiłam ci przecież sto razy, że nie jadam mięsa! – huknęłam na niego któregoś razu strasznie wkurzona. Postawił przede mną talerz z kotletem, mrucząc pod nosem, że ten cały wegetarianizm to czysta głupota.
Wstałam od stołu i trzaskając drzwiami wyszłam z kuchni. Choć słyszałam, jak Mateusz mnie woła, nie zamierzałam reagować. Wieczorem burknął, że zawsze go obrażam, i poszedł spać na kanapę.
– Czym cię obraziłam? Tym, że nie chciałam jeść?! Przecież wiedziałeś, że nie znoszę mięsa! – wrzasnęłam rano, kiedy znowu się pożarliśmy.
– Zrobiłem obiad specjalnie dla ciebie, a ty co? Stroisz fochy jak nastolatka – odparował lodowato.
– To może przestań robić dla mnie obiady, okej?! Nie jadam ani zup, ani kotletów, ani tych wszystkich tłustych dań, którymi usiłujesz mnie katować!
Skończyło się na tym, że zaczęliśmy gotować sobie osobno. Mój facet zajadał się mięsem, ja przyrządzałam dla siebie moje ulubione sałatki, kiełki i kasze.
– Jesteś strasznie despotyczny – powiedziałam mu kiedyś. – I to jest chyba twoja najgorsza wada. W zasadzie zastanawiam się nawet, czy masz jakieś inne… Chyba nie – uśmiechnęłam się, gładząc go po włosach. Nie odpowiedział, za to znowu się na mnie obraził. Westchnęłam, zostawiając go samego. W takich chwilach lepiej było z nim nie dyskutować.
Kilka dni później zaczęliśmy rozmawiać o sylwestrze. Bardzo chciałam spędzić go u Baśki, mojej najlepszej przyjaciółki. Urządzała ze swoim Bartkiem domówkę. Miało być mnóstwo moich studenckich znajomych. Nie mogłam się, więc doczekać, kiedy wszyscy się spotkamy i poszalejemy jak za dawnych czasów. Niestety, Mateusz miał inne plany.
– Niespodzianka, kochanie! Zabieram cię do Wiednia! – wykrzyknął, gdy wróciłam z pracy tydzień przed sylwestrem. – Zarezerwowałem dla nas pensjonat.
– Nie lubię Wiednia… Snobistyczne, nudne miasto. Co będziemy tam robić?
– No coś ty? Po pierwsze, pojedziemy tam z moim znajomymi. Po drugie, w pensjonacie będzie zabawa. Prowadzi go para z Polski – zachęcał.
– Mówiłam ci przecież, że idziemy do Baśki i Bartka. Powiedziałeś nawet, że się zgadzasz, a teraz wyjeżdżasz mi z tym Wiedniem? – załamałam ręce.
– Chcesz powiedzieć, że wolisz jakąś parapetówkę od wyjazdu za granicę?! Wiesz, ile kobiet marzy, żeby ich facet zabrał je w takie miejsce? – uniósł się honorem Mateusz.
– To może powinieneś znaleźć sobie inną kobietę? Bo wygląda na to, że my jakoś kompletnie się nie dogadujemy! – zawołałam. – Otóż oświadczam ci kategorycznie, że na sylwestra idę do Baśki!
I tym sposobem Nowy Rok powitaliśmy osobno: ja z przyjaciółmi, a Mateusz w gronie swoich znajomych.
O nie, tym razem wreszcie postawię na swoim
Tydzień później wymówiłam moje mieszkanie studentkom i zdecydowałam, że wprowadzam się do siebie. Miałam dość Mateusza, jego dyktatury i naszych ciągłych kłótni. Był ode mnie tylko sześć lat starszy, a czasem czułam się tak, jakbym była z facetem w wieku mojego ojca. Kiedy powiedziałam mu o przeprowadzce, wpadł w szał.
– Źle ci u mnie, Ulka?! – wrzeszczał.
– Właśnie, u ciebie. Nic tutaj nie jest nasze wspólne, tylko twoje. Podejmujesz każdą decyzję sam, ja nie mam prawa głosu w żadnej sprawie. Nawet kolor sypialni wybrałeś sam, choć chciałam inny. Liczy się twoje zdanie, twoi znajomi, twoje przyzwyczajenia. Mam tego dość! – wrzasnęłam i wyjęłam z szafy torbę.
Słuchał w milczeniu. W końcu stwierdził, że mnie odwiezie. Burknęłam, że wezmę taryfę, i znowu się pożarliśmy. Obiecałam sobie, że więcej się z Mateuszem nie spotkam. „Cały nasz związek od początku był porażką” – mówiłam sobie, chociaż do końca wcale tak nie myślałam.
Tęskniłam za nim… Kiedy więc przyszedł z kwiatami, prosząc o drugą szansę, pozwoliłam mu zostać na noc. Chociaż pogodziliśmy się – oznajmiłam mu, że tym razem zaczniemy inaczej.
– Może po prostu za szybko weszliśmy w związek? Wspólne mieszkanie, dalekosiężne plany. Może dajmy sobie trochę luzu? – zaproponowałam.
Nie jestem jego niewolnicą, tylko partnerką, do diabła!
Ku mojemu zaskoczeniu Mateusz bez namysłu na wszystko się zgodził.
– Nie chcę się stracić, Urszulko – odparł i pocałował mnie namiętnie. A potem dodał: – Przepraszam, faktycznie za bardzo tobą rządziłem. Po prostu taki mam charakter. Jak każdy zodiakalny Skorpion…
– Zodiaku w to nie mieszaj! – roześmiałam się zadowolona z jego słów.
Przeprosiny ukochanego jeszcze bardziej zmiękczyły moje serce. Zaczęliśmy znowu spędzać ze sobą mnóstwo czasu, tyle że teraz ja mieszkałam u siebie.
Najpierw wszystko świetnie się układało, lecz Mateusz szybko wrócił do dawnych nawyków. Znów planował mój wolny czas, uparcie zabierał mnie tam, gdzie chadzali jego znajomi, ignorując moją paczkę. Potem wynikł temat ślubu. Ja wolałam zaczekać, on myślał o lecie. Chciałam wesele w dworku, on w modnej restauracji. Miesiąc miodowy planował spędzić w Szkocji, ja na Malcie.
Zdawać by się mogło, że żarliśmy się o głupoty, ale przecież życie składa się z błahostek… I tak minął rok. W lutym dostałam ofertę stażu w Niemczech. Firma chciała mnie wysłać aż na pół roku. Dla mnie była to ogromna szansa.
– Nigdzie nie pojedziesz! Nie ma mowy, żebym został tu sam! – warknął, kiedy mu o wszystkim opowiedziałam.
– Słucham?! – oniemiałam. – Co to jest? Średniowiecze?!
Wiedziałam, że będę tęsknić. Kochałam Mateusza, ale nie mogłam pozwolić się terroryzować. Przyjęłam propozycję. Nawet nie zadzwonił, żeby się ze mną pożegnać… Nie odezwał się do dziś, a upłynął już miesiąc od mojego wyjazdu. Niełatwo mi żyć bez niego, lecz w głębi duszy wiem, że podjęłam słuszną decyzję, bo wyzwoliłam się od despoty. Czujesz się przy kimś bezpiecznie i w ogóle nie zauważasz, jak ten ktoś próbuje wejść ci na głowę.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy