„Mój facet zdradzał mnie z długonogą blondynką. Gdy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się"

Zdradził mnie, a potem oczekiwał, że znowu go przyjmę fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
„Podałyśmy sobie ręce, a ja dyskretnie otaksowałam ją wzrokiem. Szczupła, wysoka blondynka, ładna. Nie byłam zazdrosna, raczej kierowała mną typowo babska potrzeba porównywania. Ona zapewne robiła to samo".
/ 30.11.2022 07:51
Zdradził mnie, a potem oczekiwał, że znowu go przyjmę fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Nie myślałam o tym, by mścić się na Andrzeju. Owszem, zasłużył sobie, ale daleko mi było do wyrównywania rachunków. Zresztą, odkąd mnie rzucił, minęło już 11 lat. Jednak tamtego wieczoru sam się napatoczył…

– Kiedyś sobie takiego kupię – powiedział Andrzej, gdy mijał nas jeden z tych szpanerskich wozów dla rozpieszczonych synków bogatych tatusiów.

Obejrzał się za mustangiem, tak jak mężczyzna ogląda się za atrakcyjną kobietą. Rozśmieszyło mnie to.

– Zobaczysz, Baśka!

Wybraliśmy się na wieczorny spacer

Byliśmy parą ledwie od dwóch miesięcy i jeszcze nie odkryłam, jak wielki drzemie w nim materialista. Ale nawet gdybym miała jakieś podejrzenia, pewnie bym się nimi nie przejęła, wierząc, że przy mnie i dla mnie się zmieni. Zakochałam się, a miłość naprawdę potrafi być ślepa.

Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów i bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język. Oboje pochodziliśmy z prowincji i sami musieliśmy na swoje studia zapracować. Ja dorabiałam wieczorami jako kelnerka, Andrzej pracował w markecie. Nie było lekko, ale dawaliśmy radę.

W każdym razie ja nie narzekałam. Obojgu nam czasem brakowało pieniędzy, a rodzice nie bardzo mogli pomóc, bo w domu się nie przelewało. Oboje też mieliśmy marzenia. Ja liczyłam, że po studiach znajdę dobrą pracę i osiągnę małą stabilizację u boku ukochanego mężczyzny. Andrzej skupiał się na rzeczach, jak dzieciak lubił zabawki – marzyły się mu się drogie, bajeranckie gadżety. Smartfon, laptop, samochód...

Kiedy udało mu się kupić golfa trójkę, niemal promieniał, jakby właśnie został ojcem.

– Wersja GT – powiedział, prezentując mi go z dumą.

Okazało się, że główną różnicą między wersją GT a zwykłą jest koszt części zamiennych. Pozbył się tego samochodu równie szybko, jak go kupił.

Zeszliśmy się jakoś tak na drugim roku

Było nam ze sobą dobrze, spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i niepostrzeżenie, całkiem naturalnie od etapu kumplowania przeszliśmy do etapu bycia parą. Rozmawialiśmy, snuliśmy plany, śmialiśmy się, chodziliśmy na długie spacery, kochaliśmy się. No i wkuwaliśmy.

Zwłaszcza ja, bo widziałam w tym swoją przepustkę ku lepszej przyszłości. Andrzej mniej się przykładał; czasem ledwie się prześlizgnął przez egzamin, ale się nie przejmował.

– Zdane? Zdane – mawiał.

Potem pojawiła się Julia. My byliśmy na trzecim roku, ona dopiero zaczynała studia. Po raz pierwszy zobaczyłam ją właśnie z Andrzejem. Stała oparta o swój samochód i śmiała się z jakiegoś jego żartu. Na mój widok Andrzej pomachał, żebym podeszła.

– Basiu, to jest Julia. Julio, to Basia – przedstawił nas.

Podałyśmy sobie ręce, a ja dyskretnie otaksowałam ją wzrokiem. Szczupła, wysoka blondynka, ładna. Nie byłam zazdrosna, raczej kierowała mną typowo babska potrzeba porównywania. Ona zapewne robiła to samo.

Julia pochodziła z bogatej rodziny; ów nowy samochód kupił jej ojciec, gdy zaczęła robić kurs na prawo jazdy. Kiedy zaczęła, nie kiedy zdała. Z Julią Andrzej też znalazł szybko wspólny język. Otwarty, towarzyski, dowcipny, gadatliwy, bez trudu nawiązywał kontakty. Widywali się regularnie, ale nie budziło to mojego niepokoju.

Andrzej często wychodził gdzieś ze swoimi znajomymi, ja spotykałam się ze swoimi. Miłość to nie więzienie. Związek polega na zaufaniu, nie na wiecznej kontroli. Jesteśmy razem, bo chcemy, a nie dlatego, że nie daliśmy się przyłapać na zdradzie. Może jestem idealistką, ale nadal tak uważam, choć się boleśnie sparzyłam.

Rzucił mnie z dnia na dzień

Niczego nie podejrzewałam, niczego nie przeczuwałam, uważałam, że zmierzamy ku formułce: „będą żyli długo i szczęśliwie”, a on tymczasem on miesiącami zdradzał mnie z tą długonogą smarkulą. Na dokładkę jej ojciec, jak doniosła mi koleżanka, zatrudnił go w swojej firmie.

Chciała mi pomóc, pokazać, że nie ma sensu płakać po takim merkantylnym dupku. Ale gdy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się. Nieźle nam się układało, nie nudził się ze mną, więc nie zmieniał dobrze działającego układu.

Wystarczyło jednak, że pojawiła się laska z wyższej półki i wykazała zainteresowanie nim, a od razu wymienił mnie na lepszy model. To bolało, czułam się zraniona i upokorzona. Wzięłam się w garść dopiero wtedy, gdy zawaliłam ważny egzamin.

„Żaden facet nie stanie na drodze moich marzeń” – taką naukę wyniosłem z tej lekcji.

Skończyłam studia i wiodłam żywot niezależnej singielki. Dostałam porządną pracę, nie do końca taką, o jakiej marzyłam, ale pozwalającą na spokojne życie i rozwój; w perspektywie może awans i jeszcze wyższe zarobki. Nie było źle.

Poznawałam różnych mężczyzn, z niektórymi nawiązywałam przelotne romanse, ale jakoś nie potrafiłam się związać z żadnym z nich. Kiedyś na imprezie organizowanej przez znajomego ze studiów wpadłam na Andrzeja. Nic się nie zmienił. Wciąż miał ten sam zawadiacki uśmiech i błysk w oku, wciąż był duszą towarzystwa.

– Baśka, cześć! – zawołał na mój widok i objął mnie serdecznie. – Świetnie wyglądasz.

Jakby między nami nic takiego się nie zdarzyło, jakby nie złamał mi serca. Z drugiej strony trudno mu się dziwić. To były stare dzieje, a ja nie zwykłam długo chować urazy, w każdym razie taką mnie znał. Pogodną, pozytywnie nastawioną do ludzi i życia Basię.

– Gdzie zostawiłeś żonę? – zapytałam, mając na myśli Julię.

Wiedziałam, że się z nią ożenił ledwie w kilka miesięcy po poznaniu. Ponoć dziecko było w drodze.

Kolejny cios, kolejne upokorzenie

– Nie ma jej tu – powiedział, a błysk w oku na moment przygasł.

Zaraz jednak Andrzej odzyskał rezon.

– Chodź, coś ci pokażę.

Zanim zdążyłam zareagować, chwycił mnie za rękę i wyciągnął z mieszkania na parking. Zatrzymał się przed czarnym, lśniącym mustangiem.

– Więc jednak go kupiłeś – mruknęłam.

– Mówiłem ci przecież. Wsiadaj, przejedziemy się. Słyszałem, że dobrze ci się wiedzie, ale takiego rumaka nie masz.

Wsiadłam. W trakcie przejażdżki nawijał o ludziach, których nie znałam, i sprawach, które mnie nie interesowały. Nagle uderzyło mnie, że zawsze tak wyglądały nasze rozmowy, nawet gdy byliśmy parą.

On gadał, ja słuchałam

Czasem coś wtrąciłam. Miłość naprawdę zaślepia, skoro przez lata sądziłam, że świetnie się nam rozmawiało. Potrzebowałam tej konfrontacji wspomnień i wyobrażeń z rzeczywistością.

– Słuchaj, przepraszam cię, że wtedy... tak wyszło… – powiedział, gdy po jakichś dwudziestu minutach ponownie zatrzymał się na parkingu przed domem naszego wspólnego znajomego.

– To znaczy, że mnie rzuciłeś bez słowa i żalu?

– Taa… Zachowałem się jak dupek.

– Byłeś dupkiem – poprawiłam go z kpiącym uśmiechem.

– Racja – przyznał, również z uśmiechem. – Chciałbym to naprawić. Umówisz się ze mną?

No cóż, byłam wolna, poza tym faktycznie coś mi się od niego należało. Jakaś emocjonalna rekompensata, bo akurat mnie nigdy nie chodziło o kasę. Dałam mu swój numer telefonu, mówiąc, żeby zadzwonił w następny piątek. Miałam tydzień, żeby się solidnie przygotować na spotkanie z byłym ukochanym, który chciał mi wynagrodzić dawne upokorzenie.

Kiedy w piątek zadzwonił, zaprosiłam go do siebie. Stawił się z bukietem róż. Otworzyłam wino, puściłam nastrojową muzykę. Usiedliśmy w pokoju i zaczęliśmy flirtować. Dokładnie tak. Było miło i wesoło. Andrzej potrafił być czarujący, jeśli chciał. To też sobie przypomniałam.

Gdyby zawsze zachowywał się jak egocentryczny palant, wcześniej przejrzałabym na oczy, nie zakochałabym się w nim. Poza tym był świetny w łóżku. Można udawać, że to nie ma znaczenia, ale miało i ma. Nie zdziwiłam się więc specjalnie, że Andrzej wykorzystywał każdą okazję, aby ciut zmniejszyć dzielącą nas odległość.

Seks był jego sprzymierzeńcem. No chyba że coś się zmieniło w tym względzie w ciągu jedenastu lat i już nie był takim ogierem jak niegdyś.

– Julia wie, że tu jesteś? – szepnęłam, kiedy siedział już tak blisko, że stykaliśmy się kolanami.

– Nie będzie mi miała za złe… – odszepnął namiętnie.

Nie ukrywam, nieco mi puls przyspieszył

Nie byłam tak odporna na jego czar, jakbym chciała. Wzięłam głęboki wdech i wyprowadziłam sztych.

– A co, zgodziła się na otwarty związek? Jednak nie będzie rozwodu?

Odsunął się jak oparzony.

– Co? Skąd wiesz?

– Wiem – odparłam, dolewając sobie wina. – Odrobiłam lekcje. Jak zawsze, prymuska ze mnie, powinieneś to wiedzieć.

Patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczami. Był totalnie zaskoczony. Nie spodziewał się trudności, sądził, że nadal coś do niego czuję. owszem, czułam. Żal i urazę, które zatruwały mi życie, uniemożliwiały związanie się z kimś na stałe, zaufanie komukolwiek. Zmienił mnie w starą pannę.

Sprawił, że przez niego czułam się tanio, jak kobieta gorszego gatunku. Zasłużył na moją zemstę. Nie szukałam jej, ale skoro sam się napatoczył…

– Zdradzałeś ją – podjęłam. – Bez żalu i skrupułów. Tak, jak mnie zdradzałeś z nią. Jesteś niereformowalny i zwyczajnie głupi. Nawet studiów nie skończyłeś, bo po co, skoro teść ci załatwił ciepłą posadkę. Więc należało o nią dbać, ale nie...

Robiłam się coraz bardziej zła.

– Gdybyś był bystry, zachowałbyś dyskrecję, ukrywał lepiej swoje romanse. Bo jak się Julka dowiedziała, natychmiast pożaliła się tatusiowi, a ten wywalił cię na zbity pysk. Powiedz, będziesz musiał oddać samochód, czy dasz radę spłacić go samemu? A może liczysz, że ja ci pomogę, wezmę na swój garnuszek, przygarnę marnotrawnego kochanka na spragnione miłości łono?

Obserwowałam go, jak robi się coraz mniejszy pod naporem moich słów, jak mieni się na twarzy, gdy trafnie odgadłam prawdziwy cel jego wizyty. Chciał mnie uwieść, znów okręcić sobie wokół palca, chciał do mnie wrócić, bo z braku laku lepszy gorszy model.

– Nie jestem już dawną Basią. Nie wybaczam tak łatwo. Jestem ostrożna i nieufna. Trudno mnie podejść. Nie wprowadzisz się do mnie, a już na pewno nie będę cię utrzymywać. Kiedyś cię kochałam, kiedyś mogliśmy żyć długo i szczęśliwie, mogliśmy zestarzeć się razem i umrzeć jedno po drugim. Ale to było w innej bajce. Teraz, proszę, nie trzaskaj drzwiami, jak będziesz wychodził.

Zmył się bez słowa. Właściwie uciekł. Ja popijałam wino, nie ruszając się z kanapy. Nie czułam satysfakcji, raczej spokój. Tego właśnie potrzebowałam, by się uwolnić od przeszłości: właściwego pożegnania. Nie dał mi na to szansy wtedy, więc zrobiłam to dzisiaj.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA