„Nie byłam zołzą, więc puszczałam męża na męskie spotkania. Za późno odkryłam, że >>kumple<< mają długie nogi i balony”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Stowarzyszenie składało się ze skarbnika, prezesa i dwóch szeregowych członków, a ostatnimi czasy pracowali nad własnym statutem. Miejscem spotkań tego tajnego związku był dom jednego z kumpli, gdzie mieli ukryty pokój z sekretnym wejściem”.
/ 23.10.2024 13:15
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Tę całą aferę nakręciła Małgośka, małżonka Zbyszka… Od zawsze czułam do niej niechęć, pewnie z wzajemnością. Pochodziłyśmy z różnych światów, nie miałyśmy o czym gadać, ale nasi faceci kumplowali się od czasów podstawówki i za wszelką cenę chcieli, żebyśmy trzymały się razem.

Obie próbowałyśmy, ale nic z tego nie wyszło. Kiedy Małgośka zaszła w ciążę, imprezy przestały ją interesować, później urodziła Zbyszkowi dzieciaka i wypadła z towarzystwa.

– Gośka uwielbia przebywać z naszym maluchem – wyjaśniał Zbyszek, odwiedzając mojego Przemka. – Teraz za nic nie wyjdzie z chaty.

Zrobiło mi się jej żal

Fakt, Gośka miała skłonności do bycia kurą domową, ale mimo to wydawało mi się, że Zbyszek trochę przegina. No bo jak można z czystym sumieniem zostawiać małżonkę sam na sam z drącym się dzieciakiem i przy byle pretekście lecieć na piwo?

– Tylko jedno piwko – przekonywał mój mąż, dostrzegając moje znaczące spojrzenie.

Nie wracał do domu pod wpływem alkoholu, więc nie miałam się do czego przyczepić. Przez długi czas sprawy układały się dobrze, ale pewnego popołudnia zadzwoniła Małgosia.

Romek ma kochankę – powiedziała zapłakana. – Odkąd urodziłam dziecko, już go nie pociągam, więc znalazł sobie inną.

Miałam wrażenie, że moja koleżanka jest zwyczajnie wykończona i powoli popada w obłęd, spędzając całe dnie w towarzystwie swojej pociechy. Zrobiło mi się jej żal, a nawet poczułam się winna, że ona tam samotnie zmaga się z obowiązkami, podczas gdy ja, mimo że również jestem przedstawicielką płci pięknej... Ale opanowanym i merytorycznym głosem wytłumaczyłam jej, że nie ma absolutnie żadnych przesłanek, które potwierdzałyby jej przypuszczenia.

– Wiesz, on naprawdę jest ostrożny – powiedziała Małgosia, lekko pociągając nosem. – Ale i tak w każdy czwartek znika jak kamień w wodę na jakieś dwie lub trzy godziny… Coś mi się widzi, że wtedy spotyka się z tą zdzirą. Mnie nic nie chce powiedzieć, ale może ty dałbyś radę jakoś wybadać, o co chodzi? W końcu masz teraz sporo wolnego.

O wolnym czasie nie musiała wspominać. Nieposiadanie potomka wcale nie znaczy, że po robocie siedzę i patrzę się w ścianę, czekając, aż ktoś mi zleci jakieś zadania, bez jaj. Zdecydowałam odpuścić sobie wtrącanie się w tę sytuację, zostawiając Małgosię sam na sam z jej wyssanymi z palca kłopotami.

Kobieca solidarność wygrała

Po upływie kilku dni kobieca lojalność jednak zwyciężyła.

– Kochanie – pewnego wieczoru zwróciłam się do męża. – Gdzie ty i Zbyszek chodzicie w każdy czwartek?

– A czemu pytasz? – przeniósł na mnie wzrok znad laptopa.

– No bo… – chciałam mu wspomnieć o złych przeczuciach Małgosi, ale w ostatnim momencie zrezygnowałam z tego pomysłu. – Akurat w najbliższy czwartek będę miała trochę wolnego i nie mam pojęcia, jak go spożytkować, więc mogłabym wybrać się razem z wami.

– Nie ma mowy – zdecydowanie oznajmił Przemek i z powrotem skupił się na ekranie komputera.

Kurczę, jeszcze nigdy nie potraktował mnie z takim brakiem szacunku. W ten sposób nie powinno się prowadzić konwersacji ze swoją drugą połówką. Przynajmniej my do tej pory tak ze sobą nie gadaliśmy. Gośka słusznie zauważyła, że coś było nie tak z tymi wypadami w czwartki.

Nie miałam zamiaru dać się zepchnąć do defensywy. Na początek zrobiłam mężowi awanturę, że odnosi się do mnie z góry, później się obraziłam, z hukiem zamknęłam drzwi i pomaszerowałam do sypialni. Przemek to w sumie spoko gość, ale od czasu do czasu po prostu trzeba go przywołać do porządku…

Tak jak przypuszczałam, po kwadransie mąż przybył z przeprosinami.

– Sorry Aga – rzucił, moszcząc się obok mnie na pościeli. – Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie mam przed tobą sekretów, ale to typowo męska kwestia. Kumple by mnie wywalili z bractwa, jakby im ktoś doniósł, że przy tobie mieliłem ozorem. Kurde, i tak się wygadałem o bractwie… – zmieszał się.

No cóż. Kłamanie nigdy nie było jego mocną stroną... Owszem, umiał trzymać język za zębami, ale zmyślanie i konfabulowanie zupełnie mu nie wychodziło. Gadka szmatka i w końcu wyśpiewał jak na spowiedzi wszystko o tych czwartkowych schadzkach.

Mieli sekretne stowarzyszenie

A więc panowie wskrzesili jakieś sekretne bractwo, które zawiązali jeszcze za czasów liceum. Mój mąż nie potrafił mi, co prawda, dokładnie powiedzieć, czym się tam zajmują, ale mam przeczucie, że sam za wiele o tym nie wie. Stowarzyszenie składało się ze skarbnika, prezesa i dwóch szeregowych członków, a ostatnimi czasy pracowali nad własnym statutem. Miejscem spotkań tego tajnego związku był dom jednego z kumpli, gdzie mieli ukryty pokój z sekretnym wejściem.

Wszystko owiane było wielką tajemnicą i miałam wrażenie, że to stanowi kluczową, o ile nie jedyną atrakcję całej tej akcji. Ciężko było mi powstrzymać uśmiech, kiedy wypytywałam o detale, ale serio, kosztowało mnie to niemało wysiłku. Faceci w dojrzałym wieku! Rany, czy oni w ogóle kiedyś wyrastają z dziecięcych zachowań?

– Tylko nie puść pary z ust przed resztą ekipy – powtarzał jak mantrę Przemek, a ja raz po raz zapewniałam, że nie zdradzę ani słówka.

Nerwy miałam w strzępach

Ostatecznie doszłam do wniosku, że faceci mają gorsze sposoby na zabawę. Niech sobie tworzą enigmatyczne bractwa, odkrywają skryte korytarze, odprawiają jakieś dziwne rytuały i robią inne bzdury, jeśli tak właśnie chcą spędzać czas po pracy. Następnego dnia wykręciłam numer do Gosi, żeby przekazać jej, czym zajmuje się jej mąż w każdy czwartkowy wieczór.

– Niesamowite, jak ty jesteś łatwowierna – usłyszałam jej głos przez telefon. – Ten twój Przemek wodzi cię za nos, kiedy tylko ma na to ochotę! Znam się na życiu i wiem, co mówię. Jak chcesz, to sobie wierz w te bzdury, ale zobaczysz, że pewnego pięknego dnia obudzisz się z ręką w nocniku, Agata.

– Mogę cię zapewnić – odpowiedziałam oschle – że w naszym związku zawsze panowała szczerość. Nie widzę powodów, by podejrzewać męża o nieuczciwość. Ale jeśli u was sprawy mają się inaczej, to może najlepiej zatrudnij prywatnego detektywa? Albo idź do lekarza, może on ci pomoże wyleczyć te urojenia!

– O rany – westchnęła Gośka. – Niby dyplom masz, a taka naiwna jesteś, że aż głowa pęka. Współczuję ci, dziewczyno!

Nie było potrzeby, żebym znosiła jej bezczelne odzywki. Rozłączyłam się i sięgnęłam po papierosa. Musiałam zapalić, bo nerwy miałam w strzępach. Ten jeden telefon przekreślił moją przyjaźń z Gośką. A kilka miesięcy potem, mój mąż oświadczył, że chce się rozwieść.

– Straciłem dla kogoś głowę – rzucił z niewinnością przedszkolaka w piaskownicy. – Takie życie, ale możemy to załatwić bez niepotrzebnej wojny. Zależy mi, żebyśmy dalej byli kumplami, Agatko.

Wysłałam go do wszystkich diabłów razem z jego koleżeństwem, a następnie zagroziłam, że zostawię go na lodzie bez grosza przy duszy. Okazało się, że jego nową wybranką serca została małżonka kumpla, u którego w każdy czwartek odbywały się potajemne spotkania „tajnego stowarzyszenia”. No cóż, Małgosia wszystko mi przepowiedziała, ale uważałam się za o niebo mądrzejszą od tej prostej baby ze wsi...

A co tam u niej słychać? Podobno nieźle się dogadują ze Zdziśkiem, ale to tylko plotki zasłyszane tu i ówdzie, bo odcięłam się od dawnego środowiska i startuję z życiem od zera. Póki co, nie mam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek nowe znajomości, a zwłaszcza z facetami.

Agata, 37 lat

Czytaj także:
„Mąż wpadł w obsesję z powodu mojej rzekomej zdrady. Ktoś nakładł mu bzdur do głowy, a on łyknął to jak dziecko syrop”
„Jestem bogata, więc pomagałam biednym sąsiadom. Zamiast to docenić, prosili, by ich nie upokarzać”
„Rodzice byli artystami z pustym portfelem. Gdy zamiast pędzla i dłuta wybrałem karierę, wyparli się mnie jak obcego”

Redakcja poleca

REKLAMA