Wojtek początkowo wydawał się ideałem. Uwielbia podróże, jest oczytany, inteligentny, zabawny i przystojny. Czułam się wyjątkowo w jego towarzystwie, zawsze mieliśmy mnóstwo tematów do rozmów, no i co tu mówić, był szalenie przystojny, więc koleżanki mi go zazdrościły. No i najważniejsze, między nami była taka chemia, że z trudem mogliśmy się od siebie oderwać.
No ale nikt nie jest bez wad, Wojtek też nie. Otóż Wojtek nade wszystko w życiu lubi pieniądze. Nie potrafi zrezygnować z luksusu. Nawet majtki musi mieć firmowe, nie wspominając o perfumach, ubraniach czy jedzeniu. Może sobie na to pozwolić, bo dobrze zarabia, a poza tym wychował się w bogatym domu.
Ja z kolei nie szastam pieniędzmi. W domu się nie przelewało, więc znam ich wartość. Nie lubię wydawać pieniędzy na głupoty, czasami ubieram się w lumpeksie i nie mam z tym problemu. Może chodzi o to, że mało zarabiam. A może po prostu o to, że pieniądze nie są dla mnie nadrzędną wartością w życiu.
Mogłabym bardziej się starać
Z Wojtkiem raczej nie rozmawialiśmy o pieniądzach, bo też nie było ku temu okazji. Mieszkamy osobno, więc każdy dysponuje własnym budżetem. Kiedy zostawał u mnie, ja robiłam kolację, a on zawsze przynosił wino. Gdy ja miałam zostać u niego, zwykle jedliśmy na mieście. Też nie było to dla mnie jakoś szokujące, bo rzadko kiedy mężczyźni nieźle gotują. Kiedy już wychodziliśmy, zawsze jedliśmy w wykwintnych restauracjach, które serwowały wymyślne dania. O pizzy, czy burgerach nie było mowy.
– Sam tłuszcz i bóg wie, co jeszcze – mawiał.
Pierwszy zgrzyt pojawił się, kiedy w kłótni wyrzucił mi, że o niego nie dbam, bo kupuję byle co w markecie. „Byle co?” – jak on mógł tak powiedzieć.
– Kaśka, mogłabyś choć trochę bardziej się postarać – mówił. – W tych marketach jest sam syf. Chcesz w nas ładować takie świństwa? Nie możesz chodzić do delikatesów? – spytał.
– Nie mogę – powiedziałam i czułam, jak napływają mi łzy do oczu.
– Dlaczego? – spytał autentycznie zdziwiony.
– Bo mnie na to nie stać – szepnęłam upokorzona.
– Jasne – zadrwił. – Jakbyś nie wydawała na głupoty, to by cię było stać.
– O jakie niby głupoty ci chodzi?
– A no na przykład o te cotygodniowe spotkania z przyjaciółkami, na które zawsze kupujesz jakieś ciastka i nalewkę. To niezdrowe i jeszcze od tego utyjesz. Łazisz do tego kina i teatru, i po co? Nie lepiej posiedzieć w domu z książką, albo obejrzeć coś w telewizji? A ten twój brat? Serio musisz mu dokładać do studiów? Pewnie przepuszcza wszystko na imprezki…
– Dość tego – powiedziałam zasmarkana. – Nie będziesz mi wyliczał, co mogę, a czego nie mogę kupować i komu pomagać. To są moje pieniądze, których zresztą mam zdecydowanie mniej, niż ty, a jednak za każdym razem, jak tu jesteś, staram się dla ciebie gotować najlepiej, jak umiem. W życiu nie zaserwowałabym ci, jak ty to powiedziałeś, „śmieci”, bo mi na tobie zależy. Ale jak widać, z dobrego domu, oprócz przyzwyczajeń żywieniowych, nie wyniosłeś dobrych manier.
Chyba dotarło do niego, że nie powinien się tak do mnie odzywać. Przepraszał mnie, i przekonywał, że przecież „jesteś tym, co jesz”, a w dyskontach żywność nie jest najlepszej jakości. Sugerował też, że byłoby mnie stać na lepsze jakościowo jedzenie, gdybym trochę ograniczyła resztę wydatków.
– Przecież zawsze możesz dawać korepetycje, żeby trochę dorobić – skwitował.
Eko sklep, maxi cena
Nawet już nie chciałam z nim dyskutować. Było mi po ludzku przykro, bo naprawdę się starałam i nie sądziłam, że jeżeli ludzi łączy prawdziwe uczucie, to mogą ich podzielić pieniądze.
Całą noc nie mogłam spać. Nie przytulałam się też do niego, bo zwyczajnie nie miałam ochoty. Czułam się zraniona. Głowiłam się też, co królewiczowi przygotować na śniadanie, żeby wreszcie był zadowolony. Jednak rano mocno się zdziwiłam.
Wojtek przyniósł mi do łóżka gorącą kawę. A kiedy skończyłam się nią rozkoszować, poprosił, żebym się ubrała, bo chce mnie gdzieś zabrać.
Zaciągnął mnie do sklepu z ekologiczną żywnością, a tam rozpływał się nad jakością produktów na półkach. Naprawdę prócz ceny, nie widziałam większej różnicy.
– Bo widzisz, lepiej jeść mniej, ale zdrowiej – mówił, płacąc rachunek, który był gigantyczny.
Chciałam mu zrobić przyjemność i kilka dni później poszłam do tego sklepu, żeby kupić kilka rzeczy na kolację. Rachunek płaciłam drżącą ręką. Za cenę tych kilku produktów, miałabym wielkie zakupy przynajmniej na tydzień.
– Widzisz Kasieńko, można? Można – mówił zachwycony.
Wtedy dotarło do mnie, że mnie nie stać na takie codzienne zakupy i po prostu będę musiała się z nim rozstać. Facet z wyższych sfer wpędzi mnie w ruinę!
Ale wpadłam na genialny pomysł.
Kiedy skończył się eko–dżem, przełożyłam do słoika ten, kupiony w markecie, to samo zrobiłam z miodem i innymi produktami, które mogłam jakoś podmienić. Nawet masło zawinęłam w stary papierek. Nawet się nie zorientował.
To dziecinada, wiem, ale oprócz tego, jestem z nim naprawdę szczęśliwa. Nie chcę z niego rezygnować tylko dlatego, że jest burżujem. Rozumiem jego fiksację na punkcie zdrowego żywienia i czytania etykiet, ale nie popadajmy w paranoję. Nie ma sensu przepłacać za te same produkty, tylko w sklepie z innym logo.
Natomiast wieczory z przyjaciółkami, czy pomoc bratu są dla mnie na tyle ważne, że nie zamierzam z tego rezygnować. Nie wiem, co będzie dalej, ale chcę nam dać jeszcze jedną szansę.
Czytaj także:
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”