Roberta poznałam na studiach. Był cichy, skromny, a jednak zwróciłam na niego uwagę. Wkrótce odkryłam, że to inteligentny chłopak z olbrzymią wyobraźnią i wiedzą, którą nigdy się nie popisywał.
Była dla mnie niemiła
Miesiąc po tym, jak zostaliśmy parą, Robert zaprosił mnie siebie, żebym poznała jego mamę. O ojcu nie chciał mówić. Niedzielny obiad był sztywny i… niesmaczny. Przy okazji pani Urszula wytknęła mi niedobrany kolor bluzki do spódnicy. Pewnie liczyła, że spuszczę oczy i powiem, że ma rację. A ja na to, że teraz tak chodzą ubrani młodzi ludzie.
Robert przez kolejny tydzień chodził jakiś nieswój.
– Obraziłaś moją matkę – wydusił z siebie wreszcie, gdy chyba setny raz spytałam, o co chodzi.
– Niby kiedy?
– Gdy powiedziałaś o tych młodych. Uznała, że chcesz w ten sposób dać jej do zrozumienia, że jest stara.
Zatkało mnie. Nawet nie miałam zamiaru się bronić, bo widziałam, że on trzyma jej stronę.
Trzymałyśmy dystans
W ciągu następnych czterech lat naszego związku odwiedziłam ją zaledwie kilka razy. Zawsze zachowywała się wobec mnie z dużym dystansem, inaczej mówiąc – zauważała mnie. I nic więcej. Nawet mi to odpowiadało. Nie miałam złudzeń co do tego, że i tak nie znajdziemy wspólnego języka, a na jałowe kłótnie chęci nie miałam.
Któregoś dnia koleżanka ze studiów zaciągnęła mnie na kawę. Okazało się, że mieszka w tym samym domu co Robert i co nieco o nim wie.
– Moja mama zawsze uważała go za maminsynka, ja zresztą też. Nigdy nie bawił się z nami w piaskownicy, bo mógł sobie ubrudzić jasną koszulkę. Nie biegał z chłopakami za piłką, bo mógł sobie stłuc kolano. Nie kręcił się z nami na trzepaku, bo mógł sobie nabić guza lub coś jeszcze gorszego. On tylko chodził z matką za rączkę.
– Nie miał ojca?
– Miał, ale mama Roberta wprowadziła w domu taki reżim, że chłop nie wiedział już, czy kapcie powinien zakładać na uszy, czy na stopy. Więc tatuś krótko po narodzinach Roberta dał nogę i nikt już więcej go nie widział. I tak dostałam otwarte ostrzeżenie, z kim zetknął mnie los. A więc przeczucie mnie nie myliło.
Miałam też szansę na tych kilku obiadach przyjrzeć się, jak wygląda mój wróg, ale zakochanej osobie do rozumu nie trafia żaden racjonalny argument. Tak właśnie było ze mną.
Nic jej nie powiedział
Zamieszkałam z Robertem. Oboje uznaliśmy, że w każdą sobotę i niedzielę on będzie chodził do swojej matki na kilka godzin, bo stale skarżyła się na doskwierającą jej samotność.
Na co dzień Robert był normalnym, sensownym facetem, który zdawał sobie sprawę, że w związku każde z partnerów ma przypisane sobie role i powinno je wypełniać. Pod tym względem nie mogłam mieć do niego zastrzeżeń.
Ale pod innymi – i owszem. Po roku dowiedziałam się od niego, że matka nie ma zielonego pojęcia, że... mieszkamy razem. O mało nie spadłam z krzesła, jak to usłyszałam.
– Nie powiedziałeś jej?!
– Po co?
– Jako matka chciałabym wiedzieć, z kim mój syn co noc chodzi do łóżka! – zaperzyłam się.
– Wiesz, że ona nigdy nie darzyła cię zbytnią sympatią.
– Myślę, że gdyby na moim miejscu znalazła się miss świata, która w dodatku miałaby charakter matki Teresy i fortunę, to też byłaby dla niej nie do zaakceptowania. Ale rób, jak chcesz, to twoja matka.
Co z tym ślubem?
Po sześciu latach życia razem pewnego dnia spytałam Roberta, jak wyobraża sobie naszą przyszłość.
– Chciałbym się z tobą ożenić – powiedział to, na co czekałam.
– Co nam teraz w tym przeszkadza?
– Moja matka.
– Przecież z nami nie mieszka.
– Ale mówi, że jak się zdecyduję, to ona umrze na serce. Przecież już jak się o nas dowiedziała, odwiozłem ją karetką na sygnale na kardiochirurgię, pamiętasz? Obiecuję, że jak od nas odejdzie – tu spojrzał w sufit, czyli „do nieba” – wtedy się pobierzemy.
Rok później niestety tak się stało, a ja myślałam, że w końcu będzie normalnie. Odczekałam więc czas żałoby i pewnego dnia spytałam ukochanego:
– No to może ustalimy datę ślubu?
Spojrzał na mnie jakimś spłoszonym wzrokiem.
– Co? – zmarszczyłam brwi.
– Widzisz… mama kilka razy mi się śniła i we śnie powiedziała, że zakazuje mi brać z tobą ślub. Kocham cię, ale po prostu nie mogę… –prawie się popłakał.
No cóż, żywą mogłam przeczekać. Z martwą nie mam szans.
Oddałam Robertowi dziewięć lat swojego życia. Co robić? Zostać? Odejść i zacząć od nowa, licząc na to, że jeszcze kogoś spotkam? Nie mogę zdecydować się na żaden krok i tkwię w zawieszeniu.
Czytaj także: „Nakryłam teściową jak podbiera mi skąpą bieliznę. Złodziejka w moich majtkach sypiała z połową osiedla”
„Z mężem nie pasujemy do siebie w łóżku, ale bardzo się kochamy. Aby się nie rozwieść, znaleźliśmy sobie kochanków”
„Mąż chciał się wyszaleć przed moim porodem. Tak go poniosło, że w sypialni znalazłam majtki jego kochanki”