Nigdy nie sądziłam, że własna rodzina wbije mi nóż w plecy. Jeszcze rozumiem, jacyś dalecy krewni, ale rodzice? Nie wiem, komu mam teraz ufać. Nie mam wokół siebie ani jednej szczerze życzliwej mi osoby.
Moi rodzice długo byli dość zamożni
Są właścicielami dużych sadów owocowych. Przez większość życia wiodło nam się naprawdę dobrze. Interes kwitł, a rodzice przynosili do domu spore pieniądze. Wystarczało nam na zagraniczne wakacje, wystarczało na nowe ubrania, czasem nawet bardziej bajeranckie i wystarczało na sporadyczne kolacje w restauracjach w najbliższym mieście. Nie byliśmy żadnymi Rockefellerami, ale we wsi mówiono, że „tym to się wiedzie”.
Niestety, gdy skończyłam liceum, interes rodziców zaczął podupadać. Niezbędne były ogromne cięcia kosztów i zwalnianie pracowników. Miałam niemrawy plan iść na studia, ale niestety, musiałam go zupełnie odrzucić. Rodzice potrzebowali pomocy, więc zajęłam się pracą. Prawie całe lato po maturze spędziłam w sadach. Zbierałam owoce, potem je sortowałam, a czasem o świcie woziłam do hurtowni.
Tego samego lata poznałam Przemka. Spodobał mi się, był miły. Tak, to wystarczyło, żebym się zakochała. Byłam młodziutką, niedoświadczoną i naiwną dziewczyną ze wsi. Niestety, moim rodzicom też wystarczyły te strzępki informacji o Przemku, żeby zacząć namawiać mnie do ślubu.
Chcieli mnie wydać za mąż
Z jednej strony, powtarzali, że dziewiętnaście lat to wcale nie tak mało i kiedyś kobiety wydawały się za mąż właśnie w tym wieku. Ale z drugiej, czułam, że mają w tym jakiś interes.
– Ten Przemek to taki pracowity chłopak, dobrze z nim będziemy mieli. Jeszcze na sadach pomoże i będzie z niego pożytek… – przekonywała mama.
Uległam rodzicom. Uwierzyłam, że chcą dla mnie dobrze. Wesele nie było zbyt huczne, chociaż rodzice starali się ukryć fakt, że nie stać ich na wyprawienie bardziej wystawnego przyjęcia. Zasłaniali się argumentami, że „skromna uroczystość była wyborem Młodych”. Nie była, ale też nie czułam z tego powodu żadnej pustki.
Tak naprawdę nie dbałam o całe to wesele. W mojej młodocianej naiwności cieszyła mnie perspektywa bycia żoną. Posiadania „własnego gospodarstwa” (rodzice zaproponowali, że udostępnią nam część domu), o które będę mogła dbać, a wkrótce może i założenia rodziny z gromadką dzieci.
Gdybym była nieco bardziej doświadczona, zauważyłabym, że Przemek wcale nie pała do mnie wielkim uczuciem. Być może jemu też rodzice kazali się „ustatkować”, a może usidlić dziewczynę z „niegdyś zamożnej rodziny”. Teraz, z perspektywy czasu widzę, że obydwoje byliśmy niedojrzali. Ja jednak postanowiłam wejść w rolę żony na pełnym rozpędzie. A Przemek, no cóż, lawirował.
Owszem, był pracowity i szybko dał się zaangażować do pracy moim rodzicom. Byli zachwyceni, bo przecież zięć nie powie „nie” i pracując dla teściów to „tak, jakby pracował na swoje”. Niestety, w domu nie spisywał się już tak dobrze jak w rodzinnym polu. Regularnie wychodził z kolegami na suto zakrapiane imprezy. Uważał, chyba że ślub nie zmienia w jego życiu niczego, poza tym, że od teraz ma w domu podany ciepły obiad ugotowany przez żonę, uprane majtki i posprzątany pokój. A przy okazji nie musi słuchać zrzędzenia mamy.
Przemek nie był dobrym mężem
Jednak moje niedoświadczenie obejmowało też tematy współżycia. Wierzyłam głęboko, że intymne zbliżenia to mój małżeński obowiązek. Nie widziałam w tym żadnej przyjemności, tylko cel: dzieci. Na szczęście szybko się doczekałam. W pierwszą ciążę zaszłam już pół roku od ślubu. Byłam przeszczęśliwa, bo zawsze marzyłam o dziecku. Gdy dowiedziałam się, że w moim brzuchu rozwija się dziewczynka, wpadłam w prawdziwą ekstazę. Niestety, Przemek nie podzielał mojej radości. Coraz częściej wychodził z domu, żenująco się tłumacząc:
– Chłopaki mówią, że mam korzystać z życia, zanim urodzisz, bo potem się skończy – rechotał.
– Wcześniej chyba też całkiem korzystałeś… – zauważyłam. – Nie widzę szczególnej różnicy. Doceniłabym natomiast gdybyś był częściej obecny w domu, w razie gdyby coś się stało.
– A co się ma stać? – zapytał głupio.
– Nie wiem, mogę wymagać wizyty w szpitalu, mogę mieć skurcze… – zaczęłam wyliczać.
– To najwyżej ojciec cię zawiezie – skwitował ze wzruszeniem ramion Przemek.
Byłam wściekła, ale postanowiłam, że nie mogę sobie pozwalać na nerwy dla dobra dziecka. Postanowiłam zignorować niedojrzałość i brak wychowania mojego męża. Klaudia przyszła na świat kilka miesięcy później. Zupełnie zdrowa, rumiana i radosna.
Szalałam ze szczęścia
Byłam niemożliwie zmęczona, ale i szczęśliwa. Mojej radości nie zaburzał nawet fakt, że praktycznie ze wszystkim musiałam sobie radzić sama, może z drobną pomocą mamy. Przemek był praktycznie nieobecny. Chociaż zapowiadał, że „wyszumi się przed porodem”, po porodzie jego styl życia nie uległ wielkiej zmianie. Po pracy narzekał, że dziecko płacze i nie może się wyspać. Nawet nie śniłam o tym, żeby zaproponował, że zajmie się Klaudią, kiedy ja pójdę do koleżanki czy zwyczajnie odpocznę i obejrzę film w telewizji.
Niestety, zostałam wychowana tak, że rozwód nie przeszedł mi nawet przez myśl. Byłam też oswojona z tym, że na mężczyznę nie ma co liczyć w domu czy przy wychowaniu dziecka. Mnie też wychowywała głównie mama, tata był od zarabiania pieniędzy. Odpuszczałam więc mężowi wszystkie winy. Do czasu, aż nie znalazłam w naszej sypialni damską bieliznę. Nie moją.
– Co za drań! Ja siedzę z dzieckiem, a on mnie zdradza! – wykrzyknęłam wzburzona już w samym progu mieszkania rodziców.
– Co takiego? – zapytała zdezorientowana mama.
– Zdradza mnie! Przemek!
Mama wyglądała na skonsternowaną.
– No i co z tego? – zapytała w końcu, po chwili ciszy.
– Jak to? Żarty sobie stroisz?!
– Co z tego, że cię zdradza? Męża masz, a dzieci mają ojca. W czym problem? – mama wyraźnie nie widziała problemu.
– Czy ty mówisz poważnie? Dowiedziałam się właśnie, że mąż mnie zdradza, a ty mówisz, że to żaden problem? – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.
– Dopiero teraz się dowiedziałaś? To i tak długo... – mruknęła mama pod nosem.
– Słucham?
– Żaneta, nie bądź naiwna. Przecież od dawna się spotykał z babami ze wsi. Ale co z tego, dobry chłopak, pracowity, na roli nam pomaga.
Wzięłam głęboki wdech.
– Poczekaj, żebym dobrze zrozumiała... Chcesz mi powiedzieć, że wiedzieliście, że mąż mnie zdradza, i to od dawna, i nie powiedzieliście mi, bo pomaga wam na roli?
– Pracowitość to teraz rzadka cena, Żanetka. Takiego chłopa to trzeba trzymać, a nie jeszcze mu fochy stroić – warknęła mama.
Nie mogłam dalej tego słuchać
Wybiegłam stamtąd, trzaskając drzwiami. Cała moja najbliższa rodzina była świadoma, że mąż nie jest mi wierny. A poza rodziną pewnie i pół wsi. I nikt mi nie powiedział.
Leżałam na łóżku plackiem z mocno zaciśniętymi powiekami, a w głowie kotłowały mi się setki pytań. Dlaczego ludzie tacy są? Dlaczego ta wieś taka jest? Czy naprawdę tak głęboko wierzą w to, że największym osiągnięciem kobiety jest „złapanie męża” i trwanie w tym nieszczęśliwym związku przez lata?
Znoszenie upokorzeń, zdrad i braku szacunku? Ja nie chcę tak żyć. Nie chcę żyć jak moja matka. Nie chcę żyć jak mój ojciec. W głowie tylko pieniądze i pozory. To, co ludzie powiedzą, jest ważniejsze od tego, co rodzina poczuje.
– Dosyć tego! – krzyknęłam sama do siebie, zrywając się z łóżka.
Zaczęłam pakować walizki. Najpierw swoje, a potem Klaudii. Mam jakieś oszczędności, dwa dni przechowam się w pensjonacie. Może to ruszy Przemka. A jeśli nie? No cóż, trudno. Poradzę sobie, znajdę pracę, Klaudia pójdzie do przedszkola. Nie potrzebuję niewdzięcznego, leniwego i nieczułego męża i nieobecnego ojca.
„Albo się zmieni, albo się z nim rozwiodę!”, postanowiłam w myślach. Sama byłam zaskoczona swoją zmianą i nagłą odwagą, ale spodobało mi się to. Byłam pewna swojej decyzji i wiedziałam, że zasługuję w życiu na coś więcej. A rodzice? Niech sobie spróbują utrzymać tego darmozjada w domu, bo przypuszczam, że jak zabraknie mu obiadu na stole i darmowej praczki, to szybko zwróci się o pomoc do teściowej... A ona pewnie z zachwytem jeszcze upierze mu gacie i ugotuje zupę, gdy będzie leżał plackiem na kanapie. Ale to już nie mój problem.
Czytaj także:
„To był dla mnie ostatni moment, by wygrzebać się z bagna. Rodzina dała mi ostatnią szansę i chciałam ją wykorzystać”
„Teściowa chciała zniszczyć mi małżeństwo, zamiast tego, zrujnowała swoje. Teść rozpływa się w ramionach kochanki”
„Prawie pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę mamą, ale los miał dla mnie inny scenariusz. Nie byłam na to gotowa”