Kiedy wróciłam z pracy, Jasiek siedział już w domu. Zorientowałam się od razu, bo w przedpokoju potknęłam się o jego adidasy rzucone byle gdzie, a na głowę spadła mi mokra kurtka narzeczonego. Dalej było tylko gorzej: spiętrzone brudne gary w kuchennym zlewie, rozlana woda na podłodze i dochodzące z salonu odgłosy komputerowej strzelaniny.
– Kotku, jestem! – krzyknęłam w stronę uchylonych drzwi, wściekła na samą myśl, że w ten ciepły wiosenny wieczór sama będę musiała sprzątnąć bałagan.
Odpowiedziały mi jedynie dźwięki gry komputerowej. Weszłam więc do dużego pokoju, ale Jasiek nawet nie zarejestrował ruchu poza ekranem monitora, w który wpatrywał się jak zaczarowany, podczas gdy jego palce błądziły po klawiaturze. Próbowałam coś do niego mówić, lecz zupełnie nie reagował. Jakbym była powietrzem! Skoro tak, to zobaczymy...
Nie dość, że brudas, to jeszcze kłamca!
Wróciłam do przedpokoju i jednym zdecydowanym ruchem wyłączyłam korki. Dopiero wtedy zapadła błoga cisza, którą po sekundzie przerwał pełen wściekłości ryk mojego ukochanego. Tylko... czy naprawdę ten człowiek, który w kółko grał w durne komputerowe strzelanki, a w realnym życiu nie potrafił nawet pozmywać po sobie talerzy, faktycznie był moją miłością? Ostatnio coraz częściej łapałam się na takich wątpliwościach.
Jasiek wypadł z salonu i na mój widok stanął jak wryty.
– Asieńka? – rozdziawił paszczę, a ja pomyślałam, że wcale nie jest tak przystojny, jak mi się zdawało. – Już przyszłaś?
– Nie, jestem w pracy. To mój duch – burknęłam w odpowiedzi.
– Wyłączyli prąd! – zaczął się żalić. – Nawet nie miałem jak posprzątać! Chciałem właśnie umyć naczynia, a tu nagle...
Boże, widzisz i nie grzmisz! Co za kłamliwy padalec!
– To ja wyłączyłam – oświeciłam go. – Nie mogłam już patrzeć na to koszmarne pobojowisko, które po sobie zostawiłeś.
Spuścił głowę i zrobił smutną minę niczym skarcony uczniak, a ja przez chwilę poczułam się, jakbym wcale nie wyszła z pracy, tylko wciąż siedziała za nauczycielskim biurkiem i patrzyła znad okularów na dzieciaki. I co teraz? Mam mu wypisać uwagę w dzienniczku? A może wysłać do szkolnego pedagoga? Jasiek jednak nie zamierzał się kajać. Wzruszył tylko ramionami i mruknął, że ciągle się czepiam. Chyba wcale go nie kocham. Wystarczy mały nieporządek, a od razu skaczę mu do gardła...
Nie miałam ochoty na dyskusję. Pewnie wynikłaby z tego jakaś awantura, a ja byłam zmęczona i marzyłam o gorącej kąpieli. Tylko jak tu odpoczywać w takim syfie? Chyba naprawdę się przeliczyłam z tą miłością do niego. Wyraźnie przygasła, odkąd zamieszkaliśmy razem. Mówiąc szczerze, miałam wrażenie, jakby w trakcie przeprowadzki ktoś podmienił mi faceta. I doszłam do wniosku, że gdyby Jasiek od początku był taki jak teraz, nigdy bym się w nim nie zakochała.
„Mówi się do niego jak do ściany! – myślałam ze złością, napuszczając wody do wanny. – Ustaliliśmy przecież od razu, że każde z nas sprząta po sobie, oboje kupujemy jedzenie i dzielimy się opłatami. Tymczasem ja wracam z pracy i zastaję totalny chaos, a czynsz muszę zapłacić sama, bo on zapomniał i za te pieniądze kupił sobie jakiś nowy gadżet do komputera!”.
W tym momencie mój chłopak zapukał do drzwi łazienki.
– No, nie bocz się – usłyszałam. – Asieńko... Wyjdź, maleńka. Jasiek chce cię przeprosić.
– Niech mnie pocałuje w nos – mruknęłam. – Jest wstrętnym bałaganiarzem i krętaczem.
– Poprawię się, przysięgam na królową Anglii! – skomlał.
– Może powinieneś u niej zamieszkać – parsknęłam. – Ma służbę, byłoby ci jak w raju!
Może jednak trochę przesadzam...
Postanowiłam, że tym razem nie dam się wziąć na lep słodkich słówek. Ileż można? Pora, żeby Jasiek wreszcie dorósł, bo na razie zachowuje się jak dzieciuch. Najpierw nabroi, a potem myśli, że zwykłe przeprosiny załatwią sprawę. Może to dlatego, że zawsze mieszkał z rodzicami i nie musiał sam o siebie dbać? Jakby się trochę potułał po akademikach i wynajętych mieszkaniach, z pewnością dobrze by mu to zrobiło. Nauczyłby się trochę odpowiedzialności!
Wyszłam z kąpieli i musiałam się roześmiać, bo Jasiek powitał mnie w fartuchu w króliczki i z durszlakiem na głowie.
– W ramach rekompensaty zapraszam cię na domową kolację, którą sam przygotuję – oznajmił mi z szarmanckim uśmiechem.
Świetnie, tylko bardzo ciekawe, z czego zrobi ten posiłek, skoro przez jego poślizg z czynszem lodówka świeci pustkami?
Jednak poradził sobie: upichcił jajecznicę z jakimś zapomnianym kawałkiem boczku. W sumie całkiem to było smaczne...
– Ależ miałam dzień – westchnęłam, kiedy już Jasiek zrobił kawę. – Mamusie pierwszaków są naprawdę niemożliwe. Traktują wywiadówki jak prezentacje talentów swoich dzieci.
– To dlatego byłaś taka zła – zasępił się narzeczony.
– Nie byłam zła, tylko zmęczona – sprostowałam. – Całe popołudnie marzyłam, żeby znaleźć się w naszym czyściutkim, przytulnym gniazdku…
– Które ja skalałem – dokończył za mnie. – Ale już mnie kochasz z powrotem, co?
A miałam inny wybór? Czasem trzeba przecież wyjść z roli wychowawczyni i włożyć szaty kobiety. Inaczej bym chyba zwariowała od tego wszystkiego...
Wieczorem zadzwoniła mama i zapytała, czy mogłaby się u nas zatrzymać na dzień, dwa, bo dostała zlecenie na badania do szpitala wojewódzkiego. Oczywiście, zgodziłam się, a Jasiek, który ma większy luz w pracy niż ja, zobowiązał się odebrać ją z dworca i podrzucić do domu w przerwie na lunch. Jedno mu trzeba przyznać – nigdy nie robi problemów, gdy ktoś nas odwiedza. Jakby wychodził z założenia, że im więcej ludzi, tym lepsza zabawa. W sumie to nawet fajny chłop z tego mojego Jaśka. Może niepotrzebnie się czepiam?
Następnego dnia znów miałam młyn w pracy. Pomyślałam: „Jak to dobrze, że mama przyjeżdża. Może coś upichci, zanim wrócę, i będę mogła bez wyrzutów sumienia po prostu walnąć się po powrocie na kanapę?”.
Ślub? Przecież on jeszcze nie dorósł
Kiedy zadzwoniła około drugiej, byłam pewna, że chce zapytać, co ma ugotować, i zdążyłam wymyślić sobie łazanki z kapustą.
– Joanno – usłyszałam w słuchawce i zamarłam, bo tak rodzice zwracali się do mnie w domu tylko wtedy, gdy byłam w głębokiej niełasce. – Od prawie godziny czekam na dworcu.
Okazało się, że Jasiek ZAPOMNIAŁ pojechać po mamę!
– Przepraszam, Asieńko, już lecę, nic się nie martw! Zawiozę ją prosto do domu i jeszcze zrobię herbatę! – przysięgał.
Nie mam już siły do tego faceta... Kompletnie nie można na nim polegać! Wiem, że mnie kocha, ale to nie wystarczy. Jak można z kimś takim zakładać rodzinę? Jak wychowywać dzieci, skoro on sam jeszcze nie dorósł? Ostatnio gdzieś zapodział jakieś ważne dokumenty i kiedy ich szukałam, natrafiłam w jego szafce na puzderko z pierścionkiem... Co mu odpowiem, gdy poprosi mnie o rękę? Nie chcę go zranić, ale nie wyjdę za kogoś tak nieodpowiedzialnego!
Czytaj także:
„Robiłam z siebie idiotkę, by chłopak mnie rzucił i dał mi w końcu święty spokój. Nie wyszło i nadal zmywam jego gary”
„Rodzina doprowadziła mnie na skraj i traktowała jak służbę. Musiałam pamiętać o wszystkim: od lekcji dzieci, po pranie ubrań męża”
„Przed laty nieszczęśliwa miłość pchnęła pewną kobietę do zbrodni. Ma to związek z tym, że ja i mój mąż… jesteśmy krewnymi”