Najbardziej boli krzywda wyrządzona przez osoby, które się kocha. Mnie oszukał własny facet, z którym wiązałam nadzieję na przyszłość. Żeby jeszcze się zakochał i mnie zdradził, zrozumiałabym. Ale on zrobił coś znacznie gorszego...
Na początku wszystko między nami układało się dobrze
Były randki, prezenty, miło spędzony czas, potem wspólne mieszkanie i coraz większa bliskość. Patryk przeprowadził się do mnie, a konkretnie do kawalerki, którą odziedziczyłam po babci. Każde z nas miało nieźle płatną pracę, więc żyło nam się dobrze, by nie powiedzieć beztrosko.
Mój ukochany prowadził własną działalność gospodarczą w branży budowlanej. Byłam dumna, że tak świetnie sobie radzi. Ileż się dzisiaj słyszy o tym, jak trudno w Polsce dorobić się czegoś, mając własną firmę! Podatki zżerają większość dochodów, przepisy utrudniają rozwój, czasem wręcz uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. A tymczasem Patryk nie przejmował się tym i działał.
Pewnego dnia zwierzył mi się, jak to możliwe.
– Widzisz, kochanie, w tym kraju wszyscy kradną, a największym złodziejem jest państwo. Grunt, to nie dać się państwu oszwabić do końca… – powiedział z tajemniczym uśmiechem.
– Nie rozumiem… – spojrzałam na niego zdumiona.
– A co tu rozumieć? Jak się ma głowę na karku, to wiadomo, jak robić, żeby zarobić.
Nigdy nie powiedział tego wprost, ale po kilku miesiącach znajomości sama zorientowałam się, o co chodzi.
Patryk najzwyczajniej oszukiwał urząd skarbowy
Może nie na jakieś gigantyczne kwoty, ale sama nieraz widziałam, jak zatrudniał kilku ludzi na czarno i podpisywał niekoniecznie prawdziwe faktury. Nawet go za to nie potępiałam. Ja pracowałam na etacie i tylko się denerwowałam, widząc zasadniczą różnicę między moją pensją brutto i netto.
Zwłaszcza, gdy w telewizji wciąż straszyli, że emerytur nie będzie, a do lekarza i tak chodziłam prywatnie.
– Podatki to zło – powtarzał Patryk, a ja w zasadzie się z nim zgadzałam.
Zresztą co tam jakieś podatki, dla mnie najważniejsze było to, że nie musieliśmy się martwić brakiem pieniędzy, jak wiele innych par w tym kraju. Sądziłam, że dobraliśmy się z Patrykiem idealnie, że to właśnie ten jedyny. Szybko zaczęłam marzyć o ślubie.
Chyba u każdej kobiety prędzej czy później pojawiają się takie myśli, zwłaszcza jeśli skończyła już 30 lat. Nie powiem, śpieszyło mi się założyć rodzinę. Chciałam mieć męża, dzieci i całą tę otoczkę stabilizacji, budowaną wspólnie z ukochanym mężczyzną. Tyle że ukochany mężczyzna miał chyba inne plany.
Niechętnie podchodził do tematu małżeństwa
Ale tak naprawdę, nie o to poszło. Problemy w naszym związku zaczęły się z chwilą, gdy Patryk oznajmił mi, że zamyka działalność. Ot tak, z dnia na dzień. Nie wyjaśnił dokładnie dlaczego, wspomniał jedynie, że interesy idą coraz gorzej i jeśli teraz nie powie „dość”, to wpakuje się w długi po uszy.
Pocieszałam go, jak umiałam. Mówiłam, żeby się nie martwił, że z jego kwalifikacjami na pewno szybko znajdzie robotę u kogoś. Kto wie, może nawet lepiej płatną…
No i nie będzie się musiał martwić o rozliczenia, pracowników. Wszystko załatwi za niego „góra”. Naprawdę w to wierzyłam. Jednak czas mijał, a mój facet nie mógł znaleźć niczego sensownego. Od czasu do czasu łapał jakieś dorywcze fuchy, lecz nie było z tego większych pieniędzy.
A zatem cały ciężar utrzymania spadł na mnie
O ile zanim go poznałam, dawałam sobie świetnie radę w pojedynkę, o tyle teraz było mi naprawdę ciężko. Dwie osoby do wykarmienia, to nie jedna. Do tego dochodzą ubrania, rozrywki...
Poza tym Patryk zachowywał się trochę tak, jakby nie rozumiał, że nasza sytuacja materialna uległa zmianie i nie możemy już sobie pozwalać na to, co przedtem. Nadal chciał co tydzień biegać po knajpach, kinach, teatrach, galeriach, wyjeżdżać na weekendy i nocować w drogich hotelach. A przecież nie było nas już stać na takie atrakcje.
– Nie pojedziemy w tym roku na narty – tłumaczyłam mu jak dziecku, gdy zaczął ględzić o zimowej wyprawie do Zakopanego. – Liczyłam wszystko dziesięć razy i nijak nie damy rady finansowo.
– Przecież to nas nie wyjdzie więcej, niż… – tu podał kwotę. – To nie są duże pieniądze!
– Tak? A za co będziesz żył przez resztę miesiąca? – denerwowałam się.
Moje argumenty do niego nie docierały
Nie chciałam się kłócić, więc zazwyczaj ulegałam jego zachciankom. Historia z Zakopanem skończyła się tak, że pojechaliśmy i przez cały wyjazd denerwowałam się, gdy Patryk szastał naszą kasą na prawo i lewo.
Gdy wróciliśmy, musiałam zapożyczyć się u rodziców, żebyśmy jakoś przetrwali do następnej mojej wypłaty.
– Powinnam coś zaoszczędzić, kiedy jeszcze było z czego… – płakałam mu w rękaw, a on przytulał mnie i głaskał po głowie. – Nie musiałabym teraz martwić się każdym wydanym groszem.
– Masz rację – odpowiedział. – No, ale nie pomyśleliśmy o tym, więc nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie martw się, na pewno już wkrótce znajdę pracę…
Ach, gdybym wtedy wiedziała to, co wiem teraz!
Dopiero po pewnym czasie zauważyłam, że Patrykowi chyba niespecjalnie się śpieszy do znalezienia pracy. Kiedy wracałam padnięta do domu, zawsze zastawałam go przed telewizorem, albo grającego w jakieś durne gry komputerowe.
Twierdził co prawda, że wysyła po firmach swoje CV, jednak nigdy nie widziałam, żeby to robił. Co gorsza, w ogóle nie pomagał mi w pracach domowych. Ani nie posprzątał, ani nie pozmywał naczyń, ani obiadu nie ugotował. Zaczynało mnie to wkurzać.
Patryk nigdy nie należał do tej nielicznej grupki mężczyzn, którzy wyrywają się do takich obowiązków, jednak dawniej jakoś nie zwracałam na to uwagi. Teraz przygnieciona ciężarem zmartwień, coraz bardziej irytowałam się, gdy widziałam, że znowu siedzi i nic nie robi, podczas gdy ja haruję jak wół, byśmy mieli co do garnka włożyć.
Coraz częściej brałam nadgodziny, bo płacili za nie podwójną stawkę, a my bardzo potrzebowaliśmy pieniędzy.
Byłam zmęczona i sfrustrowana
Uważałam, że skoro i tak nie pracuje, mógłby wyręczyć mnie przynajmniej w niektórych sprawach. Często wybuchały o to kłótnie.
– Nie mogłeś zejść do sklepu na rogu, chyba widziałeś, że w lodówce pustki – robiłam mu wyrzuty, kiedy głodna jak diabli wróciłam do domu, a tam nie dość, że nie było ciepłego obiadu, to… w ogóle nic nie było.
Patryk wzruszył tylko ramionami i wyciągnął w moją stronę paczkę chipsów.
– Byłem rano w sklepie, mogłaś powiedzieć, że coś chcesz… Chipsa?
Wkurzona do granic możliwości, zrobiłam w tył zwrot i sama poszłam po zakupy, a potem przez następną godzinę gotowałam, podczas gdy on grał sobie w najlepsze na konsoli. I jeszcze się potem dziwił, że po takim dniu nie mam siły ani ochoty na amory!
Mimo wszystko uważam, że byłam bardzo cierpliwa
Oprócz pretensji o brudne gary i marnowanie czasu przed telewizorem, Patryk nigdy nie usłyszał ode mnie, że jest nieudacznikiem, ani nic w tym stylu. Choć takie słowa same cisnęły mi się na usta, to jednak nie przekroczyłam tej granicy. Chyba po prostu było mi go żal.
Wierzyłam, że mój mężczyzna nie zachowuje się w ten sposób z powodu samolubstwa, czy złej woli, tylko zwyczajnie nie umie sobie poradzić ze znalezieniem pracy, a ogarnianie domu go przerasta. W końcu wychował się w tradycyjnej rodzinie, gdzie to matka zajmowała się takimi rzeczami, a ojciec zarabiał pieniądze.
Takie odwrócenie ról musi być dla niego bardzo trudne. O ja naiwna! Niestety, było coraz gorzej. Mijały miesiące, a ja miałam wrażenie, że Patryk rozleniwia się coraz bardziej. Już nawet nie przynosił tych groszy z dorywczych fuch, choć raz na jakiś czas znikał z domu na parę godzin.
Twierdził, że nie ma zleceń
Ale apogeum moich problemów przypadło na styczeń zeszłego roku. I tak ledwo wiązałam koniec z końcem, a dodatkowo, na własnej skórze przekonałam się, co to znaczy: „zmniejszanie kosztów zatrudnienia”.
Dostałam do wyboru – albo godzę się na obcięcie jednej trzeciej pensji albo żegnam się z firmą. Cóż mogłam zrobić? Zdecydowałam się pracować za mniej… Teraz już nie dało rady obejść się bez pożyczek. Narobiłam sobie długów wszędzie, gdzie się dało. U rodziny, przyjaciół, w parabankach.
Tak, wiem, to ostatnie, to największa głupota, ale wtedy myślałam tylko o tym, że musimy coś jeść i żyłam nadzieją na to, że Patryk znajdzie w końcu robotę.
Bogu dzięki, wkrótce stało się, co się stało...
Pewnego sobotniego wieczoru byłam akurat w domu sama. Mój facet godzinę wcześniej wyszedł na piwo z kolegami przy akompaniamencie moich wrzasków, żeby nie wydawał za dużo. Tak, znowu była awantura, bo Patryk zażądał ode mnie na ten wieczór całej stówki.
Jak stwierdził, nie będzie z siebie robić biedaka, kiedy inni piją, co chcą, za ile chcą i nie przejmują się pieniędzmi. No i w końcu dostał tę kasę, ale tylko pod warunkiem, że nie przepuści wszystkiego. Tak czy inaczej, gdy zamknęły się za nim drzwi, odetchnęłam z ulgą.
Wreszcie miałam trochę czasu dla siebie. Mogłam się zrelaksować, odpocząć… Usiadłam z książką na kanapie, jednak nie mogłam się skupić, bo wciąż myślałam o tym, co muszę zrobić, bo nikt nie zrobi tego za mnie.
Westchnęłam ciężko i poszłam wstawić pranie
Przecież Patryk nie ma już praktycznie żadnych czystych skarpetek. Jak zwykle przed włożeniem ciuchów do pralki, zaczęłam przeglądać kieszenie. Jakież było moje zdumienie, gdy ze spodni mojego ukochanego wyciągnęłam… wyciąg z jego konta! Jakim cudem?
Przecież kiedy zamknął firmę, mówił, że zlikwidował ten rachunek, żeby mu nie potrącali kasy za brak wpływów. Jednak prawdziwy szok przeżyłam, kiedy przyjrzałam się temu papierowi nieco uważniej. Wynikało z niego, że na ROR Patryka cyklicznie przychodzi całkiem spora sumka. Regularnie, miesiąc w miesiąc. Z różnych źródeł, nazwy wskazywały na firmy…
Zadzwoniłam tam, a jakże! Okazało się, że mój ukochany wcale nie zamknął swojej działalności. Pieniądze, które wpływały na jego konto były zapłatami od klientów za usługi wykonywane przez jego pracowników.
A co jest w tym wszystkim najlepsze? Na rachunku Patryka znajdowało się w tamtej chwili ponad 50 tysięcy złotych! A więc w tajemnicy przede mną odkładał kasę praktycznie odkąd się poznaliśmy!
Od początku większość wydatków w naszym związku ponosiłam ja, a potem, gdy Patryk niby zamknął firmę, zaczęłam go utrzymywać. Widać uznał, że dzięki temu sporo zaoszczędzi.
Przez cały ten czas żył na mój koszt
To, co zarobił, zgarniał dla siebie. Na co zbierał? Na pewno nie na nas. Łzy płynęły mi po twarzy strumieniami, kiedy przypominałam sobie, jak mnie pocieszał, gdy martwiłam się, za co przeżyjemy następny tydzień, albo gdy opowiadałam mu, jak mi głupio znowu pożyczać pieniądze od mamy.
I w końcu, gdy podjęłam decyzję o tym, by wziąć pożyczkę w parabanku, a on przyklasnął temu pomysłowi. I ja z takim człowiekiem chciałam spędzić życie! To niesamowite, jak w pewnych sytuacjach niespodziewanie otwierają nam się oczy. Zaczynamy widzieć to, czego przedtem nie dostrzegaliśmy. Jesteśmy w szoku i działamy w szoku.
Kiedy przestałam już ryczeć, a trochę to trwało, ogarnęła mnie złość. Nieokiełznana, szaleńcza wściekłość. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie postąpił ze mną tak podle!
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się, co robić
Wyrzucić go z domu? To na pewno, ale… Przecież tak tego nie zostawię. Ten drań zmarnował mi trzy lata życia, kiedy to mogłam znaleźć swoją prawdziwą drugą połówkę. Przez ten czas żył jak królewicz. Miał mieszkanie, wyżywienie, wszelkie rozrywki i seks. A wszystko to całkowicie za darmo!
Nie mogę pozwolić, żeby teraz tak po prostu sobie poszedł, zabierając te swoje uciułane w tajemnicy 50 tysięcy, a mnie zostawiając z masą długów i zranioną dumą. Opadłam na kanapę i siedziałam tak przez dłuższą chwilę, gapiąc się tempo w ścianę. Tych lat już i tak nie odzyskam…
Ale może uda mi się jakoś odzyskać moje pieniądze? Te, z których bezczelnie okradał mnie przez tyle czasu. Tylko jak? Przecież dobrowolnie ich nie odda, a ja nie mam prawa, ani możliwości mu ich odebrać.
Nie posiadam dostępu do jego konta, a nawet gdyby tak było, zabranie tych pieniędzy dla siebie byłoby formalnie zwykłą kradzieżą. Muszę go jakoś zmusić, żeby…
I nagle wpadłam na pewien pomysł
Poderwałam się z kanapy i popędziłam w stronę naszej sypialni, a konkretnie szafki Patryka, w której trzymał większość swoich dokumentów. To było jego małe królestwo, do którego nigdy nie zaglądałam. Bo i po co?
Następnego dnia, weszłam do kuchni, gdy jadł śniadanie i położyłam przed nim papier, który znalazłam w jego spodniach. Spojrzał na wyciąg z konta, potem na mnie, a potem… roześmiał się na cały głos.
– No i co? – spytał zaczepnie.
Zacisnęłam zęby i odparłam lodowatym tonem:
– Masz oddać mi co do złotówki, wszystko, co na ciebie wydałam przez dwa lata naszego związku, a potem zabrać swoje manele i wynieść się z mojego mieszkania w podskokach.
– Z chęcią się wyniosę – odparł beztroskim tonem, nie przestając się uśmiechać. – Ale o kasie zapomnij. Pozwól, że potraktuję ją jako zapłatę za moje towarzystwo.
Tak! Naprawdę mi tak powiedział, bezczelny drań! Na szczęście, byłam na to przygotowana. Z kamienną twarzą otworzyłam szafkę, wyjęłam z niej plik dokumentów i rzuciłam mu na stół.
– Poznajesz? – spytałam zjadliwym tonem. – To lewe faktury, które wystawiałeś na firmę, dane pracowników robiących bez umowy i inne ciekawostki, które na pewno bardzo zainteresują skarbówkę. Mam też kontakty do osób, które chętnie potwierdzą, jaki z ciebie oszust.
Paskudny uśmieszek wreszcie zniknął z jego twarzy
– To tylko kopie – dodałam. – Oryginały są w bezpiecznym miejscu. Ma je osoba, która zna sprawę i w razie gdyby mi się coś stało, będzie wiedziała, co z nimi zrobić.
No, powiem nieskromnie, ładnie to rozegrałam. Niczym w jakimś filmie. Zaproponowałam draniowi prosty układ. Albo tu i teraz, w mojej obecności robi przelew na moje konto, a ja oddaję mu oryginały dokumentów, albo niech zabiera swoje 50 tysięcy i czeka, aż do drzwi jego nowego lokum zapukają panowie urzędnicy.
Szczerze mówiąc, byłby głupi, gdyby wybrał to drugie rozwiązanie. Patryk prowadził swoją firmę od paru ładnych lat i gdyby urząd zaczął wokół niej węszyć, z pewnością prędzej czy później dokopałby się przekrętów na dużo większe kwoty niż te 50 tysięcy.
I tak oto odzyskałam pieniądze, z których w najpodlejszy z możliwych sposobów okradł mnie mój własny facet. Obawiam się jednak, że dużo trudniej będzie mi znowu zaufać ludziom.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”