Plum, plum – odezwał się sygnał wiadomości. Zaspana sięgnęłam po komórkę leżącą obok łóżka i odczytałam wiadomość od Igora: „Intensywnie o Tobie myślę”… Ściszyłam dźwięki i odwróciłam się na drugi bok. Była sobota, dopiero kilka minut po ósmej. To jeden z dwóch dni w tygodniu, gdy nie muszę zrywać się o świcie, żeby o godzinie 7.30 siedzieć już za swoim biurkiem.
Trochę dystansu
Kiedy wreszcie wstałam, na wyświetlaczu widniała informacja: 4 nowe wiadomości. Oczywiście wszystkie od Igora. Odczytałam je w takiej kolejności, w jakiej przyszły:
„Biegam po parku i strasznie żałuję, że nie ma Cię tu ze mną”– 8.40.
„Bieglibyśmy razem przed siebie, może od czasu do czasu robiąc sobie małe przerwy… Co Ty na to?” – 8.50.
„Dlaczego tak milczysz?” – 9.20.
„Nie znoszę, kiedy mnie ignorujesz”– zdenerwował się kilka minut przed dziesiątą.
Przeciągnęłam się leniwie, zastanawiając się, co odpisać. Życiowe doświadczenie nauczyło mnie, że mężczyźni bardziej doceniają to, co osiągają z trudem. Dlatego pozwoliłam sobie na pewną opieszałość.
„Im dłużej poczeka, tym radość będzie większa” – spekulowałam w myślach.
Scenariusz damsko-męskich znajomości dziwnym trafem zawsze wygląda podobnie. I bez znaczenia, czy para zna się od tygodnia, czy spędziła razem już kilka lat. Wystarczy moment milczenia kobiety, żeby w mężczyźnie obudził się niepokój, a wraz z nim waleczna strona jego natury. Ja uwielbiałam, kiedy Igor taki się stawał. Czułam w takich momentach, że autentycznie mu na mnie zależy.
Nadawałam tempo, ale do czasu
Na początku naszej znajomości byłam bardzo aktywna. Wymyślałam, dokąd pójdziemy, co zobaczymy, w ogóle, co zrobimy. Można powiedzieć, że to ja nadawałam rytm tej miłości. Przez całą dobę byłam dla niego dostępna. Wystarczył zdawkowy SMS „jestem na komunikatorze”, żebym wyskoczyła z wanny i już minutę później siedziała przed ekranem komputera.
Kiedy w pracy miałam ważne spotkanie, wyciszałam telefon, ale co chwila dyskretnie zerkałam, czy Igor dzwoni albo pisze. Gdy dostawałam wiadomość, pod pozorem skorzystania z toalety wychodziłam z narady, żeby odpisać – najszybciej, jak to możliwe. Nie potrafiłam zostawić jego dramatycznego „tęsknię” bez odpowiedzi.
Jak można było się spodziewać, obiekt moich uczuć z biegiem dni coraz rzadziej dzwonił i pisał. Przestał też w tempie błyskawicy odpowiadać na moje wiadomości. Nie mogę powiedzieć, że nie odpisywał w ogóle, lecz robił to po tak długim czasie, iż popadałam w coraz większą irytację. Bywało, że przez pół dnia nie dostałam odpowiedzi na pytanie o nasze wspólne wieczorne plany, o których mówiliśmy już od tygodnia. Miałam jednak swój chytry babski plan.
Niech będzie myśliwym
– Nie wątpiłam w to, że Igor mnie nie kocha czy że mniej mu na mnie zależy – wspominałam dawne czasy podczas ostatniego spotkania w gronie przyjaciółek. – Ale wiedziałam, że po prostu po męsku zdecydowanie zakończył okres gonienia zdobyczy.
– Jaki okres? – zachichotała Anka, która ma z nas najsłabszą głowę.
– Polowania – wyjaśniłam, pociągając łyk wina. – No wiesz, mając świadomość, że już mnie złapał, wyluzował się. Wiedział, że nie musi o mnie zabiegać, nieustannie dając dowody swojej miłości. Ale nie ze mną te numery! Postanowiłam zastosować pewien mały kobiecy sposób. Fortelik taki… – dodałam tajemniczo. – Żeby troszkę osłabić samczą pewność siebie Igorka.
– I podziałało? – spytała Halinka.
– Tylko posłuchaj…
Swój monolog zaczęłam od podkreślenia, że coś takiego prędzej czy później staje się udziałem każdej z nas, wszystkich zakochanych kobiet. I że każda czuje wtedy to samo. Nakreśliłam dziewczynom, jak się dystansowałam, ale nie za dużo. Tak, żeby poczuł się mniej pewnie.
– Jak to? Nie odpisywać od razu? – mina Bożeny wskazywała, że dla niej byłoby to zupełnie niewykonalne zadanie.
– Kwadrans na początek. Potem możesz nie odpisywać przez pół godziny albo jeszcze dłużej. Tak długo, jak tylko uda ci się powstrzymać. Po jakimś czasie wejdzie ci w krew pisanie wtedy, kiedy będziesz miała na to ochotę. Nie odpisuj w takim rytmie, jaki on ci narzuci, tylko własnym! Zacznij być pytaniem, a nie odpowiedzią. Myśliwym, a nie jego słodką ofiarą – podsumowałam.
To działa!
Tydzień po naszym dziewczyńskim spotkaniu zadzwoniła Bożenka. Była bardzo zaskoczona tym, że mój plan – choć podstępny i wyrachowany – przynosi efekty.
– Tolek wydzwania nawet kilka razy dziennie! – powiedziała, nie kryjąc zachwytu.
Wystarczyło, że raz czy dwa miała wyłączony telefon. Nie, nie robiła tego celowo, na złość Tolkowi. Po prostu teraz, będąc z nami w kinie, nie musiała zerkać nerwowo na wyciszony aparat, by sprawdzić, czy ukochany czegoś nie napisał. Tak samo robiła, kiedy wyciągałyśmy ją na aerobik. Zaczęła po prostu żyć swoim życiem, bez tzw. smyczy.
– Im bardziej jestem niezależna i im mniej na nim wiszę, tym bardziej aktywny jest Tolek. To niesamowite! – przyznała.
Wtedy z uśmiechem przypomniałam jej słowa starej piosenki Skaldów:
„Nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go, ale by gonić go…”.
Nucąc, przeciągnęłam się leniwie.
Dochodziło południe, gdy po relaksującej kąpieli, zawinięta w szlafrok, odpisałam Igorowi: „Słodko spałam, nie ignoruję, za to bardzo kocham”. Pół godziny później siedziałam u niego na kolanach, a on patrzył na mnie szczęśliwym wzrokiem.
Czytaj także: „Mąż urządził sobie festiwal roszczeń. Gdy on obracał kolejną kochankę, ja miałam smażyć schabowe na czas”
„Najpierw straciłam dzieci, potem męża, a na końcu najlepszego przyjaciela. Jeśli tak wygląda starość, to ja się wypisuję”
„Wraz z rodzicami przyjęliśmy pod swój dach chłopaka ze Wschodu. Ta decyzja uratowała życie mojej mamy i... nie tylko jej”