Z początku Marcin wydawał mi się zwyczajnie skryty. Teraz wiem, że ma prawdziwy problem. Czy uda nam się go razem pokonać? Nie wiem, ale może warto zaryzykować?
Marcin ujął mnie nieśmiałością
Gdy na jednej ze studenckich imprez ujrzałam w kącie tego zamyślonego chłopaka, który wyglądał, jakby zupełnie nie pasował do tego miejsca, od razu przepadłam. Podeszłam do niego i z całych sił próbowałam go ośmielić.
– Hej, nie bawisz się najlepiej? – zagaiłam.
– Nie przepadam za imprezami… Kolega mnie tu wyciągnął – odpowiedział mi zdawkowo.
– Mogę ci jakoś pomóc? Może dotrzymam ci towarzystwa, żeby aż tak ci się tu nie nudziło? – zaproponowałam.
– Jeśli chcesz… – zgodził się, ale nie wyglądał na zbyt chętnego.
„Ojej, ale zawstydzony!”, pomyślałam rozczulona i zajęłam krzesło obok niego. Wkrótce udało mi się jednak nawiązać z nim rozmowę, a nawet skłonić go do kilku wyznań. To był naprawdę fajny chłopak: mądry, oczytany, miał dużo do powiedzenia i był bardzo miły, kiedy już się nieco otworzył. Po imprezie zostawiłam mu swój numer, żeby zadzwonił, ale tego nie zrobił.
– Pewnie się wstydzi… Zdecydowanie jestem bardziej śmiałą osobą od niego. Powinnam przejąć inicjatywę – myślałam głośno przy przyjaciółce.
W końcu zrobiłam tak, jak pomyślałam i sama zadzwoniłam do Marcina, a on, ku mojej wielkiej radości, zgodził się na randkę.
Byłam przekonana, że jest nam dobrze
Marcin był dla mnie Everestem, szczytem do zdobycia. Może dla tego tak mnie przyciągał. Uzyskanie od niego aprobaty, jednoznacznego wyznania uczuć czy miłego słowa wymagało gimnastyki. Z początku było to dla mnie bardzo ekscytujące. Widziałam w nim swego rodzaju nieśmiałego „złego chłopca”. To, że nie wyrażał uczuć i nie sypał komplementami jak z rękawa, wydawało mi się być, paradoksalnie, bardzo męskie.
Był twardy, odporny. A sukces w postaci odrobiny ciepła smakował mi jeszcze lepiej, gdy już udało mi się czasem spenetrować tę jego stalową tarczę… W końcu musiało to znaczyć, że jestem wyjątkowa! „Jak wielkie musi być jego uczucie do mnie, skoro przez jego pancerz przedarła się nawet odrobina czułości, na którą zwykle sobie nie pozwala”, zachwycałam się.
Dlaczego nie uznałam Marcina za zwykłego odludka? Bo w znanym sobie towarzystwie zachowywał się zupełnie normalnie, a wręcz czuł się jak ryba w wodzie. Sypał żartami, uprzejmie komentował wszystkie opowieści znajomych, wymyślał gry i zabawy… To utwierdzało mnie w przekonaniu, że z moim ukochanym jest wszystko w porządku, „po prostu jest nieśmiały i skryty, gdy przychodzi co do czego”. Chociaż większość kobiet pomyślałaby pewnie na moim miejscu, że to właśnie przed swoją dziewczyną mógłby się otworzyć, ja uważałam jego skrytość w moim towarzystwie właśnie za przejaw męskiej wrażliwości, której tak bardzo nie chciał ujawnić.
Z czasem stałam się nieszczęśliwa
Po kilku miesiącach tej znajomości zaczęły mi spadać z nosa różowe okulary, ale jeszcze nie do końca. Łapałam się na tym, że coraz częściej jestem zwyczajnie nieszczęśliwa. Marcin nie okazywał mi żadnego zainteresowania: nie całował, nie pytał, jak mi minął dzień, nie obejmował. Po prostu wracał do domu, zasiadał przed komputerem i właściwie nie odzywał się do mnie przez całą resztę dnia.
Potrafiłam wychodzić z siebie i szykować prawdziwe zasadzki, żeby tylko mój własny chłopak powiedział mi, że ładnie dziś wyglądam albo sam z siebie mnie pocałował! Gonienie za jego uwagą przestało być dla mnie ekscytujące, a zrobiło się frustrujące i przygnębiające. Oczywiście, najpierw winiłam siebie. „Co robię nie tak? Może przytyłam? A może zrobiłam się nudna? Może zauważył, że naprawdę wcale nie jestem taka świetna?”, rozmyślałam w panice, analizując przyczyny zachowania Marcina.
– Już nie wiem, co mam robić… Staram się zawsze pięknie wyglądać, jestem miła, radosna, nie obarczam go żadnymi problemami, a on i tak jest taki cichy, jakby zupełnie nie był mną zainteresowany… – żaliłam się któregoś dnia przyjaciółce.
Kaśka spojrzała na mnie krzywo, jakby nad czymś się zastanawiała.
– Co jeśli tu wcale nie chodzi o nieśmiałość? Może on po prostu jest oziębły, nieczuły? Pozbawiony empatii? – zapytała mnie przyjaciółka, a ja poczułam, jak rośnie we mnie irytacja.
– Jak możesz tak mówić? Przecież go lubisz! – oburzyłam się.
– Oczywiście, że lubię, to fajny facet, ale być może nie jest materiałem na męża czy partnera… Słuchaj, nie wiem, po prostu się nad tym zastanów.
– Nie ma się nad czym zastanawiać. Nieśmiałość to jeszcze nie grzech! – odparłam chłodno i wstałam od stolika, po czym udałam się w stronę wyjścia.
„Mojego Marcina nazywać nieczułym? Pozbawionym empatii? No naprawdę!”, wkurzałam się myślach przez całą drogę powrotną. „On jest po prostu niezrozumiany. Ludzie nie potrafią pojąć, dlaczego zachowuje się w określony sposób, a to tylko dlatego, że jest taki unikalny”.
Może to jednak prawda?
Przez kilka dni biłam się z myślami. Z początku nie chciałam nawet do siebie dopuszczać tego, co powiedziała mi Kaśka, ale potrafiłam do końca wybić sobie z głowy jej słów. Ciągle gdzieś tam tkwiły i nieprzyjemnie uwierały. W końcu zdobyłam się na to, żeby porozmawiać z Marcinem otwarcie.
Zaproponowałam mu spacer, myśląc, że może taka atmosfera pomoże mu się otworzyć… Gdy krążyliśmy pomiędzy alejkami obsadzonymi drzewami, zdobyłam się na odwagę.
– Marcin, ostatnio zauważyłam, że coś się między nami zmieniło. Czuję się trochę zaniepokojona i zastanawiam się, czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć… – zaczęłam ostrożnie.
Marcin spojrzał mi prosto w oczy, pierwszy raz od dawna. Jego spojrzenie było skomplikowane, jakby w nim tkwiły nierozwiązane tajemnice.
– Nie wiem, co się dzieje – wyznał po chwili wahania. – Czasami mam wrażenie, że coś ze mną jest nie tak.
– Chcę cię zrozumieć, Marcin. Chcę być dla ciebie wsparciem. Jeśli jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć, jestem tu dla ciebie – zapewniłam, starając się być delikatną.
Po chwili ciszy Marcin zaczął opowiadać o swoich wewnętrznych rozterkach. Po raz pierwszy wyznał mi, jak wyglądało jego dzieciństwo, jak bardzo było naznaczone ciężkimi, a wręcz niemożliwymi do przetrwania sytuacjami, zwłaszcza dla tak młodego człowieka. Był wewnętrznie zraniony przez przeszłość, w której nikt nie nauczył go swobodnego wyrażania uczuć.
Ja go naprawię
Usłyszałam historię, która była brakującym elementem układanki. Ze łzami w oczach słuchałam dalszych wyznań Marcina i mocno go obejmowałam, stale zapewniając, że może mi zaufać i że bardzo mi na nim zależy, zwłaszcza w momentach, gdy widziałam, że zaczyna się zacinać, a emocje (alleluja!) zaczynają brać nad nim górę.
– Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. To wszystko nigdy nie powinno cię spotkać, nie powinieneś się z tym zmagać. Ale nie martw się, przejdziemy przez to razem, ja i ty – zapewniłam go.
– Wiesz, byłem przekonany, że jeszcze kilka tygodni i ode mnie odejdziesz… Widziałem, że miałaś dosyć tego, w jaki sposób cię traktuje, a ja nie potrafiłem po prostu powiedzieć, o co chodzi, dlaczego taki jestem – Marcin spuścił głowę.
Wzięłam go pod brodę i pocałowałam. Od tamtego dnia nasza relacja zaczęła się zmieniać. Marcin otwierał się coraz bardziej, a ja zdobywałam wgląd w jego świat. Zrozumienie przeszłości pozwoliło nam lepiej porozumieć się jako para. Zdarzały się trudne momenty; to wielkie wyznanie, na które zdobył się mój ukochany, było zaledwie początkiem drogi, a nie rozwiązaniem naszych wszystkich problemów. Nasz związek zaczął jednak nabierać nowego sensu.
Moją determinację, a może i desperację w zdobywaniu uwagi Marcina zastąpiła chęć walki o jego szczęście. Nasza miłość stawała się coraz bardziej dojrzała, oparta na wzajemnym zrozumieniu i szacunku. Od tamtej rozmowy minęły dwa lata. W dalszym ciągu nie słyszę od Marcina tylu komplementów i tylu wyznań miłości, co bym chciała. Teraz jednak wiem, że to w żaden sposób nie definiuje jego miłości do mnie, a tym bardziej nie świadczy o jej braku. A w uczucia Marcina nie zwątpiłam przez ten czas nawet na chwilę – doskonale wiem, że okazuje mi je tak, jak tylko może i potrafi.
Czytaj także:
„Mój mąż ma tyle wspólnego z romantykiem, co weganin z golonką, ale teraz mnie zaskoczył. Czułam, że ma coś na sumieniu”
„Teściowa zrezygnowała z leczenia męża po wypadku. Wierzyła, że powrót do zdrowia zapewni mu modlitwa”
„Przyjaciółka haruje na dwie zmiany, a jej mąż tylko leży jak panisko na kanapie. Trzeba było dać leniowi nauczkę”