„Mój mąż ma tyle wspólnego z romantykiem, co weganin z golonką, ale teraz mnie zaskoczył. Czułam, że ma coś na sumieniu”

Podejrzliwa kobieta fot. iStock by GettyImages, Westend61
„Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale nie miałam powodów, żeby mu nie wierzyć. Tej nocy nie mogłam jednak zasnąć. Analizowałam każdy jego gest i każde słowo. W końcu doszłam do wniosku, że mój mąż musi mieć coś na sumieniu”.
/ 10.01.2024 19:14
Podejrzliwa kobieta fot. iStock by GettyImages, Westend61

Chyba każda kobieta lubi być rozpieszczana, ale nie każdy facet jest romantykiem, który zasypuje swoją wybrankę podarunkami nawet bez okazji.

Mój mąż nigdy nie okazywał uczuć w ten sposób. Akceptowałam to, bo przecież nie kwiatki i nie prezenty świadczą o miłości. Poza tym, jak to się mówi, „widziały gały, co brały”. Przyzwyczaiłam się, że Mirek nie jest tym typem mężczyzny.

Jesteśmy małżeństwem od piętnastu lat i w tym czasie nigdy nie dostałam od niego nawet kwiatka, nie wspominając o biżuterii czy zmysłowej bieliźnie. Nagle mój luby postanowił mnie zaskoczyć pierwszy raz w naszym wspólnym życiu i od razu zrobił to „z grubej rury”. Chyba nikt nie zdziwi się, gdy powiem, że od razu wzbudziło to we mnie podejrzenia. Zaczęłam węszyć, ale nie byłam przygotowana na to, co miałam odkryć.

Nie ma w sobie za grosz romantyzmu

– Donata, jesteś pewna? Przecież ten twój Mirek jest taki... przewidywalny – stwierdziła Aneta, moja najlepsza przyjaciółka, gdy pochwaliłam się jej pierścionkiem zaręczynowym.

– Jak to przewidywalny? Co ty właściwie masz na myśli? – zapytałam zaskoczona.

– Przecież sama mówiłaś, że szczytem romantyzmu jest dla niego obiad w pizzerii, a prezenty, które od niego dostajesz, równie dobrze mogłabyś dostać od babci.

– Kochana, życie to nie tylko kwiatki, czekoladki, serduszka i inne cacuszka. Kocham Mirka, a on kocha mnie. Okazuje mi szacunek i jestem pewna, że nigdy mnie nie skrzywdzi. Może i nie jest najromantyczniejszym facetem pod słońcem, ale przecież z takiego powodu nie odrzuca się oświadczyn.

– Jeżeli tak to przedstawiasz, to masz moje błogosławieństwo – zażartowała.

„Nie jest najromantyczniejszym facetem pod słońcem” – to określenie pasuje do mojego Mirka jak ulał. W pierwszym roku naszego małżeństwa, na walentynki dał mi kapcie. Na urodziny dostałam łopatkę ogrodową, a na imieniny rajstopy. Nie żaden zmysłowy, seksowny model, a najzwyklejsze, do bólu praktyczne rajstopy.

Prezenty bez okazji? Nie, to nie w stylu mojego męża. Koleżanki z pracy chwaliły się pierścionkami, kolczykami i naszyjnikami, które ot tak dostawały od swoich mężczyzn. Ja nie miałam czego pokazywać, więc przy okazji takich rozmów, wolałam trzymać się na uboczu.

Nie narzekałam jednak. Wolę mieć przy sobie wiernego, kochającego faceta, który potrafi zatroszczyć się o rodzinę, niż lekkoducha trwoniącego pieniądze na błyskotki. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie chciałabym dostać od niego od czasu do czasu choćby kwiatów. To przecież tylko mały gest, który potrafi sprawić wiele radości. Widziałam to wielokrotnie. Gdy kurier dostarczał moim koleżankom piękny bukiet, te wybuchały niemal nastoletnią radością. No cóż, pogodziłam się z faktem, że nie mogę liczyć na romantyczne uniesienia.

Nikt nie spodziewa się niespodzianki, ale prezent od Mirka był dla mnie nie tylko zaskoczeniem a szokiem
Dlaczego właśnie teraz przypomniałam sobie rozmowę, którą niemal szesnaście lat temu odbyłam z Anetą? Miałam ku temu dobry powód. Niedawno mój mąż zaskoczył mnie drogim prezentem, a ja próbowałam przypomnieć sobie, jakie podarunki sprawiał mi wcześniej. Po dogłębnej analizie doszłam do wniosku, że ta sprawa musi mieć drugie dno. Postanowiłam odkryć, co kryje się za tym niespodziewanym gestem.

To wydarzyło się kilka tygodni temu. Wieczorem jak zwykle wzięłam prysznic i gdy weszłam do sypialni, zauważyłam, że na łóżku leży spore prostokątne pudło, przewiązane czerwoną wstążką.

– A co to takiego? – zapytałam zaskoczona.

– Otwórz i sama się przekonaj – odpowiedział enigmatycznie.

Uniosłam wieko i po chwili musiałam zbierać szczękę z podłogi.

– Mirek, ale to przecież... to przecież... – dukałam, nie mogąc wyjść z szoku.

– Tak, skarbie. To futro z szynszyli. Mam nadzieje, że będzie pasować. Przymierzysz?

Leżało idealnie, jakby krawiec zdjął ze mnie miarę, a następnie uszył je specjalnie dla mnie. Wyglądałam w nim szałowo.

– A czym zasłużyłam sobie na taki prezent? – zapytałam zdziwiona.

– Czy mąż nie może zrobić niespodzianki swojej pięknej żonie? – usłyszałam.

– Daj spokój, Mirek. Pod choinką znalazłam rękawice kuchenne, a teraz dajesz mi takie cudo. I to bez żadnej okazji. Co przeskrobałeś? – zapytałam żartobliwie udawanym tonem hetery i teatralnie ułożyłam ręce na biodrach.

Jego reakcja była dla mnie prawie tak dużym zaskoczeniem, jak sam prezent. Mirek zawsze trafnie odczytywał moje żarty. Przez piętnaście lat małżeństwa zdążył nauczyć się, kiedy jestem wściekła, a kiedy tylko udaję oburzenie. On jednak zaczął się miotać i nieudolnie wykręcać, jak dziecko, które ma coś na sumieniu.

– Donatko, no co ty? A co ja miałem przeskrobać? Ja? No przecież mnie znasz. Przecież ja tylko... ja... ja ci dałem ten prezent, bo cię kocham.

Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale nie miałam powodów, żeby mu nie wierzyć. Tej nocy nie mogłam jednak zasnąć. Analizowałam każdy jego gest i każde słowo. W końcu doszłam do wniosku, że mój mąż musi mieć coś na sumieniu. Bo przecież facet, który ot tak daje żonie taki drogi prezent, choć nigdy wcześniej tego nie robił, na pewno nie robi tego bez przyczyny.

Obiecałam sobie, że odkryję prawdę

Nie pochwalam naruszania prywatności. Nigdy nie czytałam wiadomości adresowanych do Mirka, nie sprawdzałam mu kieszeni ani nic z tych rzeczy. Po prostu uważam, że tak nie należy robić i zawsze trzymałam się tej zasady. Aż do tamtej nocy.

Gdy upewniłam się, że mój mąż śpi, zaczęłam szperać w jego komórce. Żadnych podejrzanych SMS-ów ani e-maili. Zajrzałam do jego portfela. Nie było w nim karteczek z zapisanymi numerami telefonów do kobiet ani niczego, co mogłabym uznać za podejrzane. Przejrzałam kieszenie. Nic. Zaczęłam myśleć, że chyba źle oceniłam swojego męża i dopadły mnie wyrzuty sumienia.

„On postanowił zrobić mi niespodziankę, a ja zaczęłam go podejrzewać o diabli wiedzą co” – zadręczałam się w myślach.

Nawet nie zbliżyłam się do prawdy

Rano wciąż nie opuszczały mnie wyrzuty sumienia. Żeby zagłuszyć je choć trochę, postanowiłam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Zaczęłam wyciągać rzeczy z kosza na brudną bieliznę i wkładać je do pralki. Wtedy zobaczyłam ślady brokatu na koszuli Mirka. Ja nie używam żadnych błyszczących kosmetyków, więc wniosek mógł być tylko jeden. „A jednak miałam rację! Zdradza mnie!” – pomyślałam.

Weszłam do sypialni i obudziłam męża.

– Skąd te ślady brokatu na twojej koszuli? Tylko nie próbuj kręcić, bo wiesz, że kłamstwo zwęszę na kilometr – wykrzyczałam.

– Wydało się. Zostałem przyłapany – wydukał Mirek łamiącym się głosem.

– Od jak dawna masz ten romans? – zapytałam wściekła.

– Romans? Donatko, jaki romans? Ja tylko...

– Nie łżyj, draniu! – przerwałam mu. – Masz romans, w dodatku z jakąś smarkulą, bo żadna dojrzała kobieta nie używa takich kosmetyków! 

– Daj mi dojść do słowa, a wszystko ci wyjaśnię.

– Więc słucham.

– Masz rację, z tym że to futro miało zagłuszyć wyrzuty sumienia, które nie dają mi żyć. Ale ja nie mam żadnego romansu.

Mirek wyjawił mi, że kilka dni przed tym, jak zaskoczył mnie prezentem, wybrał się z Andrzejem, swoim kolegą z pracy do klubu ze striptizem.

– To było wtedy, jak zadzwoniłem do ciebie i powiedziałem, że po pracy wybieramy się do pubu. W rzeczywistości poszliśmy do tego klubu. Dałem mu się namówić, sam nie wiem dlaczego. No i w tym klubie... w tym klubie tancerka otarła się o mnie. Stąd ten brokat.

– Do klubu ze striptizem? I to wszystko?

– Poczułem się wtedy, jakbym cię zdradził, ale przysięgam ci, skarbie, ja nigdy bym tego nie zrobił.

Poczułam się jak ostatnia idiotka. Wyobrażałam sobie najgorsze, podczas gdy on poszedł tylko na taniec i jeszcze miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Gdyby lista męskich przewinień zaczynała się i kończyła na podziwianiu wygibasów egzotycznych tancerek, prawnicy od rozwodów musieliby zmienić specjalizację, bo nie zarobiliby na chleb.

A ja byłam gotowa zrobić mu awanturę. Z tego fatalnego nieporozumienia wyszło jednak coś dobrego. Mirek obiecał mi, że od tej pory nie będzie miał przede mną żadnych sekretów. Zapewnił też, że częściej będzie mnie zaskakiwał miłymi prezentami, nie tylko przy szczególnych okazjach. Jak się okazuje, w powiedzeniu „Nie ma tego złego...” jest sporo racji.

Czytaj także:
„Zostawiłam męża i ogołociłam nasze konto bankowe. To była zapłata za zdradę. Prawie zrujnowałam nasze życie”
„Obcy facet wychowuje moje dziecko i płaci za błędy mojej młodości. Zawsze wiedziałam jak się ustawić”
„Wszyscy się ze mnie śmiali, bo wyszłam za mąż za robotnika. Teraz my brylujemy na salonach, a oni wyją z zazdrości”

Redakcja poleca

REKLAMA