„Mój facet jest zazdrosny, bo pomogłam swojemu byłemu po wypadku. Ja mam wielkie serce, a on - chyba z kamienia”

Para z problemami fot. Adobe Stock, VK Studio
Tomek mieszkał w starej kamienicy na parterze. Kiedy tam dotarłam, od razu sięgnęłam pod blaszany parapet i wyciągnęłam zapasowy klucz. Zawsze tu leżał na wypadek zatrzaśnięcia drzwi. Coś chyba jest ze mną nie tak. 35 lat, a powoli łapię się na myśli, że znowu wdepnęłam w szajs.
/ 01.01.2022 05:46
Para z problemami fot. Adobe Stock, VK Studio

Narzuciłam kurtkę przeciwdeszczową, włożyłam buty i sięgnęłam po klucze.

– Idę pobiegać – powiedziałam do pleców Michała, który, jak zwykle o tej porze, doklejał miniaturowy element do kolejnego samolotowego modelu.
– Myślałem, że zrobisz kolację – mruknął, nie przerywając ani na moment. – O cholera, rozproszyłaś mnie!
– To już po nas – stwierdziłam z satysfakcją. – Wszyscy zginiemy.
– Bardzo zabawne. To co z tą kolacją? – odwrócił się.
– Nic – odpowiedziałam i wyszłam.

Złość opuściła mnie tuż przed zaliczeniem trzeciego kilometra. Jeśli nie zrobię czegoś ze swoim życiem, niedługo zacznę startować w maratonach, słowo daję.

Najgorsze, że sama nie wiem, czego chcę

Kocham Michała, zmieniłam dla niego swoje życie, skłóciłam się z rodziną, niewiele brakowało, a rzuciłabym nawet pracę. Przecież podobało mi się kiedyś, że zamiast włóczyć się po barach albo uprawiać sporty ekstremalne, woli przesiadywać przy klejeniu plastikowych modeli. Miało to swój urok, bo kogo dziś zajmuje takie prehistoryczne hobby? Dlaczego więc od jakiegoś czasu doprowadza mnie to do szału? Mnie to mówi?

Coś chyba jest ze mną nie tak. Trzydzieści pięć lat, a powoli łapię się na myśli, że znowu wdepnęłam w szajs. Może po prostu nie jestem w stanie ciągnąć żadnego związku dłużej… Może problem tkwi we mnie, tak jak uważa moja matka, już od jakiegoś czasu przepowiadając, że zostanę zgorzkniałą starą panną? Dźwięk telefonu dochodzący z kieszeni obwieścił, że ktoś chce ze mną pogadać. Może Michał oderwał się od swoich zabaweczek i postanowił zrobić dla nas romantyczną kolację? Aha, nic z tego, nieznany numer. Czekaj tatka latka! Zlekceważyłam sygnał, ale ten po drugiej stronie był uparty. Odczekał chwilę i znów spróbował. Przy trzecim dzwonku się poddałam.

– Słucham – zakomunikowałam bez entuzjazmu.
– Ola? – usłyszałam głos byłego chłopaka. – Dobrze, że w końcu odebrałaś. Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc. Nie wściekniesz się?

Wykasowałam jego numer, ale nie ciepłe wspomnienia

Nasz związek był w sumie udany, ale wypalił się i rozstaliśmy się bez złości.

– Nie, no coś ty… Cieszę się, że zadzwoniłeś – podkoloryzowałam rzeczywistość, by zatuszować fakt, że nie odbierałam połączenia. – Jeżeli będę mogła, to pomogę. Mów, o co chodzi.
Miałem wypadek… Nie, niezbyt groźny. Żyję, ale trochę będę musiał zostać w szpitalu. Co? A, trochę połamanych kości, szczegół. Gorzej, że coś w środku jest nie halo i będą mnie operować. Nie, niczego mi nie trzeba, ale wiesz, Freja została sama i nie znam nikogo, kto mógłby się nią teraz zająć.

Znałam Freję, była kapitalnym, choć niesamowicie brzydkim kundlem, a właściwie panią kundlową. Przybłąkała się, kiedy mieszkałam z Tomkiem i momentalnie podbiła nasze serca.

– Jasne, Tomek – zapewniłam go. – Przecież to nasza wspólna przyjaciółka. Obraziłabym się, gdybyś oddał ją w inne ręce.
– O, Jezu, Olka… – westchnął z ulgą. – Kamień spadł mi z serca. Jeśli możesz, jedź po nią jak najszybciej. Już dwa dni siedzi sama. Klucz znajdziesz tam, gdzie zwykle, nie lubię zmieniać zwyczajów.

To była kryzysowa sytuacja, wymagająca szybkiego działania, dlatego bez wahania zadzwoniłam po taksówkę i kazałam się wieźć na drugi koniec miasta.

– Zaraz wracam – powiedziałam kierowcy. – Ale razem z psem. Zabierze pan nas?
– Nie ma problemu – zgodził się. – Tylko musi pani przykryć siedzenie, żeby na tapicerce nie zostały kudły. Sam mam dwa psy i nie przeszkadzają mi takie sprawy, ale wożę różnych ludzi, niektórzy są przewrażliwieni.

Ha, mnie to mówi? Doskonale znam takich, z jednym akurat dzielę teraz życie. Nie miałam czasu się zastanowić, jak przekonam Michała, by przyjął pod dach niezbyt urodziwą Freję. Na razie martwiłam się, czy pies zdołał przetrwać dwa dni bez jedzenia, picia i wychodzenia na dwór. Tomek mieszkał w starej kamienicy na parterze. Kiedy tam dotarłam, od razu sięgnęłam pod blaszany parapet i wyciągnęłam zapasowy klucz. Zawsze tu leżał na wypadek zatrzaśnięcia drzwi.

Freja prawie oszalała z radości

Pamiętała mnie, mimo iż minęły prawie dwa lata i, choć strasznie chciała wyjść, rytuał powitania stawiała na pierwszym miejscu. Pozwoliłam jej się wyszaleć, nawet podstawiłam twarz do lizania. Że fe, zarazki i tym podobne? Mnie to nie przeszkadzało, też się cieszyłam spotkaniem. Z tapczanu ściągnęłam koc, z wieszaka przy drzwiach zdjęłam smycz i zakomenderowałam.

– Idziemy, Freja. Zmieniamy lokal.

Otworzyłam drzwi i pozwoliłam jej wybiec na podwórko. Przekręciłam klucz w zamku i odłożyłam go na poprzednie miejsce. Poczekałam chwilę na Freję, a potem poszłyśmy do taksówki.

– Coś z tym psem jest nie tak – mruknął taksówkarz podczas drogi powrotnej. – Nie powinien tak cuchnąć.
– Jest stara – usprawiedliwiłam sukę.
– Mimo wszystko, za bardzo śmierdzi. Muszę otworzyć okno, bo nikt nie wsiądzie potem do samochodu.

Nie sprzeciwiałam się, choć byłam ubrana tylko w cienki dres i lichą kurcinę, dygotałam z zimna, owiewana podmuchami z otwartego okna. Freja naprawdę specyficznie „pachniała” i mogłam być tylko wdzięczna taksówkarzowi, że nas nie wyrzucił na ulicę. Chyba rzeczywiście kochał psy.

– Zwariowałaś? – spytał Michał, kiedy weszłyśmy do domu. – Po co przywlokłaś tu psa?
– To suka – sprostowałam. – Ma na imię Freja. Jej pan leży w szpitalu, więc trochę tu zabawi.
– Po moim trupie – zapewnił bohatersko. – Nie czujesz, że śmierdzi? Powinna się nazywać Fleja.

Wzruszyłam ramionami, ojciec chrzestny się znalazł!

– Musiałam ją wziąć – wyjaśniłam.– Tomek miał wypadek.
– Hej – zreflektował się. – Tomek, twój były? Czy to nie przesada, żebym zajmował się jego psem?
– Nie musisz się zajmować – powiedziałam oschle.

Wypisali go w takim stanie, że nie dałby sobie rady

Właśnie uświadomiłam sobie, że nie wzięłam od Tomka psiej karmy i plądrowałam w lodówce szukając czegoś nadającego się do psiej miski.

– Pracuję przecież zdalnie, Freja będzie na mojej głowie.
– Zobaczymy – mruknął.
– Hej, Ola, co robisz z moją parówką?! Chyba nie dasz jej do zjedzenia temu śmierdziuchowi, właśnie miałem sobie ugotować!
– Za późno – stwierdziłam, częstując kiełbasą zachwyconą sukę. – Zjesz pomidorka.
– Niczego nie zjem w tym smrodzie – rozżalił się. – I zapowiadam ci, że jeżeli jej nie wykąpiesz, będzie spała na balkonie.

Freja zastosowała starą sztuczkę: popatrzyła na Michała oczami pełnymi wyrzutu, nieśmiało zakręciła ogonem i zaskomlała cichutko. Zawsze działało.

– No co? – rzucił, udając zainteresowanie gazetą leżącą na stole. – Trochę higieny jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Wzruszyłam ramionami. Oczywiście, mogłam Freję umyć, ale to i tak niewiele zmieni, a jeżeli już, to na gorsze. Nie takich rzeczy próbowaliśmy z Tomkiem, ale chciałam okazać dobrą wolę, więc się nie wykłócałam. Wykąpałam psa i skończyło się na tym, że cuchnęłyśmy obie.

– Nie ma mowy, żebym dzisiaj z tobą spał – stwierdził Michał, wziął koc i poszedł na tapczan.

Nie martwiłam się, że przez psa nasz związek się posypie. Do specyficznego zapachu Frei można się z przyzwyczaić, a Michał tak naprawdę miał złote serce. Oczywiście przez dwa dni udawał twardziela i spał na tapczanie w pokoju dziennym, ale w międzyczasie „całkiem przypadkowo” wpadł do weterynarza i przywiózł cudowny środek do kąpania psów. Sierść miała po nim pachnieć jak u szczeniaczka.

Dla świętego spokoju musiałam znów się wykazać w łazience. Frejka nie protestowała, posłała tylko Michałowi pełne bólu spojrzenie i powlokła się posłusznie do wanny. Cudowny środek okazał się nieskuteczny, ale przykry zapach już jakby mniej przeszkadzał mojemu chłopakowi. Coraz rzadziej biegał po domu z odświeżaczami powietrza, za to coraz częściej dokarmiał Freję przysmakami.

Oczywiście, robił to po kryjomu – nie wypadało inaczej. Wrócił do sypialni, a suce zrobił legowisko w przedpokoju. Korzystała z niego parę dni, potem wróciła na dywan do sypialni. Lubiła mieć wszystko na oku.

– Jak mamy uprawiać seks? – narzekał z natury wstydliwy Michał.
– Zawsze marzyłeś o trójkąciku – żartowałam. – No i proszę. Kto powiedział, że marzenia się nie spełniają?

Kiedy my ustalaliśmy nowe zasady współistnienia, Tomek przeszedł dwie operacje i dalej przebywał w szpitalu, bo wdała się jakaś infekcja. Dzwonił często, przepraszał za kłopot, który nam zaserwował i dopytywał się o samopoczucie Frei.

– Nic się nie martw – uspokajałam go. – Freja ma się znakomicie. Niepokoi nas raczej twój stan zdrowia. Może przywieźć ci coś do szpitala?
– I tak cię nie wpuszczą – powiedział.

A potem dodał, że niczego mu nie brakuje i jest pewien, że za tydzień go wypiszą. Wypisali, ale w takim stanie, że sam nie dałby sobie rady. Przeprosił nas za komplikacje i wyjechał na rekonwalescencję do rodzinnego domu na wsi.

– Jasne – mruczał Michał, usiłując przykleić kolejny miniaturowy element w kabinie junkersa czy jakiegoś innego messerschmitta. – Pojechał sobie wypoczywać i ma cię w nosie.

Leżąca u jego stóp Freja przekrzywiła głowę i cichutko zaskomlała.

– Nie martw się – Michał poklepał ją po karku. – Tatuś się tobą zajmie.

„Tatuś”? Rany, to my już jesteśmy w tym stadium?!

– Miło mi to słyszeć – odezwałam się znad swojej roboty. – Może niech tatuś weźmie córunię na spacer, obojgu wam brzuchy urosły od ciągłego siedzenia. Przy okazji możesz wyrzucić śmieci. Mamunia będzie wdzięczna.

Skłonić Michała do wyjścia z domu to spore wyzwanie. Szkoda mu każdej chwili nie spędzonej nad modelem, który aktualnie buduje, ale odkąd zadeklarował się zabierać Freję na spacery, sytuacja nieznacznie uległa poprawie. Mruczy wprawdzie i zwleka, ile się da, ale w końcu bierze smycz, woła sukę i wychodzą na miasto. Wystarczyło kilka tygodni, by zrobił się z niego miłośnik psów i, jak każdy neofita, przesadnie reagował na przejawy antypatii w stosunku do swojego pupila. Zdążył już zrazić do siebie paru sąsiadów, którzy nie okazywali entuzjazmu dzieląc windę z nim i Freją, ale zyskał nowych znajomych, tak jak on wyprowadzających swoje czworonogi na spacer.

– Całkiem mili ludzie – opowiadał po powrocie. – Nawet nie wiedziałem, że tu mieszkają, wstyd się przyznać.

Nie wiem, co sobie wyobrażał, ale kiedy po dwóch miesiącach zadzwonił Tomek, że wrócił i dziękuje nam serdecznie za opiekę nad Freją, mój chłopak eksplodował oburzeniem.

– Co to znaczy, „dziękuję” ?! Myśli, że pies to zabawka, którą można przekazywać sobie z rąk do rąk? Przecież Frejunia się do nas przywiązała.
– Wiedziałeś, że to kiedyś nastąpi – osadziłam go. – Nie dostaliśmy Frei na zawsze
.– Hej, dwa tygodnie przeciągnęły się prawie w trzy miesiące, to zmienia postać rzeczy – zrzędził przy śniadaniu. – Chyba odwiedzę sobie tego twojego Tomka i pogadam z nim jak mężczyzna z mężczyzną.
– Ani mi się waż! – krzyknęłam, ale już go nie było.

Pojechał do pracy, a ja zastanawiałam się, czy nie warto by było, korzystając z jego nieobecności, odwieść Freję do Tomka. Uznałam jednak, że to nie fair w stosunku do Michała. Naprawdę przywiązał się do suki i powinien móc się chociaż z nią pożegnać. Czekałam więc na jego powrót, ale się spóźniał i to dość znacznie. Już zaczęłam się martwić, kiedy zadzwonił do drzwi. Stęskniona Freja rzuciła się do powitania.

– Byłem u twojego pana – poinformował sukę, drapiąc ją po brzuchu. – Myślę, że będziesz zadowolona.
– Jak to?! – oburzyłam się. – Pojechałeś do Tomka? Chyba ci odbija!
– Nie złość się – wzruszył ramionami. – Okazał się gościem na poziomie. Wszystko obgadaliśmy, no i najważniejsze: zapisuję się na kurs szybowcowy.
– Nie! – krzyknęłam. – Nie zgadzam się.

Właśnie dlatego posypał mi się poprzedni związek. Tomek był zapalonym paralotniarzem, a ja za każdym razem, kiedy bujał w obłokach, cierpłam ze strachu o niego.

– Nic mi się nie stanie – przekonywał zawsze. – To tylko twoje irracjonalne lęki.

Po wypadku przy próbie startu odeszłam od niego. Chciałam mieć w domu faceta, a nie potencjalne warzywo. Znalazłam sobie chłopaka, który miał nudne, ale bezpieczne hobby: klejenie plastikowych samolotów. Nic mu nie groziło, kiedy siedział godzinami przy stole w kuchni. Jasne, że zaczynał mnie już wkurzać tym siedzeniem i pragnęłam odmiany, ale nie takiej.

– Daj spokój – stwierdził Michał. – Nic mi się nie stanie. Klejenie samolotów jest fajne, ale chciałbym w końcu sam polecieć.
– Nie – powiedziałam. – Już to przerabiałam. Nie ma zgody.
– Nie denerwuj się – przytulił mnie. – To na razie luźny pomysł. Przeanalizujemy go jeszcze, dobrze?
– Na mnie nie licz, pomyślałam, ja już to dawno przeanalizowałam.
– A co z Freją? – spytałam zrezygnowana. – Przecież pojechałeś w jej sprawie.
– Ano tak – przytaknął. – Freja będzie od teraz miała dwa domy. Tomek się zgodził, więc trochę będzie u nas, a trochę u niego. Fajnie, nie?

Jasne, pomyślałam, chłopaki będą mieli przednią zabawę, a co ze mną? Może powinnam skupić się na Frei i dać sobie spokój z innymi związkami? Znamy się wystarczająco długo, by móc sobie zaufać i spokojnie się zestarzeć.

– Po co nam w ogóle w domu jakiś facet?

Suka wpatrywała się we mnie mądrymi ślepiami, jakby wiedziała o czym mówię, ale potem usłyszała dźwięk otwieranej lodówki i w jednej chwili straciła zainteresowanie. Odwróciła się i, zgrzytając pazurami po posadzce, pognała do Michała, by wyżebrać kawałek kiełbasy. I tak padł kolejny mit. Życie pisało swój scenariusz, a ja byłam obsadzona w drugorzędnej roli i nikt się ze mną nie liczył… W cholerę z tym wszystkim! Póki co, nie będę się przejmowała. Cokolwiek Michał sądzi na swój temat, jest domatorem z zaznaczającym się pod koszulką brzuszkiem, i podejrzewam, że wcześniej niż później straci zapał do kursów szybowcowych.

Czytaj także:
Przeprowadzka na wieś z marzenia stała się traumą. Wszystko przez sąsiadów
Kiepski kontakt z matką zrujnował mi samoocenę. Zawsze słyszałam, że się nie nadaję
Mój mąż jest dobry i wierny. Ale... zapomniał zupełnie, że jestem kobietą

Redakcja poleca

REKLAMA