– Poszukałabyś sobie kogoś wreszcie – mruknęło moje dziecko, gdy spytałam, dokąd idzie, z kim i o której wróci... – Jestem już dorosła, mam prawie osiemnaście lat. Będę przed dwudziestą drugą. Nie zgubię się! – rzuciła ze zniecierpliwieniem. – Znów się czepiasz...
Miała rację. Im była starsza, tym bardziej „się czepiałam”, jak to ładnie określała. Wciąż widziałam w niej małe dziecko, które trzeba trzymać pod kloszem. Pilnować, dbać o nie, chuchać i dmuchać.
Jak te lata lecą... Wydawało mi się, że jeszcze wczoraj była malutkim, słodkim niemowlakiem – a dzisiaj to już prawie dorosła, pyskata panna! No cóż, będąc w jej wieku, też się denerwowałam, kiedy rodzice usiłowali mnie kontrolować.
– Wyjdź na rower, na rolki, idź na dyskotekę, na spacer, jedź na wycieczkę – mamrotało moje dziecko pod nosem. – Zrób cokolwiek, tylko nie siedź w chacie.
Pięknie! Jeszcze tego brakowało, aby własna córka pouczała mnie, co robić.
– Idź już, jak masz iść – burknęłam tylko rozeźlona. – I nie wracaj zbyt późno.
– Oj, mamuś – cmoknęła mnie w policzek. – Nie martw się o mnie, nie ma potrzeby. Wrócę przed dwudziestą drugą – stwierdziła, zamykając za sobą drzwi.
„Nie martw się, nie martw się...”. Łatwo powiedzieć. Nie będzie wiedziała, jak to jest, dopóki sama nie zostanie matką!
Rolki? W sumie co szkodzi spróbować?
Mieszkanie bez córki było dziwnie puste. Tyle lat mieszkałyśmy w nim same. Zawsze tylko ona i ja – odkąd mąż zostawił mnie dla zamożnej brunetki. Co prawda kochanka rzuciła go rok później, a on chętnie by do nas wrócił, ale... Nie umiałam mu już zaufać. I nie chciałam.
– Zastanów się dobrze – ostrzegł mnie jeszcze na koniec, gdy wpadł po jakieś swoje rzeczy, które u nas zostały. – Popatrz na siebie. Ani nie jesteś już jak Miss Polonia, ani taka młoda. Kto cię zechce? Chyba jakiś desperat. Ja mogę dać nam obojgu szansę, w końcu mamy dziecko... Oczywiście tylko pod warunkiem, że przestaniesz marudzić o tym zaufaniu.
Jeszcze stawiał warunki! Boże, co za prostak… Zawsze był taki, a ja przymykałam oko, czy schamiał przy tej swojej pannie? Zresztą, co za różnica…
– Przeżyję brak urody i starość – mruknęłam. – Ale ciebie tu z powrotem mogłabym nie przeżyć. Bierz, co miałeś zabrać, i wynocha – otworzyłam przed nim drzwi.
Może i nie miałam urody modelki z magazynów dla panów, ale swoją wartość znałam. Ochłapów nie potrzebowałam.
– Jeszcze będziesz tego żałowała, zobaczysz! – warknął rozzłoszczony.
– Bardzo w to wątpię – odparowałam, zatrzaskując za nim drzwi.
I co? Chyba jednak to on miał rację.
Lata mijały, a ja wciąż byłam sama. Najpierw pracowałam za dwoje, by utrzymać Oleńkę i siebie, bo alimenty mąż przysyłał nieregularnie. A gdy się upominałam, narzekał, jaka to jestem wstrętna materialistka i że przeze mnie ledwie wiąże koniec z końcem. Palant! Choć szczerze mówiąc, miałam tyle na głowie, że jego żale spływały po mnie jak po kaczce.
Ale gdy Ola podrosła i nagle zyskałam więcej czasu dla siebie, okazało się, że nie mam go z kim spędzać. Teraz było jeszcze gorzej. Ona miała swoje życie, swoich znajomych, a ja... nie miałam nikogo. Przez tyle lat nikt się mną nie zainteresował. No, może ktoś tam się interesował. Tyle że z nikim nie chciałam się spotykać, a tym bardziej wiązać. Sama nie wiem czemu.
A teraz siedziałam sama w domu i zastanawiałam się nad tym, co powiedziała. „Wyjdź na rower, na rolki, idź na dyskotekę, spacer, jedź na wycieczkę”. Jak niby? Sama? W moim wieku? Czterdziestka z okładem, gdzie w tym wieku na rolki? Wycieczki? Chyba takie dla seniorów... Dyskoteka? Odpada. Nigdy nie lubiłam głośnej muzyki. Poza tym po klubach kręcą się same studentki. Czułabym się tam jak staruszka nad grobem. Niby kochałam bluesa, ale wstydziłam się iść sama na koncert. Tam też na pewno byłoby pełno młodych ludzi. Co ja, stara baba, miałabym pośród nich robić?!
Westchnęłam. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na balkonie z kubkiem w dłoni. Na ulicy powoli zamierał ruch. Piłam tę herbatę i rozmyślałam nad tym, co mnie w życiu czeka. Pewnie nic. W takim razie nie mam nic do stracenia. Więc co mi szkodzi spróbować – choćby tych rolek?
Pierwszy raz to ona niepokoiła się o mnie
– Chyba upadłaś na głowę, kobieto – burknęłam pod nosem. – Wywalisz się, nogi połamiesz, łeb sobie rozbijesz.
Coś jednak kusiło.
Z szafy w przedpokoju wyciągnęłam rolki Oli. Przyjrzałam im się uważnie. Jak to się zapina? Początkowo nie wiedziałam. W końcu metodą prób i błędów udało mi się dokonać tej trudnej sztuki. I nawet stałam prosto, trzymając się szafy, chociaż nogi rozjeżdżały mi się na boki. Zdjęłam rolki, odszukałam ochraniacze (a to jak się zakłada?), wzięłam butelkę z wodą, władowałam to wszystko do plecaka i kiedy na dworze się ściemniło (nie chciałam, żeby ktoś mnie widział), wyszłam. Dotarłam do pobliskiego parku, w którym jakiś czas temu zrobiono ścieżkę rowerową. Asfalt gładki, bez dziur. Idealny.
– Jakoś to będzie – mruknęłam.
Siadłam na ławce i założyłam rolki. Dla pewności poruszyłam nogami, aby sprawdzić, jak sprawują się kółka. Działały. Nawet zbyt szybko jak na mój gust. Podopinałam ochraniacze na kolanach, łokciach i rękach. Trzymając się oparcia ławki, spróbowałam stanąć prosto. Na trawie było to nawet wykonalne. Kiedy jednak weszłam na alejkę, moje nogi same się rozjechały. Naprawdę nie mam pojęcia jak. Poczułam tylko, że tracę równowagę, i chwilę potem klęczałam, podpierając się dłońmi o twardy asfalt.
W duchu podziękowałam sobie za przezorność i założenie tych śmiesznych ochraniaczy. W innym wypadku mój wypad na rolki skończyłby się już teraz. Dobrze też, że w parku nie było żywej duszy. Przynajmniej nikt nie widział, jak robię z siebie pośmiewisko…
Z trudem pozbierałam się i uparcie próbowałam dalej. Trzeba być twardym. Kiedy udało mi się opanować stanie i jechanie kawałek prosto, byłam z siebie niezmiernie dumna. Umiem! Z euforii wyrwał mnie dźwięk komórki.
– Mamo, gdzie zniknęłaś? Wróciłam do domu, a ciebie nie ma. Co się stało? – zaniepokoiła się Olka.
Po raz pierwszy ona o mnie!
– Sama mnie na rolki wysłałaś – wyjaśniłam, siadając na ławce.
– I poszłaś? – zdziwiło się moje dziecko.
– Trzeba w końcu spróbować czegoś nowego – odparłam, zerkając na ubrudzone od upadków spodnie.
– A kiedy wrócisz? – spytała czujnie.
Chyba nie była zachwycona.
– Jak uda mi się dopełznąć i nie połamać nóg! – zebrało mi się na żarty.
– Moja matka oszalała! – westchnęła. – Gdzie jesteś? Przyjdę po ciebie, dobra?
Powiedziałam jej, po której stronie parku szaleję. Obiecała, że zaraz będzie.
Cała ta sytuacja rozbawiła mnie. Zawsze to ja pilnowałam jej, zawoziłam, odbierałam, a teraz... zmiana ról. Zachichotałam. Naprawdę dobrze, że nikt nie przechodził w pobliżu, bo na bank uznałby mnie za wariatkę. Stara baba w dresie siedzi na ławce z rolkami na nogach i śmieje się sama do siebie… Tego to jeszcze w naszym kinie nie grali!
Nie chciałam robić z siebie widowiska
Wieczorem córka oznajmiła mi stanowczo, że mam się nie wygłupiać i nie brać więcej jej rolek. Bo to nie są rolki dla początkujących, tylko dla tych, co jeżdżą po torze i coś tam trudnego na tym torze robią. Miałam już na końcu języka, że to ja za te wypasione rolki zapłaciłam, ale... Cóż, zapłaciłam raz, zapłacę i drugi. Znalazłam w internecie sklep, dogadałam z miłym sprzedawcą wszelkie szczegóły i kilka dni później byłam już szczęśliwą posiadaczką nowiutkiej pary rolek do jazdy rekreacyjnej. Faktycznie, kółka miały nieco inne i nie rozjeżdżałam się w nich z taką łatwością jak w tamtych.
Córcia pokręciła tylko głową ze zdumieniem i kazała natychmiast dzwonić, w razie gdybym sobie coś uszkodziła.
– Naprawdę przyjedziesz mnie zeskrobać z asfaltu? – zażartowałam.
Wymamrotała coś o szalonych matkach i zniknęła w swoim pokoju.
Gdy tylko się ściemniło, bo w dzień nadal nie miałam odwagi robić z siebie widowiska, zabrałam rolki i poszłam do parku. Tym razem było nieco lepiej. Najwyraźniej rolki dla amatorów i bardziej wprawionych rolkarzy faktycznie czymś się różniły. A może po prostu szło mi coraz lepiej?
W każdym razie cieszyłam się jazdą jak małe dziecko. Uśmiechałam do siebie, pędząc... no dobra, może niezupełnie pędząc, ale jadąc (prosto!) alejkami parku. Wszystko było w najlepszym porządku. Dojeżdżałam do końca alejki, rolki zwalniały, nieudolnie zawracałam małymi kroczkami i rozpędzałam się od nowa. Dopiero kiedy rolki same jakoś skręciły, a przede mną wyrosło drzewo, uzmysłowiłam sobie, że nie potrafię hamować.
– Jak to Olka mówiła? Wystaw nogę, dociśnij piętą hamulec, a potem...
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Łup. Przy bliższym poznaniu drzewo okazało się naprawdę twarde. Na tyle twarde, że na moim czole pojawił się guz. Na szczęście niewielki, dało się go zakryć grzywką. Znacznie bardziej ucierpiał mój tyłek, kiedy kolejny raz wylądowałam nim na asfalcie. Kto to widział, aby drzewa rosły tak blisko alejek? Przecież ja tu trenuję!
Wyglądał na młodszego ode mnie
Wpadło mi do głowy, że gdyby producent ochraniaczy dorzucił do kompletu takie na pośladki, zarobiłby fortunę. Pozbierałam się. Jeszcze kilka razy próbowałam hamować tak, jak radziła mi córka, ale za każdym razem kończyło się tak samo: jazda, dociśnięcie piętą i... upadek. Postanowiłam się tym nie przejmować. Nie umiem hamować – mówi się: trudno. Po prostu będę jeździć na tyle wolno, by móc się czegoś złapać i nie przewrócić.
Mój plan wypadł doskonale. Tuliłam do siebie krzaki, ławki, słupy, latarnie i co tam jeszcze stanęło na mojej drodze.
– No to znalazłaś zastępczy sposób na hamowanie – pochwaliłam samą siebie.
Minęło kilka kolejnych wieczorów i wreszcie uznałam, że opanowałam jazdę w sposób dostateczny. Na tyle, żeby wybrać się po południu do innego parku, gdzie mieli specjalny tor do jeżdżenia na rolkach. Wspaniały gładki asfalt i niezbyt wielu ludzi, którzy – jak zauważyłam – radzili sobie różnie. Młodzi pędzili niczym wicher, starsi jeździli powoli, rozważnie. Młodzi to młodzi, niech sobie pędzą. Ja mam czas.
Włożyłam rolki i ruszyłam na tor. Z każdym krokiem czułam się pewniej. Dlatego zadowolona i pełna wiary we własne siły rozpędziłam się. Do końca toru było daleko, poza tym na końcu na pewno będą jakieś krzaki, drzewa, ławki… Pełna optymizmu mknęłam asfaltem. I nagle zdarzyło się coś, czego nie przewidziałam. Jeden z rolkarzy zawrócił. Zupełnie niespodziewanie! No bo kto to widział, aby zawracać, kiedy za nim jadę?! Rany Julek, człowieku! Uciekaj!
Wrzasnęłam, pisnęłam, zamachałam rozpaczliwie rękami, po czym po prostu w niego wjechałam. Matko kochana, co za wstyd... Nie dość, że stara baba wlazła na tor, to jeszcze rozjeżdża ludzi! Wylądowaliśmy oboje na asfalcie. Na szczęście każde z nas miało ochraniacze.
– Przepraszam, bardzo przepraszam. Naprawdę nie chciałam – bąkałam raz po raz pod nosem, bo nie potrafiłam spojrzeć swojej ofierze prosto w oczy.
Odpowiedział mi głośny śmiech. Odważyłam się wreszcie popatrzeć na faceta. Wyglądał na nieco młodszego ode mnie. Siedział na asfalcie i nie wydawał się urażony. Zaśmiewał się do rozpuku.
– A niech to – wykrztusił rozbawiony. – A syn mówił: na rolki idź. To bezpieczne. Krzywdy sobie nie zrobisz...
– Syn? – podchwyciłam prędko. – Mnie córka wysłała – wyjaśniłam radośnie. – Hamować jeszcze nie umiem, a pan tak nagle zawrócił... Nic się panu nie stało?
Mężczyzna klepnął się w kolana.
– Grunt to solidne ochraniacze. Powinni tylko jeszcze produkować takie na zadek.
– Zgadzam się! Mnie też by się przydały! – potwierdziłam i zachichotałam.
– Paweł – przedstawił się.
– Elżbieta.
– No to może, Elu – zaczął przyjaźnie – spróbujemy się jakoś pozbierać?
Wspólnymi siłami udało nam się stanąć na nogi. Resztę toru pokonaliśmy powoli, trzymając się za ręce, bo jak powiedział Paweł – we dwoje raźniej i dużo trudniej się przewrócić. Nie mogłam się z nim nie zgodzić, choć już wtedy nie rolki miał na myśli. A przynajmniej nie tylko...
Tak poznałam mojego drugiego męża. Z Pawłem jesteśmy razem do dziś, choć nasze dzieci dawno już wyfrunęły z gniazda. Nikt tak dobrze nie zrozumie rolkarza jak drugi rolkarz.
Czytaj także:
„Dla przypadkowej dziuni wystawiłem najlepszego przyjaciela. Teraz próbuję wszystko odkręcić, ale on nie chce mnie znać”
„Zatrudnili mnie jako nianię, ale oczekiwali, że będę też kucharką, sprzątaczką i asystentką… Oczywiście za te same pieniądze”
„Co może być gorszego niż sam remont? Nadgorliwy szwagier, który najpierw schrzanił robotę, a potem jeszcze się obraził”