„Dla przypadkowej dziuni wystawiłem najlepszego przyjaciela. Teraz próbuję wszystko odkręcić, ale on nie chce mnie znać”

para na wakacjach fot. Adobe Stock, milanmarkovic78
„Wracałem na kemping już tylko dla zachowania pozorów, że jednak spędzam ten urlop z Antkiem. Przebierałem się, zamienialiśmy kilka zdań i znikałem. Kilka razy dostałem od niego esemesa, gdzie mogę go znaleźć. W końcu zamilkł. Na trzy dni przed końcem naszych wakacji wróciłem. Naszego namiotu nie było”.
/ 08.12.2022 10:30
para na wakacjach fot. Adobe Stock, milanmarkovic78

Kiedy w moim życiu pojawił się Antek, nie miałem jeszcze miesiąca, on miał dwa tygodnie. Nasze mamy są przyjaciółkami, a my urodziliśmy się w odstępie kilkunastu dni. I co zabawne, to był czysty przypadek.

Podobno gdy moja mama powiedziała Ance, że jest w ciąży, ta wybuchnęła śmiechem.

– No co ty, a ja się czaję od kilku tygodni, żeby ci się przyznać, że będę miała dziecko. Bo przecież mieliśmy wszyscy jechać do Australii!

To była wyprawa planowana przez naszych rodziców przez dwa lata. No i ten cały misterny plan popsuliśmy ja i Antek. Bo się wprosiliśmy na ten świat trochę poza planem.

Do Australii pojechaliśmy wszyscy, gdy mieliśmy z Antkiem po sześć lat. Ja z tej wyprawy pamiętam tylko kangury, a Antek jeepa, którym jeździliśmy. Ale ze zdjęć i filmów wynika, że fajnie się bawiliśmy. W każde wakacje kilka tygodni spędzaliśmy razem. Najpierw z rodzicami, a po piątej klasie pojechaliśmy sami na obóz windsurfingowy do Jastarni. Od tamtego lata to była tradycja. A kiedy mieliśmy już po 17 lat i uznaliśmy, że na obóz jesteśmy już za dorośli – do Jastarni pojechaliśmy tylko we dwóch. I od tamtego lata nawet pandemia nam nie przeszkodziła.

Wszystko było super, aż pojawiła się ona

W ciągu roku nie spotykamy się już zbyt często. Ja studiowałem w Londynie i tu znalazłem pracę. Antek z naszej rodzinnej Łodzi wyniósł się do Wrocławia. Dlatego te dwa tygodnie na Helu raz w roku to jest świętość. Przez kilka lat Antek miał stałą dziewczynę – Kingę. Co roku dąsała się, że wyjeżdża bez niej.

– To jest nasz męski wyjazd, nasza tradycja. Nie mogę cię zabrać. Taką mamy z Jankiem umowę – tłumaczył jej cierpliwie Antek.

Mnie było łatwiej, bo moje związki jak na razie nie trwają dłużej niż kilka miesięcy. Lubię się bawić i na razie nie mam ochoty się ustatkować. Wiosną tego roku Kinga zostawiła Antka. Myślę, że trochę z powodu jego uporu w sprawie wakacji. A ja mu wyciąłem taki numer. Słaby ze mnie przyjaciel…

Pojechaliśmy w połowie lipca na ten sam kemping co od osiemnastu lat. Rozbiliśmy namiot w naszym ulubionym kącie. Przez trzy dni wszystko było jak zawsze. Pływaliśmy na deskach, gadaliśmy, szlajaliśmy się po barach, tańczyliśmy i piliśmy piwo. Mnóstwo piwa. Było super.

– No, jesteś. Już myślałam, że mnie wystawisz – ta dziewczyna uwiesiła się nagle na mnie, a ja nie miałem pojęcia, kim jest.

Prawdopodobnie poprzedni wieczór spędziliśmy z Antkiem w tym barze, ale niewiele z niego pamiętałem. A już na pewno tej laski. No ale głupio mi było się przyznać.

– Ja? Na mnie można polegać jak na Zawiszy. Obiecałem i jestem! – odpowiedziałem więc z uśmiechem.

Nie uwolniłem się od tej dziewczyny już do rana. Nie, żebym za bardzo próbował. Julia była bardzo seksowna, dowcipna i wyraźnie na mnie leciała. Antek obściskiwał się w tym czasie z ponętną brunetką, więc nie miał pretensji.

– Widzimy się na kempingu, na razie! – zdążyłem rzucić do niego, bo Julia ciągnęła mnie na „spacer po plaży”. Pomachał mi ręką nieuważnie.

Szliśmy brzegiem morza. Chyba była pełnia, bo było jasno jak w dzień. Trochę mi szumiało w głowie, ale pamiętam, że nie mogliśmy przestać się całować. Potem kąpaliśmy się w ubraniach. Julia zgubiła w morzu klapki, niosłem ją na rękach… Zatrzymywaliśmy się przy ławkach, śmialiśmy, całowaliśmy. Obudziłem się w łóżku w jakimś pokoju. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem, gdzie i z kim jestem. Chciałem się zmyć, ale Julia obudziła się.

– Hej, piękny. Może mała powtórka? – szepnęła mi do ucha. Nie miałem ochoty powiedzieć „nie”.

Po pierwszej powtórce była kolejna, potem śniadanie. Na kemping dotarłem koło południa. Antka nie było. Znalazłem go w zatoce, na wodzie. Popłynąłem do niego.

– O, jesteś – powitał mnie. – Mało spałeś, może lepiej idź się zdrzemnąć, bo się utopisz – dodał, kiedy chwilę później zwaliłem się do wody.

Nie mogłem się jej oprzeć...

Posłuchałem go.

– To gdzie dziś idziemy? – zapytał wieczorem Antek. – Może do tego baru w porcie?

– A może powtórzymy ten na plaży? Co wczoraj? – nie miałem telefonu Julii, nie pomyślałem, że będę jeszcze chciał się z nią spotkać.

W poprzednich latach czasem i ja i Antek podrywaliśmy jakieś dziewczyny. Zdarzało się – mnie, bo on był wierny Kindze – spędzić z jakąś noc. Ale na tym poprzestawałem. Teraz było inaczej. Przez cały dzień myślałem o jej ustach, biodrach, piersiach… 

Antek mrugnął znacząco, ale się zgodził. Jak próbuję się sam przed sobą usprawiedliwiać, to sobie wmawiam, że mógł wtedy odmówić.

Julia siedziała sama przy barze i chyba na mnie czekała. Podszedłem.

– Tęskniłaś? – szepnąłem jej do ucha.

Zamiast odpowiedzi dostałem gorący pocałunek.

Tym razem potańczyliśmy dużo krócej i urwaliśmy się do niej. Zostałem nie tylko na śniadanie, ale i na obiad i kolację. „Zobaczymy się w barze?” – napisałem do Antka. „Ja idę dziś do portu. Jak chcesz, to mnie tam znajdziesz” – odpisał.

W ogóle nie wyczułem, że zaczyna się niecierpliwić. Uznałem, jak idiota, że mogę spędzić z Julią kolejną noc. Nie poszliśmy do baru. Tylko z butelką wina na plażę. Księżyc ciągle świecił jak wściekły. Kąpaliśmy się na golasa, piliśmy i kochaliśmy na wydmach. Było naprawdę magicznie.

Dopiero przy kolejnym śniadaniu udało mi się z Julią trochę porozmawiać. Dowiedziałem się, że jest z Warszawy i studiuje psychologię.

– A na Helu jesteś sama?

– Nie, no skąd. Z kumpelą. Ale ona już drugiego dnia poznała jakiegoś gościa i jakoś mało ją widuję. Ale przecież od tego są wakacje, prawda?

Julia, opowiadając o swojej przyjaciółce, przy okazji zdradziła mi swój przepis na udane wakacje. Pomyślałem o Antku i zrobiło mi się głupio, ale Julia nagle zrzuciła szlafrok i zapytała kuszącym głosikiem, czy nie chciałbym iść z nią pod prysznic.

Wróciłem na kemping w okolicach obiadu. Antek jadł pomidorówkę z puszki.

– O, jesteś. A już miałem zacząć obdzwaniać szpitale – mruknął.

– Sorry, ale widziałeś tę babkę? Nie jest łatwo jej się oprzeć… Ale słowo, dziś idziemy, gdzie chcesz.

Słowa dotrzymałem.

Coś się między nami popsuło

Poszliśmy wieczorem do knajpy, którą wybrał Antek. Zamówiliśmy po piwie i usiedliśmy przy stoliku. Tyle że rozmowa po raz pierwszy, odkąd się znaliśmy, zupełnie się nam nie kleiła. Może dlatego, że ja cały czas patrzyłem w telefon?

– Tak się zastanawiam, czy nie zacząć studiów doktoranckich. Wiesz… – słuchałem Antka przez chwilę, ale wtedy zabrzęczała komórka.

„Jestem na wydmach, w naszym miejscu. Tęsknię”. Zerwałem się z krzesła.

– Wiesz, Antek, pogadamy jutro. Sorry, stary, naprawdę muszę lecieć – rzuciłem i już mnie nie było.

Julia siedziała na kocu. Miała wino, ser, oliwki. A na sobie piękną zwiewną sukienkę. Która już chwilę później leżała zmięta na piasku.

Przez kolejne dni wracałem na kemping już tylko dla zachowania pozorów, że jednak spędzam ten urlop z Antkiem. Przebierałem się, zamienialiśmy kilka zdań i znikałem. Kilka razy dostałem od niego esemesa, gdzie mogę go znaleźć. W końcu zamilkł.

Na trzy dni przed końcem naszych wakacji wróciłem. Naszego namiotu nie było. Moje rzeczy, spakowane byle jak do plecaka leżały w recepcji. Deska wisiała na stojaku. Wściekłem się. Bo jak ja teraz wrócę do domu?

Zacząłem do niego wydzwaniać. Nie odbierał. Wysłałem parę wściekłych esemesów. Nie zareagował. W końcu uznałem, że coś wymyślę, a teraz mogę wreszcie bez wyrzutów sumienia bawić się z Julią. Część rzeczy zostawiłem w recepcji. I poszedłem do Julii. Zjedliśmy razem obiad. Potem cały dzień leżeliśmy na plaży, kąpaliśmy się, jedliśmy lody. Cały wieczór szaleliśmy na parkiecie a potem kochaliśmy się aż do świtu. Przy śniadaniu wypaliłem, może trochę bez zastanowienia.

– Może spotkamy się w Łodzi? Jestem w Polsce jeszcze dwa tygodnie.

Za odpowiedź wystarczyła mi mina Julii. Zrozumiałem, że jednak jestem dla niej tylko wakacyjną rozrywką.

Wieczorem poznałem Kaśkę, przyjaciółkę Julii. Poszliśmy z jej przyjacielem Romkiem na kolację. Było raczej drętwo. Nie bardzo mieliśmy wspólne tematy. Wieczór skończył się w jacuzzi w apartamencie Romana. Lało się prosecco, dziewczyny szybko zrzuciły kostiumy. Otrzeźwiałem, kiedy poczułem rękę Romana na udzie.

– Julia, idziemy? Chcę być teraz tylko z tobą – wyszeptałem mojej wakacyjnej dziewczynie do ucha.

Nie była zadowolona, ale się zgodziła. Noc nie była już taka gorąca. Coś się między nami popsuło. Ale rano postanowiłem, idąc za ciosem, zadać Julii jeszcze jedno pytanie.

Zachowałem się jak idiota

– Może podrzucicie mnie do Łodzi? Albo chociaż do Strykowa, ktoś mnie stamtąd odbierze. Bo nie bardzo mam jak wrócić, mam plecak, deskę, żagiel. Kaśka mówiła, że macie duże auto.

– No, nie wiem, Jasiek, muszę ją  spytać, ale raczej nie będziemy mieć miejsca. Bo my, wiesz, mamy dużo bagażu. A w ogóle będziemy się spieszyć. Czekaj, napiszę do niej.

Kiedy wyszedłem spod prysznica usłyszałem, że Kaśka się nie zgodziła.

– Sorry – Julia rozłożyła ręce i pocałowała mnie. – To co robimy dzisiaj?

Spędziliśmy razem jeszcze ten jeden dzień, ale bawiłem się słabo. Zaczęło do mnie docierać, że dla tej dziewczyny, w sumie zupełnie nie w moim typie, i przygody mogłem na dobre stracić przyjaciela. Napisałem do Antka krótkie: „Przepraszam, zachowywałem się jak idiota.” Nie dostałem odpowiedzi.

Następnego ranka pożegnałem się na dobre z Julią. Szanse, że się jeszcze spotkamy były minimalne.

– No to cześć, miło było cię poznać. Pa – pocałowałem ją na do widzenia.

Właściciel kempingu zgodził się za niewielką opłatą przechować moją deskę i żagiel do następnego sezonu. I tak korzystałem z nich tylko tu, przez dwa tygodnie w roku. Do Łodzi wróciłem pociągiem.

Z drogi napisałem kolejnego esemesa do Antka. Znowu nie odpowiedział. Kilka dni później poszedłem do domu jego rodziców.

– Janek, cześć, wchodź. Antek jest w ogrodzie. Zaraz wam przyniosę lemoniady – z zachowania ciotki Anki wywnioskowałem, że Antek nie powiedział jej, że ze mną nie gada.

– Stary, wiem, że nie chcesz mnie widzieć. Wiem, że się zachowałem jak dupek. Ta dziewczyna mi zawróciła w głowie. Ale powinienem mieć więcej rozumu, nie mam już szesnastu lat. Przepraszam, naprawdę. Chodźmy dziś na piwo, pogadajmy. O tym twoim doktoracie…

– O, czyli jednak były momenty, że mnie słuchałeś – Antek zdobył się nawet na półuśmiech.

Wziąłem to za dobrą monetę. Przerwała nam jego mama, która nadciągnęła z tacą z lemoniadą.

– Spędziliście dwa tygodnie razem i już się za sobą stęskniliście? Moje papużki nierozłączki. No dobra, zostawiam was. Pa, Janek.

Zapadła cisza.

– Dzięki, Antek, że nie powiedziałeś nic rodzicom – rzuciłem. – To co, dasz mi szansę?

Milczał. Powiedziałem, mu, że przez najbliższe trzy wieczory będę na niego czekał w naszym pubie. Ale że zrozumiem, jeśli jednak nie będzie chciał mnie już tego lata oglądać. Skinął głową. Wczoraj czekałem do pierwszej w nocy. Nie przyszedł. Ale się nie poddaję. Dziś będę czekał znowu. Muszę to wszystko naprawić.

Czytaj także:
„Razem z koleżanką postanowiliśmy dla zabawy udawać parę. Nie przewidziałem jednego: że ona to weźmie na poważnie...”
„Starsi rodzice udawali, że radzą sobie ze wszystkim, żeby tylko dzieci nie zagnały ich do ciasnej kawalerki w mieście”
„Zwykle jestem tchórzem, boję się własnego cienia. Ale gdy podpity dresiarz zaatakował bezbronne zwierzę, wściekłam się”

Redakcja poleca

REKLAMA