„Mój drogowskaz do szczęścia ma na imię Emil. Wystarczyło, że dałam mu ciepło, a on pokazał mi, jak to jest być kochaną”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов
„Uspokajam go, bo wiem, jaki potrafi być nieobliczalny, gdy się zdenerwuje. Emil uważnie słucha, opuszcza głowę i parska odprężony. Ufa mi, wie, że ze mną jest bezpieczny, a nie zawsze tak było… To nowość w jego długim życiu. Ja uratowałam jego, a on mnie”.
/ 07.11.2022 10:30
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов

Tworzymy najbardziej niedobraną parę, jaką można sobie wyobrazić. On wysoki, masywnie zbudowany, zawsze trzyma czujnie uniesioną głowę, kiedy razem idziemy. Wyglądam przy nim na jeszcze drobniejszą i szczuplejszą, niż jestem. Oboje uwielbiamy te spacery. Emil zamiata ogonem, odganiając natrętne muchy, i lustruje otoczenie, wypatrując niebezpieczeństwa.

Uspokajam go, bo wiem, jaki potrafi być nieobliczalny, gdy się zdenerwuje. Emil uważnie słucha, opuszcza głowę i parska odprężony. Ufa mi, wie, że ze mną jest bezpieczny, a nie zawsze tak było… To nowość w jego długim życiu. Ja uratowałam jego, a on mnie. Dzięki Emilowi poznałam ludzi, którzy zaakceptowali mnie taką, jaka jestem, polubili i stali się moimi najlepszymi przyjaciółmi, a Bóg jeden tylko wie, jak bardzo mi tego brakowało.

Skąd taki pomysł?

Odkąd pamiętam, czułam się nieprzystosowana, zawsze stałam z boku, obserwując innych i zazdroszcząc im z całego serca swobody w obcowaniu z ludźmi. Ja tak nie potrafiłam, zagadnięta przez jakąś dobrą duszę długo milczałam, obracając w głowie kilka wariantów odpowiedzi, aż w końcu zniecierpliwiona kandydatka na koleżankę odchodziła, zostawiając mnie swojemu losowi. Nie potrafiłam znaleźć przyjaciół, nie miałam nawet znajomych.

Przyzwyczaiłam się do samotności, coraz mniej mi przeszkadzała, zamykałam się w szklanej bańce, szukając sensu życia w rozmaitych nurtach filozoficznych. Dopiero kiedy postanowiłam się jeszcze bardziej ukryć pod czarnymi ubraniami w gotyckim stylu, zainteresował się mną tata.

– Dziwnie wyglądasz, jakbyś była przezroczysta. Czerń nie pasuje do twojej urody, musisz się w nią ubierać? Skąd taki pomysł?

Nie umiałam tego wytłumaczyć, chciałam zniknąć, stać się niewidoczna dla otoczenia, bo tylko w ten sposób mogłam przestać być nieprzystosowanym do społeczeństwa dziwolągiem. Do dziś nie wiem, co mnie poniosło na koński targ. Nigdy nie interesowałam się końmi, ale tym razem było inaczej. W internecie znalazłam wezwanie do stawienia się o świcie na targu i zablokowanie wywozu koni na rzeź.

„Chodźcie, trzeba przerwać to barbarzyństwo, razem jesteśmy silniejsi” – przeczytałam.

Wzruszyłam ramionami, litując się nad naiwnością idealistów. Wszystkich koni nie uratują, a jeśli nawet, to co z nimi zrobią? Zabiorą do domu? Tylko że wciąż nie mogłam zapomnieć zdjęć towarzyszących odezwie. Przerażone konie opierające się przed wejściem do ciężarówki, uniesione baty, strach widoczny w szeroko otwartych oczach zwierząt, które nie rozumiały, co się dzieje. Można to zrobić bardziej humanitarnie – pomyślałam i sprawdziłam połączenia autobusowe.

Nikt go nie chciał, bo jest stary i kuleje

Wylądowałam wcześnie rano na prawie opustoszałym placu, na którym walały się tylko śmieci.

– Gdzie jest koński targ? – spytałam przechodzącego chłopaka.

– Ty na akcję? Spóźniłaś się, już po wszystkim. Nie doczytałaś, że trzeba stawić się o wiele wcześniej?

Jak zwykle nie odpowiedziałam, przeklinając się w duchu za niedopatrzenie.

– Patrz, tam prowadzą jednego.

Odwróciłam się i zobaczyłam Emila, wielkie, czarne jak noc konisko utykające na jedną nogę.

– Tego już nie da się uratować, leczenie byłoby bardzo drogie, a on nie jest młody. Nikt go nie zechce – powiedział ze smutkiem chłopak.

Tak jak mnie – pomyślałam, a głośno zapytałam:

– Znasz się na koniach? – poczułam nagłą potrzebę rozmowy. To było do mnie tak niepodobne, że się zdziwiłam.

– A ty nie? To co tu robisz?

– Przyjechałam po niego – usłyszałam swój głos.

– Po tego kulawego staruszka? – upewnił się chłopak.

Zaczęło do mnie docierać, co robię, ale nie mogłam tak po prostu odejść. Ważyły się losy karego konia i moje, tylko że o tym jeszcze wtedy nie wiedziałam. W chłopaka jakby piorun trzasnął, wyciągnął komórkę, zaraportował komuś, że kupujemy konia, i poprosił o transport.

– Jest nas więcej, nie zostawimy cię samej – uśmiechnął się do mnie. – Zabierzemy go do fundacji, ale teraz trzeba za niego zapłacić. Masz pieniądze?

Wystarczyło mi tylko na zaliczkę, resztę obiecał pożyczyć i dowieźć wielce zdumiony i strasznie kochany tata. Magia Emila zaczynała działać, wyszłam do ludzi i uzyskałam odzew. Kilka godzin później stałam obok boksu, z szacunkiem patrząc na potężny zad nowego nabytku. Przed chwilą Emil próbował mnie kopnąć, teraz bałam się wielkiego konia i zaczynałam myśleć, że wpadłam po uszy w kłopoty.

Przytaknęłam, spuszczając wzrok

– Proszę, to dla ciebie. Mam dwie, podzielimy się – znajomy chłopak podał mi grubą na dwa palce kanapkę. – Jedz, przy koniach potrzebna jest siła. A przy okazji, mam na imię Michał.

– Marta. On jest chyba złośliwy – pokazałam palcem Emila, z apetytem wbijając zęby w chleb. Nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek była tak głodna.

Jest przestraszony, zobacz jak tuli uszy. Pewnie był szorstko traktowany, a teraz znalazł się w nowym miejscu, nie wie, co się wydarzy, nikomu nie ufa. Jak nas pozna, złagodnieje. Pomożesz mu?

Kiwnęłam głową. Przecież doskonale wiedziałam, co przeżywa Emil, też bałam się ludzi, nie umiałam z nikim nawiązać bliższej relacji. Z doświadczenia wiedziałam, że słowa tu nie pomogą. Przyniosłam sobie krzesło i usiadłam koło boksu, żeby Emil miał czas się do mnie przyzwyczaić. Swoim zwyczajem nie odzywałam się do konia, po prostu dawałam mu się poznać. Trzeciego dnia Emil dotknął ciekawie chrapami moich włosów, wciągnął głęboko zapach szamponu i nie próbował mnie ugryźć. Lody zostały przełamane.

– No, no! Okazał ci sympatię, jesteś prawdziwą zaklinaczką koni – zdziwił się Michał, kiedy zobaczył, co się dzieje. – Lubisz tego staruszka, prawda?

Nachylił się do mnie, jak poprzednio Emil. Zamrugałam zaskoczona bliskością drugiego człowieka.

– Jest moim przyjacielem – powiedziałam cicho.

– Ja mogę być drugim – odparł lekko Michał, nie mając pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

– A ja trzecim, Michał nie jest tu jedynym przystojniakiem – znad przegrody boksu wyjrzał człowiek nazywany w stajni

Ronnie. Błysnął uśmiechem i puścił do mnie oko.

– Chłopaki, zostawcie Martę w spokoju – koło boksu Emila przystanęła dziewczyna, na którą wołali Kitka. W stajni chyba każdy miał swój pseudonim. – Już dawno chciałam ci powiedzieć, że jesteś super. Takie akcje jak z Emilem to ja szanuję. Jakbyś czegoś potrzebowała, wal do mnie jak w dym, dla ciebie wszystko.

Znów poczułam chęć ucieczki

Podyktowała mi swój numer telefonu, domagając się jednocześnie mojego. Emil patrzył na Kitkę z aprobatą, przeżuwając miarowo źdźbła siana. Przytuliłam się do ciepłego pyska, żeby się nie rozpłakać ze wzruszenia. Michał, Ronnie i Kitka dawali do zrozumienia, że mnie lubią, nie byłam przyzwyczajona do takiego traktowania.

– Patrzcie, Emil naprawdę się do niej przekonał. Mnie wczoraj próbował przepłoszyć z boksu – zaśmiał się Ronnie.

– Przejrzał cię na wylot, nie lubi gruboskórnych facetów – odgryzła się Kitka.

– Martę akceptuje, bo ona rozumie jego lęki – dodał poważnie Michał, obrzucając dziwnym wzrokiem moje czarne szaty.

To wystarczyło. Michał wiedział o mnie więcej, niżbym chciała, znowu poczułam chęć ucieczki. Poruszyłam się gwałtownie, Emil odpowiedział uderzeniem kopyta w ściankę i głośnym rżeniem.

– Boi się, że odejdziesz – wyjaśnił Michał, patrząc na mnie i karego z aprobatą. – Wydaje mi się, że to początek pięknej przyjaźni.

Musiałam zostać, przełamać uprzedzenie i strach, zawalczyć o Emila, przekonać go, że ludzie nie zrobią mu więcej krzywdy. Całą uwagę przekierowałam na potrzebujące pomocy zwierzę, nie zostawiając nic dla siebie. Dobrze mi to zrobiło.

Zrzuciłam gotycki strój, zaczęłam przynosić do stajni kanapki i jeszcze więcej kanapek, bo moi nowi przyjaciele mieli gigantyczne apetyty. Odkryłam uroki wesołego ucztowania, polubiłam przebywanie wśród ludzi, przestałam się bać przyjaznych zaczepek i nagłych pytań, na które nie miałam natychmiastowej odpowiedzi.

Powoli się oswajałam, zupełnie jak mój kary koń. Dzięki Emilowi odkryłam też, że mogę pomagać skrzywdzonym i znerwicowanym zwierzętom, mam na nie dobry wpływ, bo rozumiem, przez co przechodzą. Robię to, ale nigdy nie zaniedbuję spacerów z Emilem, najmilszej chwili dnia, na którą oboje bardzo czekamy…

Czytaj także:
„Rodzice mojego męża zginęli w wypadku, ale i tak postanowiłam od niego odejść. Miałam już dość małżeństwa z litości”
„Na wczasach wcale nie znalazłam miłości. Za to straciłam coś niemal równie cennego... I to przez przyjaciółkę”
„Magda była moją przyjaciółką, ale potem została szefową. Odmawiała mi przerw i urlopu, wytykała błędy i wyśmiewała”

Redakcja poleca

REKLAMA