Objęcie stanowiska zastępcy kierownika marketu wiązało się nie tylko z większymi obowiązkami, ale też z większym prestiżem i lepszymi pieniędzmi. Nie dziwnego, że moja przyjaciółka Magda była z siebie dumna.
– Hura! Pokazałam im! – cieszyła się jak dziecko.
Przebierałyśmy się w szatni, a ona snuła wielkie plany.
– Zmienię ten market na lepsze. Zorganizuję wszystko tak, że będzie chodziło jak w zegarku. Góra na pewno to zauważy i wtedy awansują mnie na kierowniczkę. A co!
Mnie nie kręcił pęd ku karierze
Może byłam mało ambitna, ale lubiłam swoje stanowisko kasjerki.
– Do pracy, do pracy, dziewczyny – ponagliła nas Magda, wychodząc z szatni.
Spojrzałyśmy po sobie zaskoczone. Już jej zaczęła sodówka uderzać do głowy? Albo miała gorszy dzień, albo była przejęta swoją nową rolą, bo każdej z nas coś wytknęła.
– Grażka, nie możesz szybciej tych herbat układać? Wleczesz się jak żółw – usłyszałam, gdy przechodziła obok mnie.
– Ola, ułóż te serki porządnie – zrzędziła, mijając koleżankę stojącą przy chłodni. – Tak trudno zrozumieć, że lepiej będą się sprzedawały, gdy będą leżały równo?
– Marta, czemu postawiłaś tutaj tę paletę? – dochodził jej głos zza regałów z towarem.
I tak dalej, tak dalej... Niestety takich „gorszych” dni Magda miała coraz więcej. Wciąż wymyślała jakieś usprawnienia. Kazała zmieniać, przestawiać, przesuwać towar, przenosić go ręcznie. I nie zawsze te rozwiązania okazywały się zmianami na lepsze.
– Boże, dziewczyny, co to ma być? – kierowniczka, pani Wiola, popatrzyła na nas zdumiona. – Kto zamienił miejscami żele do prania z ręcznikami papierowymi? Przecież mamy wytyczne, gdzie co ma stać. Gdzie jest Magda, czy ona to widziała?
Spoglądałyśmy po sobie niepewne. Koleżanki opuściły głowy.
– Magda tak zarządziła – powiedziałam. – Jest na rampie, wyszła na papierosa.
Kierowniczka westchnęła, poleciła ustawić towar zgodnie z wytycznymi i wróciła do biura, wołając do siebie Magdę. A ja dorobiłam się wroga. Gdybym wtedy wiedziała, że tak będzie, pewnie milczałabym jak moje koleżanki. Siedziałam przy kasie i obsługiwałam klientów, gdy stanęła za mną Magda.
– Pięknie – syknęła. – Latasz skarżyć?
– O co ci…?
– Zapomnij – przerwała mi – że dzisiaj zejdziesz na przerwę. I patrz, co kasujesz, bo znowu będę musiała robić korekty.
Chodziła za mną jak cień i tylko szukała okazji, żeby mi dopiec, a koleżanki udawały, że nic nie widzą. Na szczęście kończyła pracę przede mną, więc wychodziła szybciej. Tylko dzięki temu udało mi się wyskoczyć na przysługujący mi kwadrans, by zjeść kanapkę. Wszystkie byłyśmy zdumione tym, jak bardzo Magda się zmieniła. Z miłej koleżanki stała się wredną zołzą. Próbowałyśmy z nią dogadać, ale tylko się obraziła.
– Wiecie, ile ja mam pracy? Ile się muszę natyrać? Jaka to odpowiedzialność? Nie, nie wiecie. Gdybyście wiedziały, tobyście mi tu z bzdurnymi żalami nie przychodziły. Jak wam się nie podoba, droga wolna, możecie się zwolnić.
Zgłoszenie problemu u kierowniczki też nic nie dało.
– Magda się stresuje. No i chce się wykazać – tłumaczyła naszą koleżankę.
Tylko czemu to wykazywanie odbijało się na mnie?
Tylko na mnie, bo do reszty pracownic przestała mieć pretensje. Musiała mieć kozła ofiarnego i padło na mnie, bo ośmieliłam się być szczera.
– Nie myśl sobie, że mnie wygryziesz. Spróbuj, a pożałujesz – ostrzegła mnie w szatni.
– Nie rozumiem... – zdziwiłam się.
Próbowałam rozmawiać z pozostałymi koleżankami, radzić się, ale nagle nie widziały problemu.
– No coś ty? Może naprawdę coś źle zrozumiałaś. – Marta wzruszyła ramionami.
– Magda stara się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej – tłumaczyła Ola.
– A my nie?
– Ale ona jest zastępcą kierowniczki i ma więcej na głowie.
Pozostało zacisnąć zęby i robić swoje, chociaż atmosfera w pracy gęstniała z dnia na dzień.
– Jak to ułożyłaś, ślepoto? – przechodziłam akurat alejkami sklepu, przenosząc towar ręcznie, gdy przede mną wyrosła Magda. – Przecież ta kawa wystaje z półki. Ułóż ją porządnie.
– Poprawię, gdy odniosę...
– Zrób to teraz – rozkazała. – To nie może tak wyglądać.
Odstawiłam karton na podłogę i spojrzałam na półkę z kawą. Nic nie wystawało.
– Gdzie stawiasz ten karton? – skarciła mnie. – Ty naprawdę masz siano zamiast mózgu – warknęła i odeszła.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Prędko podniosłam karton, zaniosłam na miejsce i wróciłam do półki z kawą.
– Jeszcze tego nie poprawiłaś? – usłyszałam za plecami głos Magdy. – Ile razy mam ci mówić, co masz zrobić?
– Przecież tu nic nie wystaje – odparłam.
– Chyba masz coś ze wzrokiem – wycedziła. – Do okulisty idź. Tutaj popraw. Tu! – Wskazała palcem na jedno z opakowań.
– Przecież stoi równo...
– Już nie. – Pchnęła opakowanie z kawą i uśmiechnęła się wrednie. – Dalej nie widzisz, że jest krzywo? Żeby dorosła kobieta nie potrafiła ułożyć pudełek…
Odeszła, a ja jeszcze przez długą chwilę stałam osłupiała. Odtąd takie sytuacje zaczęły się powtarzać regularnie. A to źle ułożone jabłka, a to herbaty. Zawsze znalazło się coś, co zdaniem Magdy źle wyłożyłam. Później zaczęła sobie pozwalać na osobiste uszczypliwości.
– Nie miałaś już innych spodni? – wskazała palcem na moje dżinsy. Byłyśmy w szatni same. – Lepiej wyglądałabyś w czarnych, w końcu czarny kolor wyszczupla.
Potem nie dostałam wolnego, które miałam obiecane
– Jutro przyjdziesz do pracy, a wolne weźmiesz kiedy indziej – zarządziła.
– Nie mogę – zaprotestowałam. – Już mam zaplanowany ten dzień.
– A co mnie obchodzą twoje plany? – spojrzała na mnie wrogo. – Jutro masz być w pracy albo możesz w ogóle nie przychodzić.
Wydawało mi się, że tylko mnie traktuje w tak podły sposób, ale może nie… Może innych też się czepiała, gdy nikt nie widział? Chciałam pogadać o tym z koleżankami, ale jakbym zderzyła się z murem.
– Oj, Graża… – Ola pogroziła mi placem. – Nie obgaduj Magdy.
– Nikogo nie obgaduję. Pytam tylko, czy z wami też rozmawia w podobny sposób.
– Grażynko, przesadzasz. – Marta bagatelizowała sprawę. – Przecież nic złego ci nie mówi.
– Naprawdę? Wiecznie ma o coś pretensje. O źle wyłożony towar. O mój ubiór, o niewłaściwą obsługę klienta.
– Może słusznie, co? – zasugerowała Ola, unikając mojego wzroku. – W sumie Magda żaliła się, że nie słuchasz tego, co do ciebie mówi, nie stosujesz się do poleceń…
– Faktycznie – przypomniała sobie Marta. – Ostatnio prosiła cię o umycie podłogi, a ty z nią zaczęłaś dyskutować.
– Bo najpierw mówiła, żeby umyć na mokro, a potem, że na sucho, bo na mokro nie myjemy – wyjaśniłam. – To jak w końcu: na mokro czy na sucho? Jak wy byście zrobiły?
Spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami. Znowu każda uciekała wzrokiem gdzieś w bok, byle na mnie nie patrzeć.
– Oj, chyba robisz z igły widły – skwitowała Marta. – Po prostu słuchaj tego, co Magda do ciebie mówi, i wykonuj jej polecenia.
– Bardzo chętnie. Niech tylko jej polecenia nie będą sprzeczne!
– Nie krzycz na nas – obruszyła się Ola.
Rzeczywiście, podniosłam głos, bo byłam rozżalona, że żadna nie próbuje mnie zrozumieć, o stanięciu po mojej stronie nie wspominając. Doszło do tego, że na samą myśl o pracy dostawałam napadów paniki. Nie wiedziałam, co zrobię dobrze, a co źle. Nie miałam pojęcia, o co kolejnego dnia Magda będzie miała pretensje, zwyczajnie się jej bałam.
Dziewczyny zerkały na mnie podejrzliwie, nieufnie
Odsunęły się ode mnie. Nie miały już czasu na rozmowy po pracy, w szatni przemykały obok mnie, jakbym była zadżumiona, odzywały się do mnie tylko wtedy, gdy wymagały tego obowiązki. Taktyka Magdy zadziałała. Odseparowała czarną owcę, i kozła ofiarnego zarazem, od reszty stada. Zostałam sama.
– Kiedy do ciebie dotrze, że nie radzisz sobie w tej pracy? – Magda spytała, gdy rozliczałam kasetkę. – Z dziewczynami też nie potrafisz się dogadać, a do tego mnie obgadujesz. Jesteś beznadziejna. Zwolnij się. Tak będzie najlepiej dla na wszystkich.
No i nie wytrzymałam. Wygarnęłam jej.
– Okej, wygrałaś. Masz mnie z głowy. Ciekawe tylko, na kogo się uweźmiesz, gdy ja odejdę? I czy szefostwo w końcu zauważy, że rozpieprzyłaś dotąd zgrany zespół?
– Jesteś niekompetentna, za to bezczelna jak rzadko! Możesz tu nie wracać!
– Nie zamierzam!
Miałam serdecznie dosyć. Nieuzasadnionych pretensji, sprzecznych poleceń, mobbingu, bo wreszcie odważyłam się nazwać tę całą sytuację po imieniu. Może powinnam zawalczyć, ale nie miałam też siły na wojnę, po prostu nie chciałam już nigdy więcej oglądać tej wrednej zołzy. Następnego dnia złożyłam wypowiedzenie i odetchnęłam z ulgą. Niedługo potem udało mi się znaleźć nową pracę. Z tego, co wiem, Magda do dzisiaj jest zastępcą kierowniczki, ale stały skład personelu znacznie się zmienił. Moje dawne koleżanki również odeszły. Spotkałyśmy się nawet niedawno na kawie.
– Rozumiesz... nie chciałyśmy się w nic mieszać – tłumaczyła mętnie Ola.
Marta wykazała się większą szczerością:
– Chciałyśmy pracować w spokoju, a skoro czepiała się tylko ciebie... – zamilkła i spuściła głowę.
– To wy miałyście ten swój święty spokój – dopowiedziałam.
Nie usłyszałam od żadnej słowa „przepraszam”. Cóż... dokończyłam kawę i wyszłam. Szkoda, że mnie nie broniły, że nie zawalczyłyśmy razem. Może wtedy to Magda musiałaby odejść, a nie my. Nauczyłam się jednego: nie wolno w milczeniu godzić się na bycie ofiarą. Następnym razem, choćbym była „tylko” świadkiem mobbingu, narobię rabanu na całą firmę. Pójdę do każdego – kierownictwa, dyrekcji, inspekcji pracy, mediów, sądu – bo takie zachowania trzeba tępić. Jeśli ktoś chce budować swój autorytet kosztem podwładnych, albo ignoruje fakt, że jeden pracownik nęka drugiego, to nie nadaje się na szefa.
Czytaj także:
Ciotka była taką jedzą, że mąż uciekł od niej na tamten świat. Ciągnęliśmy losy, u kogo nocuje
Mój mąż miał kompleks - on był robotnikiem, ja lekarką. To dlatego usprawiedliwiał przemoc
Syn jest ode mnie młodszy o 13 lat. Jego matka zginęła w wypadku, ja już wtedy znałam jego ojca