„Rodzice mojego męża zginęli w wypadku, ale i tak postanowiłam od niego odejść. Miałam już dość małżeństwa z litości”

kobieta, która chce się rozwieść fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Nie powinnam się zgadzać na ten ślub. Zaaranżowali go rodzice, ja pamiętam wszystko jak przez mgłę. Nie zaprosiłam nawet swojej przyjaciółki. Całe to małżeństwo było poczekalnią. Gdy rodzice Kuby zginęli i wpadł w rozpacz, zrozumiałam że to obcy człowiek”.
/ 06.11.2022 22:00
kobieta, która chce się rozwieść fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Od początku miałam wątpliwości, czy ten ślub jest potrzebny. Kuba jest fajnym człowiekiem, poukładanym i dobrym. Studia skończył jako jeden z najlepszych, natychmiast zgłosili się po niego łowcy głów i szybko wylądował w korporacji na niezłym stanowisku. Imponował mi swoim spokojem, opanowaniem i jasno nakreślonym planem na życie. W tych planach było też miejsce dla mnie. A moje plany?

Czy ja w ogóle miałam jakieś plany?

– To świetny chłopiec, jestem taka szczęśliwa, Magdusiu – mama była zachwycona.

– Poważny facet, takiemu mogę spokojnie oddać rękę mojej córeczki – mój tata jako pierwszy rzucił pomysł ślubu.

– Co ty gadasz? Jaki ślub? Lubimy się po prostu – zaprotestowałam.

– Posłuchaj ojca, wie, co mówi. Kubuś jest taki… niedzisiejszy. To dobrze. Sama przecież widzisz, jak fatalnie można trafić.

– Niby co mam widzieć?

– Opowiadałaś o Monice i jej narkomanie. Tyle teraz mówią o tych dopalaczach.

– Bo oni w głowach mają tylko zabawę. Jak się najlepiej rozerwać? Najpierw te gry internetowe, a potem jeszcze gorsze rzeczy.

Byłam na siebie wściekła. Nie powinnam opowiadać o Monice i jej problemach z Krzyśkiem. Zwierzałam się mamie z czystej głupoty, wierząc, że ja wypadnę na tle Moniki lepiej i wreszcie dadzą mi więcej wolności, przestaną być tak natarczywi.

– Na wszystko jest odpowiednia pora. A jak się ma te dwadzieścia cztery lata…

– Dwadzieścia pięć!

– No właśnie, dwadzieścia pięć, to trzeba już pomyśleć o dorosłym życiu.

Tylko nie to – myślałam ze wstrętem o dorosłym życiu. Jeżeli ma ono wyglądać jak w moim rodzinnym domu, to dziękuję bardzo. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Rodzice uważali, że już się wystarczająco wybawiłam, ale to nieprawda. Całe życie trzymali mnie pod kloszem. Nie mogłam się spóźnić, nie mogłam zostać gdzieś na noc, poznanego chłopaka musiałam przyprowadzić do domu i przedstawić. Nie mówię o innych rzeczach, bo na samą myśl o ich spojrzeniach, umoralniających gadkach, podstępnych pytaniach, odechciewało mi się czegokolwiek. Nie miałam wystarczającej odwagi, żeby zrobić coś, na co miałabym ochotę. Nie pod tym ostrzałem.

Dopiero Kuba spowodował, że odpuścili

– Idźcie, musicie się przecież trochę rozerwać. Tylko Kubusiu, obiecaj, że nie stracisz jej z pola widzenia, to taka rozbrykana kózka, ta nasza córeczka.

– Może pan być spokojny, będę ją trzymał za rączkę…

Tak rozmawiali o mnie przed wyjściem do pubu, kina czy na imprezę. Kuba był moim pierwszym poważnym chłopakiem, co oznacza, że nigdy z nikim przed Kubą nie poszłam do łóżka. Jak tak się rozejrzę dookoła, to myślę, że byłam ostatnią cnotliwą. Ale wstyd! No i w końcu stało się. Bez specjalnych uniesień. Rodzice zachowywali się, tak jakby wiedzieli, że sypiamy ze sobą. Bez marudzenia pozwalali mi zostawać u Kuby na noc. Ale nigdy wprost ze mną o tych sprawach nie porozmawiali. Rodzice Kuby też akceptowali nasz związek. Lubili mnie. Czułam się przy nich swobodniej niż przy moich własnych.

– Magda, ojciec mi powiedział, że ustalił z twoimi rodzicami, że weźmiemy ślub po wakacjach, a w ramach prezentu zrzucą się i kupią nam mieszkanie.

– Aha.

– No co jest? Nie cieszysz się? Będziemy małżeństwem, urodzisz mi dwójkę albo trójkę dzieci, a ja będę o was dbał.

Co miałam odpowiedzieć? Że nie, nie cieszę się? Byłam wściekła na to knucie za moimi plecami, Kuba już nawet wiedział, ile dzieci mam mu urodzić! Nic nie odpowiedziałam. Zachowałam się, tak jak przez całe swoje życie. Schowałam głowę w ramiona i potulnie przytakiwałam. Myślę nie o tym, czego ja chcę, tylko o tym, żeby im nie było przykro. A teraz do moich rodziców dołączył jeszcze Kuba.

Ani z przygotowań, ani ze ślubu niewiele pamiętam. Mama i teściowa wybrały mi suknię i dodatki, ojcowie – lokal, alkohole i menu. Kuba ustalił listę gości i łaskawie dał mi ją do przeczytania.

– Nie, nie zapomniałeś o nikim – odpowiedziałam, choć nie wpisał na nią Moniki i Krzyśka. – Tak jest dobrze.

Ślub był kościelny, bo jakżeby inaczej

Wesele wesołe, bo takie powinno być. Zespół grał czerstwe hity, a stoły uginały się od mięsa. Wygrzebałam odrobinę sałatki, bo oczywiście mojego wegetarianizmu nikt w rodzinie nie traktował poważnie. Nasze mieszkanie było już umeblowane. Mój ojciec załatwił wszystko „za dobrą cenę”. Kuba codziennie rano wychodził do pracy, a ja miałam zajmować się domem. Odkurzałam albo gapiłam się w telewizor, odsuwając od siebie chwilę, kiedy będę musiała walić tłuczkiem w mięso na schabowe dla Kuby. Odbierałam telefony od mamy, czasami dzwoniłam do Moniki.

– Co u was?

– Dobrze. Krzyś chodzi na terapię i chyba naprawdę jest czysty i nic nie bierze. Myślimy o dziecku, a co u Was?

– Dobrze. Kuba sporo pracuje, bo ma szansę na awans. Wiesz, jak to jest…

– Nie za bardzo – roześmiała się.

Tak jakoś szczerze i radośnie. Monika, wplątana w beznadziejną sytuację z Krzyśkiem, w niekończące się odwyki, terapie i nawroty nałogu, śmiała się, a ja nie. 

Nie miałam już siły...

– Magdusiu, kochanie – usłyszałam głos mamy w słuchawce – rodzice Kuby mieli poważny wypadek. Są w szpitalu, ale nie wygląda to dobrze. Zderzenie czołowe, jakiś pijany idiota wjechał im prosto w maskę, na ich pasie!!! Kuba tam siedzi, my z ojcem zaraz jedziemy, ty zostań w domu i czekaj na wiadomość, będziemy dzwonili.

Nie uratowano ich. Pierwszy zmarł ojciec, a dwa dni później matka. Kuba się załamał. Płakał jak dziecko, mówił, że stracił całą swoją siłę, że nic mu się nie chce.

– Odcięło mnie, rozumiesz? Jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z kontaktu. Nie mam zasilania. Nic już nie mam.
– Masz przecież mnie – powiedziałam i nagle poczułam gdzieś w głębi siebie, że kłamię.

Kłamię, bo Kuba mnie nie ma i nigdy tak naprawdę mnie nie miał. Mój mąż przytulił się do mnie i łkał, a ja byłam obca, obojętna i wystraszona. Machinalnie, jak robot, pogładziłam go po włosach i odkleiłam się od niego. Poszłam do kuchni zrobić mu coś do jedzenia.

– Kuba, musisz coś jeść.

– Tak, wiem. Dziękuję.

Nic się pomiędzy nami nie układało. Nawet te drętwe wieczory. Kuba wpadał w komputer, a ja zamykałam się w najmniejszym pokoju i czytałam książki. Wiedziałam, że w końcu musimy się rozstać, ale wciąż nie miałam odwagi. Jeszcze nie teraz. Niech dojdzie do siebie, niech się jakoś z tej traumy wykaraska. Wtedy sobie pójdę. I tak trwaliśmy w oczekiwaniu na coś, co się wydarzy.

– Magda, k… mać, Krzysiek nie żyje.

– Jak to? Monika, jak nie żyje?

– Jak się nie żyje? Normalnie, umiera się! Nie dał rady, rozumiesz? On to zrobił celowo, jestem pewna! – Monika bardziej była wkurzona niż zrozpaczona. – Chciał mnie od siebie uwolnić. Boże, co za debil! Jestem kompletnie rozwalona, wszystko się zapadło. List mi zostawił! Boże, co za idiota! Przyjedź do mnie. Proszę.

– Ale jego już…

– Zabrali go. Nie ma go już.

Pojechałam do przyjaciółki. Odwiedziłam ją pierwszy raz od wielu miesięcy.

– Spójrz, Magda, on to sam zrobił. Kołyskę, idiota, zrobił i pomalował w te obrazki. I zostawił mi ją, k… Ja nie mogę.

– Ale po co kołyskę?

– Mówiłam ci, że gadaliśmy ostatnio o dziecku. No i stało się.

– Co się stało?

– Jestem w ciąży.

– Ale jak? – nie potrafiłam za nią nadążyć.

– Magda, proszę cię! Co jak? Normalnie. Nie wiesz, skąd się biorą dzieci?

– Nie. No przecież wiem. Ale jak… jak będziesz teraz żyła?

– Wiesz co? Nie myślę o tym. Urodzę i będzie, co ma być.

Zadzwonił mój telefon. Matka

– Magdusiu? Nie jesteś w domu? Wiesz co, bo ja właśnie stoję u ciebie na klatce. Przejeżdżałam obok i wpadłam. A ty gdzie jesteś? Wybrałaś się do sklepu?

– Nie, nie jestem w sklepie. Mamo, odchodzę od Kuby – powiedziałam.

– Co robisz? Nie słyszę cię dobrze.

– Odchodzę od Kuby! Rozwodzę się! – wrzasnęłam. – Rozumiesz? Przyjmij to do wiadomości i o nic nie pytaj. To już postanowione. Wyprowadzam się od niego. Nie chcę tak dłużej żyć!

– Co ty, dziecko, bredzisz?

Przerwałam rozmowę i wyłączyłam telefon. Do diabła z nimi wszystkimi. Monika popatrzyła na mnie zdumiona.

– Mogę pomieszkać u ciebie? Przez jakiś czas? – zapytałam przyjaciółki.

Czytaj także:
Ciotka była taką jedzą, że mąż uciekł od niej na tamten świat. Ciągnęliśmy losy, u kogo nocuje
Mój mąż miał kompleks - on był robotnikiem, ja lekarką. To dlatego usprawiedliwiał przemoc
Syn jest ode mnie młodszy o 13 lat. Jego matka zginęła w wypadku, ja już wtedy znałam jego ojca

 

Redakcja poleca

REKLAMA