„Mój facet ślinił się na widok każdej spódniczki. Drania pogoniłam i zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, o którą byłam zazdrosna”

najlepsze przyjaciółki fot. Adobe Stock, Jacob Lund
„Zamieszkaliśmy u babci Bartka. Miała duży, stary dom i wynajmowała go turystom. Dobrze nas karmiła i nie zadawała żadnych pytań. To tylko utwierdziło w przekonaniu, że Bartek przywozi tu co i rusz inną dziewczynę i starsza pani nie widzi sensu pogłębiania tych znajomości. Za to dużo opowiadała nam o letnikach, a zwłaszcza o pięknych letniczkach”.
/ 22.08.2022 15:15
najlepsze przyjaciółki fot. Adobe Stock, Jacob Lund

To miał być nasz pierwszy wspólny wyjazd. Długo się zastanawiałam, czy w ogóle jechać. Byliśmy z sobą ledwie parę miesięcy, a Bartek już dawał mi powody do zazdrości.

– Fajna dziewczyna z tej Kaśki, nie? – rzucał na przykład od niechcenia. – Wpadłem wczoraj do niej, wracając od ciebie…

A mnie nie trzeba było już nic więcej, bym do końca dnia miała zepsuty humor. Przecież Bartek wyszedł ode mnie wczoraj prawie o północy!

Kiedyś spojrzał na mnie tak, jak tylko on potrafił, i spytał:

– Wiesz, co najbardziej w tobie lubię?

– No co? – odpowiedziałam po prostu, bo byłam zbyt zakochana na te wszystkie gierki i podchody, które pozwalają facetowi ciągle gonić króliczka.

Szybko robiłam w myślach przegląd swoich wątpliwych przymiotów charakteru.

– To! – Bartek chwycił mnie obiema dłońmi za talię. – Jesteś tak cudownie…

Rozpływała się nad jakąś „Czarnulką”

Wyrwałam się jak oparzona. Więc jestem dla niego tylko ciałem. Czy na takim fundamencie jest sens budować swoją przyszłość? Za dwa miesiące miałam skończyć 21 lat. Studiowałam polonistykę i na tych sfeminizowanych studiach garstka facetów była już od dawna zajęta. Bartek był jednym z nich, do tego najprzystojniejszym i z błyskotliwym poczuciem humoru. Bardzo mi to imponowało, tylko że… Byłam przy nim niepewna jak pensjonarka i wszędzie wypatrywałam zagrożenia. A on najwyraźniej się tym bawił. Wokół niego wciąż kręciły się różne Kasie i Moniki, a ja nie wiedziałam, czego taki facet może chcieć ode mnie.

Więc jechać czy nie jechać? Rozważałam jeszcze możliwość zatelefonowania, że dopadła mnie grypa, i odwołania wszystkiego. Z drugiej strony… nawet jeśli nasz związek się zaraz skończy, będę miała przynajmniej co wspominać.

W Sandomierzu zamieszkaliśmy u babci Bartka. Miała duży, stary dom i wynajmowała go turystom. Teraz, po sezonie, świecił pustkami. Babcia dobrze nas karmiła i nie zadawała żadnych pytań. To tylko utwierdziło w przekonaniu, że Bartek przywozi tu zapewne co i rusz inną dziewczynę i starsza pani nie widzi sensu pogłębiania tych znajomości. Za to dużo opowiadała nam o swoich letnikach, a zwłaszcza o pięknych letniczkach:

– Co roku przyjeżdżają tu do mnie takie dwie. Blondynka też fajna, ale ta Czarnulka… – babcia z zachwytem przewróciła oczami. – I wiesz, Bartusiu, ona mieszka blisko ciebie. Mógłbyś jej podrzucić bukiet suchych kwiatów, który zapomniała zabrać.

„Niedoczekanie!” – poprzysięgłam w myślach. Jeszcze tylko brakuje mi do kompletu Czarnulki! Oczyma wyobraźni zobaczyłam przebojową, kruczowłosą femme fatale, która bez trudu zawróci w głowie mojemu chłopakowi. I od razu poczułam do niej niechęć.

Nie chciałam żyć w ciągłej niepewności

Danego sobie słowa dotrzymałam, udało się nam wyjechać bez – ponownie zapomnianego – bukietu. Zaraz po powrocie zerwałam z Bartkiem. Uznałam, że nie mogę dłużej żyć w takiej niepewności. Nie chcę się domyślać  zdrad i czekać, aż mój przystojny chłopak zostawi mnie dla innej. Bardzo to odchorowałam, zwłaszcza że on szybko się pocieszył. Nie byłam w stanie spokojnie patrzeć, jak czaruje kolejną ofiarę z niższego roku. Wzięłam urlop dziekański i poszłam do pracy.

Poznałam tam trochę starszą dziewczynę, która przyjęła mnie bardzo ciepło i cierpliwie wprowadzała w nowe obowiązki. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Marta miała w sobie dużo empatii, a do tego czarujący uśmiech i inteligentny błysk w czarnych oczach, na które opadała burza czarnych włosów. Szybko się zgadałyśmy, że obie bardzo lubimy Sandomierz.

– Ja tam jeżdżę co roku z koleżanką – opowiadała. – Mieszkamy zawsze u tej samej starszej pani. Traktuje nas jak wnuczki. A do mnie nigdy nie zwraca się po imieniu. Mówi na mnie „Czarnulka”.

Możecie wyobrazić sobie moje osłupienie? Los spłatał mi takiego figla. Czarnulka, którą tak zachwycała się babcia Bartka, a którą ja, przez te jej opowieści, serdecznie znienawidziłam i traktowałam jako zagrożenie, siedzi teraz przede mną. I wcale nie jest czarnowłosą femme fatale, tylko serdeczną, pełną ciepła osobą. Pamięć po chłopaku w końcu się zatarła, ale przyjaźń z Czarnulką trwa do dziś.

Czytaj także:
„Własna matka chce wydoić mnie z kasy. Najpierw sama zaproponowała pomoc, a teraz żąda stałej pensji za opiekę nad wnuczką”
„Latał za mną z wywieszonym jęzorem, bo nie dałam mu się przelecieć. Był Piotrusiem Panem, któremu zależy tylko na jednym”
„Nie po to 15 lat pracowałam nad biznesem, żeby chciwy mąż i jego durne pomysły wszystko zepsuły. Musiałam go zwolnić”

Redakcja poleca

REKLAMA