„Latał za mną z wywieszonym jęzorem, bo nie dałam się zaciągnąć do łóżka. Był Piotrusiem Panem, któremu zależy tylko na jednym”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„Zostawiłam go z głupią miną i lekko otwartymi ze zdumienia ustami. Pośpieszyłam do ruchomych schodów, modląc się, żeby za mną nie poszedł. Nigdy nie kręcił mnie typ wiecznego dzieciaka, a on taki był. I szczerze mówiąc, gdybym znalazła się w tej samej sytuacji 2 raz, zrobiłabym to samo”.
/ 21.08.2022 12:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

Zauważyłam go, kiedy przystanęłam przed wystawą sklepu jubilerskiego. Właściwie nie interesowała mnie w tej chwili biżuteria, chciałam po prostu poprawić włosy przed lustrem wzbogacającym ekspozycję. Stał kilka kroków za mną i przypatrywał mi się.

Czym prędzej ruszyłam dalej. Nie żebym się jakoś szczególnie przestraszyła, bo w galerii handlowej niewiele jest miejsc niebezpiecznych, a poza tym wszędzie kręci się ochrona, ale zaniepokoił mnie. Zastanawiałam się, czy to złodziej, czy podrywacz. Stawiałam raczej na to drugie. Niestety, kobieta samotnie chodząca po galerii jest narażona na takie sytuacje.

Trajkotał jak najęty. Denerwował mnie

Szłam teraz tak, żeby widzieć w szybach, czy facet idzie za mną. Szedł! Przez chwilę rozważałam, czy nie zawiadomić ochrony, ale pomyślałam, że jest jeszcze za wcześnie na wyciąganie pochopnych wniosków. Na wszelki wypadek weszłam do sklepu z artykułami tylko dla kobiet.

Mężczyzn tam w zasadzie nigdy nie było, chyba że przychodzili z partnerkami, wtedy nudzili się jak mopsy. Na szczęście tamten facet nie wszedł za mną, więc przez kolejne pół godziny spokojnie przeglądałam ofertę sklepu. Uspokoiłam się. Wyszłam, nie pamiętając już nawet o gościu, kiedy zatrzymał mnie głos.

– Marta?

Przystanęłam i odwróciłam się. To był on. Mężczyzna, który mnie śledził. Wysoki, szpakowaty, w moim wieku.

– My się znamy? – spytałam.

Właściwie mogłam od razu powiedzieć, że nie mam na imię Marta, ale już przecież zareagowałam.

– Kopę lat! – roześmiał się radośnie. – Nie widzieliśmy się od studiów, co?

– Nie bardzo rozumiem… – zmarszczyłam brwi i lekko wydęłam wargi. – Jakich znowu studiów?

– No przecież po ogólniaku ty poszłaś na anglistykę, a ja na polonistykę! Tylko ja po pierwszym roku wyjechałem. Nie było mnie w kraju przez jakiś czas, potem przeprowadziłem się do Poznania, ale teraz wróciłem na stare śmieci. A ty, widzę, cały czas w naszym pięknym grodzie?

Trajkotał jak nakręcony, jakby chciał ukryć niepewność i skrępowanie, ale tak naprawdę wcale nie wydawał się niepewny i skrępowany.

Tak po prostu miał. Był wyjątkowo gadatliwy

– Jest pan pewien, że się znamy? – potrząsnęłam głową.

– No pewnie! – zawołał. – Marek jestem! Naprawdę mnie nie pamiętasz? No nie mów. Ja cię za to pamiętam doskonale, nawet się w tobie trochę podkochiwałem… To nie jest żaden tani podryw, nie patrz tak na mnie. Chodziliśmy razem do szkoły!

Rzeczywiście, musiałam na niego spoglądać z dziwną miną.

– Jakoś sobie nie przypominam – odpowiedziałam. – Miałam w klasie dwóch kolegów o takim imieniu, ale żaden nie był podobny do pana.

Trochę go to zdetonowało, ale nie stracił rezonu. Próbował dalej:

– No coś ty! Marek B,! Siedziałem z Romkiem, zawsze z tyłu. W naszej klasie było tylko trzech facetów, jak możesz nie pamiętać?

– Nie pamiętam… – znów potrząsnęłam głową. – Przykro mi, to naprawdę musi być jakaś pomyłka.
Sytuacja stawała się już trudna do zniesienia. Ten gość powinien po prostu odejść, ale był uparty jak osioł.

– Proszę cię! – zawołał tak głośno, że jakaś kobieta się obejrzała. – Marta, naprawdę nie pamiętasz starego kumpla? Ty jesteś Marta L., prawda? – dodał, trochę już niepewnie.

Westchnęłam ciężko.

– Musimy sobie coś wyjaśnić – powiedziałam. – Wcale nie nazywam się Marta L.. To po pierwsze. Jeśli kończył pan liceum w tym mieście, to na pewno nie ze mną, bo jestem przyjezdna. To po drugie. A po trzecie, w życiu nie studiowałam na anglistyce. I muszę powiedzieć, że nawet jak na podryw w takim miejscu jak galeria, ten sposób jest dość marny. Trafił pan wprawdzie z imieniem, ale to wszystko. Nie przypominam sobie pana. A teraz przepraszam, muszę iść, bo mąż ma po mnie przyjechać.

Nigdy nie kręcił mnie typ Piotrusia Pana

Zostawiłam go z głupią miną i lekko otwartymi ze zdumienia ustami. Pośpieszyłam do ruchomych schodów, modląc się, żeby za mną nie poszedł. Tak naprawdę to był Marek B., z którym chodziłam przez ostatni rok nauki w liceum do jednej klasy. 

Kochałam się w nim kiedyś, jeszcze za szczeniaka, ale on wolał rozglądać się za tymi popularnymi dziewczynami. Ze mną nie chciał mieć nic wspólnego. Dopiero, gdy jak każda dziewczyna w liceum przeszłam swoją przemianę i z cichej myszki, no co tu ukrywać, stałam się niezłą laską, zaczął zwracać na mnie uwagę. Ale co mi po tym było? Doskonale wiedziałam o co chodzi chłopcom w jego wieku. Teraz będzie puszczał bzdury o tym, że się we mnie podkochiwał. Nie wierzę w to. Chciał mnie zaliczyć, ale ja się nie dała. Dlatego właśnie latał za mną jak pies w wywieszonym jęzorem.

W dodatku nic się nie zmienił. To znaczy fizycznie dość mocno, dlatego w pierwszej chwili nawet go nie poznałam, ale zachowywał się praktycznie tak samo jak w ogólniaku. Zachowałam się bardzo nieładnie, zbywając go w ten sposób. Problem jednak w tym, że zwyczajnie go nie trawiłam. Od tamtej sytuacji jego widok przyprawiał mnie o mdłości. Budził we mnie ogromną niechęć i wstręt.

Nie cierpię takich Piotrusiów Panów jak on. I szczerze mówiąc, gdybym znalazła się w tej samej sytuacji drugi raz, zrobiłabym to samo, może nawet rozmówiłabym się z nim jeszcze bardziej stanowczo i nie dała się zagadać. Nie wszystkie znajomości z dawnych czasów nadają się do odnowienia.

Czytaj także:
„Na weselu kuzyna poznałam księcia z bajki. Łukasz był przystojny, zabawny i... samotny. Czułam, że gdzieś tkwi haczyk”
„Adoptowany syn wyrósł na bandziora. Daliśmy mu miłość i bezpieczny dom, a on podtarł sobie tym wszystkim tyłek”
„W dzieciństwie było mi wstyd za siwe włosy i podkrążone oczy mamy. Sądziłam, że to obrzydliwe rodzić dzieci mając 40 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA