„Mój chłopak na hasło >>dziecko<< dostawał alergii. Zarzekał się, że nie chce mieć potomka, a później strzelił dzieciaka kochance”

zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Katusya
„Czułam się pokrzywdzona. A nawet podwójnie skrzywdzona. Przez naturę i przez ludzi. To, że nie dane mi było zostać matką, nie zależało bowiem tylko ode mnie. Gdybym wcześniej zlekceważyła jego opory i teorie – tak jak on mnie zlekceważył – już dawno byłabym matką. A tak nie miałam nic. Ani dziecka, ani faceta”.
/ 07.12.2022 09:15
zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Katusya

Jako osoba samotna dostałam urlop w drugiej połowie września. W firmie utarło się, że letnie miesiące należą się tym, którzy mają dzieci w wieku szkolnym. Niby jakaś racja w tym się kryła, ale i tak czułam się pokrzywdzona. A nawet podwójnie skrzywdzona. Przez naturę i przez ludzi. To, że nie dane mi było zostać matką, nie zależało bowiem tylko ode mnie.

Czy to moja wina, że mój długoletni partner życiowy na hasło „dziecko” niemal dostawał alergii? Obsesyjnie pilnował antykoncepcji i dowodził, że to grzech się rozmnażać, skoro świat już i tak jest potwornie przeludniony. Inna rzecz, że zmienił zdanie, gdy zapłodnił swoją dwudziestoletnią sekretarkę. Wtedy beztrosko porzucił mnie, bo musiał być odpowiedzialny za potomka.

– Chyba nawet ty to rozumiesz, prawda? Dziecko potrzebuje ojca...

Nawet ja? Co za…

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Mówić nie mogłam, bo gardło miałam ściśnięte. Gdybym wcześniej zlekceważyła jego opory i teorie – tak jak on mnie zlekceważył – już dawno byłabym matką. A tak nie miałam nic. Ani dziecka, ani faceta. Bez słowa spakowałam jego rzeczy i wymownym gestem pokazałam drzwi. Wolałam nie ryzykować i nie zostawiać mu zbyt dużo czasu, aby nie doszedł do wniosku, iż dziecko potrzebuje też mieszkania. Mojego mieszkania.
Tak więc po czterdziestce zostałam bezdzietną singielką, który to stan bardzo doceniali moi pracodawcy.

Mogli zlecać mi zastępstwo za koleżanki na urlopach wychowawczych, macierzyńskich i licznych opiekuńczych. Nie buntowałam się przeciw temu, bo odwdzięczali się premiami. Jedyne, co miałam im za złe, to te urlopy jesienią. Jakoś nikt nie wpadł na to, że może raz chciałabym pojechać nad polskie morze w lipcu lub sierpniu.

– I się ciesz! – skwitowała moje kręcenie nosem koleżanka, kiedy przy kolejnym podziale urlopów zaproponowano mi: kwiecień lub październik. – Nie masz pojęcia, jaki zatłoczony jest taki Kołobrzeg latem. Mówię ci – przewróciła oczami – horror! Gdybym nie musiała, nigdy bym w tym czasie tam nie jeździła. No ale wiesz, dzieciaki potrzebują jodu.

Przestałam publicznie narzekać, przyjmując do wiadomości, iż moje zachcianki, typu wylegiwanie się na rozgrzanym słońcem piachu muszą ustąpić wyższym racjom tych, „co nie chcą, ale muszą”.
Zatem znowu pojechałam nad morze po sezonie. Ośrodek był z tych lepszych, oferował różne atrakcje. Wprawdzie musiałam słono dopłacić do jedynki, jako że generalnie ośrodek nastawiony był na pary, ale co tam. Pogoda jeszcze dopisywała, więc zaraz pierwszego dnia, jeszcze przed śniadaniem, wybrałam się na plażę.

Kobieta wyraźnie posmutniała. I nie dziwota

Rozłożyłam się z ręcznikiem nieopodal jakiejś pary, tak na oko w moim wieku. Kątem świadomości odnotowałam ich obecność i zaraz przymknęłam oczy, aby pogrążyć się we własnych myślach. Z błogości nicnierobienia wyrwał mnie głęboki męski baryton.

– Wzięłaś mi czytnik?

Uniosłam powieki i zerknęłam. Pytanie zadał leżący niedaleko mężczyzna, kierując je do swojej towarzyszki.

– Ja miałam wziąć? – wysoki ton jej głosu wskazywał na zdenerwowanie. – Sam powinieneś o tym pamiętać.

– Ja mam na głowie tysiące spraw, a ty tylko włosy – rzucił ni to dowcipnie, ni złośliwie. – Chyba wystarczy, że haruję i płacę za to wszystko.

Też by mi nie było do śmiechu, gdyby jakiś cham wypominał mi, że płaci za mój wypoczynek.

– No, rusz tyłek – facet wyraźnie dopiero się rozkręcał. – Skocz po ten czytnik.

Nie miałam ochoty dalej słuchać. Podniosłam się, zwinęłam ręcznik i ruszyłam plażą poszukać innego, wolnego od sąsiadów, miejsca. Znalazłam, ale niedługo cieszyłam się samotnością. Ledwie się rozłożyłam, już stała nade mną zażywna, niemłoda kobieta objuczona tobołami.

– Pani tu będzie siedzieć? Bo zostawiłabym rzeczy i skoczyła po wnuki. Są z mężem w cieniu, bo on nie znosi słońca, ale dzieciaki, jak to dzieciaki, pani rozumie, zawsze chcą bliżej wody…

Pani wyobraziła sobie rozkrzyczaną dwójkę w wieku przedszkolnym, która rycząc wniebogłosy, domaga się kąpieli albo wzajemnie obsypuje piaskiem. Aż się wzdrygnęłam na tę wizję.

– Przykro mi, ale właśnie miałam schodzić. Pani rozumie, zaraz mam śniadanie…

Nie czekając na jej reakcję, podniosłam się z piachu, zgarnęłam manele i raźno ruszyłam w stronę hotelu. Jak na jeden poranek miałam dość wrażeń.

Niestety, to było dopiero preludium…

Przy śniadaniu dzieliłam stolik z kobietą, która przyjechała tu z rodzicami. Pozdrowiliśmy się niezobowiązująco i zaczęliśmy jeść. Widziałam, że młoda kobieta bardzo się stara utrzymać w roli dobrej córki, ale kiedy starszemu panu po raz kolejny wypadło coś z ust, nie wytrzymała i powiedziała kilka cierpkich słów. Popatrzyła przy tym na mnie przepraszająco. Machnęłam dłonią na znak, że nic się nie stało, jednak apetyt straciłam. Dziubałam widelcem w talerzu i zastanawiałam się, czy tak będą wyglądały wszystkie moje posiłki. W końcu wypiłam tylko herbatę, podziękowałam i wstałam od stolika.

Chciałam posiedzieć w spokoju na balkonie, chwilowo mając dość ludzi. I mi się nie udało. Z tym spokojem. Zza ścianki oddzielającej mój balkon od sąsiedniego, dobiegły odgłosy soczystych pocałunków. Kaszlnęłam znacząco i odgłosy ustały. Za chwilę jednak pocałunki zastąpiła jeszcze głośniejsza rozmowa.

– Mógłbyś się ciszej zachowywać? Nie wiadomo, kto mieszka w pokoju obok.

– W nosie to mam…

– Ty może tak, ale ja nie. Może to ktoś z mojego miasta? Tylko tego potrzebuję, żeby donieśli mojemu mężowi…

– Nie schizuj. Przecież nikt tu nie wie, że jesteś mężatką. No chodź, nie bądź taka…

– Nie znasz mojego męża. On gotów detektywa wynająć, byle mnie przyłapać. A wtedy żegnaj wygodne życie.

No szlag by trafił! Co mnie obchodzą ich romanse?

Założyłam słuchawki i puściłam muzę na cały regulator. Jeśli tak tu jest po sezonie, to strach pomyśleć, jak jest w lipcu – myślałam, żałując, że w ogóle przyjechałam. Jednak po chwili doszłam do wniosku, że skoro już przyjechałam, to może warto pokusić się o dalsze obserwacje. I wnioski.

Bo może ta bliskość, rodzina, za którą cały czas tęskniłam, ten drugi człowiek, o którym podświadomie marzyłam, to wcale nie jest aż takie szczęście, jak mi się wydawało? Spotkałam tu różnych ludzi będących w rozmaitych relacjach, ale żadna z tych osób nie sprawiała wrażenia szczęśliwej. Każda wypełniała jakieś obowiązki, spełniała cudze oczekiwania, realizowała swoje pragnienia, ale nikt nie był w pełni zadowolony.

Czy tak wyglądają wszystkie rodzinne urlopy? Kolejne dni już na spokojnie poświęciłam celowej obserwacji bliźnich. Z niektórymi nawet weszłam w bliższy kontakt. Mężczyzna, który przyjechał z dorastającym synem, zaczepił mnie parę razy. Wydawał się sympatyczny, dlatego zgodziłam się pójść z nim na drinka. Niestety, miłe wrażenie ulotniło się w momencie, kiedy przysunąwszy się do mnie stanowczo za blisko, wyznał, że szuka kogoś do miłego spędzania wieczorów i nocy, w czasie kiedy jego syn szaleje na dyskotece. Coś jeszcze mówił o kryzysie małżeńskim, wypaleniu. Odmówiłam wprost, więc odszedł, i to urażony.

Przez dłuższą chwilę przyglądałam się siedzącej przy stoliku obok parze. On wlewając w siebie kolejne kieliszki, robił się coraz głośniejszy, ona, początkowo usiłująca ograniczyć jego alkoholową aktywność, z czasem coraz bardziej cichła, zrezygnowana.

– Mogę się przysiąść?

Odwróciłam głowę. Moja sąsiadka posiłkowa.

– Proszę bardzo.

– Miałam ciężki wieczór i potrzebuję odrobiny alkoholu dla odprężenia.

Wyraźnie potrzebowała też słuchacza, bo już po chwili wysłuchiwałam smutnej historii, jak to mąż zobowiązał ją do wyjazdu z teściami na wakacje.

Samotność ma swoje plusy

– Wie pani, mieliśmy jechać razem, ale w ostatniej chwili coś mu wyskoczyło – musiała złowić niedowierzający błysk w moich oczach, bo dodała: – No, przynajmniej tak mi powiedział. Nie chcę się skarżyć, szanuję moich teściów, ale przebywanie z nimi całą dobę wykańcza mnie i dołuje. To w końcu dla mnie obcy ludzie, a czasem muszę ich oporządzać jak małe dzieci, co bywa niemiłe, niezręczne, delikatnie mówiąc… Miałam tu wypocząć, ale marzę już o powrocie do domu, gdzie mam jednak mniej obowiązków – nagle chyba zaniepokoiła się, jak odbiorę te jej wynurzenia. – Proszę nie myśleć, że jestem jakimś emocjonalnym potworem, ale tego jest po prostu dla mnie za dużo…

– Doskonale panią rozumiem – uśmiechnęłam się. – Ba, nawet panią podziwiam. Mogę się tylko domyślać, jakie to dla pani trudne.

– A pani sama? Nie przykrzy się pani?

– Początkowo tak – przyznałam. – Czułam się samotna i jakaś taka… niepełna na tle tych wszystkich par oraz rodzin, które tu wypoczywają. Ale teraz… hm, dochodzę do wniosku, że chyba nie mam czego im zazdrościć, bo samotność ma swoje plusy. Nic nie muszę, nikomu niczego nie zawdzięczam i w związku z tym nie jestem zobowiązana do rewanżu. Teraz widzę, że tak zwana „bliskość” najpiękniej wygląda z daleka…

Moja współtowarzyszka otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, może bronić rodzinnego modelu życia, ale po tym, jak się mi żaliła przez ostanie pół godziny, nie bardzo jej wypadało.
Więc tylko pokiwała głową. 

Czytaj także:
„Chciałam zranić nowego faceta w odwecie za to, że skrzywdził mnie mój były. Ale czy warto mścić się na całej płci?”
„Gdy mama próbowała ułożyć sobie życie po śmierci taty, znienawidziłam ją. Mściłam się na niej w okrutny sposób”
„Byłam ambitną prawniczką, a mąż zrobił ze mnie kurę domową i usługiwaczkę. Uciszał mnie i zabraniał mieć swojego zdania"

Redakcja poleca

REKLAMA