Drugie małżeństwo mojej matki było dla mnie prawdziwym szokiem. Nie rozumiałam zupełnie, jak mogła dopuścić do tego, aby ktokolwiek zajął miejsce mojego wspaniałego ojca, który odszedł tak nagle i tak wcześnie. Nikt z nas nie wiedział, jak ciężko jest chory, nawet on sam. Bezduszna choroba zaatakowała go podstępnie i było już za późno na leczenie. Tata odszedł zaledwie trzy miesiące po postawieniu diagnozy.
Miałam wtedy 10 lat i kompletnie się rozpadłam
Bo tata był całym moim światem, uwielbianym bohaterem. Wszystkie moje wspomnienia z dzieciństwa są z nim związane. Pamiętam go jako cudownego organizatora i duszę towarzystwa. Wszyscy go lubili. Gdziekolwiek poszłam, ludzie uśmiechali się na mój widok, bo byłam „córeczką Adama” – tak mnie nazywali sąsiedzi, znajomi, a nawet rodzina. Mama żyła w cieniu ojca, niezaradna, cicha i nieśmiała. Podczas gdy on brylował w towarzystwie, namawiając mnie, abym powiedziała jakiś wierszyk czy zaśpiewała piosenkę, ona stała z boku i posyłała mi krzepiące uśmiechy. Ale to nie w jej oczach szukałam podziwu. Nie ona sprawiała, że chciałam być jeszcze lepsza we wszystkim, tylko tata. Dla niego przynosiłam szóstki ze szkoły i mogłam godzinami ćwiczyć grę na skrzypcach, czekając na słowa uznania. Gdy zmarł, skrzypce natychmiast poszły w kąt, przestała mnie obchodzić muzyka.
Mama nie mogła zrozumieć, dlaczego zrezygnowałam ze swojej pasji, i namawiała mnie, abym nie przestawała grać. Patrzyłam na nią pustymi, oczami myśląc: „Przecież nie mam już dla kogo się starać…”. Pierwsze dwa lata po pogrzebie przeżyłam jak we śnie. Chodziłam do szkoły, bo tak robiły wszystkie dziewczynki w moim wieku, ale nie interesowało mnie to zupełnie. Odsunęłam się od koleżanek, zamknęłam w swoim świecie. Dużo czytałam, bo to przynosiło mi ukojenie. Z mamą nigdy nie miałam tak bliskich relacji jak z tatą, więc nadal się jej nie zwierzałam ze swoich smutków, chociaż ona próbowała się do mnie zbliżyć, poznać moje myśli i ukoić mój ból. Ja jednak nie chciałam się otworzyć, pozwolić jej wejść do mojego świata.
Żyłyśmy więc jakby obok siebie
Chociaż wiedziałam doskonale, że mamie jest bardzo ciężko po śmierci taty, to nie zamierzałam jej w żaden sposób pomagać. A przecież znalazła się w naprawdę trudnej sytuacji. Chociaż za życia taty pracowała, to tylko na pół etatu, bo głównie zajmowała się domem. Zarabiała grosze i to na ojcu spoczywał główny ciężar utrzymania domu. Tata płacił rachunki, na niego były wszelkie umowy – na dostawę gazu, wody, elektryczności czy wywóz śmieci. Ogarnięcie tego wszystkiego po jego odejściu wydawało się ponad siły mojej mamy – sama widziałam, że z trudem sobie z tym radzi. Ale zamiast ją wspierać, patrzyłam z dziwną satysfakcją, jak się męczy, jak próbuje pospinać domowy budżet, załatwić wszystko, poukładać nasze życie na nowo. Uznałam, że skoro moje serce nadal krwawi, to jej także powinno…
I tysiące razy jej wypominałam, że tata na pewno lepiej dużo lepiej by załatwił to czy tamto niż ona. Jej zagubiona i przepraszająca mina sprawiała mi wtedy jakieś chore zadowolenie. Byłam pewna, że do końca życia mama zostanie sama, bo jakim cudem ktokolwiek miałby zająć u jej boku miejsce taty? Przecież on był ideałem, więc powinna pielęgnować pamięć o nim do końca życia! Do głowy mi nie przyszło, że pewnego dnia może pojawić się ktoś, kto zechce się nią zaopiekować, a ona mu na to pozwoli… W końcu była przecież nadal bardzo atrakcyjną, trzydziestoparoletnią kobietą! Jako dziecko nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tata szalał na punkcie jej wielkich, niewinnych oczu okolonych długimi rzęsami. Dlaczego więc nie miałby oszaleć dla nich inny mężczyzna?
Mirka mama poznała, kupując żaluzje do mojego pokoju. Stare były wprawdzie jeszcze w dobrym stanie, ale jako nastolatka uważałam, że są w dziecinnym niebieskim kolorze i robiłam awanturę za awanturą, że powinna mi je w końcu zmienić na nowe. Nie interesowało mnie przy tym w ogóle, że przecież nie mamy na razie pieniędzy. No i w końcu mama uległa mi dla świętego spokoju, a wtedy…
Obsłużył ją Mirek
I zaproponował, że te żaluzje sam zamontuje. Nie wiedziała wtedy, że on nie jest pracownikiem, a właścicielem firmy, i że przyjechał do nas wykonać zlecenie, bo już był nią zauroczony. Mama, jak zawsze gościnna, poczęstowała go herbatą i domowym ciastem, wywiązała się między nimi uprzejma rozmowa i… tak właśnie wszystko się zaczęło. Najpierw mama to przede mną ukrywała, ale jej znajomość z Mirkiem rozwijała się i wkrótce musiała mi go przedstawić. Byłam wściekła, że pojawił się w naszym życiu jakiś obcy facet, i dawałam jej to do zrozumienia na każdym kroku. Traktowałam go niemiło, ignorowałam, odpowiadałam nieuprzejmie na wszelkie jego pytania. Mirek jednak nie ustawał w staraniach o moją sympatię. Wkurzało mnie to jeszcze bardziej i wyżywałam się na mamie, nie sądziłam więc, że odważy się wyjść za niego za mąż. A jednak oboje się na to zdecydowali…
Kiedy się o tym dowiedziałam, dostałam szału! Uważałam, że w ten sposób matka zbezcześciła pamięć po moim ojcu, i przysięgłam sobie w dniu jej ślubu, że... nigdy jej tego nie wybaczę. Ani jej, ani jemu! Tuż po ślubie przeniosłyśmy się obie do domu Mirka. Powinnam chyba skakać do góry z radości, że zamiast w niedużym dwupokojowym mieszkaniu na szóstym piętrze bloku z wielkiej płyty znalazłam się nagle w zadbanym domu z ogródkiem. Dostałam swój pokój, dwa razy większy od starego i z balkonem wychodzącym na ogród. Ale ja nie zamierzałam się z tego cieszyć i na każdym kroku demonstrowałam, że jestem niezadowolona ze zmiany. Poustawiałam także wszędzie fotografie taty, chcąc podkreślić, że nadal to on jest dla mnie najważniejszy.
Nikt mi tego nie bronił…
Nie mogłam także znieść, że… mama i Mirek w końcu całkowicie przestali zwracać uwagę na moje dąsy i fochy. On dużo pracował, bo prowadził dwie firmy, jedną budowlaną, a drugą z artykułami dekoracyjnymi do okien, takimi jak te nieszczęsne żaluzje, od których zaczął się ich romans. Całymi dniami nie było go więc w domu, a kiedy wracał wieczorem, zajmował się jedynie mamą. Dla mnie był grzeczny, lecz nigdy mi się nie narzucał, przestał walczyć o moją akceptację. Moje złośliwości spływały po nim niczym woda po kaczce. Zupełnie jakby z góry założył, że ze mną będą problemy i był przygotowany.
Mama natomiast, jak dawniej, siedziała w domu, z tym że teraz w ogóle zrezygnowała z pracy. Miała przecież dużą willę i spory ogród. Było co robić przez cały dzień! Oczywiście, ona o wiele bardziej przejmowała się moim dąsami i próbowała ze mną rozmawiać na rozmaite tematy, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Tylko raz Mirek wziął mnie na poważną rozmowę – ale ja wtedy rzeczywiście przesadziłam ze swoim zachowaniem.
Jako właściciel firmy budowlanej i dekoratorskiej miał wielu partnerów biznesowych, których musiał dopieszczać, aby dawali mu zlecenia. Robił dla nich kilka razy w roku przyjęcia, do których oboje z mamą starannie się przygotowywali. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik: jedzenie, alkohol, dodatki. Mama po każdym takim przyjęciu padała ze zmęczenia, ale była szczęśliwa, bo Mirek nie szczędził jej pochwał, że tylko dzięki niej wszystko się udało.
– Świetnie gotujesz, jesteś doskonałą gospodynią! Sam nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – mówił, a ona cała jaśniała.
Na jednym z takich przyjęć postanowiłam narozrabiać. Miałam wtedy 16 lat i cieszyłam się wrażeniem, jakie robię i na chłopakach, i na dorosłych facetach. Zamierzałam to wykorzystać. Ubrałam się w wyzywającą sukienkę kupioną po kryjomu i pojawiłam się w niej na przyjęciu wymalowana niczym gwiazdka z filmów porno. Z miejsca zaczęłam flirtować z obecnymi tam, mocno już podchmielonymi i dużo ode mnie starszymi panami, co im się bardzo spodobało, a ich żonom – niekoniecznie. Na mój widok mama zmartwiała, a Mirek zbladł. Wyczekał na odpowiedni moment i wziąwszy mnie po łokieć, wyprowadził z salonu, a potem kategorycznie nakazał się przebrać.
Było coś w jego oczach, że musiałam posłuchać
Potem, po przyjęciu, oświadczył mi bez ogródek, że taki numer wycięłam mu po raz pierwszy i ostatni.
– Nie będziesz mi psuła biznesu! – stwierdził, a ja zrozumiałam, że nie żartuje.
Nadal więc nienawidziłam go z całego serca, ale od tamtej pory trzymałam się już od niego z daleka. Musiało mi wystarczyć to, jak mama cierpi, że go nie akceptuję.
– Zobacz, jak wiele mu zawdzięczamy! W jakich żyjemy warunkach! Naprawdę nie potrafisz tego docenić? Przecież nic nie zwróci nam taty, a Mirek nie jest winien tego, że tata odszedł… Chce się nami zaopiekować, nic więcej. Nie zamierza zająć w twoim życiu miejsca ojca – klarowała mi.
– Ale w twoim zajął! Już zupełnie o tacie zapomniałaś! Nie pamiętasz, w jakich bólach umierał?! – wykrzyczałam jej. – Może tobie ten twój Mirek zastąpił zmarłego męża, ale ja go do niczego nie potrzebuję! I wiesz co? Wolałabym tysiąc razy, żebyś to ty umarła, a nie tata!
Wiem, że to były okrutne słowa i w sumie pożałowałam ich w chwili, gdy je wypowiedziałam, ale już było za późno. Mama zresztą nawet wtedy nie zapłakała, jak to miała w zwyczaju podczas innych moich awantur, tylko spojrzała na mnie smutno. Coś się potem, po tej rozmowie, zmieniło w naszych stosunkach. Mama jakby przestała o mnie walczyć. Ja żyłam sobie, a ona z Mirkiem sobie. Niby jadaliśmy razem obiady, mijaliśmy się na korytarzu, lecz nie było między nami żadnej bliskości. Tak dotarłam do matury i kiedy ją zdałam, zrobiłam wszystko, aby wyjechać na studia do innego miasta, chociaż przecież w moim rodzinnym także są doskonałe uczelnie.
Od tego momentu w domu bywałam bardzo rzadko, prawie wcale. Starałam się nie przyjeżdżać nawet na święta, które wolałam spędzać na nartach z przyjaciółmi czy chłopakiem. Dlatego nie wiedziałam za dobrze, co się dzieje z mamą i Mirkiem. Kiedy skończyłam studia licencjackie i wróciłam na parę miesięcy do domu, odkryłam ze zdumieniem, że… nie jest między nimi za dobrze.
Kiedyś było widać, jak na siebie działają
Potrafili nawet w ciągu dnia zniknąć w sypialni, co doprowadzało mnie do szału. Teraz zauważyłam z niemałą satysfakcją, że... śpią osobno! Mirek przeniósł się na kanapę w salonie, mama zrobiła się milcząca i blada, miała podkrążone oczy, jakby nocami w ogóle nie spała. Niewiele ze sobą rozmawiali, tylko wymieniali banale uwagi i zdawkowe uprzejmości. Cieszyło mnie to, bo niezbicie dowodziło, że drugie małżeństwo mamy jest pomyłką.
„Może Mirek ma romans? Dlaczego nie, nadal jest atrakcyjny, a wiadomo, że po czterdziestce faceci mają kryzys, różne rzeczy przychodzą im wtedy do głowy…” – myślałam ze złośliwą satysfakcją.
Czasami miałam niejasne wrażenie, że mama o czymś chce ze mną porozmawiać, ale… zawsze wtedy mroziłam ją wzrokiem i natychmiast z tego rezygnowała.
„Po co mam słuchać jej zwierzeń? Co mnie obchodzi, że wali się jej związek? – myślałam. – Mówiłam jej od początku, że nie powinna szargać pamięci taty. A skoro mnie nie słuchała, to teraz ma za swoje!”.
Wkrótce znów wyjechałam na studia, dwuletnie magisterskie. Jak zwykle przestałam się odzywać do mamy. I kiedy niespodziewanie w listopadzie zadzwonił do mnie Mirek, nawet nie poznałam numeru jego komórki. Nie miałam go przecież zapisanego w telefonie, bo i po co?
– Z mamą jest źle, jest w szpitalu – usłyszałam jego załamany głos i… poczułam, że serce staje mi w gardle.
Coś się dzieje mamie? Boże, tylko nie jej!
To ostatnia bliska osoba, jaka mi została! Nagle pożałowałam wszystkich moich złych myśli. I uświadomiłam sobie, że przecież… ja nie złorzeczyłam jej na serio!
– Przyjadę najbliższym pociągiem! – rzuciłam do Mirka i popędziłam po torbę.
Mąż mojej mamy czekał na mnie na dworcu. Był nieogolony i przygnębiony, wyglądał fatalnie, przybyło mu lat.
– Co się dzieje? – spytałam od razu.
– Kobiece sprawy... – odparł zmęczonym głosem. – To się stało dzisiaj w nocy, wezwałem natychmiast pogotowie. Przyjechali błyskawicznie, ale straciła bardzo dużo krwi. W szpitalu zatamowali krwotok...
– Co jej jest? Czy już wiadomo? – dopytywałam coraz bardziej przerażona.
Milczał chwilę, a potem powiedział:
– Ona twierdzi, że to samo, co miał twój tata…
Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a tymczasem Mirek mówił dalej:
– Od kilku miesięcy psuło się coś miedzy nami. Ewa nie chciała nawet spać ze mną w jednym łóżku. Nie rozumiałem, skąd taka zmiana, przecież nic złego nie zrobiłem i kochałem ją nadal tak mocno jak zawsze. Próbowałem z nią rozmawiać, ale ona nie chciała. Odsuwała się ode mnie coraz bardziej, co mnie w końcu zdenerwowało. Postanowiłem, że skoro ona tak mnie traktuje, to jej odpłacę pięknym za nadobne! Przestałem bywać w domu, udawałem nawet, że mam kochankę, chociaż to nieprawda. Chciałem, żeby była zazdrosna i cierpiała, skoro ona zadawała mi ból.
– Myślisz, że robiła to, bo wiedziała, że jest chora? – zapytałam zdumiona.
– Tak teraz podejrzewam, ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego ukrywała przede mną prawdę! Dlaczego mi nie zaufała? – zapytał Mirek, a po twarzy pociekły mu łzy.
Poczułam ochotę, by przytulić tego zrozpaczonego człowieka, który tak bardzo kochał moją mamę, jednak nie śmiałam. Natychmiast pojechaliśmy do szpitala. Mama leżała w pościeli blada, wychudła. Mimo transfuzji ledwo miała siłę mówić.
– Mamo, skąd wiesz, że to ta sama choroba? Czy to oficjalna diagnoza? – przypadłam do jej łóżka i chwyciłam ją za rękę.
– Oficjalna, nieoficjalna… Nie wiem, ale co to może być innego? Kiedy tylko zaczęły się bóle, kilka miesięcy temu, od razu wiedziałam, że już nie ma dla mnie ratunku! – odparła cicho.
– Ale… skąd to niby możesz wiedzieć? – spytałam zdezorientowana.
– Przeczucie… Zawsze wiedziałam, że odejdę tak jak Adam. Szybko i w bólach. Czy nie tego mi zawsze życzyłaś? – spojrzała mi w oczy, a mnie przeszedł dreszcz.
„Mamo, ja tego nie chciałam!” – chciałam teraz krzyknąć, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa.
Nagle uświadomiłam sobie, ile bólu zadałam własnej matce, kwestionując jej miłość do mojego ojca, a potem prawo do szczęścia z Mirkiem. Chciałam, aby jak te biedne żony w Indiach spłonęła na stosie razem z pierwszym mężem…
Jak mogłam być taka okrutna?!
Jak mogłam nie rozumieć, że ją kocham nad życie?!
„Nie mogę cię teraz stracić!” – pomyślałam, wypadając na korytarz.
Chciałam znaleźć jakiegokolwiek lekarza, usłyszeć diagnozę i błagać, aby leczyli moją mamę, wyrwali ją śmierci za wszelką cenę. Kiedy poprosiłam pielęgniarkę o rozmowę z lekarzem prowadzącym mamę, głos mi się łamał.
– Proszę się nie denerwować, doktor teraz operuje. Na pewno do państwa przyjdzie, kiedy skończy – usłyszałam.
Ten czas oczekiwania był dla mnie katorgą. Trzymałam mamę za rękę i zapewniałam ją o swojej miłości, raz po raz prosząc o wybaczenie za zło, które jej uczyniłam. Mama spała, kiedy w końcu przyszedł lekarz. Miał zmęczoną twarz, ale pogodną.
– To na pewno nie jest nowotwór – zareagował zaskoczeniem na moje pytanie. – Pani mama nie ma raka, to inne powody wywołały krwawienie. W obecnym stanie nie możemy zastosować narkozy, organizm jest zbyt wycieńczony, ale spokojnie, damy sobie z tym radę.
Na dźwięk tych słów poczułam niewypowiedzianą ulgę.
– To nie rak, mamo! To nic poważnego! – powiedziałam jej, kiedy się przebudziła. – Jeszcze wiele lat życia przed tobą.
„I przede mną, żebym mogła naprawić wszelkie krzywdy, które ci wyrządziłam – pomyślałam. – Tobie i… Mirkowi. Nie wiem, czy mi się uda, ale się postaram”.
Godzinę później, kiedy wyszliśmy już z Mirkiem ze szpitala i wsiedliśmy do samochodu, on odezwał się pierwszy.
– Będziemy chyba musieli poważnie porozmawiać, wyjaśnić sobie i poukładać wiele spraw na nowo... – westchnął.
– Wiem i doceniam, że chcesz to zrobić, chociaż byłam dla ciebie taka podła. I dla mamy też – odparłam szczerze.
Spojrzałam na Mirka nieśmiało, a kiedy uśmiechnął się do mnie, poczułam, że mamy szansę zostać prawdziwą rodziną.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”