„Byłam ambitną prawniczką, a mąż zrobił ze mnie kurę domową i usługiwaczkę. Uciszał mnie i zabraniał mieć swojego zdania"

Mąż zrobił ze mnie kurę domową fot. Adobe Stock, beeboys
„To on zapraszał do naszego domu swoich klientów, on z nimi rozmawiał, a moja rola ograniczała się do podawania dań i dbania o ładny wygląd. Inni mieli swoje zdanie i nie bali się go wyrażać. Ja byłam przez Sławka uciszana – dyskretnie, ale stanowczo".
/ 01.12.2022 06:23
Mąż zrobił ze mnie kurę domową fot. Adobe Stock, beeboys

Całe życie byłam grzeczna i potulna, więc mój nagły sprzeciw bardzo zdziwił mojego męża. Myślał, że jak robił ze mnie idiotkę przez tyle lat małżeństwa, to podczas rozwodu nie będzie inaczej. Pomylił się… Ale nie tylko ja go zawiodłam.

Kiedy zobaczyłam przed salą sądową Marcina, z tą jego nieprzeniknioną miną, poczułam, że moje zdenerwowanie sięga zenitu. Skinął mi głową z daleka, odruchowo odpowiedziałam na to pozdrowienie, czując, że czerwienię się jak mała dziewczynka.

Struga potu wystąpiła mi na czoło

„Rozjedzie mi się makijaż. Jak ja będę wyglądała?!” – pomyślałam w popłochu.

Nie poprawiło to mojego samopoczucia. Wręcz przeciwnie, zdenerwowałam się jeszcze bardziej, Zobaczyłam, jak do Marcina podchodzi mój mąż i wita się z nim serdecznie. Mnie nie zaszczycił nawet jednym spojrzeniem. Zrobiło mi się przykro, choć przecież nie spodziewałam się po nim innego zachowania.

Był na mnie wściekły, bo po raz pierwszy mu się postawiłam i postanowiłam walczyć o swoje. Przez całe nasze małżeństwo byłam posłuszna jak cielę. Nic dziwnego, że gdy nagle zażądał rozwodu, spodziewał się, że przyjmę z wdzięcznością te nędzne grosze, które mi zaoferował. Mamił mnie wizją, jak to zabezpieczy przyszłość moją i naszych dzieci.

Dzieci? A cóż on jeszcze może im dać. Są u progu kariery i świat stoi przed nimi otworem. Mają pokończone dobre szkoły, uniwersytety… Syn skończył wydział elektroniki, a córka jest po prawie, tak jak ja i mój wkrótce już były mąż.

Ze Sławkiem poznaliśmy się właśnie na studiach i, co ciekawe, ja byłam lepszą studentką niż on. Pamiętam, jak usiadł obok mnie na bardzo trudnym kolokwium z prawa karnego i bezczelnie ode mnie zżynał. Był przystojny i czarujący, więc mu na to pozwoliłam. Kiedy potem okazało się, że oboje dostaliśmy piątki, zaprosił mnie do kawiarni. Zamówiłam galaretkę, której nie znoszę – chyba już wtedy odjęło mi rozum.

Tak byłam oczarowana Sławkiem

Zostaliśmy parą, co nasi znajomi z wydziału przyjęli ze zdumieniem. Nie byłam bowiem typem dziewczyny, która powinna interesować takiego przystojniaka, jak Sławek. Tym, co wyróżniało mnie w tłumie, była moja inteligencja, a nie uroda.

A jednak mijały lata, a my nadal byliśmy razem i kiedy skończyliśmy studia, Sławek poprosił mnie o rękę. Oczywiście, zgodziłam się, byłam zachwycona! Zaczęliśmy pracować w tej samej znanej kancelarii i wyglądało na to, że tak jak podczas studiów, znowu będziemy razem właściwie przez całą dobę. Sądziłam wtedy naiwnie, że stanowimy zgrany zespół. Podobnie jak na studiach rozwiązywaliśmy wspólnie wiele problemów.

Byłam dumna z tego, że Sławek polega na moim zdaniu. Czułam się dowartościowana. Dopiero wiele lat później, kiedy spojrzałam krytycznie na tamten czas, zauważyłam, że mój ukochany wykorzystywał moją wiedzę do tego, żeby błysnąć przed naszym szefem, bo najczęściej to on prezentował potem nasze rozwiązania. Ja stałam cicho i grzecznie z boku, wpatrzona w Sławka jak w obrazek.

Nic dziwnego, że szybko awansował, a ja, głupia, cieszyłam się z jego sukcesów, wierząc w to, że silny i spełniony mężczyzna u mojego boku, to samo szczęście.

Wkrótce zaszłam w ciążę, urodziłam dziecko i poszłam na urlop wychowawczy. Siedziałam w domu z Krzysiem i starałam się, aby Sławek czuł się komfortowo po powrocie z kancelarii. Tak ciężko przecież tam pracował! Mieszkanie lśniło, na stole był codziennie świeży obiad, a Krzyś był zadbany i dopieszczony.

Kiedy skończył dwa lata i zaczęłam przebąkiwać, że chętnie bym już wróciła do pracy, Sławek przekonywał mnie, że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby urodzenie drugiego dziecka.

– Krzysiowi przyda się rodzeństwo, no i zawsze przecież chcieliśmy mieć dwoje dzieci – tłumaczył.

– Ale ja powoli zapominam to, czego się nauczyłam na studiach! – protestowałam, niby ze śmiechem, ale jednak zaniepokojona.

– Przypomnisz sobie błyskawicznie, zawsze przecież byłaś prymuską – mąż uspokajająco mnie całował. – Ja ci zresztą pomogę – teraz on przejmował pałeczkę osoby, która więcej wie i więcej umie.

Nie widziałam w tym wszystkim podstępu

Kiedy zaszłam po raz drugi w ciążę i urodziłam Zuzę, byłam szczęśliwa. Nie protestowałam także za bardzo, kiedy Sławek przekonywał mnie, że jeszcze nie czas, abym wróciła do zawodu, że jeszcze dzieci są zbyt małe, a on przecież całkiem dobrze zarabia i może nas wszystkich utrzymać. Tak mijały lata…

Nawet nie zauważyłam kiedy nagle z przebojowej studentki, a potem młodej prawniczki, zmieniłam się w kurę domową. Kurę niemającą swojego zdania. Dużo czasu mi zajęło, zanim zrozumiałam, że mój mąż robi ze mnie idiotkę przy naszych znajomych. Przepraszam, przy jego znajomych, bo przecież ja żadnych nie miałam.

To on zapraszał do naszego domu swoich klientów i partnerów biznesowych, on z nimi rozmawiał, a moja rola ograniczała się do podawania dań i dbania o ładny wygląd. Ale i tak, żebym nie wiem jak się starała, czułam się zaniedbana i nic niewarta przy tych wszystkich eleganckich kobietach, które do nas przychodziły.

To na nich skupiała się uwaga mężczyzn, także mojego męża. One miały swoje zdanie i nie bały się go wyrażać. Ja, ledwo otworzyłam buzię, byłam przez Sławka uciszana – dyskretnie, ale stanowczo.

Marcin pojawił się w naszym domu kilkanaście lat temu

On i jego piękna żona. Obydwoje byli prawnikami, tak jak ja ze Sławkiem. A raczej powinnam powiedzieć, tak jak ja kiedyś…

Przyglądałam się im z trudem ukrywaną zazdrością. Jak się przekomarzają, dyskutują ze sobą, ścierają się poglądami, żartują, śmieją. Widać było wyraźnie, że Marcinowi rozmowa z żoną sprawia ogromną radość, że lubi z nią dyskutować. Widziałam w nich siebie i mojego męża sprzed lat.

„Tacy byśmy właśnie teraz byli, gdyby nie to, że dałam się namówić na zostanie w domu…” – myślałam. „To mogłam być ja… W tej eleganckiej sukience, która nie skrywa żadnych fałdek tłuszczu, bo nie musi” – snułam fantazje, patrząc na Ewę.

Był mi przykro, że mój mąż także patrzy na nią z zachwytem. Z takim, z jakim od dawna już nie patrzył na mnie. Tak naprawdę nie lubiłam ani Ewy, ani jej męża. Pewnie dlatego, że traktowali mnie z wystudiowaną grzecznością, w której nie było żadnego zainteresowania.

Nigdy sami z siebie do mnie nie zagadali, wymienialiśmy tylko jakieś grzecznościowe uwagi. Czułam się w ich towarzystwie obco i nie na miejscu, nawet kiedy to oni byli gośćmi w moim domu. A teraz mój mąż poprosił Marcina na swojego świadka.

Wiedziałam, po co go ściągnął do sądu – chciał, aby Marcin potwierdził, że byłam bardzo kiepską żoną i panią domu. Nie pracowałam, a tymczasem Sławek się zaharowywał dzień i noc, żeby wszystkiego nastarczyć swojej leniwej żonie. W końcu chodziło o to, aby mój mąż „uratował” swój majątek. I komu sędzia uwierzy?

Mnie czy jemu – eleganckiemu prawnikowi?

Byłam tak zestresowana, wchodząc na salę, że czułam, jak uginają się pode mną kolana. Usiadłam na swoim miejscu, sąd wezwał świadka. Marcin stanął na środku, przy mównicy i zaczął odpowiadać na pytania sądu. Rzeczowo, spokojnie, w wyważony sposób. Słuchałam i nie mogłam uwierzyć…

Mówił o mnie bowiem same dobre rzeczy! O tym, jaką byłam wspaniałą żoną i matką. Pamiętał doskonale, jakie szkoły skończyły moje dzieci, na jakie zajęcia dodatkowe chodziły. A mnie się wydawało, że kiedy o tym mówiłam w jego towarzystwie, to krzywił się z niesmakiem. Tymczasem on wszystkiego uważnie słuchał.

Wspomniał także na koniec, jakim byłam doskonale zapowiadającym się prawnikiem i powiedział wyraźnie, że… jego zdaniem odnosiłam kiedyś większe sukcesy niż Sławek, więc podziwia mnie za to, że podjęłam taką, a nie inną decyzję.

– Moja żona nie zdecydowała się zrezygnować ze swojej kariery. Nie obwiniam jej za to, tylko stwierdzam, że w związku z tym prowadzenie domu i wychowanie dzieci należy do nas obojga. I zawsze zazdrościłem mojemu przyjacielowi, Sławkowi, że on ma w osobie żony taką wyrękę, że może poświecić się całkowicie pracy, wiedząc, że jego dzieci są zadbane, a dom należycie prowadzony.

Byłam w szoku. Widziałam także, że mój mąż jest wściekły i nawet nie umie tego ukryć. Kiedy wyszliśmy z sali, pognał za Marcinem i natychmiast zaczął robić mu wyrzuty.

– Nie przyszedłem do sądu po to, aby kłamać – zbył go Marcin.

„To chyba koniec ich przyjaźni…” – pomyślałam.

Na kolejnej rozprawie sąd przyznał mi godziwe alimenty

Nie czułam się jednak zwycięzcą. Myślałam o tym, że nikt nie odda mi mojego życia, że nie cofnę tych wszystkich lat. I rozpamiętywałam, co mogłam osiągnąć, a z czego zrezygnowałam z miłości do Sławka.

– Mamo, bo ty powinnaś jednak pójść do pracy! – stwierdziła moja córka, Zuza.

– Ale do jakiej? Kto mnie przyjmie w tym wieku? – wzruszyłam ramionami.

Kiedy po kilku dniach zadzwoniła moja komórka, nie rozpoznałam numeru, ale odebrałam. I ze zdumieniem usłyszałam głos Marcina.

– Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że jakbyś czegoś potrzebowała, to ja i Ewa służymy pomocą – usłyszałam.

– Ja… Sama nie wiem… Właściwie, to… radzę sobie… – chciałam zbyć go elegancko, bo głupio mi było otworzyć się przed nim i zwierzyć z moich problemów.

W końcu jednak nie wytrzymałam

– Potrzebuję pracy! – wypaliłam. – Chociażby po to, aby nie siedzieć w domu.

Od razu zrobiło mi się głupio, bo po drugiej stronie słuchawki zapadła głucha cisza, ale po chwili Marcin się odezwał.

– Miałbym ci coś do zaoferowania. Prowadzę teraz bardzo dużo spraw i prawdę mówiąc, przydałaby mi się asystentka. A ty masz odpowiednie kwalifikacje.

– Ja? – byłam zaskoczona.

– Oczywiście. Kończyłaś prawo.

– Ale kiedy to było?

– Nieważne kiedy. Wiem, że byłabyś dobrym prawnikiem, gdybyś nie zrezygnowała z pracy. Słyszałem tyle razy, jak wypowiadasz się na rozmaite tematy, zawsze robiłaś to w wyważony sposób, z ogromnym wyczuciem.

„On mnie słuchał? A ja sądziłam, że mnie ignoruje” – byłam zaskoczona.

– Zastanów się nad moją propozycją. Może omówimy ją przy kawie, zapraszamy cię z Ewą do nas – podsumował.

– A… Sławek? Nie będzie z tego powodu zły? – zdumiałam się.

– Sławek… Prawdę mówiąc nie przyjaźnimy się już. Nie podobało się nam z Ewą, jak cię potraktował – usłyszałam.

Przyjęłam pracę, którą zaoferował mi Marcin. Nie sądziłam, że ponowny kontakt z prawem sprawi mi taką przyjemność. Realizuję swoje marzenia i kto wie może jeszcze nie jest za późno, abym założyła adwokacką togę?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA