Jestem singielką. Nie wyszłam za mąż, nie mam dzieci, mam za to podobno mnóstwo wolnego czasu, który mogę, a wręcz powinnam poświęcić bliskim, bo co mam lepszego do roboty?
– Wpadnij do mnie przy okazji, dostałam rachunek za prąd i coś mi się nie zgadza – dzwoniła mama.
– Kasia zaprosiła cię na działkę? No to co za problem, przecież ona ma córeczkę, Wituś nie będzie przeszkadzał. Przy okazji dzieci się pobawią i spędzisz trochę czasu z siostrzeńcem – mówiła zachęcająco siostra, nie przyjmując do wiadomości, że mam inne plany niż opiekowanie się jej synem w weekend.
Mama i siostra świetnie mną manipulowały, wmawiając mi, że wszystko, co robię dla nich, robię „przy okazji”, „po drodze”.
Nie widziałam tego do czasu, aż wysiadło mi zdrowie
Kiedy pierwszy raz straciłam orientację w przestrzeni, przestraszyłam się. Uczucie nieważkości szybko minęło, pozostawiając mnie spoconą z wrażenia jak mysz. Co to było? Jakbym nagle przestała podlegać sile ciążenia, nogi nie stały pewnie na ziemi, nie wiedziałam, gdzie dół, gdzie góra. Świat zawirował a ja przestałam trzymać pion i poleciałam na bok, zupełnie jakbym stała na chwiejnym pokładzie miotanego sztormem statku.
Żaden opis nie odda wrażenia utraty kontroli nad własnym ciałem, do tej pory myślałam, że za zawrotami głowy kryje się łagodne kręcenie się świata jak na karuzeli, to, co przeżyłam, było horrorem.
Zwierzyłam się tylko Kasi, gdybym powiedziała mamie, zadręczyłaby mnie pytaniami o stan zdrowia, zasypała dobrymi radami, z których najważniejsza byłaby jedna:
– Za dużo pracujesz, córeczko. Po co się tak męczysz, dla kogo robisz karierę? Dzieci nie masz, a majątku do grobu nie zabierzesz.
Dodałaby, że najważniejsza jest rodzina, swojej nie założyłam, ale mam bliskich, mamę, siostrę i siostrzeńca, którego powinnam uważać bez mała za osobiste dziecko… Aha, mam jeszcze szwagra, ale o nim mama nie wspomni, a szkoda, bo akurat on jest w porządku i nie zawracał mi głowy.
Siostrze też nie powiedziałam o zawrotach głowy, nie było po co. Przez sekundę by mi współczuła, a potem zasypała lawiną przypowieści zdrowotnych, z których niezbicie wynikałoby, że moja dolegliwość to pikuś przy porodzie i chorobach wieku dziecięcego.
Tylko Kasi mogłam powiedzieć, co mi się przytrafiło
– Czyżby wysiadł ci błędnik? – przyjaciółka zaryzykowała diagnozę, bo każdy z nas jest z powołania lekarzem.
– Tylko na chwilę? Teraz wszystko OK – zwątpiłam w jej medyczne kompetencje.
– No to nie wiem, idź się przebadaj. Zadbaj wreszcie o siebie, pracujesz jak koń nie tylko zawodowo, wysługujesz się też siostrze i mamie.
– No, mama skręciła nogę, więc doszło mi robienie zakupów.
– Tego nie kwestionuję, pytam tylko dlaczego Magda się nie włączy. To również jej mama.
– Nie może, bo nie ma z kim zostawić Witka.
– Z ojcem niech zostawi – prychnęła rozzłoszczona Kasia. – Ale dobra, nie wtrącam się, róbcie, jak wam wygodniej. A właściwie jak im wygodniej, bo przepraszam, ale uważam, że obie cię wykorzystują. Twoja mama jest na emeryturze, ale wygląda super i diabłu by łeb urwała, nie wymaga opieki. A siostra… Oszczędzę ci tego, co o niej myślę. Ja też mam dziecko i wiem, że Magda robi cię w konia, co rusz zatrudniając jako wygodną, bo dyspozycyjną opiekunkę.
– Ale to moja najbliższa rodzina – powtórzyłam argument słyszany od dzieciństwa.
– Jasne, spoko. Kochaj ich, ale nie pozwalaj się wykorzystywać, będą cię bardziej szanowały. I pomyśl o sobie, przebadaj się, żeby niczego nie przeoczyć.
Słowa Kasi podziałały na mnie jak zimny prysznic
Z Kasią pojechałam na tomografię, na siostrę nie mogłam liczyć, bo przecież ona miała dziecko i cały dom na głowie. Córeczka Kasi była tylko o rok starsza od Witusia, ale przyjaciółka znalazła dla mnie czas. Nie musiała mi towarzyszyć, chciała, bo widziała, jak bardzo się boję.
Wyniki tomografii wyszły idealnie, zaś laryngolog wykluczył chorobę błędnika, pochodzenie zawrotów głowy pozostało nieznane.
– Mówię ci, odpocznij – warczała Kasia, widząc, że czytam wiadomość od Magdy. – Czego ona znowu chce?
– Żebym zajęła się w sobotę Witusiem, ona musi wyjść, a szwagier nie może, bo pisze pracę doktorską, finiszuje jak wściekły, wiem, w jakim jest amoku. Nie mogę odmówić.
– Masz się wykazać większą asertywnością – zarządziła Kasia. – Szanuj się, nie jesteś na gwizdnięcie, zrozumiano?
– Tak jest – uśmiechnęłam się, ale zaraz dodałam: – One uważają, że nie mam nic ważnego do roboty, jakbym miała rodzinę, wiedziałabym, co to obowiązek.
– Ależ masz rodzinę, i to bardzo wymagającą – Kasia spojrzała mi prosto w oczy; mięśnie żuchwy jej drgały, jakby miała zaraz wybuchnąć. – Wciąż cię zatrudnia ta rodzina, w dodatku wmawia ci, że nie masz żadnych zajęć.
Teraz do mnie dotarło, co mówi
Wcześniej właściwie też to wiedziałam, buntowałam się w duchu, ale brakowało mi kontrargumentów, chowałam żale w sobie i ulegałam. Bo co taka singielka jak ja może wiedzieć o życiu? Więc niech się na coś przydam! Jasne, że to bzdura, ale mocno zakorzeniona. Tak często dawano mi to do zrozumienia, że przestałam walczyć o szacunek dla siebie.
– Rany, ty masz naprawdę pomieszane w głowie – powiedziała ze zgrozą Kasia. – W robocie jesteś jak brzytwa, a rodzinie pozwalasz robić sobie wodę z mózgu. Nic dziwnego, że masz zawroty głowy.
Diagnoza przyjaciółki, chociaż nieprofesjonalna, trafiła mi do przekonania, coś w tym było. Zaczęłam od tego, że odmówiłam Magdzie przejęcia niespodziewanej opieki nad Witusiem. Napisałam, że nie mogę, przepraszam.
Najpierw chciałam skłamać, że coś mi wypadło, ale odpuściłam. Nie muszę się tłumaczyć, Magda też mi nie powiedziała, dokąd się wybiera.
Byłam z siebie dumna, postawiłam pierwszy krok na wyboistej drodze asertywności, jednak coś mi dokuczało. Obowiązek podnosił łeb, domagając się uwagi, wołał wielkim głosem, że Wituś mnie potrzebuje.
Zabawne, zważywszy, że byłam bezdzietną kobietą bez obowiązków. Została mi jeszcze mama, jej nie mogłam tak po prostu odsunąć.
Zadzwoniłam do niej
– Kiedy przyjdziesz? – spytała natychmiast. W tle hałasował siostrzeniec, robił, co mógł, by zostać usłyszany, zawsze podnosił raban, gdy dobrze się bawił.
– Nie jestem ci potrzebna, słyszę, że Magda okupuje teren – roześmiałam się.
– Zostawiła mi małego pod opieką, musiała iść coś załatwić. Dziwię się, że odmówiłaś siostrze, korona z głowy by ci nie spadła, jakbyś od czasu do czasu poświęciła trochę czasu małemu, co masz lepszego do roboty?
Zaraz! Jak to zostawiła? To mama, która nie może obyć się bez mojej pomocy i co dzień stara się mnie do siebie ściągnąć, bez wahania zajęła się wnukiem? Jest dostatecznie sprawna, żeby biegać za dzieckiem?
– Jadę do ciebie – zdecydowałam, musiałam zobaczyć na własne oczy, co się dzieje.
– Przy okazji mogłabyś kupić po drodze śmietanę, zrobię Witusiowi naleśniczki – zadysponowała natychmiast mama.
Puściłam zlecenie mimo uszu i zadzwoniłam do Magdy
– Gdzie jesteś i dlaczego wkleiłaś mamie dziecko? – spytałam, gdy odebrała. – Ona nie jest dostatecznie sprawna. Ja zajmuję się nią, a ona twoim dzieckiem?
– Jak to, nie jest sprawna ? – zaśmiała się Magda. – Nie bądź taka nadopiekuńcza, bardzo chętnie zajęła się wnukiem, jak się dowiedziała, że ty odmówiłaś.
– Jesteś u fryzjera – domyśliłam się słysząc w tle szum suszarki do włosów.
– Raz na pół roku chyba mogę? – zaperzyła się Magda, jak zwykle przedstawiając się jako ofiarna matka poświęcająca dziecku cały swój czas.
Nie chciało mi się tego słuchać, przerwałam połączenie. Pojechałam do mamy stawić jej czoła. Śmietany nie kupiłam, nie było mi po drodze. Sprawa nieszczęsnego produktu mlecznego urosła do rangi nieszczęścia, które kto spowodował? Oczywiście ja. Wituś czekał na naleśniczka, nie dostanie go, bo nie chciało mi się iść po głupią śmietanę, chociaż podobno miałam po drodze.
– Nie umrze z braku naleśnika – powiedziałam patrząc z niechęcią na pochlipującego chłopca.
Znałam go jak zły szeląg, był mistrzem we wzbudzaniu współczucia i graniu na emocjach opiekunów. Nie dali naleśniczka, ale jak trochę popłaczę, to wyciągną z szafki wiśnie w likierze, te których nie wolno mi jeść – na bank tak kombinował.
– Czekoladek też nie będzie – powiadomiłam siostrzeńca, wywołując fontannę łez.
Babcia natychmiast stanęła w jego obronie
Kilka zdań później nie było już mowy o krzywdzie Witusia, rozmowa zeszła na bardziej interesujący temat.
– Martwię się co z tobą będzie, jesteś sama jak palec, dbasz tylko o karierę, nie założyłaś rodziny – zaczęła litanię mama.
– Witek, zatkaj uszy, teraz powiem kilka słów prawdy, nie dla dzieci to będzie – zwróciłam się do siostrzeńca, bo straszliwie irytowało mnie jego wycie. Poskutkowało, Wituś natychmiast przestał szlochać, żeby niczego nie uronić z interesującej rozmowy.
– Mówisz, mamo, że się o mnie martwisz? – zaczęłam, czując, że zaraz wybuchnę. – Mnie się zdaje, że jest odwrotnie, to ja skaczę koło ciebie i Magdy, w kółko spełniając wasze rozkazy. Robię karierę? A nawet gdyby tak, to co, nie wolno mi mieć ambicji? Przynajmniej dobrze zarabiam, a to powinnaś docenić, bo płacę twoje rachunki.
Nigdy nie myślałam, że jej to wypomnę
Straciłam panowanie nad sobą, tak mnie wkurzyła. Byłam niekompletną, gorszą córką, bo nie urodziłam dziecka, nic z tego, co robiłam dla rodziny, w ogóle się nie liczyło.
– Nie musisz tego robić – obruszyła się mama.
– Nie muszę, ale chcę – powiedziałam już łagodniej. – Dla rodziny zrobię wszystko, ale właśnie odkryłam, że nie dam zabrać sobie życia. Nie pozwolę też na brak szacunku i umniejszanie tego, co robię. A śmietany nie kupuje się po drodze, trzeba po nią pójść, odstać swoje w kolejce do kasy i takie tam. To tylko przykład, wiesz, co mam na myśli.
– Jeśli uważasz, że za bardzo się poświęcasz, możesz nic dla mnie nie robić – obraziła się mama, która chyba niewiele zrozumiała z mojej przemowy. Stare przekonania tkwiły w niej jak beton, może nawet wstydziła się, że jej córka jest singielką. Pardon, starą panną.
O mało się nie ugięłam, ale byłam zbyt rozgniewana, żeby pokornie, po dawnemu poddawać się niesprawiedliwym ocenom. Zdjęłam zasłuchanego Witusia z kolan i podnisłam się.
– Przemyśl, proszę, to, co powiedziałam
– Ale… Wychodzisz, tak po prostu? – zdziwiła się mama.
– Właśnie tak – poświadczyłam.
– A śmietana? – wyrwało się rodzicielce.
– Magda kupi, przy okazji, jak będzie wracała od fryzjera – powiedziałam zjadliwie.
Wyszłam, słysząc za sobą protestacyjny ryk siostrzeńca
Dla niego stanowczo za szybko skończyło się przedstawienie. Lubił uczestniczyć w rozmowach dorosłych.
Kasia miała rację, w pracy potrafiłam być twarda, ale na gruncie prywatnym mi to nie wychodziło. Nie czułam jednak satysfakcji, byłam roztrzęsiona i zastanawiałam się, jak dalej ułożą się nasze stosunki… Właśnie zaczynałam żałować, że byłam tak szczera w rozmowie z mamą, gdy zadzwoniła Magda.
– Co ty odwalasz, siostra, właśnie się dowiedziałam od mamy, że nagadałaś jakichś głupot i wypadłaś, jakby goniły cię furie. Myślałam, że skoro już tam jesteś, przejmiesz Witusia, a ja spokojnie będę mogła zrobić zakupy. Nie można na ciebie liczyć.
– Nie zaopiekuję się twoim dzieckiem – tylko tyle udało mi się powiedzieć przez zęby, bo trafił mnie potężny szlag.
– Z tobą to tak zawsze – jęknęła Magda.
Zawsze?! Zawsze to ja leciałam na pierwsze jej słowo, ale widocznie tego nie zauważyła.
– Przyzwyczajaj się, siostro, bo nie będziesz mnie dłużej wykorzystywać. Koniec z podrzucaniem dziecka o dowolnej porze na tak długo, jak ci wygodniej. Jeśli chcesz, żebym zaopiekowała się małym, będziesz musiała uzgodnić ze mną termin.
– Może jeszcze powiadomić twoją sekretarkę – zezłościła się Magda.
– To niezły pomysł, rozważę tę opcję. A ty pomyśl o robieniu zakupów mamie, o ile ona rzeczywiście tego potrzebuje.
– Nie ma mowy, ja mam co robić! – odparła natychmiast Magda.
– To zrobimy tak – udałam, że się zastanawiam. – Podzielimy się, ja wezmę zakupy, ty opłacisz rachunki mamy.
Obraziła się i przerwała połączenie. Obie nie odzywały się do mnie długi czas, ja konsekwentnie milczałam. Teraz jest dużo lepiej, czasem im pomagam, ale już niczego nie robię „przy okazji”.
A zawroty głowy? Ustały i mam nadzieję, że nigdy się nie powtórzą.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że w Polsce nie będę szczęśliwa. Prześladowały mnie demony przeszłości. Ameryka pokazała mi inny świat"
„Z płaczem wyznałam córce, że jej tata ma romans. Liczyłam na wspólną zemstę, a ona wiedziała. Cieszyła się na nową mamusię”
„Mój syn był naprawdę w czepku urodzony. I to dosłownie. Tamtego dnia nawet nieświadomie wyciągnął swojego tatę z opresji”