Proszę – barman postawił przede mną butelkę coli. Cały wieczór na zmianę piłam colę i chodziłam do toalety. Gdyby ktoś patrzył z boku, mógłby uznać, że Patryk to chłopak mojej przyjaciółki Ewy, bo to głównie ona dotrzymywała mu tego wieczoru towarzystwa. Cóż, tak wyszło.
Podziękowałam barmanowi, zapłaciłam, wzięłam colę i odwróciłam się w stronę ogródka piwnego, gdzie był nasz stolik. Ledwo zrobiłam krok, drzwi otworzyły się z hukiem. W progu stanęła zdyszana Ewa.
– Marzena, chodź szybko! – patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach.
– O Boże… – jęknęłam.
Domyśliłam się, o co chodzi.
Patryk znowu wdał się w bójkę
Który to już raz? Może powinnam zacząć liczyć, skoro tylko ja potrafiłam go uspokoić. Odstawiłam butelkę na pobliski stolik i pobiegłam za Ewą. Pędziła w stronę rogu kamienicy, gdzie kończył się ogródek. Zauważyłam grupkę ludzi, przewrócone krzesła i stolik, rozlane piwo, potłuczone szklanki. Nim przecisnęłam się przez tłum, już było po wszystkim.
No, prawie. Jakiś drobny brunet siedział na chodniku i ścierał krew z rozbitej wargi. Patryk skakał wokół niego niczym wściekły kogut. Wygrażał pięściami.
– Nie musisz tego pić, frajerze! – wrzeszczał. – Spadaj do innego baru!
Podeszłam do Partyka tak, żeby mnie widział; nie chciałam przez przypadek też oberwać. Położyłam mu rękę na ramieniu i zaczęłam przemawiać uspokajającym tonem:
– Już dobrze, kochanie, opanuj się, już dobrze.
W pierwszej kolejności trzeba było ostudzić emocje Patryka, w drugiej – przeprosić, w trzeciej – zapłacić za szkody, na koniec uporać się ze wstydem. Na szczęście uderzony brunet nie zamierzał robić afery i wzywać policji. Odpuścił. Niektórzy umieją to zrobić. Mój chłopak nie potrafił.
Przeprosiłam po raz kolejny, zapłaciłam za potłuczone szklanki, pożegnałam się szybko z Ewą i zaprowadziłam Patryka na przystanek autobusowy. Na dziś koniec imprezy. W trakcie półgodzinnego czekania na nocny autobus Patryk kajał się, przepraszał i zapewniał mnie o swojej dozgonnej miłości.
Tłumaczył, że brunecik go wkurzył, bo narzekał na cenę piwa
Dla mnie to nie był powód do bójki, ale mój ukochany musiał ponoć bronić honoru przyjaciela, do którego należał bar. Kiedy wsiedliśmy do autobusu i zajęliśmy miejsca, Patryk położył mi głowę na ramieniu i zamruczał. Gdy się nie wściekał, był taki słodki, taki uroczy i zabawny…
Kłopot w tym, że wściekał się za często. Zasnął. Może wykończyły go emocje, może wypił za dużo piwa. Ja czuwałam. Nie chciałam przegapić naszego przystanku. Jadąc przez miasto, zastanawiałam się, dokąd zmierza mój związek. Spotykaliśmy się już od czterech lat. Znaliśmy się od liceum – najprzystojniejszy chłopak w szkole i uczennica o najwyższej średniej.
To się nie powinno udać, ale zaiskrzyło i trwało. Widać byliśmy sobie przeznaczeni. Patryk ujął mnie szczerością, odwagą i płomiennością uczuć. Niestety owa płomienność łączyła się ze skokami adrenaliny. Wystarczyło, że ktoś go potrącił, obraził albo – nie daj Boże – mnie zaczepił, a już ruszał do akcji.
Początkowo mi tym imponował. Oto rycerz w lśniącej zbroi, zawsze gotowy stanąć w obronie damy swego serca.
Pamiętam wieczór z początków naszego związku
Wychodziliśmy z klubu nocnego. Byliśmy wstawieni, rozbawieni. Muzyka dudniła aż na dworze. Patryk ujął moją rękę i zaczął mną obracać na chodniku. Tańczyliśmy, nie zwracając uwagi na otoczenie. Śmiałam się, śpiewałam, byłam szczęśliwa. Na ławce nieopodal siedział jakiś pijak. Miał zwieszoną głowę, przysypiał. Nasza głośna radość wyrwała go z otępienia.
– Zamknij się, dziwko – warknął w moim kierunku.
Nie przejęłam się, bo nie było czym. Jednak Patryk momentalnie spoważniał i rzucił się w stronę żula. Złapał go za poły brudnego płaszcza i podniósł z ławki. A potem zaczął nim z całej siły potrząsać.
– Przeproś panią! – wrzasnął. – Przeproś, chamie!
Nie od razu zaprotestowałam. To miłe, gdy ktoś się o ciebie troszczy, gdy nie pozwala cię obrażać. Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami ewentualnej szarpaniny. Po szczeniacku byłam zachwycona, że mam u boku dzielnego obrońcę mego niewieściego honoru. Z drugiej strony pijaczyna ledwie kontaktował, kolebał się w uścisku Patryka i nawet gdyby oberwał, pewnie niewiele by poczuł. W końcu wymamrotał coś na kształt przeprosin.
– Zostaw go już – powiedziałam i uśmiechnęłam się do mojego dzielnego rycerza.
Dopiero gdy stałam się świadkiem kilku podobnych scen, uświadomiłam sobie, że Patryk ma problem z agresją.
A na imprezie sylwestrowej u Ewy naprawdę się przestraszyłam
Patryk tej nocy nie pił. Źle się czuł – nawet wahał się, czy w ogóle przyjść – zrobił to tylko dla mnie. Pechowo kuzyn Ewy uparł się, że upije mojego faceta. Jakby się z kimś założył: nie dawał za wygraną.
– Napij się, stary, nie bądź sztywniakiem. No dalej…
Patryk kiepsko znosił krzykliwe rozmowy i głośną muzykę, a co dopiero mówić o namolnym towarzystwie kuzyna Ewy. Minę miał taką, jakby pękała mu głowa. Poczułam się winna, że go tu przyciągnęłam.
– Wiesz co, kochanie – powiedziałam w końcu – chodźmy już do domu. Nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Na twarzy Patryka po raz pierwszy tego wieczora zagościł uśmiech.
– Dziękuję – powiedział i poszedł do sypialni, żeby w stercie kurtek znaleźć nasze ubrania.
W tym czasie w przedpokoju pojawił się natręt. Trzymał w rękach butelkę wódki i trzy kieliszki.
– Rozchodniaka? – rzucił w stronę Patryka, który stanął w drzwiach sypialni.
– Nie – warknął mój chłopak. – Już ci mówiłem, koleś, że nie chcę twojej wódki. Której części zdania nie zrozumiałeś?
Wcisnął mi w ręce nasze kurtki i ruszył w stronę tamtego.
– Hej, hej, spokojnie – zagrodziłam mu drogę. – Zostaw go, nie warto, tylko bardziej rozboli cię głowa. Dalej, wychodzimy.
Udało mi się uspokoić Patryka
Podałam mu kurtkę, zaczął się ubierać. Odetchnęłam z ulgą. Niestety kuzyn Ewy musiał mieć ostatnie słowo i rzucił pogardliwie:
– Cienias! Pantoflarz!
Spojrzałam ze strachem na Patryka. Zamarł z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Żyła na jego czole pulsowała niebezpiecznie.
– Co takiego?! – syknął.
– Na dokładkę jesteś głuchy? – zadrwił tamten.
Już wiedziałam, co się za chwilę wydarzy…
– Patryk! – krzyknęłam, ale było za późno.
Patryk dopadł kuzyna Ewki, złapał go za ramię, obrócił i uderzył z całej siły w twarz. Chrupnęło paskudnie. Facet się zatoczył. Upuścił butelkę i osunął się po ścianie na podłogę. Krew zalała mu twarz. A Patryk ponownie uniósł pięść, gotów bić dalej.
– Przestań! Ku..a!!! Co ty robisz?! Chcesz mnie zabić? – wyjęczał sponiewierany chłopak.
Wsunęłam się między obu, by zagrodzić drogę Patrykowi. Przecież mnie chyba nie uderzy. Do przedpokoju wpadła Ewka.
– Co się stało?! Znowu on?! – patrzyła zła na mojego chłopaka.
– Tamten go sprowokował… – wyjaśniłam szybko. – Nie chciał się odczepić, obrażał nas i…
Ewa spojrzała na mnie z wyrzutem i rozczarowaniem.
– I dlatego Patryk złamał mu nos?
– Może nieco przesadził, ale…
– Nieco?! Dziewczyno, ogarnij się! Gdyby to się zdarzyło raz, ale… Marzena, obudź się! Otrzeźwiej! Czy ty nie widzisz, że to psychol? Kiedyś naprawdę kogoś zabije.
– Nie mów tak!
Ewka pokręciła głową.
– Jak chcesz. Tłumacz go w kółko, ale ja nie muszę tego znosić. Wynoście się – warknęła. – I nigdy więcej tu z nim nie przychodź!
Opuściliśmy imprezę, odprowadzani przez karcące spojrzenia gości
Patryka mieli za bandziora, mnie za idiotkę. Na szczęście obyło się bez policji i oskarżenia o napaść. Przez wiele dni czekałam, aż przyjaciółka przyjmie moje przeprosiny i przestanie się dąsać. W końcu odebrała ode mnie telefon, ale tylko po ty, by oświadczyć:
– Musisz z nim zerwać. On jest niebezpieczny.
Ja jednak nie wyobrażałam sobie życia bez Patryka. Kochałam go i wierzyłam, że z czasem się zmieni, uspokoi, dla mnie. Najlepszy dowód, że sam zadzwonił do Ewki i tak długo błagał i przepraszał, aż zgodziła się dać mu drugą szansę.
Jaka szkoda, co za pech, że znowu stracił nad sobą kontrolę! Ewka nie da mi o tym zapomnieć. I już nigdy nie uwierzy, że mój chłopak się zmieni… O tym właśnie myślałam, jadąc autobusem nocnym, z Patrykiem opartym o moje ramię. Pochrapywał mi cicho do ucha. Jak zwykle kiedy spał, wydawał się taki uroczy, słodki, najukochańszy na świecie. Choć już niedługo…
Wkrótce będę miała jeszcze kogoś do kochania.
Byłam w trzecim miesiącu ciąży
Ciekawe, czy Patryk się ucieszy, że zostanie ojcem? Mnie rozpierało szczęście. Prawie idealne. Prawie, bo zachowanie Patryka… Nieważne, będzie dobrze, musi być. Stworzymy cudowną rodziną. Patrykowi jeszcze nic nie powiedziałam. Czekałam na specjalną okazję, za tydzień ma urodziny… Czy tylko dlatego się wahałam? Nagle autobusem szarpnęło. Patryk zerwał się na równe nogi.
– Co?! Gdzie?! – rozglądał się nerwowo wokół i zaciskał pięści.
– Wszystko w porządku, kochanie… – szeptałam, choć nagle bez wewnętrznego przekonania.
W jednej chwili straciłam całą wiarę w optymistyczny scenariusz. Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, czy Patryk nadaje się na ojca. Mniejsza, czy się ucieszy. Jego uczucia już nie były najważniejsze. Ani moje. Tak, wierzyłam, że mnie kocha, ale czy w każdej sytuacji będzie umiał nad sobą zapanować? Dzieci potrafią świętego wyprowadzić z równowagi. A jeśli Patryk wpadnie w gniew, zacznie krzyczeć albo potrząsać płaczącym, marudnym niemowlakiem?
Nie dlatego, że jest złym człowiekiem, ale dlatego, że nie umie kontrolować złości. Chciałam wierzyć, że do niczego takiego nie dojdzie, ale bałam się zaryzykować. Nie wolno mi narażać siebie ani dziecka.
Nigdy dotąd Patryk nie podniósł na mnie ręki, zawsze stawał w mojej obronie, ale parę razy niewiele brakowało, żeby i mnie się oberwało – gdy próbowałam go odciągać od innych.
Raz nawet się wywróciłam, wpadłam na ścianę, raz cios musnął moje ramię
Patryk potem przepraszał, kajał się, klękał, kupował kwiaty, prezenty, przysięgał poprawę… A ja wybaczałam, bo wiedziałam, że nie chciał mnie skrzywdzić. Na pewno? Gdyby naprawdę nie chciał, to by się nie bił. Gdy ogarniała go furia, przestawał myśleć.
Nauczyłam się podchodzić wówczas do niego bardzo ostrożnie, jak do nabuzowanego ogiera, który w każdej chwili może ugryźć albo kopnąć. A jeśli kiedyś zapomnę o ostrożności? Jeśli będę zmęczona, za wolna, zbyt ociężała, rozproszona? W ciąży się zdarza… Boże, co robić?
Kochałam Patryka, był miłością mojego życia, jednak stanowił zagrożenie. Nigdy wcześniej nie dotarło to do mnie tak mocno, tak jasno jak teraz. Wszyscy mnie przed nim ostrzegali, radzili trzymać się z daleka. Nie słuchałam, uważałam, że przesadzają. Wręcz mi pochlebiało, że tylko przy mnie się uspokajał.
Teraz ta szczeniacka pycha zniknęła. Od dziś musiałam myśleć przede wszystkim o dziecku. Czy terapia by coś pomogła? Nie wiem. O ile w ogóle Patryk by się zdecydował na wizytę u psychologa. Dotąd twierdził, że psychoterapie są dla frajerów i wariatów, nie dla niego. Nie wiem, co zrobię. Wiele zależy od niego. Musi mi udowodnić, że potrafi być dorosły, rozsądny i odpowiedzialny. Musi pokazać, że potrafi się opanować, że umie odpuścić. Jak to zrobi? Nie mam pojęcia. Oto jego pierwsze zadanie jako ojca. Jeśli nie zaliczy, jego strata.
– Patryk, musimy porozmawiać…
Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"