„Mój były miał mnie za głupią kurę domową, ale gdy zaczęli go ścigać windykatorzy, to do mnie przyleciał po pomoc”

kobieta, która otrzymała złą wiadomość fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Nie ukrywam, czułam pewną satysfakcję. Uważał się za Bóg wie kogo, wielki pan inżynier, niedający sobie w kaszę dmuchać, a tu proszę, żalił się byłej żonie, tej ograniczonej kurze domowej, która na niczym się nie zna. A jednak to ja rozwiązałam zagadkę, a on wciąż marudził i co gorsza wyrzekał na Anię, jakby to była jej wina”.
/ 14.11.2022 16:30
kobieta, która otrzymała złą wiadomość fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Półleżąc na tarasie w objęciach wygodnych foteli, wystawiałyśmy z Basią twarze do słońca. Pogadywałyśmy leniwie, popijając wychłodzony kompot z rabarbaru. Cieszyłyśmy się, że na urlop dopisała nam pogoda. Choć nie spędzałyśmy go w ekskluzywnym kurorcie, tylko na działce przyjaciółki, cieszyłyśmy się czasem wolnym, otaczającą nas przyrodą i wzajemnym towarzystwem. Dla mnie było to prawdziwe dobrodziejstwo. Po rozwodzie moja sytuacja finansowa zdecydowanie się pogorszyła i gdyby nie zaproszenie przyjaciółki, musiałabym spędzić wakacje w mieście.

Miły odpoczynek przerwał mi dźwięk esemesa. Niechętnie sięgnęłam po telefon, jakby przeczuwając, że zburzy mi spokój. Skrzywiłam się. Basia popatrzyła na mnie zaniepokojona.

– Co się stało?

– Esemes od Michała. Nic miłego, jak go znam…

– Ale co konkretnie? – dopytywała się niecierpliwie.

– Jeszcze nie wiem. Boję się odczytać…

– Wybacz, ale to głupie – skarciła mnie. – Jeśli nie dowiesz się, czego chce, będziesz się denerwować podwójnie. Może chodzi o jakąś bzdurę?

– Baśka, jaką bzdurę? – wzburzona, bo tak na mnie działał były małżonek, mimowolnie podniosłam głos.

– Nie wiem. Może ulubionych gaci zapomniał zabrać? Przecież to palant. Po prostu przeczytaj i miej to z głowy.

Zrobiłam, jak radziła, i dopiero wtedy naprawdę się zdenerwowałam. Michał informował mnie, że nasza córka jest poszukiwana przez firmę finansowo-prawną. Wiadomo, co to oznacza. Windykacja, a więc gigantyczne kłopoty.

Dlaczego zgłaszają się akurat do niego?

Pogodny nastrój minął. Poczułam dreszcze, jakby nagle nadciągnął chłodny front.

– Nie panikuj – uspokajała mnie przyjaciółka. – Dowiedz się czegoś więcej.

– Nie chcę z nim gadać… – jęknęłam. Nie czułam się na siłach, by rozmawiać z Michałem. Rozwód ciągle mnie bolał, a każda myśl czy wspomnienie o byłym mężu wyprowadzały mnie z równowagi. Basia wiedziała to lepiej niż ktokolwiek.

– Więc nie gadaj. Po prostu napisz.

Po krótkiej, acz intensywnej wymianie esemesów dowiedziałam się tyle, że telefonicznie zgłosiła się do niego jakaś kancelaria, która poszukiwała Ani za niezapłacony rachunek w jednej z sieci telefonicznych.

– I co ja mam z tym zrobić? – bezradnie popatrzyłam na Basię. – Skontaktować się na razie z Anią nie mogę, u niej jest środek nocy…

– Po pierwsze, napij się kompotu – poradziła rzeczowo. – Jesteś blada i spocona. Niczego nie załatwisz, jak teraz dostaniesz zawału. Po drugie, wydaje mi się, że to jakieś nieuczciwe zagranie…

– Niby że Michał to wymyślił, żeby mnie wkurzyć? – pokręciłam głową z powątpiewaniem. – Jest palantem, ale do tego by się nie posunął, już bez przesady.

Baśka pokręciła głową.

– Też nie sądzę, ale… uważam za co najmniej dziwne, że jakaś firma szuka Anki akurat u niego. Przecież ona nigdy nie była u niego zameldowana. Przeprowadził się dopiero po waszym rozwodzie.

– Fakt. To zastanawiające…

– Czy odkąd Ania wyjechała do Brazylii, dostałaś kiedyś na jej nazwisko jakieś pisma wzywające do zapłaty? W ogóle jakąś korespondencję z banku, sieci telefonicznej czy czegoś podobnego?

– Nigdy. Hm… masz rację, to naprawdę podejrzane.

Nagle twarz Baśki się rozchmurzyła.

– A możesz rozwinąć tę myśl? – mrugnęła do mnie. – Lubię słuchać, jaka jestem mądra…

Też się uśmiechnęłam. Nerwy z wolna odpuszczały.

Powiedziała, że poradzi się prawniczki

– Anki nie ma w kraju od pięciu lat, wyjechała zaraz po studiach i ślubie z Juanem. Od tego czasu przyjechali parę razy z wizytą, ale wtedy Ania na pewno nie zawierała w Polsce żadnych umów na abonament telefoniczny. Bo i po co? Nie był jej do niczego potrzebny. Na studiach też korzystała z telefonu na kartę, bo uznała, że jest bardziej ekonomiczny. Zwyczajnie nie mogła narobić sobie tutaj długów…

– No widzisz! – Baśka klasnęła w dłonie. – Zaczynasz myśleć logicznie. Poza tym nawet gdyby za czasów durnej młodości ich sobie narobiła, długi za telefon ulegają przedawnieniu po trzech latach.

– No ale to ciągle nie rozwiązuje problemu, dlaczego dzwonili do Pawła, a on do mnie.

– Ja to widzę tak… – zaczęła Basia, ale nie dokończyła, tylko gwałtownie zerwała się z miejsca. – Poczekaj, przyniosę lody, przy nich lepiej się myśli.

– Świetny pomysł – pochwaliłam. – Słodycze dobrze wpływają na nastrój, a tego mi właśnie trzeba.

Kiedy zasiadłyśmy przy pucharkach z lodami, spojrzałam na sprawę zdecydowanie bardziej optymistycznie. Chyba rzeczywiście lody miały moc terapeutyczną.

– Czyli pomyłka, tak? – spytałam, oblizując łyżeczkę.

– Nie do końca… – widziałam, że przyjaciółka waha się przed wyjawieniem swoich przemyśleń. – Biorę też pod uwagę opcję, że ktoś, podszywając się pod Anię, zaciągnął jakiś kredyt, podpisał umowę. Wiesz, jak teraz jest… Żeby wziąć chwilówkę przez internet, podobno wystarczy podać podstawowe dane. Jeśli ktoś znał imię, nazwisko i PESEL Ani, mógł to zrobić.

Wizja takiej możliwości sprawiła, że zdenerwowałam się w jednej chwili.

– O matko! I co teraz?

Basia nie traciła zimnej krwi.

Trzeba sprawdzić krajowy rejestr dłużników – stwierdziła, a na widok mojej miny dodała stanowczo: – Nie świruj. Po prostu zbieramy dane.

– Niby jak? Tutaj nie ma internetu.

– Zadzwonię do znajomej – błyskawicznie znalazła rozwiązanie – i poproszę ją o pomoc. Halinka jest prawniczką, dla niej to rutynowe działanie.

– Kiedy?

– Co kiedy?

Kiedy zadzwonisz? – wbiłam w nią naglące spojrzenie.

Baśka ciężko westchnęła i sięgnęła po komórkę. Gdyby nie ta prawniczka, może nawet zapłacilibyśmy oszustom. Kilka minut zajęło jej wprowadzenie w sprawę koleżanki, która miała oddzwonić, gdy już sprawdzi, co i jak.

W końcu się ulitowałam i mu pomogłam

W milczeniu czekałyśmy na telefon. Czas mi się dłużył niemiłosiernie, choć Halina odezwała się już raptem po półgodzinie.

– W KRD jest tylko jedna Anna K., córka Pawła – usłyszałam, bo Baśka dała na głośnomówiący – ale ona zameldowana była w Olsztynie, miała sześćdziesiąt parę lat i zmarła ponad rok temu.

Głośno wypuściłam powietrze. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że cały czas wstrzymywałam oddech.

– Nie przejmujcie się, dziewczyny – głos Halinki pobrzmiewał współczuciem. – Najprawdopodobniej kiedy tamta kobieta zmarła, nikt z rodziny nie pomyślał o tym, żeby wyłączyć jej telefon i zgłosić to u operatora. Narósł dług, który sprzedano jakiejś półlegalnej kancelarii windykacyjnej, a ta teraz po omacku szuka jelenia, który zapłaci cudzy dług.

– Ale co oni właściwie mogą? – dociekała Basia.

– Niewiele – przyznała tamta. – Bez wyroku sądowego w zasadzie nic im nie wolno. Jednak próbują was zastraszyć i w ten sposób zmusić do płacenia. Są namolni i potrafią nieźle uprzykrzyć życie ciągłymi telefonami.

– Więc co? Zignorować ich?

– Jeśli będą natrętni, najlepiej zgłosić ich do prokuratury za nękanie. To przestępstwo i podlega ściganiu z paragrafu 190a. Albo przynajmniej zagrozić dzwoniącym taką ewentualnością. Wtedy z reguły przestają wydzwaniać. Oni doskonale wiedzą, że ich działania często przekraczają granice prawa, więc jeśli ktoś się postawi, odpuszczają. Żerują na nieświadomości i poczuciu zagrożenia ewentualnych dłużników.

– Wielkie dzięki, Halinko! Masz u mnie wino. Bardzo nam pomogłaś. Pa, do zobaczenia, całuski. – Baśka się rozłączyła i zwróciła się do mnie: – Widzisz, nie musisz nic robić. To nie jest twój problem. Ani Anki. Jeśli już kogoś, to Michała. Niech się palant z nimi buja…

Wzmocniona prawniczą poradą już spokojniej przyjmowałam kolejne esemesy od byłego męża, w których narzekał, że męczą go windykatorzy. Nie ukrywam, czułam pewną satysfakcję. Uważał się za Bóg wie kogo, wielki pan inżynier, niedający sobie w kaszę dmuchać, a tu proszę, żalił się byłej żonie, tej ograniczonej kurze domowej, która na niczym się nie zna.

A jednak rozwiązałam zagadkę – co z tego, że z pomocą przyjaciółki – a on wciąż marudził i co gorsza wyrzekał na Anię, jakby to była jej wina. Zbyt łatwo uwierzył, że mogłaby nas wpakować w kłopoty. Dlatego tym chętniej dałam mu nauczkę i przez parę dni nie odpowiadałam na jego alarmujące wiadomości. W końcu jednak uznałam, że pora skończyć te uniki. Podzieliłam się z nim wiedzą nabytą od Halinki i poradziłam, by zagroził dręczycielom zgłoszeniem do prokuratury.

Za dwa dni otrzymałam wiadomość: „Zrobiłem, jak kazałaś, i już nie wydzwaniają. Dzięki”.

Niesamowite. To chyba było pierwsze „dziękuję”, jakie od niego usłyszałam…

Czytaj także:
„Ewa miała bzika na punkcie zwierząt, a ja... niekoniecznie. Przez jakiegoś parszywego kundla straciłem szansę na miłość"
„Moje dwie bliźniaczki zawsze robiły wszystko razem. Ale kiedy randkować też zaczęły razem, dopiero była afera…”
„Artur był najlepszym uczniem w klasie, uważali go za złote dziecko. Tylko ja dostrzegłam w nim cwaniaka i egoistę...”

Redakcja poleca

REKLAMA