„Ewa miała bzika na punkcie zwierząt, a ja... niekoniecznie. Przez jakiegoś parszywego kundla straciłem szansę na miłość"

historia miłosna z psem w tle fot. Adobe Stock, standret
„– Spadaj, już cię tu nie ma. Bo jak ci przyłożę, to popamiętasz! Białas przysiadł ze strachu, potem się rozpłaszczył, po czym wstał i sobie poszedł. Dopiero wtedy oprzytomniałem! Do dziś nie mogę zapomnieć wzroku Ewy. Był w nim zielony lód. Ani odrobiny ciepła, tylko niewyobrażalna niechęć i obcość".
/ 12.11.2022 16:30
historia miłosna z psem w tle fot. Adobe Stock, standret

Kochałem się w Ewie jak wariat. Miała jasne włosy i oczy koloru zielonych winogron. Pamiętam je szczególnie, kiedy patrzyły na mnie z takim żalem i potępieniem, jakbym zrobił coś znacznie gorszego niż to, co zrobiłem. Ale – po kolei…

Ewa miała bzika na punkcie zwierząt

Kotki, pieski, świnki morskie – ona je karmiła, czesała, przytulała, a nawet całowała w pyszczek. Była wolontariuszką w schronisku, wyprowadzała psy na spacer, czyściła klatki i podawała karmę. To była jej pasja.

Mnie zwierzaki nie przeszkadzają, ale gdyby ich zabrakło, raczej bym nie cierpiał. Lecz przy Ewie udawałem św. Franciszka z Asyżu: patrzyła na mnie wtedy przychylnie i to mi dawało nadzieję, że w końcu doceni mnie, a nie moje zasługi dla jej pupili.

Biwak zapowiadał się fantastycznie!

Pogoda jak marzenie, czyste jezioro, mili ludzie, piwo i zielone oczy Ewy patrzące na mnie spod długich rzęs. Byłem w raju. Zapadał ciepły zmierzch, gdy wybraliśmy się na spacer. Powietrze pachniało młodym żytem i koniczyną, biały piasek był ciepły i miękki, las stał nieruchomo. Ośmieliłem się i wziąłem Ewę za rękę. Nie protestowała, więc ją delikatnie objąłem i tak szliśmy przed siebie coraz dalej i dalej…

Zobaczyliśmy brzozowe i sosnowe pnie ułożone w równe pryzmy i tam postanowiliśmy odpocząć. Było pięknie i cicho, przez ciemne sosny prześwitywało zachodzące słońce, serce mi biło, jakby miało mi rozsadzić klatkę piersiową. Postanowiłem zaryzykować i pocałowałem Ewę. Najpierw delikatnie, a potem mocniej i mocniej. Przytuliłem ją do siebie, poczułem jej ciało tak blisko swojego, że na moment straciłem oddech. I właśnie wtedy, w tej najcudowniejszej chwili, usłyszałem jazgotliwe szczekanie psa. Blisko, właściwie – tuż obok…

Ewa zareagowała natychmiast

Odsunęła się ode mnie i wtedy oboje zobaczyliśmy niedużego, białego kundla z czarną łatą na łebku. Był chudy jak sznurek. Ze złości straciłem głowę i zdolność logicznego myślenia. Mogłem przewidzieć, że Ewa się wzruszy, od razu psa przywoła, będzie chciała się nim zająć. Ale ja nie mogłem do tego dopuścić! Przez jakiegoś parszywego kundla miałem stracić romantyczne chwile z cudowną dziewczyną? Nigdy!

Więc podskoczyłem z wrzaskiem:

– Spadaj, już cię tu nie ma. Bo jak ci przyłożę, to popamiętasz!

Białas przysiadł ze strachu, potem się rozpłaszczył, po czym wstał i sobie poszedł. Dopiero wtedy oprzytomniałem! Do dziś nie mogę zapomnieć wzroku Ewy. Był w nim zielony lód. Ani odrobiny ciepła, tylko niewyobrażalna niechęć i obcość. Jakby jeszcze przed chwilą ta dziewczyna nie odpowiadała na moje pocałunki.

– Odejdź – wycedziła. – Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj… Nie chcę cię znać.

Oczywiście, próbowałem ją przepraszać

Błagałem, żeby mi wybaczyła, nawet pobiegłem szukać tego psa. Na próżno. Kiedy wróciłem, Ewy już nie było, a na biwaku powiedzieli mi, że zabrała swój plecak i poszła na przystanek autobusowy. Byłem u niej spalony.

Pisałem listy, telefonowałem, prosiłem kumpli o pomoc – nic z tego. W końcu dałem spokój, chociaż te jej zimne oczy prześladowały mnie przez wiele lat. Wyjechałem z kraju. Mieszkam w Hiszpanii. Nie ożeniłem się. Często zmieniam partnerki, bo nie umiem długo wytrwać przy jednej dziewczynie. W Polsce bywam rzadko, ale kiedy dostałem wiadomość o jubileuszu naszego liceum, postanowiłem przyjechać. Minęło prawie 20 lat… Liczyłem na spotkanie z Ewą i na to, że czas złagodził jej gniew.

Bardzo chciałem z nią pogadać

Wiedziałem, że jest lekarką, ma syna. I że się rozwiodła, co mnie bardzo ucieszyło. Wszyscy się zmieniliśmy, niektórych w ogóle nie rozpoznałem, ale ją zauważyłem od razu. Nadal była szczupła i śliczna. Stała w gromadzie innych dziewczyn z naszej klasy i głośno się śmiała.

Podszedłem do niej ze słowami:

– Cześć, Ewa, tyle lat…

Odwróciła się bardzo powoli i zobaczyłem, jak jej wesołe, zielonkawe oczy nagle zamarzają, jakby wodę nagle pokryła warstewka lodu. Patrzyła na mnie obojętnie, miała nieruchomą twarz… Potem po prostu odeszła i wmieszała się w tłum.

– No i co? – zapytał mój kumpel, który o wszystkim wiedział. – Nie wybaczyła ci? Twarda sztuka!

- Widocznie należy do tych kobiet, które nie przebaczają. Masz przerąbane. Będziesz jeszcze się starał?

– Chyba nie – odparłem. – Może gdybym miał sierść, a na imię Azor i szczekał, miałbym szanse… Zresztą już mi nie zależy.

Kłamałem. Zależy mi, i to bardzo… Byłbym gotów siedzieć u niej na słomiance i skomleć, gdybym wiedział, że to coś da!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA