„Artur był najlepszym uczniem w klasie, uważali go za złote dziecko. Tylko ja dostrzegłam w nim cwaniaka i egoistę...”

nauczycielka fot. Adobe Stock, rocketclips
„Znakomicie poradził sobie w biznesie, w krótkim czasie dorobił się pieniędzy, nadal jednak nie zaniedbywał rodziców, jak przystało na dobrego syna. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy nie pomyliłam się, ale wciąż nie mogłam się przekonać do ujmująco grzecznego faceta o zimnych oczach”.
/ 12.11.2022 10:30
nauczycielka fot. Adobe Stock, rocketclips

Pół życia uczyłam w liceum matematyki. A to dawało mi do ręki niezawodne narzędzia. Nękanie? Skądże. Po prostu szkoła życia dla opornych.

Miałam opinię twardej, lecz sprawiedliwej, umiałam trafić do młodzieży. Wyjątkiem był Artur, nie potrafiłam go rozszyfrować, mimo że dobrze go znałam. Mieszkał po sąsiedzku, dorastał na moich oczach. Grzeczny i układny, nie sprawiał najmniejszych problemów, był dzieckiem wymarzonym i wyczekanym, sensem i jedynym celem w życiu rodziców. A jednak mnie niepokoił.

Zaczęłam mu się bacznie przyglądać, kiedy trafił do mojej klasy. Był bystry, zbierał najlepsze stopnie i wszyscy uważali go za złote dziecko. Ale ja dość szybko odgadłam, że mam do czynienia z gładkim cwaniaczkiem. Artur potrafił się wyślizgać od odpowiedzialności, choćby nie wiem, ile miał za uszami. Staczałam na radzie pedagogicznej boje o jego kolegów, którym nauczyciele chcieli obniżyć stopień ze sprawowania.

– Jeśli oni mają ponieść odpowiedzialność, to nie zapominajmy o Arturze – grzmiałam.– To on był prowodyrem, tylko jak zwykle potrafił zręcznie ukryć swój udział.

Przyklejono mi łatkę osoby uprzedzonej do Artura. Nikt nie powiedział mi tego w twarz, ale wiedziałam, o czym szepczą za moimi plecami.

Nie miał czasu go odwiedzać

Po zdaniu matury Artur nie poszedł na żadne studia.

– To jego świadomy wybór – podkreślał zakochany w nim ojciec. – Syn nie chce tracić czasu, rozwija własną firmę i świetnie mu to idzie.

Rzeczywiście, śliski cwaniaczek znakomicie poradził sobie w biznesie, w krótkim czasie dorobił się pieniędzy, nadal jednak nie zaniedbywał rodziców, jak przystało na dobrego syna. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy nie pomyliłam się, ale wciąż nie mogłam się przekonać do ujmująco grzecznego faceta o zimnych oczach.

Lata biegły, przeszłam na emeryturę, umarła matka Artura. Osiemdziesięcioletni ojciec został sam, bo syn zamieszkał nad morzem, rozwijając interes w branży turystycznej.

– Artur nie ma czasu mnie odwiedzać, zarządza siecią hoteli – tłumaczył ojciec, zawstydzony, że pomagają mu sąsiedzi, a nie ukochany syn.

Na pewno niedługo zaprosi pana do siebie – powiedziałam grzecznie, stawiając na stole torbę z zakupami.

– Chciałbym do niego pojechać – ożywił się starszy pan. – Rozmawialiśmy o tym, ale jakoś się nie złożyło, Artur nie ma głowy do drobiazgów.

Śmierć ojca go nie obeszła

Byłam w stanie sobie wyobrazić, jak gładko wykręcił się od wizyty ojca, która, nie daj Boże, mogłaby się przedłużyć i zamienić w stały pobyt. Artur był mistrzem uników, potrafił powiedzieć zjeżdżaj w taki sposób, że człowiek czuł dreszcz szczęścia na myśl o czekającej go podróży.

Nie miałam pojęcia, że ojciec Artura, tęskniąc za synem, zdecyduje się na desperacki krok. Wiedziałam, że od czasu do czasu siadał za kółkiem wiekowego samochodu, ale nigdy nie wybierał się w długą trasę. Tym razem postanowił pojechać do syna, bo zrozumiał, że Artur nigdy po niego nie przyjedzie. A może nie potrafił źle o nim myśleć? Tego się już nie dowiem, ojciec Artura rozbił się pod Mławą.

– Pani profesor? – układny głos brzmiał w słuchawce nadzwyczaj spokojnie. – Tata nie żyje, zginął w wypadku, a ja nie mogę się wyrwać. Czy mogłaby się pani wszystkim zająć?

Cały Artur. Nie odmówiłam, zrobiłam to dla jego ojca. Artur dał mi wszelkie pełnomocnictwa i nie wnikał w podjęte decyzje. Nie obchodziło go, jak ojciec zostanie pochowany.

– Akceptuję wszystko, co pani profesor postanowi – zapewnił.

– Nie interesuje cię to, prawda? – zapytałam z sarkazmem.

– Pewne sprawy trzeba zostawić za sobą, nie zamierzam żyć przeszłością.

Pierwszy raz w życiu był ze mną szczery, doceniłam to i zapamiętałam.

O tragicznych okolicznościach towarzyszących wypadkowi dowiedziałam się później. Starszy pan zasłabł za kierownicą, zjechał na przeciwległy pas i uderzył w nadjeżdżający samochód. Młode małżeństwo poniosło śmierć na miejscu, a ich córeczka została pod opieką babci. W moim odczuciu była to wina Artura. Są w życiu sprawy, których nie da się ot tak sobie zakończyć, postanowiłam mu to udowodnić w swoim stylu.

Mieszkanie rodziców Artura stoi puste, najlepszym agentom nieruchomości nie udało się go wynająć ani sprzedać. Osobiście tego dopilnowałam, informując o zadłużeniu, uciążliwych sąsiadach oraz zameldowanym na stałe krewnym, przebywającym w zakładzie psychiatrycznym. Zawsze udaje mi się odstraszyć chętnych, będę to robiła tak długo, aż Artur zrozumie. Od czasu do czasu pytam go, czy zrobił coś dla osieroconej dziewczynki, jeszcze nie otrzymałam właściwej odpowiedzi. Poczekam. Jestem cierpliwym pedagogiem.

Czytaj także:
„Nie mam dzieci, więc postanowiłam zapisać majątek córce kuzyna. Zmieniłam zdanie gdy wyszło, że to szczwana pijawka”
„Przyjaciółka wywróciła swoje życie do góry nogami dla faceta. Gdy zaszła w ciążę, porzucił ją jak zepsutą zabawkę”
„Facet przyjaciółki to bufon, jakich mało. Kelnera pouczał o winach, a Magdę, żeby nie zamawiała >>pospolitych potraw<<”

Redakcja poleca

REKLAMA