„Były mąż powiedział, że był ze mną z litości. Teraz szukam prawdziwego mężczyzny, który naprawdę będzie mnie pożądał”

Mąż mnie upokarzał fot. Adobe Stock, Syda Productions
„– Ogarnęłabyś się trochę – mawiał Konrad, patrząc z niesmakiem na plamy na mojej bluzce. – Jest jak w bajce, tyle że na odwrót. Ożeniłem się z księżniczką, a dostałem żabę. Później do tych uwag doszły kolejne, tym razem z cyklu: „inne kobiety to…”.
/ 05.12.2022 07:16
Mąż mnie upokarzał fot. Adobe Stock, Syda Productions

Było tak pięknie, a raczej miało być. Ale moje życie potoczyło się nie tak, jak bym chciała. Zostałam sama, w końcu kogoś poznałam. I dopłynęłam do szczęśliwej przystani, gdzie witał mnie jego uśmiech i ciepło.

Jednak mnie ciągle czegoś brakowało…

Chciałam też namiętności! Moje małżeństwo trwało krócej niż spłata kredytu wziętego na koszty wystawnego wesela. Po bajkowej uroczystości i miesiącu miodowym spędzonym na egzotycznej wyspie okazało się, że mój wymarzony książę nie dorósł do rodzinnych obowiązków. Przez jakiś czas żyłam w iluzji.

Wierzyłam, że wszystko się ułoży, kiedy Konrad zostanie ojcem. Wtedy zrozumie, weźmie się w garść, dostosuje... Pobożne życzenia. Niczego nie zmienił w swoim trybie życia, podczas gdy ja usiłowałam pogodzić opiekę nad synkiem z innymi obowiązkami.

Byłam na urlopie wychowawczym, więc finansowo też nam się pogorszyło. Konrad zaś, jako jedyny żywiciel, jeszcze bardziej zhardział i odmówił jakiejkolwiek pomocy w domu. Szybko wpadłam w kierat, z którego nie widziałam wyjścia. Taka sytuacja przełożyła się na mój stan psychiczny: byłam wiecznie zmęczona, zniechęcona i, co tu kryć, zaniedbana.

– Ogarnęłabyś się trochę – mawiał Konrad, patrząc z niesmakiem na plamy na mojej bluzce. – Bo jest jak w bajce, tyle że na odwrót. Ożeniłem się z księżniczką, a dostałem żabę.

Później do tych uwag doszły kolejne, tym razem z cyklu: „inne kobiety to…”. Wtedy jeszcze zastanawiałam się, co on wie o innych kobietach, czy widuje je robiące pranie, padające ze zmęczenia na nos, przecierające zupki. Myślałam, że to takie głupie męskie gadanie, które ma na celu zdopingowanie mnie.

Szybko jednak pozbyłam się złudzeń

Przychodzące wieczorami na jego telefon SMS-y, które sprawdzałam, gdy zasypiał, ocierały się niemal o pornografię. A ponieważ zawsze przychodziły z tego samego numeru, dotarło do mnie, że w życiu Konrada jest inna kobieta. W instynktownym odruchu usiłowałam zawalczyć o nasz związek, jednak mimo czynionych wysiłków nie udało mi się przykuć uwagi Konrada na dłużej.

– Czy ty jeszcze mnie kochasz? – zaryzykowałam pytanie, mając w duszy nadzieję, że spontanicznie odpowie „tak”.

Tymczasem on obrzucił mnie uważnym spojrzeniem, od którego zrobiło mi się zimno. Patrzył na mnie jak na fascynujący w swej brzydocie okaz robaka. Jego mina wyrażała zarówno odrazę, jak i ciekawość.

– Czy cię kocham? – zdziwienie w jego głosie było tak gęste, że można by je pokroić nożem. – Oczywiście, że nie. Sam się zastanawiam, dlaczego wciąż z tobą jestem – głęboka zmarszczka na jego czole znamionowała ciężki wysiłek umysłowy.

– I co wymyśliłeś? – masochistycznie domagałam się odpowiedzi, choć mniej więcej przeczuwałam jej treść.

– Chyba wynika to z litości – odparł, wzruszając ramionami. – Albo z niechęci do komplikacji. Bo rozwód to kłopot… – uśmiechnął się rozbrajająco.

Nie wytrzymałam.

– Ty draniu! – rzuciłam się na niego z pazurami, chcąc zdrapać mu z gęby ten chamski uśmieszku.

Niestety moje paznokcie od dawna nie widziały hybrydy, więc większej krzywdy mu nie zrobiłam, zwłaszcza że natychmiast złapał mnie za ręce.

Oszalałaś?! Czy zawsze byłaś nienormalna, tylko ja tego nie widziałem?

– Na pewno mi odbiło, gdy zgodziłam się wyjść za ciebie – warknęłam. – A do reszty oszalałam, pozwalając ci romansować na boku, poniżać mnie, ignorować moje potrzeby, a swoje dopieszczać, totalnie olewać dom i rodzinę, łączne z zajmowaniem się Krzysiem, żałować na nas pieniędzy, choć sobie niczego nie odmawiasz! – cedziłam ze złością swoje żale. – Ale dość tego! Odzyskałam rozum. Natychmiast się stąd wyprowadzisz. Następnym razem spotkamy się dopiero w sądzie!

Słowa te wymknęły mi się nieświadomie

Wcale nie miałam zamiaru podejmować ostatecznych rozwiązań w gniewie, jednak Konrad odebrał je z wyraźną ulgą. Jakby tylko na to czekał.

– Jak sobie życzysz.

Ruszył w kierunku szafy. Po chwili był już spakowany.

– Czyli ty składasz pozew? – upewnił się jeszcze w progu, po czym zniknął w czeluściach korytarza.

Pierwsze tygodnie po rozwodzie były bardzo trudne i nie wiem, jak bym sobie poradziła, gdyby nie pomoc rodziny i przyjaciół. Potem było nieco łatwiej. Wróciłam do pracy, Krzyś poszedł do żłobka, później do przedszkola, bo jako samotna matka miałam jakieś przywileje. To był czas, kiedy cieszyłam się z odzyskanej niezależności i spokoju w domu.

Jednak z biegiem miesięcy przestało mi to wystarczać. Byłam młoda, pragnęłam mieć u boku kogoś dorosłego, z kim mogłabym wyjść wieczorem, pośmiać się, przytulić… Pod wpływem tych pragnień zwróciłam uwagę na kolegę z pracy. Wydawało mi się, że wyróżnia mnie spośród innych, że jego życzliwość nie jest zwykłą grzecznością.

Był raczej nieśmiały, spokojny i sprawiał wrażenie solidnego. Zupełne przeciwieństwo Konrada. I świetnie. Kilka razy umówiłam się z nim na kolację, zanim powoli zaczęłam wprowadzać go do swego życia. Zaakceptował Krzysia, a mały odwzajemniał tę sympatię. Wspaniale. Jako matka byłam zachwycona takim obrotem spraw.

Wprawdzie nie zakochałam się w Karolu, ale autentycznie go lubiłam, co więcej, szanowałam jego solidność oraz dbałość o przyziemne sprawy. Pomagał mi przy drobnych remontach w domu, interesował się moim samopoczuciem, często chwalił mój wygląd i przygotowywane przeze mnie potrawy. Potrafił cierpliwie odpowiadać na niezliczone pytania Krzysia i cudnie sprawdzał się w roli taty-wujka. Wprowadzał małego w męski świat, ucząc go jazdy na rowerze i pozwalając mu „pomagać” sobie przy majsterkowaniu.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nie powiedziałam „nie”, kiedy mi się oświadczył. Nie powiedziałam też jednoznacznego „tak”. Poprosiłam o trochę więcej czasu, co zaakceptował, bo rozumiał, że po pierwszym, nieudanym małżeństwie chcę się dobrze zastanowić.

Jednak zaczęliśmy snuć wspólne plany na przyszłość

Temat zamiany naszych dwóch mieszkań na domek pod miastem coraz częściej wypływał w trakcie rozmów. Gdy otrzymałam awans, który wiązał się z serią szkoleń odbywających się w innym mieście, Karol namawiał mnie do udziału w nich, zapewniając, że pod moją nieobecność świetnie sobie poradzi.

– Ależ skarbie, to przecież tylko dwa razy w miesiącu. Będziemy się z Krzysiem wspaniale bawić. Nawet nie zauważy, że cię nie ma – przekonywał. – Jeśli masz okazję podwyższyć swoje kwalifikacje, to grzech nie skorzystać. Jestem z ciebie dumny. Niczym się nie przejmuj.

Długo się wahałam. Przyjęłam nowe stanowisko i warunki. Pierwszy zjazd był dla mnie niczym objawienie. Już samo zakwaterowanie w luksusowym ośrodku szkoleniowym dało mi dużo frajdy. Co więcej, nowe znajomości okazały się bardzo ekscytujące. Zwłaszcza jedna z nich…

Robert od razu zwrócił moją uwagę. Niby nie był przystojny, ale wprost tryskał testosteronem, z czego ujmująco żartował, twierdząc, że to jego jedyny wabik na kobiety. Był szarmancki i czarujący w ów nienachalny sposób, który wywierał na mnie piorunująco-magnetyczne wrażenie. Po zajęciach poszliśmy do klubu i przy drinkach miałam okazję poznać go bliżej.

Wyznał bez skrępowania, że spodobałam mu się od pierwszego wejrzenia, kiedy nieco niepewnie stanęłam w drzwiach auli, szukając wzrokiem wolnego miejsca.

– Wyglądałaś wtedy nieziemsko – zapewniał, delikatnie muskając moją dłoń palcami – zupełnie jakby przeniesiona z innego świata. Tak inna od tych wszystkich pewnych siebie karierowiczek.

Ze zjazdu wróciłam z romantycznym zawrotem głowy i nie mogłam doczekać się następnego. Karol moją niecierpliwość przyjmował z rozbawieniem.

– Oho, połknęłaś bakcyla nauki. Nie zdziwię się, jak w najbliższym czasie zechcesz zrobić studia podyplomowe.

Mylił się. To nie było pragnienie wiedzy. Już kolejny wyjazd przyniósł przełom w moich relacjach z Robertem. Oboje czuliśmy do sobie tak silny pociąg – wzmożony rozstaniem i oczekiwaniem – że zostaliśmy kochankami. I nadal jesteśmy…

Źle się z tym czuję, że oszukuję Karola, ale pożądanie jest silniejsze. Kiedy Robert mnie obejmuje, zapominam o całym świecie, co z Karolem nigdy się nie zdarza. Ale gdy szaleństwo mija, wracam do mojej wygodnej, ciepłej przystani u boku prawie narzeczonego, i jestem niemal szczęśliwa. Wiem, że w końcu będę musiała podjąć decyzję i wybrać, z którym z nich chcę dzielić życie.

Czy wolę spokojną i bezpieczną egzystencję z dobrym, porządnym, przewidywalnym Karolem, czy rzucę się na głęboką wodę wraz z Robertem, choć nasza gorąca przygoda wcale nie musi się skończyć „żyli długo i szczęśliwie”. Żaden z nich nie jest mi obojętny, choć każdy z innego powodu. Jeden daje pewność jak szwajcarski bank, drugi ciarki i motyle. Kusi, by mieć ich obu…

Niedługo szkolenia się skończą i stracę pretekst do widywania Roberta. Jeśli z nim zerwę, boję się, że nigdy o nim nie zapomnę i w kółko będę się zastanawiać, co by było gdyby. Ale życie to nie bajka, mój były mąż wyuczył mnie tej lekcji boleśnie.

Gdy żegnam się z Robertem, już tęsknię i obiecuję sobie, że porozmawiam z Karolem. Ale kiedy wchodzę do domu i widzę, jak ten z uradowanym Nikusiem szykują dla mnie kolację, moje postanowienia kruszeją. Nie potrafię podjąć decyzji. Czego nie wybiorę, kogoś unieszczęśliwię…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA