„Mój były mąż był damskim bokserem. Gdyby nie terapia i pomoc bliskich nigdy nie otworzyłabym się znów na miłość”

Ofiara przemocy domowej fot. Adobe Stock
Nie jestem specjalnie kochliwa. Raz na ruski rok ktoś mi się spodoba. Ale kiedy to już się stanie, od razu się angażuję. Może niesłusznie?
/ 24.03.2021 12:04
Ofiara przemocy domowej fot. Adobe Stock

Około 21 zadzwonił Rafał. Spytał, czy jestem sama i czy może zaraz wpaść. Oczywiście się zgodziłam. Byłam w szoku. Uganiałam się za nim od miesięcy. Poznaliśmy się w szkole językowej na zajęciach z hiszpańskiego dla średnio zaawansowanych. Po chwilowym zainteresowaniu moją osobą, przestał zwracać na mnie uwagę. Nie odpowiadał na SMS-y, zaczepki na fejsie i już całkiem bezpośrednie propozycje, żeby iść razem do kina, na koncert, gdziekolwiek. Nie i już. Nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią.

Podrywałam go, ale bezskutecznie

Może niepotrzebnie przyznałam, że mi się podoba? Może powinnam udawać niedostępną księżniczkę w wieży na szklanej górze? Bardzo chętnie, tylko nie potrafiłam. Zawsze od razu angażowałam się na sto procent. I to go pewnie spłoszyło. No i to, że byłam o kilka lat starsza. Tak czy siak, w końcu stało się dla mnie jasne, że między nami do niczego nie dojdzie. A teraz dzwoni, że przyjdzie wieczorem…

Rzuciłam się do sprzątania. Ciuchy z podłogi do szafy. Dokumenty z pracy… też do szafy. Umyć talerze, kuchenkę, wziąć szybki prysznic. Schować mokry ręcznik, żeby sobie nie myślał, że się dla niego myłam. Zmienić pościel? Oj tak! I to błyskawicznie. Jak się ubrać? Sukienka? Zbyt oczywiste. Zwykły podkoszulek. Luźne spodnie. Przewietrzyć mieszkanie. Mam wino? Mam, białe, a zatem szybko do lodówki.

W czasie tych wszystkich czynności przeanalizowałam nasze ostatnie spotkanie. Nic się nie wydarzyło. Siedział z tyłu, ja z przodu. Po zajęciach znikł szybko, zauważyłam go, gdy szedł sprężystym krokiem na parking. Wysoki, wyprostowany. Podbiegłam. Przestraszył się. Nie chciałam go zaskoczyć. Był tak nieprzystępny, że się zestresowałam. Gadałam jakieś głupoty, nie mogąc oderwać oczu od jego jasnych włosów do ramion. Wiatr nimi miotał na wszystkie strony. Gdybym mogła je przytrzymać dłońmi. Nie mogłam.

Co się zmieniło przez ten tydzień? Nagle zadzwonił telefon. Irena. O matko, zapomniałam, że miałam dziś u niej nocować! Ostatnio źle spała, dokuczały jej jakieś lęki. Nie odebrałam, nie miałam czasu. Mimo że to moja najlepsza przyjaciółka. Ale przecież nie mogłam parzyć jej uspokajających ziółek, gdy Rafał postanowił mnie odwiedzić. Zaczęłam pisać przepraszającego SMS-a… Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.

Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że tak bardzo skupiłam się na sprzątaniu, że zapomniałam o sobie. A przecież to ja powinnam wyglądać olśniewająco. Spojrzałam w lustro. Włosy w lekkim nieładzie, ciemne, na szczęście niedawno farbowane, więc nie było widać siwych. Oczy trochę podpuchnięte, cała twarz niezdrowo napięta. Szybko pociągnęłam usta szminką i otworzyłam drzwi z seksownym uśmiechem.

Do tej pory z facetami mi nie wychodziło

Sąsiadka z bloku. Starsza, dystyngowana pani, która zawsze czekała, aż jej się pierwsza ukłonię. Forma była dla niej ważniejsza od samego przywitania. Podziwiałam jej idealny makijaż, nawet rano wyglądała pięknie. Ostatnio bardzo dokładnie mi się przyglądała. Chyba nawet chciała ze mną porozmawiać, ja jej jednak nie zachęcałam.
– Przepraszam, że tak późno, ma pani chwilę?
– Niestety, czekam na kogoś…
– Przepraszam – wyraźnie się zmartwiła. Gdy zamknęłam drzwi, pobiegłam do kuchni, ale zapomniałam, co takiego miałam zrobić. Może przetrzeć zakurzony parapet?

Znów ktoś zapukał. Jeśli to znowu sąsiadka, to się wścieknę. Rafał. Ubrany w białą koszulę i niebieskie spodnie wyglądał jak model z okładki. Jasne włosy miał tradycyjnie rozwiane. Chociaż związał je z tyłu, niesforne loki pojedynczo i grupami wydostawały się na wolność i opadały na ramiona.
– Mogę wejść? – w jego oczach pojawiło się zniecierpliwienie. Rzeczywiście stałam w drzwiach i się gapiłam. Opalił się i jego ciało pachniało słońcem. Naprawdę czułam od niego zapach słońca.
– Oczywiście, zapraszam. Wszedł. „O matko, nie gap się na niego! Zaproponuj herbatę, kawę! Zachowuj się!” – przebiegało mi przez głowę. Zaproponowałam. Spojrzał na mnie podejrzliwie, bo głos mi dziwnie zachrypiał. „Muszę się ogarnąć” – westchnęłam w duchu.

Byłam poważną księgową, nie uganiałam się za facetami i nie rzucałam się na nich. Powiem więcej, faceci na ogół mi się nie podobali. Raz na ruski rok któryś mnie zainteresował. Ale wtedy od razu bardzo się angażowałam. W swoim prawie pięćdziesięcioletnim życiu miałam na koncie trzy małżeństwa. Pierwsze skończyło się, bo zakochałam się w innym. Drugie, bo ten, w którym się zakochałam, rzucił mnie dla młodszej. Trzecie wydawało się idealne, a trwało najkrócej. Mąż okazał się damskim bokserem.

Byłam pewna, że po nim zostanę sama aż do śmierci. Nie wierzyłam, że jeszcze ktoś mi się w życiu spodoba. Rafał jednak zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia, gdy tylko wszedł do sali. Wyglądał na trzydzieści parę lat, na szczęście miał dziesięć więcej. Dbał o siebie, biegał, ćwiczył na siłowni. Podczas konwersacji na hiszpańskim można się było prawie wszystkiego o sobie dowiedzieć. Pracował w handlu. Niedawno zakończył długoletni związek, miał dorosłego syna. Tak jak ja.

Wciąż staliśmy w przedpokoju, bo nie wiedziałam, gdzie go zaprosić. Do kuchni czy pokoju, w którym oprócz dwóch wygodnych foteli, głównym meblem było duże łóżko?
– Masz wino? – spytał.
– Tak. Białe.
– Może być – uśmiechnął się.
– Wejdź do pokoju, ja za chwileczkę przyjdę – też się uśmiechnęłam. Wino średnio się schłodziło. Sprawdziłam kieliszki pod światło. Nie był to błysk. Trudno. „Gdzie jest korkociąg?! Kiedy potrzebuję, nigdy go nie ma” – jęknęłam. W końcu znalazłam. „Dać mu, żeby otworzył? – zastanawiałam się. – Nie, sama to zrobię”. Trochę mi się ręce trzęsły. Przypomniałam sobie o dziesiątkach win, których nie otworzyłam, bo korek się ukruszył albo szyjka pękła. Na szczęście udało się go wyjąć.

Rafał usiadł w fotelu przy oknie. Zgasił górne światło i zapalił lampkę stojącą na ławie. Przeglądał jakąś książkę. O nie, tę głupią! Naprawdę nie mógł wybrać innej?
– Nie tak sobie wyobrażałem twoje mieszkanie… – zagadnął. – Myślałem, że będzie masa starych mebli i bałagan. W pokoju były białe, proste meble. Oprócz łóżka, foteli i ławy, półka na książki oraz komoda. Wszystko nowe i tanie.
– Może jak się dorobię, kupię sobie parę antyków – zachichotałam nerwowo.
– Za stara jesteś. Jak się do tej pory nie dorobiłaś, to już się nie dorobisz – odparł.
– Może i tak – nie chciałam mu tłumaczyć, że to już moje trzecie mieszkanie. Dwa poprzednie straciłam po rozwodach. Dopiero przy ostatnim rozstaniu miałam na tyle rozumu, by zawalczyć o swoje.
– A tej książki to już zupełnie się u ciebie nie spodziewałem… – powiedział, biorąc do ręki wiersze Emily Dickinson. Na pierwszej stronie była dedykacja: „Dziękuję Ci za nieśmiertelność, Paweł”. Brzmiało zapewne dziwnie dla tych, którzy nie znali fragmentu wiersza: „Umrzeć nie są w stanie Ci, którzy są Kochani”.
– Najwyraźniej słabo mnie znasz.
– Musiał cię bardzo kochać… – ciągnął.

To akurat nie była miłość, bo książkę dostałam od męża – damskiego boksera. Potrafił być romantyczny, uważał jednak, że raz na jakiś czas trzeba kobietę sprać. Tak dla jej zdrowotności, żeby się nie zepsuła. Był normalnym facetem, ułożonym, nie żadnym nerwusem czy kryminalistą. Skąd więc się to wzięło w jego głowie? Tego nikt nie zgadnie. Bardzo się zdziwił, kiedy mu powiedziałam, że odchodzę. Kompletnie nie wiedział, z jakiego powodu…

Postawiłam przed Rafałem pełen kieliszek. Usiadłam. Fotele stały naprzeciwko siebie, rozdzielone ławą. Dopiero przy drugiej osobie widać, że coś jest nie tak. Te fotele stały od siebie za daleko.
– Za co pijemy? – wzniosłam kieliszek. Zastanowił się.
Za naszych eks…
Nie był to najlepszy toast, ale co tam, nie ma co rozpamiętywać złych chwil.
– Niech będzie – nie było łatwo wstać i stuknąć się kieliszkami. Rafałowi poszło to znacznie łatwiej. Miał silne mięśnie brzucha od ćwiczeń na siłowni.
– … żeby o nich zapomnieć – upił łyk wina i zamyślił się.

One się tak o mnie martwiły

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale najwyraźniej nie musiałam.
– Puścisz jakąś muzykę? – spytał nagle. Wśród stosu płyt wybrałam Kings of Convenience. Dwóch facetów śpiewających tęskne ballady. Gitara, skrzypce.
– Ładne – znów się zamyślił. Rozpiął guzik koszuli pod szyją. Poczułam lekkie ciepło idące przez całe ciało.
– Wiesz, gdy… gdy nie jesteś taka namolna, to jesteś nawet fajna – pokiwał głową. Najwyraźniej był przedstawicielem mężczyzn lubujących się w końskich zalotach. Niestety, mógł sobie na nie pozwolić. Bardzo chciałam, żeby został. Wiedziałam, że jak będę miła, to zostanie. W moim wieku trudno znaleźć sobie porządnego mężczyznę. Kiedy znów mi się trafi sprawny kochanek? Ostatnio spodobałam się siedemdziesięciolatkowi, który dał mi do zrozumienia, że mam już swoje lata. Ja, nie on!
– Miło mi, że zmieniłeś zdanie na mój temat – zapadłam się w fotel. Uśmiechnął się szeroko. Dotknął kolejnego guzika koszuli.

Teraz już całkiem otwarcie ją rozpinał. Oboje równocześnie wstaliśmy. Patrzył na mnie intensywnie. Lubiłam ten moment. Ostatni, gdy to ja, a nie moje ciało, o czymkolwiek decydowałam.
– Możemy wcześniej zatańczyć? – zaproponowałam, a on pokiwał głową. Dobrze prowadził. Szybko poddaliśmy się wolnemu rytmowi muzyki. Jego ciało było przyjemnie gorące. Położyłam głowę na jego piersi. Całkowicie przejął inicjatywę. W parę sekund byliśmy już w łóżku prawie nadzy. Nagle zagrzmiał dzwonek telefonu. Dałam mu znak, że nie odbiorę. Ktokolwiek by to nie był, nie miał teraz żadnych szans, by ze mną pogadać. Oboje nie mogliśmy się już doczekać, żeby…

Teraz dobiegło nas walenie w drzwi. Rafał spojrzał na mnie pytająco. Nikogo się nie spodziewałam. Irena? Mieszkała w innej dzielnicy i bardzo niechętnie się z niej ruszała, a już na pewno nie w nocy. To był ten typ, co się bał własnego cienia. Już w podstawówce tak miała, z wiekiem się jej pogorszyło. Poza tym napisałam jej, że dziś nie przyjdę… To znaczy zaczęłam pisać… Ktoś walił coraz głośniej i szybciej. Czyżby za drzwiami stały dwie osoby?

– Poczekaj chwilę – szybko wstałam, po drodze doprowadzając się do porządku. Tak, to była Irena. Moja bojąca się wszystkiego przyjaciółka rzuciła na mnie okiem i wpadła jak burza do mieszkania. Omal nie zaatakowała Rafała.
– O, przepraszam pana… – wycofała się z pokoju speszona. – No nic, na szczęście u ciebie wszystko w porządku. Jak nie przyszłaś do mnie, a potem nie odbierałaś telefonu, przestraszyłam się, że… ten bandyta, twój eks mąż, może on znowu…

Dość długo ukrywałam przed ludźmi bicie. Nie chciałam, by się nade mną litowali. Zresztą, ciągle go w swojej głowie tłumaczyłam. Bo zasłużyłam, bo jest przemęczony, bo skoro tak mnie kocha, to ma prawo tak wyrażać swoje emocje… W końcu Irena mi powiedziała, że wie i mam natychmiast od niego odejść. Przygarnęła mnie, wysłała na terapię, bo byłam wrakiem człowieka.

Eksa nie widziałam od rozwodu. Podobno szykował się do kolejnego ślubu. Czy po rozwodzie ze mną dotarło do niego, że nie ma prawa rzucać się z pięściami na ludzi? Szczerze wątpię. Irena jak widać, nadal się o mnie bała. Przytuliłyśmy się mocno.
– Dobra, idę, randka rzecz święta – puściła do mnie oko. – Ale jutro masz się u mnie stawić z dobrym winem i lodami.
– Jasne – odprowadziłam ją do drzwi. Gdy je otworzyłam, okazało się, że na klatce stoi sąsiadka. Czy była tu od początku?
– Wszystko w porządku – wyjaśniła jej Irena i zbiegła po schodach.
– Wiem, że nie pora… Ja… ja – starsza pani była bardzo przejęta. – Ja panią bardzo przepraszam, ja słyszałam, co się u państwa dzieje, ale… bałam się, bałam się pani pomóc. Bardzo panią przepraszam…

Uciekła, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Ciężko westchnęłam. Rafał siedział na łóżku, całkiem ubrany. Patrzył na mnie, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy. Spojrzałam w lustro wiszące nad łóżkiem. Wyglądałam jak balon, z którego uszło powietrze.
– Chcąc nie chcąc, słyszałem wszystko.
– To przeszłość – usiadłam obok niego. Nie kłamałam. Po terapii byłam inną kobietą. Wiedziałam, czego chcę i jakie są moje prawa. Siedzieliśmy w milczeniu, słychać było za oknem przejeżdżające samochody, a gdzieś w dali szczekanie psa.
– Wiesz, że nie wszyscy faceci są tacy?
– Wiem – miałam ochotę zedrzeć z niego koszulę, ale się powstrzymałam. – Niestety, ja też nie jestem aniołem i dziś przyszedłem do ciebie, bo… nieważne, bo teraz… – dotknął delikatnie mojej dłoni. – Chcę żebyś wiedziała, że cię obronię.
– Sama potrafię się obronić – powiedziałam, chociaż miło było słyszeć, że chce zostać moim rycerzem na białym koniu. Oprócz terapii przeszłam kurs samoobrony. Jakbym chciała, to mogłabym go unieruchomić w dwie sekundy.
– Ale i tak potrzebuję faceta – dodałam.
– Wciąż mnie zaskakujesz – uśmiechnął się tym specyficznym uśmiechem, który oznaczał, że noc będzie bardzo długa.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latki
Mój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznym
Gdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans

Redakcja poleca

REKLAMA