„Mój brat zrobił dziecko swojej przyjaciółce, która miała męża i dwoje dzieci. Ich relacja od zawsze była chora”

kobieta której rodzice wyrzekli się brata fot. Adobe Stock
„Moi rodzice wyrzekli się brata. Nikt z nas nie był na ich ślubie, nikt nie wymawia imienia ich dziecka. Jakby ani jego, ani Franka nigdy nie było. Do tej pory ja też brałam udział w tym buncie, ale bratanica jest bardzo chora i potrzebuje mojej pomocy”.
/ 17.04.2022 09:20
kobieta której rodzice wyrzekli się brata fot. Adobe Stock

Mądrzy ludzie mówią: dziecko niczemu niewinne. Żebym to ja ich tak posłuchała, zanim osądziłam tę kruszynę, co się dopiero urodziła. Ale cóż to teraz da, takie narzekanie. Wiem, że muszę działać. I obiecuję sobie, że tej sprawy w życiu nie zaniedbam.

Zaczęło się wiele lat temu temu

Aż trudno uwierzyć, że tak długo mieszkamy już na tym osiedlu. Ojciec jako jeden z pierwszych kupił tu własne mieszkanie. Firma jego przynosiła dochody, a rodzice mieli głowę na karku. Niejeden do dziś im tego zazdrości, że wtedy tak im się udało. Dziś pewnie nie byłoby ich stać na własny dach nad głową, czasy się zmieniły i worki, które produkuje zakład taty, nie przynoszą już takiego dochodu jak na początku lat dziewięćdziesiątych. W ósmej klasie przeprowadziłam się z rodzicami na jedno z pierwszych osiedli strzeżonych w Warszawie. To było coś. Teraz ludzie na potęgę kupują apartamenty w takich miejscach, ale wtedy, kiedy przechodziłam przez bramę z ochroną, czułam się jak jakiś minister. Teraz to śmiesznie brzmi, ale nie miałam wtedy świadomości, że jesteśmy bogaci. Może to i dobrze, bo nie nauczyłam się z tego powodu zadzierać nosa.

Osiedle położone było w samych środku dawnego blokowiska, które częściowo wyburzono. Zostali tylko ci, których nie stać było na dopłacanie sobie do innego lokalu. Teraz już wiem: były to rodziny najbiedniejsze i, co tu dużo kryć, patologiczne. Takie jak rodzina Tereski. Nie zwróciłam na nią na początku uwagi, mieszkała przecież dwie ulice dalej, a to w ósmej klasie podstawówki lata świetlne. To Franek, mój młodszy brat, pokazał mi ją pewnego dnia:
– Zobacz, niezła laska, co? – zagadał, gdy wracaliśmy ze szkoły.
Wzruszyłam wtedy tylko ramionami. Jaki ten mój brat dziecinny, pomyślałam nawet. Wydaje mu się, że taka dziewczyna będzie zadawać się z takim dzieciakiem jak on.

Tereska bowiem już wtedy jako dziecko zwracała na siebie uwagę wyglądem. Blondyna z dużym biustem i w za krótkiej, jak na przyzwoitą dziewczynę spódniczce, mogła być pewna męskiego zainteresowania. Wydawała się na dodatek tego nieświadoma, taka niewinna, delikatna, miła. Bo to trzeba przyznać – Teresa wyrodziła się w swojej rodzinie.

A przecież nie miała od początku lekko. Gnieździli się w szóstkę w jednym, zrujnowanym pokoju. Jej ojciec pił, a matka, no cóż, nie potrafiła mu się przeciwstawić, a z czasem zaczęła do niego dołączać w libacjach. Przerażała mnie ta sytuacja. Przeciwnie niż mojego brata.

Jego zainteresowanie atrakcyjną sąsiadką nie ograniczyło się do obserwowania jej na ulicy. Pewnego dnia, a było to chyba już w szkole średniej, zdecydował się do niej zagadać. Pamiętam to jak dziś. Strasznie lało, a Teresa biegła spóźniona na lekcję do tej swojej zawodówki krawieckiej, bez parasola oczywiście i w za wysokich obcasach – już wtedy ubierała się jak dorosła kobieta. Franek zatrzymał się niby jakiś dżentelmen z filmu, zdjął kurtkę i tę nieznajomą Tereskę okrył. Ona coś tam chyba protestowała, ale w końcu dała się odprowadzić pod same drzwi szkoły. Franek nie mógł przestać o tym gadać do końca dnia, a ja czułam, że będą kłopoty. Bo mój brat „zaprzyjaźnił się” z Tereską od tego dnia. Tak właśnie mówił.
– Nie jest moją dziewczyną, jesteśmy po prostu przyjaciółmi.

Jakby na potwierdzenie tych słów kilka tygodni później poznał Sylwię, swoją pierwszą licealną miłość. Po niej pojawiły się kolejne dziewczyny, ale Teresa, przyjaciółka mojego brata, była zawsze. Jadła u nas obiady, a nawet moja mama wykupiła jej klasową wycieczkę. Jednym słowem stała się powoli jakby członkiem naszej rodziny. Nie bardzo umiałam się z tym pogodzić. Nie byłam zazdrosna, ale ta cała sytuacja wydawała mi się po prostu nienormalna.
Przyznaj się, że jesteś po prostu zakochany – droczyłam się nieraz z bratem. – To niemożliwe, żebyś taką atrakcyjną dziewczynę traktował jak siostrę.
A jednak najwyraźniej tak właśnie było, bo czas płynął, a Franek i Tereska nadal się tylko... przyjaźnili.

Musiało chyba być między nimi jakieś tajemne porozumienie, bo w podobnym czasie poznali swoje drugie połówki. Tereska zaczęła się spotykać z Ryśkiem, kolegą z osiedla, mój brat natomiast poznał na studiach Dankę i dał nam do zrozumienia, że to coś poważniejszego. Oczywiście wydawałoby się, że trudno o naturalniejszy koniec przyjaźni męsko-damskiej niż ślub jednej ze stron, ale tym razem stało się zupełnie inaczej. Tereska i Rysiek wprawdzie szybko podjęli decyzję o tym, by się pobrać (niewątpliwie pomogło im to, że wkrótce na świecie miał pojawić się Daniel) i zamieszkali w wynajętej klitce obok mieszkania rodziców przyjaciółki mojego brata, ale to niewiele zmieniło. Po ślubie Tereski Franek zaczął przyjaźnić się nie tylko z nią, ale z jej mężem.

Stali się wręcz nierozłączni

Rysiek prowadził komis samochodowy, a mój brat zaczął zaniedbywać studia – które zresztą w końcu porzucił – żeby mu w tym interesie pomagać. Chłopak, który kiedyś nie miał pojęcia, co to jest świeca zapłonowa i nie umiałby zmienić koła, nagle stał się zapalonym fanem motoryzacji. Nie opuścił żadnego zlotu miłośników starych samochodów, a nie minęło wiele czasu, gdy sobie takiego gruchota sprawił! Nawet rodzice musieli przyznać, że dzieje się coś dziwnego.
– Musisz zrozumieć, Franiu, że Tereska ma teraz własne życie – tłumaczyła kiedyś mojemu lekkomyślnemu bratu mama.
Niedługo będzie mieć dziecko, musi dbać o swoją rodzinę. Ty powinieneś zainteresować się własnym życiem, bo jak tak dalej pójdzie, to Danusia cię zostawi. A to wspaniała kandydatka na synową – wzdychała wymownie w tym miejscu.
Po moim bracie takie słowa spływały jednak jak woda po kaczce:
– Nie rozumiem, o co wam wszystkim chodzi – złościł się. – To chyba normalne, że pomagam Ryśkowi rozkręcić interes. W tych czasach studia to strata czasu, liczy się konkretny fach w ręku. A Tereska? Przecież my się prawie nie widujemy!

Niestety, nie była to prawda. Rodzice, pochłonięci sprawami firmy, nie mieli o tym pojęcia, ale ja, ucząca się w domu studentka, wiedziałam, co się dzieje. Rysiek wychodził do pracy bardzo wcześnie. Musiałam przyznać, że prosty, ale porządny z niego chłopak, starał się jak mógł. Kiedy tylko jego stary opel ruszał spod domu, mój brat zmierzał do Tereski. Pod byle pretekstem: a to źle się poczuła, a to trzeba jej zrobić zakupy. Z czasem przestałam nawet pytać, po co do niej idzie, nie chciałam słuchać kolejnych kłamstw.

Przerażało mnie to, w co wpakował się Franek

On sam nadal siebie oszukiwał, że nie jest zakochany, ale dla mnie jasne było, co się święci. Liczyłam jednak, że się opamięta. Przecież gdy tylko Rysiek wracał z pracy, był jego najlepszym przyjacielem. Jeździli razem po części, gotowali, a kiedy urodził się Daniel, wychodzili całą czwórką na spacery. Spytacie, czemu Ryśkowi taki układ nie przeszkadzał? Sama się nad tym zastanawiałam. Może po prostu przyzwyczaił się do obecności mojego brata, a może był tak pewien atrakcyjnej żony, że nie podejrzewał ją o zdradę?

–To jest jakiś chory układ – stwierdziła narzeczona mojego brata i go rzuciła. – Ty mnie zdradzasz, ona jest dla ciebie najważniejsza – krzyczała. – Nawet jeśli naprawdę z nią nie sypiasz, to nic nie zmienia. To jest jakiś chory układ.
Potem odeszła. Myśleliśmy, że Frankiem to wstrząśnie, że będzie chciał za wszelką cenę ją zatrzymać, ale on przyjął jej odejście ze stoickim spokojem:
– Nie pasowaliśmy do siebie – wyjaśnił rodzicom. – To nie była dziewczyna dla mnie. To wy za wszelką cenę chcieliście mnie zmusić do małżeństwa z nią, ja jej nie kochałem.
– A kogo kochasz, kto jest dziewczyną dla ciebie?! – nie wytrzymała mama. – Szczęśliwa mężatka z dzieckiem, z której mężem tak się ponoć przyjaźnisz?! Rozbijasz ich małżeństwo!
– To są bzdury! – bronił się Franek. – Niczyjego małżeństwa nie rozbijam. Tyle lat wam tłumaczę, że Teresa to tylko moja przyjaciółka.

Franek rzeczywiście nie widział chyba w swoim zachowaniu nic niestosownego i nie potrafił przewidzieć, że to wszystko zmierza wprost do katastrofy. Po kilku tygodniach zresztą oznajmił nam, że dostał pracę w Niemczech i wyjeżdża. Może głupio to zabrzmi, ale odetchnęliśmy z ulgą.
– Może tam zapomni o tej całej Teresie – powiedziałam rodzicom.

Potem nastąpiły inne wydarzenia i sprawy mojego brata zeszły na dalszy plan. Poznałam Sławka, zaczęłam szykować się do ślubu. Franek odzywał się, pisał e-maile. Był zadowolony, odkładał pieniądze na własne mieszkanie. Nie pytał, co u Teresy, a ja nie informowałam go sama z siebie, choć przecież wiedziałam, że urodziła drugie dziecko i że w jej małżeństwie chyba nie dzieje się najlepiej, bo coraz rzadziej widywałam Ryśka w domu. Zapytałam ją nawet o to pewnego razu:
– Ach nie, wszystko dobrze – zapewniła mnie z uśmiechem. – Rysiek wyjeżdża co jakiś czas na kilka tygodni do Niemiec. Twój brat załatwił mu tam sezonową robotę, nie wiedziałaś?

Byłam zaskoczona. Zapaliła mi się wtedy ostrzegawcza lampka w głowie. A więc jednak Franek nie zapomniał o niej. Podzieliłam się swoimi wątpliwościami z mamą:
– Wiesz, to że załatwiał mu pracę, to jeszcze nic złego – uspokajała mnie. – Najważniejsze, że przestał rozbijać to małżeństwo. Może pozna tam kogoś i z czasem wszystko się ułoży.

Mnie jednak złe przeczucia nie opuszczały

Jak się okazało, nie bezpodstawnie. Bomba wybuchła kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Franek przyjechał wtedy niespodziewanie do rodziców, zasiadł do kolacji i oświadczył im:
Będę miał dziecko.
„Tylko nie to” – pomyślałam. „Tylko nie to. To niemożliwe”.
– To jakaś Niemka? – spytał po chwili milczenia ojciec.
Ale ja już wiedziałam, zanim Franek, którego po raz pierwszy w życiu widziałam zmieszanego, zdążył odpowiedzieć.
– Nie, to Polka. I znacie ją.
Wszystko było jasne. Ale nikt nie chciał jeszcze wtedy w to uwierzyć. Bo to było zbyt straszne.
– Teresa? – szepnęła mama – ale jak to jest możliwe? Przecież ona tu... dzieci... a ty tam... jej mąż... – nie wiedziała, co ma powiedzieć.

I wtedy Franek opowiedział nam wszystko. Owszem, załatwił Ryśkowi pracę w Niemczech. Ale na swoje miejsce. Kiedy tamten jechał do Frankfurtu, Franek wracał do Polski. Nie zaglądał do domu, tylko jechał od razu do Teresy. Teraz nie wahał się nazywać jej już swoją ukochaną. Rysiek przez wiele miesięcy nie zorientował się, był przekonany, że Franek przyjeżdża do rodziców. W końcu Teresa zażądała rozwodu i wyłącznej opieki nad dziećmi. Spotkają się w sądzie. Dopiero wtedy to do niego dotarło.

– Boże, rozbiłeś małżeństwo, pozbawiłeś dwoje dzieci ojca, nie tak cię wychowaliśmy. Zdradziłeś przyjaciela, co ty najlepszego zrobiłeś – krzyczał ojciec. – Nie masz już wstępu do tego domu.
I Franek oczywiście wyszedł, coś tam jeszcze krzycząc o hipokryzji i o tym, jak się cieszy, że się od nas uwolni.

Od tego czasu minęły 2 lata

Dziecko Franka i Teresy urodziło się w styczniu. To córeczka, ma na imię Dominika. Widziałam ją raz, Teresa przebiegła z nią pod murem domu swoich rodziców. Zawołałam do niej odruchowo, ale może mnie nie poznała albo nie miała czasu, bo nawet się nie odwróciła. Moi rodzice wyrzekli się brata. Nikt z nas nie był na ich ślubie, nikt nie wymawia imienia ich dziecka. Jakby ani jego, ani Franka nigdy nie było. Do tej pory ja też brałam udział w tym buncie.

Ale ostatnio przeczytałam ogłoszenie na słupie. Wiem, że powiesiła je Teresa, poznałam jej niestaranne pismo – ich córcia ma wadę serca, zbierają pieniądze na operację, liczy się każdy grosz. Już wiedziałam, co mam zrobić. Szkoda życia na obrażanie się. Jestem dość zamożna, mam dobrą pracę. Myślę, że będę mogła pomóc dziewczynce. Ale najważniejsze, że odbuduję relację z bratem. Jak to mówią, dziecko nie jest niczemu winne. Kupiłam największego misia, jaki był w sklepie. Mam nadzieję, że Dominisi się spodoba. Wczoraj Teresa powiedziała przez telefon, że mała uwielbia miśki. Albo mi się zdawało, albo moja bratowa miała gardło ściśnięte ze wzruszenia, gdy ze mną rozmawiała... ale może to tylko złe połączenie.

Czytaj także:
„Romans ojca zniszczył mi życie. Nie podeszłam do matury, mama przeszła załamanie nerwowe, a on nawet się nie odezwał”
„Robiłam z siebie idiotkę, by poderwać faceta. Dałam sobie spokój, gdy nakryłam go z innym”
„Każdy facet, którego kochałam, zostawiał mnie dla innej. I to nie młodszej, ładniejszej i bogatszej...”

Redakcja poleca

REKLAMA