„Robiłam z siebie idiotkę, by poderwać faceta. Dałam sobie spokój, gdy nakryłam go z innym”

kobieta która próbowała poderwać faceta fot. Adobe Stock
Przystojny sąsiad z naprzeciwka wywołał prawdziwy zamęt w mojej głowie dwa razy. Najpierw, gdy mnie oczarował, później, gdy odkryłam jego sekret…
/ 02.03.2021 13:33
kobieta która próbowała poderwać faceta fot. Adobe Stock

Wyjrzałam przez okno. Lało tak mocno, że osiedlowa alejka zamieniła się w rwący potok. Na ten sobotni wieczór planowałam samotny wypad do kina, ale w tej sytuacji żadna siła nie wyciągnęłaby mnie z mieszkania. Nastawiłam płytę Dido i zabrałam się za plan B – rozpakowywanie kartonów z książkami. Chociaż mieszkam na swoim już trzeci tydzień, jeszcze nie zdążyłam zrobić porządku ze wszystkimi paczkami. Nucąc pod nosem, zabrałam się za wykładanie na półki mojej kolekcji prozy, kiedy usłyszałam trzask windy, a potem głośne, radosne pogwizdywanie. Dariusz – pomyślałam i od razu zrobiło mi się goręcej z emocji.

Dariusz był moim sąsiadem z przeciwka. Wpadł mi w oko już pierwszego dnia, kiedy spocona i w brudnym podkoszulku, szarpałam się z zaciętymi garażowymi drzwiami. Powiedział, że chętnie pomoże, potem dał się zaprosić na kawę, pogadał i… zniknął, wymawiając się pilną pracą, a ja zostałam u siebie, zastanawiając się, czy to możliwe, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Od tamtej pory robiłam wszystko, żeby „przypadkiem” na niego wpaść, zagadać, poprosić o pomoc ale wierzcie mi, ten orzech nie był łatwy do zgryzienia.

Problem polegał na tym, że Dariusz albo był nieśmiały, albo… zajęty. Oczywiście, czuwałam i czekałam na dogodny moment. W końcu uda mi się dorwać go w moje łapy! – postanowiłam. Pomyślicie może, że mam jakąś obsesję, ale gdybyście go zobaczyły… Muskularne, szerokie ramiona. Metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, szeroki, biały uśmiech i szare oczy, a do tego gęsta czupryna! Gdybym nie wiedziała, że pracuje jako instruktor w pobliskim klubie fitness, pomyślałabym, że jest co najmniej modelem.

Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że taki boski okaz może mieć każdą, ale z drugiej strony na którąś przecież w końcu padnie, więc czemu by nie na mnie? Tej soboty znowu spróbowałam zwabić go do swojego mieszkania. Moglibyśmy posiedzieć przy muzyce, napić się wina, a potem kto wie? Pobiegłam do przed-pokoju i otworzyłam drzwi na klatkę. Dariusz stał, najwyraźniej szukając po kieszeniach swojego klucza.
– O, witaj sąsiadko – uśmiechnął się szeroko, a pode mną ugięły się nogi.
Cześć, może wpadłbyś do mnie na moment? – zebrałam się na odwagę. – Zerknąłbyś na mojego laptopa, ostatnio DVD nie odczytuje mi płyt.
– Chętnie, ale jutro rano. Dziś przychodzi do mnie kumpel, mamy w planach męski wieczór przy piwie.
– Och, nie ma sprawy – próbowałam ukryć rozczarowanie.

Wieczór spędziłam obżerając się szarlotką i smęcąc do wtóru z Kasią Kowalską. Potem zrobiłam sobie pełną waniliowej piany kąpiel i kiedy leżałam w gorącej wodzie, poraziła mnie straszna myśl – a może ja należę do tych żałosnych panien, które narzucają się facetom zupełnie nie czując, że są niemile widziane? Może już wszyscy nowi sąsiedzi wytykają mnie palcami, tylko ja wciąż łudzę się, że Dariusz w końcu otworzy oczy i porażony blaskiem mojej urody padnie przede mną na kolana? Może po prostu moja desperacja jest tak zaawansowana, że nie dostrzegam, jak bardzo jestem godna wszelkiego pożałowania? Może… – z niewesołych myśli wyrwał mnie dźwięk komórki.
– Anita? Dałabyś się wyciągnąć na małe piwo i ploty? – entuzjazm w głosie mojej przyjaciółki Beaty aż bił po uszach. – Pogadałybyśmy o moim nowym facecie. Wiesz, tym nauczycielu fizyki, którego poznałam miesiąc temu, wyobraź sobie, że zaczęliśmy się spotykać i…
– Nie dam rady, zaraz przychodzą do mnie sąsiedzi – skłamałam niezgrabnie, od razu czując wyrzuty.

Dobra, wiem – świnia ze mnie, a nie przyjaciółka, ale jak w stanie najgorszej chandry miałabym wysłuchiwać peanów na cześć sercowych wyczynów Beaty? Znam ją z sześć lat i odkąd pamiętam, przeskakuje z kwiatka na kwiatek, żonglując facetami z taką samą łatwością, z jaką pozyskuje klientów w swoim banku. Podczas gdy ja miesiącami zbieram się do kupy po kolejnym rozczarowaniu, ona nawet nie zauważa, że została porzucona, bo na horyzoncie pojawia się kolejny obiekt. Ech, szczęściara!

Niedzielnego poranka pojawił się bunt. Normalnie siedziałabym w domu, wyczekując obiecanej wizyty Dariusza, ale nie tym razem. Wskoczyłam w nowy płaszczyk i pobiegłam na Kazimierz. Kawa plus czekoladowe ciacho z bitą śmietaną postawiły mnie na nogi, więc przeczesałam pobliskie kramy z używanymi ciuchami i wróciłam do mieszkania, taszcząc dwie siatki okazyjnych zdobyczy. Z góry wiedziałam, że większości nigdy nie założę, ale każdy ma jakieś hobby, prawda? Grzebanie w ciuchach też można uznać za ciekawą formę spędzania wolnego czasu.

Po obiedzie wykręciłam numer Dariusza, ale zaraz odłożyłam słuchawkę. Może rzeczywiście czas zagrać nieco niedostępną? – zastanawiałam się, nalewając sobie wina domowej roboty ciotki Alinki. Przez kolejne dni ostentacyjnie ignorowałam Dariusza, nie odbierając jego telefonów, a na klatce ledwo go dostrzegałam. Chyba zadziałało, bo zaprosił mnie do kina, a potem na kawę. Z filmu nic nie pamiętam, bo jedno o czym myślałam, to jego ramię przy moim i ta jego woda kolońska…! Niestety film się skończył, a ja chyba jako jedyna wśród otaczających nas czułych parek wyszłam z kina nawet nie muśnięta. Zrozumiałam, że czas wytoczyć grubsze działa i zapisałam się do klubu fitness, w którym pracował obiekt moich westchnień. Wskoczyłam w twarzowy dresik i zaczęłam odstawiać kompletną kretynkę.
– Powiesz mi, jak działa ta bieżnia? – prosiłam na przykład, wołając Darka.

Pomagał, podawał mi ciężarki, ale wciąż był między nami dystans. Kiedy któregoś wieczoru spadłam ze stacjonarnego rowerka prosto w jego ramiona, on skomentował to jedynie: „uważaj, bo zrobisz sobie krzywdę” – w końcu zrozumiałam. Cokolwiek było tego przyczyną, Dariusz nigdy nie będzie mój. Prawda była bolesna, ale koniec ze złudzeniami! – zdecydowałam. Przestałam wystawać na klatce, kiedy wracał wieczorami, przestałam chodzić na fitness, a nawet do niego dzwonić. Bywały momenty, że chciałam wyznać, co do niego czuję, ale duma przeważyła.

Przecież on musiał się wszystkiego domyślać. A skoro nie zareagował, znaczy, że mnie nie chciał. Niestety, nie wszyscy podzielali mój punkt widzenia.
– Oszalałaś?! – naskoczyła na mnie Beata, kiedy piłyśmy kakaową nalewkę. – Kto to słyszał, żeby się tak głupio poddawać?! Wskakuj w jakąś szykowną kieckę i leć do niego! Możesz odpuścić dopiero, kiedy powie ci prosto w nos, że nic z tego nie będzie – poradziła mi moja przyjaciółka. No i po kilku minutach odstawiona w przykrótką, czarną mini, szpilki i zabójczy makijaż, dzwoniłam do jego drzwi.

Może odwagi dodał mi wypity likier, a może uwierzyłam, że Beata ma rację? Kto wie, w każdym ra-zie byłam gotowa wyznać mu miłość, kiedy usłyszałam, że nadjeżdża winda. Wysiadł z niej Dariusz, ale mnie nie zauważył. Za bardzo był zajęty obściskiwaniem się z… młodym, wysokim mężczyzną w skórze.
– Yyy, Anita? – zmieszany wyjąkał na mój widok. – Dzwoniłaś do mnie?
– A tak, chciałam cię zaprosić na drinka, ale widzę, że jesteś zajęty – wyjąkałam i szybko zniknęłam w drzwiach mojego mieszkania. Matko Święta!
– Już? – zdziwiła się Beata. – Dał ci kosza? – doskoczyła do mnie, zerkając przez wizjer. – Zaraz, zaraz, czy ci dwoje, czy oni…
– Tak, kochana. Nasz Dario niestety kocha inaczej i chwała Bogu za to, że nie zrobiłam z siebie idiotki – westchnęłam, dolewając sobie nalewki. – Za tragiczną śmierć złudzeń – wzniosłam toast i wybuchnęłyśmy śmiechem. Ale numer!

Więcej prawdziwych historii:
„Każdy facet, którego kochałam, zostawiał mnie dla innej. I to nie młodszej, ładniejszej i bogatszej...”
„Przez 5 lat nie miałem pojęcia, że mam syna. O jego istnieniu dowiedziałem się tuż przed jego... pogrzebem”
„Powiedziałam żonie szefa o jego romansie. Zamiast mi podziękować, potraktowała mnie jak śmiecia”

Redakcja poleca

REKLAMA