Mój brat zawsze był lepszy ode mnie, we wszystkim, co robił. To było raczej naturalne, biorąc pod uwagę fakt, że dzieliło nas 12 lat różnicy. Gdy ja składałem swoje pierwsze logiczne zdania, on w tym czasie zaczynał podrywanie dziewczyn. Nie mieliśmy ze sobą dobrego kontaktu, bo dzieliła nas po prostu przepaść. Jako mały chłopiec widziałem w bracie wzór do naśladowania, co nie było dla mnie łatwe, bo wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie mu dorównać. Nieważne jak bardzo bym się starał.
Lepiej czytał, pisał i liczył
Marcin wybrał studia medyczne, dostał się na nie bez problemu. Ja w tym czasie byłem gówniarzem uczącym się w podstawówce, któremu z trudnością przychodziło rozwiązywanie najprostszych zadań matematycznych. Do tego był przystojny, bardzo dobrze się ubierał i otaczał go wianuszek dziewczyn. Mnie w tym czasie prześladował trądzik i przetłuszczające się włosy, więc czułem się jak brzydkie kaczątko bez szans na poprawę swojej sytuacji.
– Michał, nie możesz być jak swój brat? – mój ojciec często zadawał mi to pytanie.
To retoryczne pytanie towarzyszyło mi na każdym kroku. I jak mogłem się wtedy czuć, gdy moja pewność siebie na każdym kroku była wdeptywana w podłoże? Na dodatek Marcin lubił się rządzić i pokazywać mi palcem, co mam zrobić. Byłem popychadłem, które wyręczało go w wielu rzeczach. A gdy czegoś nie zrobiłem, wtedy czekały mnie wrzaski i nagany z jego strony. Ciągle mi coś rozkazywał, ciągle narzucał mi swoje zdanie. Wszystko musiałem robić tak, jak on sobie tego życzy. Był moim trzecim rodzicem, który zabraniał mi jedzenia słodyczy i oglądania ulubionych kreskówek. Pilnował, bym do końca zjadał wszystkie posiłki, był jak tyran, a nie starszy brat.
Nigdy za sobą nie przepadaliśmy
Po skończonych studiach Marcin wyprowadzi się do większego miasta, gdzie miał odbywać staż. Nasze wzajemne kontakty niemal przestały istnieć i ograniczały się jedynie do przelotnego „cześć” w drzwiach domu, do którego wracał raz w miesiącu. Nie chcieliśmy spędzać ze sobą czasu, wtedy to ja byłem już na etapie spotkań z kolegami i to oni byli dla mnie najważniejszy. Nie cierpiałem z powodu kiepskiej więzi z bratem, jemu też nasze relacje były obojętne. Nie powiem, czasami żałowałem, że nie mogę na niego liczyć i nie możemy ze sobą porozmawiać jak brat z bratem. Wiedziałem, że ten wyidealizowany obraz braterstwa nigdy nie zdarzy się w moim życiu.
Rywalizowaliśmy ze sobą na każdej płaszczyźnie. Każdy z nas chciał być ulubionym dzieckiem naszych rodziców, ale ja zawsze zdawałem sobie sprawę, że jestem na straconej pozycji. Bo jak mam wygrać z panem doktorem o renomowanej specjalizacji? Niestety, nasza rywalizacja dość szybko się skończyła, ponieważ nasi rodzice zmarli, odchodząc ze świata kilka tygodni po sobie. W wieku 25 lat stałem nad ich grobem z pustką w sercu, bo wtedy z pełną mocą dotarło do mnie, że na świecie został mi tylko brat.
Marcin miał wtedy 37 lat, był po rozwodzie. Mnie do tej pory nie udało się zbudować dłuższego i poważniejszego związku z żadną kobietą. Staliśmy na tym cmentarzu dosłownie jak dwie sieroty, w milczeniu, nie wiedząc, jak powinniśmy się względem siebie zachować. Pocieszyć? Przytulić? Objąć? Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, nie wiedzieliśmy, jak ze sobą przebywać.
– Michał, ja po prostu nie wierzę w to, że ich już nie ma – Marcin odezwał się nagle i przerwał ogłuszającą ciszę.
Po tych słowach znowu zapadło milczenie. Też nie wierzyłem, że od teraz mój dom będzie całkiem pusty. Ojciec już mnie nie poprosi o pomoc przy komputerze, a matka nie zapyta, co chciałbym zjeść na obiad. Nadal z nimi mieszkałem, bo nie potrafiłem się zebrać w sobie i zacząć żyć na własną rękę. Było mi tak wygodnie, ale z drugiej strony często widziałem rozczarowany moją postawą wzrok ojca.
Nie wierzyłem, że to powiedział
Z cmentarza udaliśmy się do domu rodzinnego, by przejrzeć dokumenty i załatwić niezbędne formalności.
– Żebyś ty wiedział, jak bardzo cię nienawidziłem – Marcin wyrzucił z siebie te słowa i wyprostował się nagle, jakby pozbył się w ten sposób kamienia przywiązanego do szyi.
Popatrzyłem na niego, bo nie miałem pewności, że te słowa naprawdę padły z jego ust. Przecież nie powinno się mówić takich słów. Ojciec zawsze nam mówił, że trzeba zachować pozory. Trzeba być grzecznym i ułożonym, nawet wtedy, gdy sytuacja skłania cię do całkiem innego zachowania.
– Wiesz, że ja ciebie też nie cierpiałem – wypowiedziałem te słowa, chociaż czułem, że mówi to ktoś inny.
– Miałem 12 lat, gdy się urodziłeś. Chciałem spotykać się z kolegami, grać z nimi w piłkę, latać po parku. Latem myślałem, że rodzice puszą mnie na jakieś kolonie i na chwilę wyrwę się z tego domu. A ja co? Zostałem uziemiony w domu, bo musiałem się tobą zająć. Miałem być na każde zawołanie – przynieś, wynieś, zmień pieluchę, podaj butelkę. Nie zdajesz sobie sprawy, jak ja tego nienawidziłem!
Niemożliwe! Jaki on był wykorzystywany i uciśniony!
– Ciągle się na mnie darłeś! Wyganiałeś mnie ciągle ze swojego pokoju, nic nie mogłem dotykać, rozkazywałeś mi i wiecznie wytykałeś błędy.
– A co miałem robić? Zawsze byłeś strasznie wkurzający. Jak sobie przypominam, że musiałem być twoją niańką, to robi mi się niedobrze. Ciągle tylko „popilnuj go”, „sprawdź, co robi”, „zajmij się nim”. W domu i na dworze, wiecznie to samo. Ja chciałem być nastolatkiem, podrywać dziewczyny, a nie być niańką na cały etat. Cały czas wyłeś.
– Wyłem, bo mnie szturchałeś albo ciągnąłeś za rękę. Pamiętam trochę z tych czasów…
– Wtedy wydawało mi się, że już gorzej być nie może. Ale gdy poszedłeś do szkoły, a ja miałem maturę, zaczął się koszmar. Z jednej strony rozwiązywałem trudne zadania z chemii, z drugiej – pilnowałem, żeby twoje koślawe litery mieściły się w linijkach. Jeszcze do tego ta przeklęta nauka czytania. Dukałeś jak jakiś analfabeta! – powiedział Marcin ze złością.
– Nie przesadzaj, dobrze czytałem, zanim jeszcze poszedłem do szkoły. Ale tobie to nie przeszkadzało, by ze mnie szydzić i drwić, kiedy miałem problemy z matmą…
– Z matematyką? Człowieku, pomyśl jaką katorgą było wbicie ci do głowy czasowników nieregularnych z angielskiego. Myślałem, że oszaleję! To przecież było banalne, a ty zachowywałeś się, jakby ktoś wyciął ci kawałek mózgu odpowiedzialny za logiczne myślenie. Do tego nie raz musiałem sam odrabiać za ciebie lekcje, robić jakieś prace na technikę, cuda na kiju.
– Zawsze byłeś ode mnie lepszy we wszystkim. Starałem się chociaż trochę ci dorównać, ale z góry wiedziałem, że mi się nie uda… W pewnym momencie po prostu się poddałem, byle tylko nie słyszeć już komentarzy ojca…
Spróbujemy się jakoś dogadać
Między nami znowu zapadła cisza. Poszedłem do kuchni, by zrobić nam kawę. Pamiętałem, jaką lubi najbardziej. Gdy wróciłem do pokoju, Marcin nagle na mnie spojrzał.
– Przepraszam, że byłem dla ciebie tak okrutny
– Ja też cię przepraszam, że musiałeś się mną zajmować jak własnym dzieckiem…
– Daj spokój, to przecież nie jest twoja wina, tylko rodziców. Gdyby nie zrobili ze mnie twojej niańki, to może jakoś udałoby się nam dogadać… Teraz pamiętam tylko to, że uważałem cię za główną przeszkodę, by móc żyć po swojemu.
Było mi smutno i głupio jednocześnie. Usiadłem naprzeciwko Marcina i powiedziałem:
– Stary, niedługo stuknie ci czterdziestka. To chyba najwyższy czas, by popracować nad traumami z dawnych lat.
– Taaa, a ty naucz się czegoś na moich błędach teraz, jeszcze przed trzydziestymi urodzinami – uśmiechnął się z lekką ironią.
W tym momencie poczułem, że między nami runął mur wzajemnej złości, niedomówień i niechęci. Wydawało mi się, że zniknął powód zazdrości i wzajemnego obrzucania się żalami.
– Co powiesz na to, byśmy spróbowali się poznać, wiesz, jak kumple?
– Wolę cię poznać jak brata – odparł Marcin.
Kolejne tygodnie i miesiące nie były dla nas łatwe. Musieliśmy przepracować wiele problemów, które tkwiły w nas bardzo głęboko i nie można było się ich pozbyć w jednym momencie. Proces trwał i z każdą rozmową otwieraliśmy się na siebie, poznawaliśmy się. Wtedy dotarło do mnie, że mój brat–geniusz nie jest ideałem, popełnił w życiu wiele błędów. Zdałem sobie sprawę, że ja, ten gnojek z niską samooceną, może swojemu starszemu bratu wiele zaproponować, na przykład silną, pomocną dłoń w momencie zawahania. Nie wiem, czy nam się uda, ale próbujemy. Chcemy być dla siebie bliskimi osobami.
Czytaj także:
„Mąż podrywał kolejne stażystki, a ja w tym czasie po ciuch przejmowałam firmę. To taka moja mała zemsta”
„Mój mąż nie rozstaje się z telefonem. Chciałabym włamać się do jego komórki, bo podejrzewam, że mnie zdradza”
„Mąż był panem i władcą, a ja jego poddaną. Nawet umrzeć nie mogłam, bo opuszczenie go, byłoby buntem”